Bez kategorii
Like

Wyścigi idiotów w kłóceniu się

12/08/2011
363 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Pewnego popołudnia Hiobowscy zaniepokoili się. Łukaszka nie było w domu przez cały dzień.
– Gdzie on się podziewa? – denerwował się dziadek Łukaszka.

0


Pewnego popołudnia Hiobowscy zaniepokoili się. Łukaszka nie było w domu przez cały dzień.
– Gdzie on się podziewa? – denerwował się dziadek Łukaszka.
– Są wakacje, niech sobie biega – rzekła pobłażliwie babcia.
– Przecież ktoś mógł go porwać! – zapiał dziadek. – Dla okupu!
– Dla okupu? – babcia spojrzała niespokojnie na szufladę kredensu w której trzymała rentę.
– Nie dam złamanego euro! – rzuciła z zaciętością siostra Łukaszka. – Ten mały gnojek…
– To kwestię okupu mamy już rozstrzygniętą – zauważył spokojnie tata Łukaszka i sięgnął po komórkę. – Najprościej będzie chyba porozmawiać z nim bezpośrednio i zapytać gdzie jest. Halo…? Młody człowieku, tu mówi twój ojciec… Co?! co?!!! Co to ma znaczyć: dzień dobry panie listonoszu?!!! Nie śmiej się, bezczelny gnojku!!!
I rozeźlony tata Łukaszka rozłączył rozmowę.
– Miałeś się go spytać gdzie jest – przypomniała siostra Łukaszka. Ale tata obrażony patrzył w okno. Dziadek westchnął i sięgnął po swój telefon. Ustalił, że Łukaszek jest w parku. Babci Łukaszka przypomniało się, że niedaleko mieszka znajoma mamy Łukaszka, do której mama się udała. Dziadek wykonał zatem jeszcze jeden telefon i ustalono, że mama zabierze Łukaszka z parku i przywiezie do domu.
Mama spotkała Łukaszka w parku, gdy ten wraz z Grubym Maćkiem i okularnikiem w trzeciej ławki rozmawiali zaaferowani na jakiś temat.
– O, mama – zauważył Łukaszek. – To cześć chłopaki, chodź, idziemy już, no…
Mamie Łukaszka zapaliła się czerwona lampka. Spodziewała się, że Łukaszek będzie opierał się grymasił. A tu wręcz odwrotnie…
– No chodź, idziemy – nalegał Łukaszek. Mama Łukaszka rozejrzała się i zobaczyła grupki osób idących w stroną centrum parku.
– Co tam się dzieje? – spytała podejrzliwie.
– Nic – odparł (podejrzanie) szybko Łukaszek. – no chodź, idziemy, musimy iść.
– Idziemy tam – zdecydowała mama Łukaszka, złapała syna za rękę i pociągnęła go w stronę centrum parku. A tam działy się dziwne rzeczy. Na wielkim, asfaltowym placu sportowym siedział jakiś facet na krześle. Obok niego stała jakaś tablica, a fragment placu był wygrodzony linką.
– "Wyścigi idiotów w kłóceniu się" – przeczytała mama Łukaszka na tablicy i osłupiała z oburzenia. Zresztą osób, którym się to nie spodziewało było więcej.
– Zamierzam zorganizować wyścigi idiotów, którzy będą się ze mną kłócić – oznajmił facet siedzący na krześle. – Jeśli ktoś uważa się za idiotę, to proszę stanąć tam, na tym miejscu wygrodzonym linką i możecie się ze mną kłócić. Zazwyczaj nie cierpię idiotów, ale dziś was dopuszczę przed swoje oblicze. No dalej, idioci, stawać mi tu zaraz w szranki!
– Niech pan da spokój – powiedział ktoś stojący w grupie ludzi po drugiej stronie placu. – nikt tam nie pójdzie, bo byłoby to jednoznaczne z przyznaniem się do bycia idiotą…
– Proszę mi nie psuć zabawy! – ofuknął go lokator krzesła.
– Skandal! Hańba! Faszyzm! – zawyła oburzona część społeczeństwa, w tym mama Łukaszka, po czym owa grupa osób… stanęła na miejscu wygrodzonym linką. Na lince bujała się wesoło tabliczka z napisem "Miejsce dla idiotów".
– Nie sądziłem, że tyle osób skorzysta z mojego zaproszenia – zatarł ręce zadowolony facet z krzesła. – To co, kłócimy się?
– Nie będziemy się z panem kłócić! – doleciało zza linki.
– Ależ będziecie – odparł uprzejmie facet. – Następny!
– Jest pan faszystą i antysemitą!
– Nie jestem! Następny!
– Jak pan śmie propagować tak szkodliwe i chamskie inicjatywy!
– Ależ wy je podejmujecie. Następny!
– Przecież to stoi w sprzeczności z wartościami chrześcijańskimi!
– I co z tego? Następny!
– Pan sam jest idiotą!
– Nieprawda! Następny!
– Nie zmusi nas pan do wejścia w role idiotów!
– Czyżby? Następny!
– Czy pan wie, jak się przez pana czują ofiary katastrofy smoleńskiej?
– Nic nie czują, bo nie żyją. Następny!
Ale oponenci nie mówili już po kolei, ale się przekrzykiwali i wygrażali pięściami. Że oni nie pozwolą się uważać za idiotów, że idiotą jest ten facet na krześle i że się nie będą z nim kłócić. Facet siedział na krześle, komentował na głos co niektórych oponentów i pękał ze śmiechu, a za nim część parkowej publiczności. Na placyk ogrodzony linkami parli następni dyskutanci. Łukaszek spojrzał na swoją mamę, która sama przepchnęła się  tuż za tabliczkę "Miejsce dla idiotów" i krzyczała, że ona nie pozwolić robić z siebie idiotki.
Łukaszek westchnął, a potem rozejrzał się i zobaczył rozbitą butelkę leżącą koło kubła. podszedł, westchnął jeszcze raz, a potem chwycił jakiś większy kawałek i ostrym końcem przejechał sobie delikatnie po przedramieniu. Pokazała się krew. Wyrzucił szkło, podszedł do placyku i zaczął głośno krzyczeć w stronę swojej mamy.
– Krew! – zawołała mama Łukaszka i zaczęła żywo wypychać się z tłumu. – Co za safanduła! Co za idiota! Nie można cię nawet na chwilę spuścić z oczu! Zupełnie jak twój ojciec! Bardzo cię boli? Tak się darłeś, a tej krwi to tak ledwo ledwo.
– Nie boli – odparł zgodnie z prawdą Łukaszek.
– A zarazki? Trzeba to zdezynfekować! Natychmiast idziemy do domu! – zakomenderowała mama.
– Uff… – Łukaszek westchnął jeszcze raz.
Tymczasem facet wstał z krzesła znudzony, wziął je i poszedł sobie. Jego oponenci zza linki, tworzący do tej pory zwarty front, zaczęli dyskutować między sobą, kłócić się i stopniowo rozpadali się na coraz mniejsze grupki krążące po parku.

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758