Wartość sojuszy
POLSKA

Wartość sojuszy

31/08/2018
4 wyświetlenia
4 komentarze
19 minut czytania

Nagromadziło się różnych publikacji związanych z rocznicą wybuchu II wojny światowej, wprawdzie z datą jej rozpoczęcia jest podobnie jak z zakończeniem w Europie, różni różnie ją pojmują. Podstawowy spór toczy się o to czy można było jej uniknąć? Determiniści uważają, że nie można było żaden sposób uniknąć przeznaczenia jakim była ta wojna przynajmniej dla Europy. Otóż nic bardziej fałszywego, w okresie półwiecza istnienia imperium sowieckiego Europa była znacznie lepiej przygotowana do wojny niż w 1939 roku, a mimo to wojna nie wybuchła z oczywistego powodu: – zaistnienia tego czego brakowało przed wojną, stanowczego ostrzeżenia potencjalnego agresora, że spotka się ze zdecydowanym oporem. Ujawniło się to po raz pierwszy w czasie kryzysu berlińskiego, kiedy Amerykanie wykazali nie tylko odporność na sowieckie […]

0


Nagromadziło się różnych publikacji związanych z rocznicą wybuchu II wojny światowej, wprawdzie z datą jej rozpoczęcia jest podobnie jak z zakończeniem w Europie, różni różnie ją pojmują.

Podstawowy spór toczy się o to czy można było jej uniknąć?

Determiniści uważają, że nie można było żaden sposób uniknąć przeznaczenia jakim była ta wojna przynajmniej dla Europy.

Otóż nic bardziej fałszywego, w okresie półwiecza istnienia imperium sowieckiego Europa była znacznie lepiej przygotowana do wojny niż w 1939 roku, a mimo to wojna nie wybuchła z oczywistego powodu: – zaistnienia tego czego brakowało przed wojną, stanowczego ostrzeżenia potencjalnego agresora, że spotka się ze zdecydowanym oporem.

Ujawniło się to po raz pierwszy w czasie kryzysu berlińskiego, kiedy Amerykanie wykazali nie tylko odporność na sowieckie groźby, ale przede wszystkim pokazali swoje możliwości organizacyjno techniczne.

Podobnie było z kryzysem kubańskim, a zatem nie ma czegoś takiego jak nieunikniona wojna,

Można uznać za wyjątek od reguły wybuch I wojny światowej, a właściwie w pierwszej fazie europejskiej, Europa wówczas poza normalnymi, lokalnymi awanturami bałkańskimi żyła od czasu wojny prusko francuskiej przez kilkadziesiąt lat w pokoju budując dobrobyt i pozornie długotrwały pokój.

Jednakże pruskie ambicje podsycane dotychczasowymi sukcesami w podbojach i rosyjskie nadzieje na możliwości rozszerzenia swojego imperialnego władania na terenie Europy przy wsparciu francuskich chęci rewanżu za poniesioną klęskę w 1870 roku, spowodowały narastanie konfliktu.

Zamach w Sarajewie wyglądający na zorganizowaną prowokację, spowodował łańcuch wydarzeń prowadzących nieuchronnie do „powszechnej wojny narodów” wymodlonej przez Mickiewicza jako jedyna droga do odzyskania niepodległości Polski.

Trzej cesarze, zaborcy Polski nie przewidzieli swego własnego upadku w wyniku tej wojny i mimo niechęci zarówno ze strony Mikołaja II jak i Franciszka Józefa I dali się sprowokować Wilhelmowi II, rzeczywiście dążącemu do wojny.

Car, który po doświadczeniach wojny japońskiej i rewolucji w 1905 roku powinien był unikać wojny, miał okazję żeby potępić królobójstwo i wystąpić jako arbiter w sprawie konfliktu austriacko serbskiego ratując pokój, a nade wszystko własną skórę wraz z rodziną.

 Czteroletnia wojna w Europie poza ofiarami ludzkimi szacowanymi na około 8 milionów i wielkimi stratami materialnymi, przyniosła głębokie zmiany w sytuacji politycznej Europy. Upadły trzy cesarstwa zaborców Polski, na ich gruzach powstały państwa republikańskie, ale także skorzystały dwie monarchie –Rumunia i Serbia przekształcona w królestwo Jugosławii.

Zmieniły się stosunki społeczne i obyczajowość, powstały zaczątki państw totalitarnych negujących całkowicie dotychczasowy dorobek kultury europejskiej.

Wprawdzie już w XIX wieku można było spodziewać się zmian w stosunkach politycznych i społecznych krajów europejskich, ale wojna nie tylko przyśpieszyła ten proces, lecz też nadała mu wypaczony charakter, który zrodził takie potwory jak bolszewizm i hitleryzm.

Obydwa te ruchy dążyły do podpalenia świata i zburzenia istniejącego porządku.

Czy jednak były możliwości powstrzymania nie tylko tych zamiarów, ale też i istnienia ośrodków śmiertelnego zagrożenia?

Dzisiaj już wiemy, że utrzymanie się przy władzy bolszewików było wynikiem zewnętrznej pomocy, jaką uzyskali zarówno ze strony niemieckiej jak i anglosaskiej.

Również Hitler mógł zostać niedopuszczony do władzy lub obalony natychmiast po jej zdobyciu, ale zostały poczynione świadome kroki w celu podtrzymania go zarówno ze strony sowieckiej jak i brytyjskiej.

Sprawa Hitlera ma tu szczególne znaczenie jako tego, który w zamysłach Stalina miał mu utorować drogę do podboju całej Europy.

Stalin kurczowo trzymał się planu, który odziedziczył po Leninie.

Prowokował wywołanie wojny w Europie i włączenie się doń w końcowej fazie w celu opanowania wykrwawionej i niezdolnej do obrony Europy

Hitler posłusznie wykonał plan Stalina rozpalając pożogę europejską i jeszcze zaoferował bolszewikom pół Polski, kraje bałtyckie, Besarabię i możliwość zagarnięcia Karelii.

Dla Stalina była to jednak tylko przekąska, oczekiwał na krwawą i wyczerpującą wojnę na zachodzie, która otworzy mu możliwości pójścia na zachód tak daleko jak się tylko da.

I tu nastąpiło wielkie rozczarowanie: – najpierw „drole de guerre”, która wprowadziła   Stalina w przerażenie, że państwa zachodnie dogadają się i wspólnie podejmą wyprawę przeciwko Sowietom. Wobec tego uintensywnił pomoc Hitlerowi mnożąc dowody swojej lojalności z Katyniem włącznie.

Błyskawiczny upadek Francji, między innymi jako skutek bolszewickiej agitacji w społeczeństwie i wojsku francuskim /„mourir pour le Dantzig?!”/ był ciosem w plany Stalina, które należało natychmiast zmienić z ataku na obronę.

Nie chciał lub nie potrafił tego zrobić i wbrew widocznym dla każdego obserwatora faktom niemieckich przygotowań do ataku, ciągle liczył na podjęcie sowieckiej ofensywy na zachód może jeszcze w 1941 roku, a najpewniej w 1942.Wszystkie te kalkulacje padły 22 czerwca 1941 roku i przerażony Stalin podjął się próby powtórki z traktatu brzeskiego. Dlatego nie było go w pierwszych dniach wojny, a żałosne przemówienie do „sowieckiego narodu” musiał wygłosić Mołotow – nominalny sprawca spisku sowiecko niemieckiego i winowajca zaistniałej sytuacji.

Odrzucenie przez Hitlera propozycji pokojowych zmusiło Stalina do przyjęcia nowej roli – obrońcy Rosji, co się uwidoczniło w treści przemówienia „bracia i siostry”, a nie „towarzysze”.

Okoliczności tego wydarzenia do dziś nie zostały wyjaśnione, a główny sprawca wojny został ogłoszony „obrońcą ludzkości i demokracji”.

Francja natomiast sama miała zamiar zamknąć się za linią Maginota i czekać aż Rosja podejmie za nią trud wojny, takie nadzieje rozbudził w niej napuszczony przez Stalina Litwinow, który fingował różnego rodzaju koalicje dla rzekomej walki z faszyzmem.

Po wypełnieniu tej misji został odwołany, o czym zresztą uprzedził polskiego ambasadora w Moskwie – Grzybowskiego, którego zaprosił na spotkanie o drugiej w nocy i przy nastawionym na cały głos radiu powiadomił o tym, że odchodzi a jego miejsce obsadza Mołotow i dla Polski przychodzą bardzo złe czasy.

Wbrew temu co się powszechnie uznaje inicjatywa spisku z Niemcami wyszła z Moskwy a nie z Berlina.

Francuzi jednak do ostatniej chwili łudzili się, że uda się namówić Sowiety na wojnę z Niemcami i na prowokacyjne żądanie ich zezwolenia jeszcze przed wojną na wkroczenie do Polski, nie pytając o zgodę polskiego rządu zaakceptowali tę propozycję.

Stalin z tej odpowiedzi uzyskał to czego chciał, a mianowicie zgodę zachodnich aliantów na zabór wschodnich ziem Polski, jako zapłaty za udział w wojnie.

Ale przecież nie tylko Francuzi liczyli na Sowiety, podobnie i Benesz, który posunął się tak daleko w swoich propozycjach, że oprócz rozbioru Polski zaoferował też Stalinowi Ruś Zakarpacką. W świetle tego humorystycznie brzmią żale, że Polska nie zawarła sojuszu obronnego z Czechosłowacją. Było to tak samo prawdopodobne jak naiwne propozycje Sikorskiego federacji polsko czeskiej.

Ja sam mam pewne doświadczenia z czeskiej wiarygodności, otóż w roku 1950 odbyła się w zarządzie portu szczecińskiego narada dotycząca perspektyw rozwojowych tego portu. Wygłosiłem wówczas referat proponujący między innymi powiązanie traktu odrzańskiego kanałem z systemem dunajskim i szerokie udostępnienie portu dla czeskiej floty i przeładunków.

Już wówczas powstała „czeska strefa portowa” w Szczecinie zbudowana polskim kosztem.

Czesi, którzy brali udział w konferencji i zaakceptowali ideę wspólnego portu, po powrocie do Pragi natychmiast polecieli do Moskwy przedstawiając polskie propozycje. Otrzymali oczywiście odpowiedź negatywną i w jakiś czas całkowicie wycofali się ze współdziałania, tak że trzeba było „czeską strefę” zlikwidować.

Nota bene jeden z Czechów powiadomił mnie o praktycznych przyczynach takiego posunięcia, nie była nią głoszona kongestia portu hamburskiego jako alternatywy Szczecina, ale proza w postaci diet wypłacanych w bundesmarkach a nie w złotówkach i wyjątkowa „życzliwość” niemieckich kontrahentów wobec czeskich klientów.

Mamy zatem obrazek sojuszniczych stosunków w przedwojennej Europie, wszyscy po kolei liczyli na kogoś innego byle nie na siebie. Nikt poza Polska nie traktował poważnie podjętych zobowiązań traktatowych licząc na możliwość wyślizgnięcia się z nich cudzym kosztem.

Jeszcze gorsze oblicze te stosunki przybrały w końcu wojny, kiedy podjęto bez cienia żenady decyzje o handlowaniu swoimi sojusznikami z Polską na czele.

W efekcie wojna skończyła się to totalnym zniszczeniem i niezrealizowanymi zamierzeniami.

Nawet nominalnie największy zwycięzca – Stalin przeżył zawód czemu dał wyraz, kiedy gratulowano mu największego w historii Rosji zwycięstwa.

Powiedział wówczas z żalem: „przecież Aleksander I był w Paryżu”.

Ale dla Rosji nawet nie to było największą stratą i nie potworne straty materialne, lecz ubytek przeszło dwudziestu milionów ludzi, którego naród rosyjski do dziś nie odrobił.

Przykład tamtej wojny świadczy o kruchości sojuszy zawieranych przez jednych w dobrej wierze, a przez drugich z pełną świadomością traktowanych jako pułapka na naiwnych.

Czy na podstawie tych doświadczeń można mieć zaufanie do sojuszy zawieranych obecnie?

W końcu XX wieku szczytem polskich marzeń była przynależność do paktu obronnego NATO i europejskiej wspólnoty.

Obecnie już od wielu lat jesteśmy członkami zarówno NATO jak i UE, ale nasz stosunek do obydwu tych organizacji mających nam gwarantować bezpieczeństwo i dobrobyt już z pewnością nie jest tak entuzjastyczny.

Mamy ciągle jeszcze niedostatki zmuszające do masowej emigracji zarobkowej zjawiska charakterystycznego dla najuboższych społeczeństw i pociągającego za sobą ujemne skutki gospodarcze i społeczne.

Równocześnie nie mamy poczucia pełnego bezpieczeństwa wobec zagrożeń wynikających zarówno z naszego położenia geopolitycznego jak i postępowania naszych sojuszników.

Żyjemy w ciągłej niepewności czy nasze sojusze nie mają podobnej wartości jak przedwojenne. Uzyskanie objawów dobrej woli i potwierdzenia wiarygodności jest niezmiernie utrudnione. W NATO wydawało się rzeczą naturalną, że po utraceniu przez Niemcy pozycji państwa granicznego aktywa tego sojuszu będą przeniesione do Polski, tymczasem po upływie dwudziestu lat musimy się cieszyć z tego że jakieś drobne fragmenty struktury istniejącej w Niemczech przenoszone są do Polski.

Najgorsze jest jednak to, że do tej pory nie ma konkretnego planu obronnego obejmującego ziemie polskie.

Na tym tle kompromitująco nie tyle dla Polski ile dla NATO wypada sprawa zakupu australijskich fregat czy innych rozwiązań. Przecież wojna na Bałtyku to nie tylko sprawa Polski, ale wszystkich krajów, członków NATO leżących nad Bałtykiem i udział Polski powinien być pochodna wspólnego planu. Tymczasem rozważania na ten temat prowadzone są tak jakbyśmy sami mieli na morzu walczyć. Zupełnie jak przed wojną, kiedy naszym sojusznikom nawet na myśl nie przyszło żeby Polsce coś w tym dziele pomóc, mimo że rozporządzali wielokrotną przewagą w siłach morskich nad ewentualnymi agresorami na tym akwenie.

Podobnie wygląda sprawa z naszymi siłami lądowymi, które powinny mieć wyznaczoną rolę we wspólnym planie obronnym i do tego dostosować cały polski potencjał wojenny.

Małą wiarygodność ma taki sojusznik, który nie zadba o podstawowe elementy sojuszu wojskowego.

O naszych sojusznikach politycznych i gospodarczych można się wypowiedzieć jeszcze gorzej, gdyż nie tylko nie dbają o podtrzymanie sojuszu, ale uważają za stosowne ciągłe uprawianie szykan w stosunku do Polski. Począwszy od dyskryminacji polskiego rolnictwa, których wizytówką były osławione limity produkcji mleka i cukru, po zniszczenie naszych najbardziej konkurencyjnych dziedzin przemysłu i likwidację autonomicznej działalności gospodarczej na rzecz najprymitywniejszych usług wobec gospodarki głównie niemieckiej i dostarczania emigranckiej, taniej siły roboczej.

Tak jesteśmy traktowani przez naszych sojuszników europejskich i pozaeuropejskich

I może ktoś powiedzieć, że dobrze nam tak, bo sami sobie ich nie tylko dobraliśmy, ale jeszcze wymarzyliśmy.

Otóż jest to jeszcze jedno kłamstwo powielane jako prawda objawiona.

Nie mogliśmy niczego wybierać gdyż to nie my decydowaliśmy o PRL ani o jej następczyni „III Rzeczpospolitej”. Nawet nie decydowały o tym rządzący w PRL z Jaruzelskim na czele, decydowali ci, którzy dokonali rozbiórki Sowietów i montowania nowego układu europejskiego.

Cała ta operacja nie miała z pewnością na celu dobra ujarzmionych narodów, ale też i dobra innych poza określoną oligarchią.

W ten sposób został stworzony karykaturalny układ noszący „jak na urągowisko sprzeczne z naturą nazwisko” jak choćby Unia Europejska, lub SNG / sojuz niezawisimych gosudarstw/.

Istniejące sojusze mają podobne cechy co nasze przedwojenne, zawierają różne obietnice, które mogą, ale nie muszą być dotrzymane.

Co zatem z nimi robić?

Po pierwsze nie można grać roli uszczęśliwionego, co czynią z wielkim zapałem kolejne rządy „III Rzeczpospolitej”. Trzeba ciągle podkreślać, że jesteśmy pokrzywdzeni i że nam się stale coś należy.

Nie miejmy złudzeń, mocni zawierają sojusze ze słabszymi tylko w przypadku, gdy widzą w tym wyłącznie swój interes, a zatem jeżeli im nie zależy to i tak ten sojusz nic nie jest wart, wobec tego nie ma ryzyka.

Jeżeli jednak jest coś wart to opłaca się sprawdzić jaka jest jego cena.

Nie ma co zatem dziękować Amerykanom, że przysyła nam batalion czy choćby i brygadę kiedy w Niemczech utrzymywali całą armię, ale trzeba im to cały czas przypominać dodając do tego objawy wdzięczności niemieckiej za tą ochronę.

Jest tylko jeden szkopuł, trzeba zawsze mieć w zapasie alternatywę, a to wymaga bardzo precyzyjnej i subtelnej gry, a przede wszystkim wzmocnienia swojej pozycji pod każdym względem.

Z silnym inaczej się rozmawia.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

4 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758