Temat wywołał burzę komentarzy itp zresztą słusznie, ale wydaje mi się, że w wielu pomija się istotę tego, co mogliśmy zobaczyć na ekranie. Bo to, że Monika Richardson zaprezentowała łagodnie mówiąc "spowolnienie umysłowe", to dla wszystkich chyba jest jasne.

Nie wszyscy jednak dostrzegają przykład medialnej manipulacji, która dzięki temu,  że dzielny Bosak nie dał się "skanalizować" miała szansę wyjść na jaw. Mówiąc krótko – dzięki tej rozmowie, mieliśmy szansję na chwilę – jako publiczność, zajrzeć za kulisy.

Co tam zobaczyliśmy? Ano zobaczyliśmy w pełnej krasie "warsztat" dziennikarski 21 wieku. Czasów mediokracji. Warsztat polegający na tym, że pisze się scenariusz nawet do wydarzeń które dzieją się "na żywo". Mówiąc inaczej – kształtuje się każdy przekaz wedle własnego mniemania i chęci –  nawet ten który w czasie rzeczywistym dzieje się na naszych oczach.

Z tym właśnie mieliśmy do czynienia podczas tego programu. Cel jest wyraźnie określony. Chodzi o to, by postawić mniej lubianego, niepopieranego rozmówce w niekorzystnym świetle, zdyskredytować jego osobę i jego opinie.

Telewizje typu Tusk Vision Network wykorzystują w tym celu całą ogromną przewagę jaką mają nad politykiem/gościem, którego zapraszają do programu. Mówiąc najprościej – taka osoba jest wciągana w dyskursową pułapkę. Efekt uzyskuje się dzięki "odpowiedniemu" doborowi gości i cichemu wsparciu prowadzącego dla jednej ze stron dyskusji (w tym przypadku Tadla po stronie Richardson).

Gość – na podobieństwo scenariusza filmowego – ma "wejść" w rolę dla niego przeznaczoną. Stygmatyzuje się więc takiego delikwenta już na starcie – tak jak zrobiły to Tadla z Richardson. Stygmatyzacja czy też inaczej – przyklejenie nalepki – miała miejsce we wprowadzeniu w dyskusję – młody, były działacz ligi polskich rodzin itp.

Bosak nie dał się wciągnąć w tę zagrywkę i nie zaczął od razu udowadniać, że nie jest wielbłądem. Prawdopodobnie myślał nieświadomie, że to tylko nic nie znaczące uszczypliwości na początek i że rozmowa będzie zmierzać do meritum co do którego się umówili – czyli zadania dla Polski podczas prezydencji w Unii itp.

Biedaczyna nie wiedział, że został wprowadzony w błąd co do tematu rozmowy. Tematem bowiem miały być jedynie "błędy i wypaczenia" eurosceptytków, którzy kiedyś hamowali nasze wejście do Unii. Na tym polu Bosak – (jako przegrany polityk – co na początku próbowała zasygnalizować Tadla) miał zostać poprostu skarcony, przeczołgany i wyśmiany.

Dodatkowo postawiono mu do dyskusji dwie stosunkowo atrakcyjne i starsze od niego kobiety, co dodatkowo miało utrudniać mu wyprowadzenie rzeczowych argumentów. W razie czego miał być sprowadzany do parteru sugestiami o swoim "gówniarstwie", niedojrzałości itp.

I tak rzeczywiście próbowała robić Richardson – tyle, że cały spektakl wymknął się spod kontroli.

Po pierwsze – Bosak nie dał się wyprowadzić z równowagi, nie przyjął personalnie właściwie chamstwa pod swoim adresem

Po drugie – trzymał się merytorycznie "tematu" dyskusji i nie dał się zbić z tropu mimo właściwie już wszelkich możliwych kół ratunkowych jakie Tadla wspólnie z Blondi serwowały. Był tego cały arsenał – od chichotu przez ironiczne miny, wręcz do pokrzykiwań ("niech Pan da już spokoj z tym Cameronem!").

Richardson poczuła jak grunt gwałtownie ucieka jej pod nogami, kiedy została zmuszona do merytorycznej dyskusji. Tutaj upadek był bardzo bolesny. Zamiast sensownych argumentów poleciały truizmy i banały podawane z taką egzaltacją, że mogło się to tylko kojarzyć z peanami pochwalnymi na cześć socjalistycznej gospodarki państw demokracji ludowej.

BYło strasznie – ale, to że spektakl udało się odrzeć z fasady – to tylko zasługa Bosaka. Muszę powiedzieć, że chłopak mi zaimponował opanowaniem i jasnością myślenia i wypowiadania się – zwłaszcza w tak skrajnie niekorzystnych warunkach.

Takie spektakle dzieją się jednak co dzień na naszych oczach. Są z reguły mniej dostrzegalne dla zwykłego zjadacza chleba.

Zasada manipulacji jest prosta: skonfrontować rozmówców, stanąć po jednej stronie sporu, w razie czego przerywać sensowny wywód, bagatelizować argumenty istotne, zmienić temat rozmowy na własny narzucony, skupić się na dyskredytacji jednej ze stron stygmatyzując ją na samym początku.

To jest pop – dziennikarstwo mediokracji.

Na całe szczęście Richardson nie opanowała roli. Dzięki temu udało się zerwać maskę i spojrzeć w oczy ignorancji, niewiedzy, chamstwu i najszczerszej głupocie.

swoją drogą – słyszałem, że PIS szykuje szkolenia medialne dla swoich posłów. Powinni w roli doradcy obsadzić Bosaka, bo mam wrażenie, że wielu działaczy na miejscu tego chłopaka zostałoby pożartych przez obie "nimfy" bez mrugnięcia okiem.

A Rchardson – no cóż…. NO COMMMENTS  :))))))