Bez kategorii
Like

Praca po biotechnologii zdaniem studentów

20/10/2012
3388 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Portal dolinabiotechnologiczna.pl zorganizował konkurs „Praca po Biotechnologii i Biologii Molekularnej. El Dorado, czy totalna porażka?”
oto praca, która zwyciężyła, wraz z komentarzami:

0


Studiowałem biotechnologię z zamiarem poznawania świata, zrozumienia procesów, pasjonowałem się pracą w laboratorium. Wykładowcy nigdy życia nie ułatwiali – „wymień 5 szczepów takich; podaj x enzymów oraz szukaj błędów w zdaniach złożonych na egzaminach wielokrotnego wyboru o 21:00”. Byłem jednym z lepszych studentów na roku i raz za razem otrzymywałem stypendium naukowe. Wierzyłem, że po studiach droga do Mekki się skończy, a zacznie El Dorado. Jakże się myliłem.

Na swoją pierwszą rozmowę kwalifikacyjną powtórzyłem sobie to i owo. Przeczytałem kilka publikacji odnośnie tego, czym zajmuje się mój potencjalny pracodawca. Czułem się przygotowany. Jak wyglądało spotkanie? W ciągu 10 sekund od wejścia rozmowa przemieniła się w regularny egzamin: „Proszę wymienić skład pożywki do hodowli przemysłowej(…)” itp. Kiedy po odpowiedziach na kolejne pytania słyszałem „To wszystko co Pan pamięta?” wiedziałem, że nie jest dobrze. W ciągu 2 min. zrozumiałem, że nie skończyłem tej specjalizacji, której pracodawca sobie życzy. Potrzebowałem przeszkolenia i wdrożenia. Przy czym pewnie i tak byłem już skreślony. Okazało się, że jako nowy pracownik nie byłbym kopalnią pomysłów od wejścia, a także, że nie miałem wiedzy równie szerokiej co laborant tej firmy z co najmniej kilkumiesięcznym stażem.

Na drugą rozmowę kwalifikacyjną byłem już przygotowany perfekcyjnie z tego czym zajmuje się firma. Przeczytałem konkretne rozdziały, 2 zagraniczne publikacje, przejrzałem najważniejsze pojęcia i techniki. „Nie może pójść źle” – naiwnie sądziłem. Na rozmowie kwalifikacyjnej, będącej niczym innym jak egzaminem na kilkadziesiąt osób, czekały na mnie kartka i długopis. Był to generalny sprawdzian wiedzy. „Coś chyba pamiętam” – pomyślałem i zacząłem pisać. Cóż, po 3 latach nie byłem w stanie spamiętać: temperatury i danych dotyczących kinetyki konkretnego enzymu, składu konkretnego buforu (tutaj pracodawca chyba już żartobliwie napisał, że wystarczy podać 7 składników), zastosować metod, które wykonałem raz w ciągu studiów. Po godzinnym teście każdy aplikant był zażenowany pytaniami i faktem, że „znowu robią z nas idiotów”. Narzekali wszyscy: ludzie świeżo po studiach – „te pytania wymagały doświadczenia”; doktorzy – „pytania były dla studentów, wymagały wykucia regułek”. Jak się okazało, 2 miesiące wcześniej owa firma przeprowadziła analogiczny test. Osoba, którą wyłonili utrzymała się na stanowisku 2 tygodnie. „Nie spełniła wymogów pracodawcy”.

Co myślę obecnie? Zawsze uczyłem się tak, aby rozumieć co czytam i bazować na dostępnych informacjach. Nie jestem robotem, komputerem ani notatnikiem. Bufory robi się z tabeli, a aktywność enzymu bierze się z pudełka. Oczekuje się od nas kilkuletniego doświadczenia, ale nikt nie chce szkolić nowego pracownika.Przecież nie zna się pracy od wejścia, trzeba we wszystkim się rozeznać. Traktowani na rozmowach kwalifikacyjnych jesteśmy jak studenci, mimo posiadania już stopni naukowych. Nikt nie chce nawet zapoznać się z referencjami, certyfikatami – ważne jest „co wiesz tu i teraz”.

Jaka przyszłość? Planuję pójść na doktorat- najlepiej za granicą. Mam nadzieję, że tam sytuacja wygląda inaczej. W przypadku porażki prawdopodobnie skoczę w jakiejś korporacji gdzie szukają potencjału, a nie gotowego produktu. Typowemu pracodawcy w sektorze biotechnologicznym prościej byłoby kupić książkę niż zatrudniać nowego pracownika – cała encyklopedyczna wiedza w jednym miejscu, nie trzeba przeprowadzać żadnych szkoleń, ani odprowadzać ZUSu.

Ven_Ut

Komentarze pod tekstem:

1. Jak czytałam ten artykuł od razu przypomniała mi się rozmowa kwalfikacyjna jednej z łódzkich firm. Rekrutacja miała chyba z 5 etapów. Najpierw był test otwarty a pytania dotyczyły statystyki, ELISA, PCR, Real Time PCR, hodowli bakteryjnych, komórek zwierzęcych, cytometrii przepływowej. Lepiej chyba by było wymienićczego tam nie było. Drugi etap praktyka w laboratorium, kolejne etapy rozmowa z kierownikiem labu, menadżerem i szefem. Jednym słowem masakra. Chyba do tej pory nie znalezli odpowiedniej osoby na to stanowisko…

trisha86

2. Przez prawie rok po ukończeniu studiów miałam podobne odczucia. Nie trać wiary i próbuj. Jesteś ambitny i możliwe, że jeszcze nie trafiłeś w miejsce, gdzie to docenią.
Niestety wymagania rekrutujących w Life-Science w PL są często z kosmosu, a nawet jeśli je spełniasz i dowiesz się, że za TAKIE kwalifikacje chcą ci dać 900zł na umowę zlecenie, to możesz się co najwyżej śmiać przez łzy…

Marzena Pieronkiewicz

3. Właśnie kończę Biotechnologię. Moim marzeniem zawsze była praca w labie. Ale gdy widzę oferty pracy i wymaganie 3 letniego doświadczenia którym nie jest doktorat to jestem zażenowana. Najlepiej gdyby pracownik miał jak najmniej lat, jak najwięcej doświadczenia i brak życiowych planów osobistych. Ale nie wiem czy to dotyczy tylko naszej branży…

Ania88

4. Zgadzam się.Mnie zaprosili tylko na jedną rozmowę i zaczęli pytać – nawet nie o trudne rzeczy, no ale sorry,jeśli przez rak nie masz z czymś do czynienia,bo nawet na rozmowy cię nie zapraszają, to w tydzień nie przygotujesz się nawet z 5% tego o co mogą cię zapytać.Najśmieszniejsze jest to, że na studiach byłem na kilku praktykach-uważam,że w miesiąc można by osobę po zawódówce przeszkolić. Po prostu jeden wielki syf. Zamiast dyplomu na koniec studiów powinni dawać pistolet z jedną kulą, co można by sobie chociaż w łeb strzelić.

szosun

5. Moi Drodzy Panstwo,

Tak sie zdarzylo, ze po biologii trafilam do HR i rekrutacji, a potem to zarzadzania personelem i projektami HR w Europie.
Na poczatek w tzw. Zachodniej Europie przyklada sie potworna wrecz uwage do rekrutacji. Prosze sobie wyobrazic strate spowodowana w produkcji drogiego lekarstwa przy pomylce tylko jednego buforowania…
Dobrze jest, oprocz znajomosci skryptu z cwiczeniami ze studiow, miec choc kilka miesiecy praktyki w jakims laboratorium komercyjnym. Kolosalana roznica.

Z drugiej strony widze w Panstwa opisach ignorancje kompletna ze strony rekruterow. Mozna do rekrutacji 1 pracownika przeprowadzic kikadziesiat albo kilkaset rozmow kwalifikacyjnych. Spotkanie twarza w twarz jest ABSOLUTNA PODSTAWA ale moze byc po wstepnej selekcji np CVek, nawet i do 1000. Widzialam juz rekrutacje 4 stopniowe dla managerow ale tez inne z analiza grafologiczna, egzaminem teoretycznym i praktycznym +rozmowa szczegolowa w przypadku zwyklego, wydawaloby sie, odlewnika….
Ku rozwadze dla inteligentnych

ewa

6. Pomyłka buforowania? ja rozumiem że takie rzeczy się zdarzają, ale nawet najlepszym po kilku/kilkunastu latach pracy. Jako że pani Ewa jest po biologii to powinna takie rzeczy wiedzieć, plus powinna wiedzieć że i tak pracownicy później korzystają z gotowych protokołów, w których wszystko jest napisane co jak zrobić. W takim razie po co się o to pyta podczas rekrutacji? Tak jak mówił nam jeden profesor-przemysł to ogromne słowo i przez kilka lat studiów nie da się przygotować studenta ze wszystkich technik, bo gałęzi przemysłu jest wiele. Nas uczą podstawowych technik laboratoryjnych oraz MYŚLENIA (czyli jak dostanę protokół to będę potrafiła go zrozumieć i odtworzyć). A w odpowiedzi uzyskujemy że studia nie przygotowują do pracy. Sami jesteście nieprzygotowani, do tego żeby zrozumieć realia i człowieka.

annulllaa

0

zaczarowana dorożka

"Doradzajac przyjacielowi, staraj sie mu pomóc, a nie sprawic przyjemnosc" Solon"

113 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758