Bez kategorii
Like

Łucznicy z Mons

23/08/2012
435 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

23 sierpnia 1914 roku pod Mons (zachodnia Belgia) doszło do bitwy.

0


 

1.

22 sierpnia po porażkach i odwrocie oddziałów francuskich stało się jasne, że jedyną siłą mogącą na pewien czas zatrzymać Niemców na północnym odcinku frontu jest Brytyjski Korpus Ekspedycyjny. Mimo przygniatającej przewagi liczebnej wroga (400 000 Niemców wobec 80 000 Brytyjczyków) generał John French obiecał utrzymać pozycje przez 24 godziny, dając Francuzom czas na przegrupowanie się i dopiero później rozpocząć odwrót. W ten sposób zamierzano nie dopuścić do powstania wyrwy we froncie. Rankiem następnego dnia, 23 sierpnia 1914 r., cała potęga armii generała Alexandra von Kluckarunęła na siły Korpusu Ekspedycyjnego. Brytyjczycy jednak wytrzymali uderzenie przeważających sił wroga. Przez długi czas bronili się zaciekle, odpierając jeden atak za drugim. Dopiero po południu rozpoczęli odwrót na wieść, że francuska armia cofnęła się tak bardzo, że odsłoniła ich skrzydło. Za cenę 1600 żołnierzy Korpus Ekspedycyjny dał alianckim dowódcom to, co było im najbardziej potrzebne – czas na uporządkowanie i przegrupowanie wojsk. Dla Niemców bitwa pod Mons była jak zimny prysznic. Dotąd dość łatwo odnosili zwycięstwa w tej wojnie, teraz okazali się bezradni wobec twardej obrony, a w bezskutecznych atakach stracili ponad 5000 ludzi.

2. 

„W tym samym momencie zobaczyli ze swoich okopów, jak ogromne tłumy ruszają na ich linie”. Niewielki brytyjski oddział szykuje się na atak Niemców, nie mając już nadziei na zwycięstwo, ale chcąc walczyć do końca. „Martwe ciała w szarych mundurach leżały kompaniami i batalionami, ale inni ciągle nadchodzili (…)”. Mimo strat, Niemcy prą do przodu i jest pewne, że wkrótce zaleją brytyjską redutę. Jeden z żołnierzy nagle przypomina sobie… dziwaczną wegetariańską restaurację w Londynie. „Na wszystkich talerzach w tej restauracji namalowana była na niebiesko postać świętego Jerzego z mottem: Adsit Anglis Sanctus Georgius – Święty Jerzy, wspomóż Anglików”. Żołnierz uczył się kiedyś łaciny i rozumie znaczenie tych słów. Strzelając do nadchodzących wrogów wypowiada je, dodając sobie otuchy. I wtedy zaczynają się dziać dziwne rzeczy. „Kiedy uczony łacinnik wypowiedział swoją inwokację, poczuł, że coś pomiędzy dreszczem a elektrycznym wstrząsem przeniknęło jego ciało. Ryk bitwy zamarł w jego uszach, stając się delikatnym pomrukiem; zamiast tego, jak mówi, usłyszał wielki głos i okrzyk głośniejszy od uderzenia gromu: ‘Szyk, szyk, ustawić szyk!’ (…) Słyszał, albo wydawało mu się, że słyszał, tysiące głosów krzyczących: ‘Święty Jerzy! Święty Jerzy!’”. Inni zdają się nie słyszeć tych odgłosów. Docierają one tylko do tego jednego żołnierza, który teraz widzi przed brytyjskimi okopami linię dziwnych, niewyraźnych postaci. „’Święty Jerzy! Długi łuk, mocny łuk! Rycerzu Niebios, wspomóż nas!’ I kiedy żołnierz usłyszał te głosy, zobaczył przed sobą, przy okopie, długą linię kształtów otoczonych poświatą. Przypominały ludzi, którzy naciągali łuki i, kiedy rozległ się kolejny okrzyk, chmura ich strzał poleciała, śpiewając w powietrzu, w kierunku tłumu Niemców.” Widmowi łucznicy wystrzeliwują swe pociski, masakrując atakujących. „(…) ludzie w szarych mundurach padali tysiącami. Anglicy słyszeli gardłowe krzyki niemieckich oficerów, trzask ich rewolwerów gdy strzelali do nieposłusznych; i ciągle jeden szereg za drugim walił się na ziemię. (…) Śpiewające strzały leciały tak szybko i gęsto, że aż pociemniało od nich powietrze; barbarzyńska horda topniała przed nimi.” Pozostali brytyjscy żołnierze nie dostrzegają zjaw z łukami, ale widzą, jak Niemcy padają pokotem, a ich atak się załamuje. Natarcie zostaje odparte i zwycięscy Brytyjczycy mogą rozpocząć bezpieczny odwrót. Wynik bitwy jest wielkim zaskoczeniem. „W Niemczech, kraju rządzonym naukowymi przesłankami, Wielki Sztab Generalny uznał, że godni pogardy Anglicy musieli użyć pocisków zawierających nieznany gaz o trujących właściwościach, bo na ciałach martwych niemieckich żołnierzy nie było żadnych widocznych ran.” I tylko znający łacinę żołnierz wie, że to „święty Jerzy sprowadził swych łuczników spod Agincourt na pomoc Anglikom”.

3.

29 września 1914 roku w londyńskiej „Evening News” pojawiło się powyższe opowiadanie pióra ezoteryka (a któż nim wtedy nie był? Nawet sir Conan Doyle wstydził się swoich komercyjnych opowiadań o Scherlocku Holmesie prawdziwą dumę odczuwając ze swych opowieści o duchach, pisanych jak najbardziej serio) Arthura Machena.

4.

W różnych czasopismach zajmujących się okultyzmem i zjawiskami nadprzyrodzonymi pojawiały się pseudonaukowe analizy wydarzeń pod Mons. Arthur Machen, mocno skonfundowany zamieszaniem, jakie niechcący wywołał swoim tekstem, zaczął zaprzeczać jego prawdziwości. We wstępie dodawanym do kolejnych wydań „Łuczników” autor wyraźnie zaznaczał, że wymyślił całą historię o odsieczy zjaw dla brytyjskich żołnierzy i że nie ma żadnych dowodów, że coś takiego miało miejsce pod Mons.

Na nic jednak zdały się tłumaczenia Machena. Popularność historii o nadprzyrodzonej pomocy dla walczących pod Mons wcale nie malała. Wręcz przeciwnie – ponad pół roku po wydaniu „Łuczników”, w kwietniu 1915 r. w czasopiśmie „Spiritualist” pojawił się tekst, w którym wymieniano, powołując się na relacje anonimowych uczestników starcia, różne wizje cudownej odsieczy.

 Kraj ogarnął pewien rodzaj patriotyczno-mistycznej histerii. Opowiadanie „Łucznicy” oraz rzekome wspomnienia żołnierzy ze „Spiritualist” zapoczątkowały powstanie dziesiątków plotek i legend, coraz bardziej niesamowitych i wyolbrzymionych. Po Wielkiej Brytanii krążyły przekazywane ustnie i drukowane w prasie opowieści o cudzie, który uratował Korpus Ekspedycyjny. Pojawiały się w nich już nie tylko duchy łuczników, ale też kawalerzyści-widma, obłoki otaczające okopy i uniemożliwiające wrogom atak oraz przede wszystkim anioły. Według różnych wersji świetliste, skrzydlate istoty osłaniały Brytyjczyków przed ogniem Niemców podczas odwrotu, bądź z ognistymi mieczami w dłoniach pojawiały się na niebie, zmuszając wrogów do ucieczki.

5. 

„Anioły spod Mons” stały się szybko najbardziej popularną wersją legendy. Odegrała ona sporą rolę w podniesieniu morale żołnierzy i społeczeństwa. Pokazywano, że alianci walczą w słusznej sprawie, skoro sam Bóg staje po ich stronie, zsyłając na pomoc niebiańskich wojowników. Wielu ludziom nietrudno było w to uwierzyć – po niedawnych doniesieniach o przypadkach barbarzyństwa Niemców (mordowanie jeńców oraz belgijskich cywilów, w tym kobiet i dzieci) faktycznie uważali, że Bóg wesprze aliantów w walce z przeciwnikiem będącym istnym wcieleniem zła. Popularność historii o interwencji sił nadprzyrodzonych pod Mons okazała się bardzo trwała. Arthur Machen, pisząc swoich „Łuczników” nie wiedział nawet, że przyczyni się do powstania jednego z narodowych mitów Wielkiej Brytanii…

6.

Dokładne badania tajemnicy „aniołów spod Mons” prowadzone przez Society for Psychical Researchw 1915 r. udowodniły, że nie istnieją żadne wiarygodne przekazy z pierwszej ręki, które potwierdzałyby zaistnienie na polu walki paranormalnych zjawisk. Anonimowym relacjom w gazetach nie dano wiary, a prawie wszyscy żołnierze, którzy zaklinali się, że widzieli anioły i pisali o tym do redakcji różnych czasopism, w 1914 r. nie byli nawet pod Mons.

Jak więc powstała ta historia? Duchy łuczników z wojny stuletniej narodziły się w wyobraźni Arthura Machena, ale skąd wzięły się znacznie popularniejsze anioły, o których praktycznie nie wspominają uczestnicy bitwy? Wszystko wskazuje na to, że były po prostu kolejną, „ulepszoną” wersją opowieści o łucznikach, wymyśloną przez kogoś w Wielkiej Brytanii. Nie jest do końca pewne, czy powstanie tej legendy było zupełnie spontaniczne. Jak w przypadku większości niewyjaśnionych zdarzeń, pojawiają się teorie spiskowe… Nie można wykluczyć, że „anioły z Mons” to wytwór propagandy brytyjskiego sztabu – ktoś po przeczytaniu opowiadania Machena wpadł na pomysł dodatkowego udramatyzowania przedstawionych tam wydarzeń i rozpropagowania wieści o nich w kraju w celu podniesienia morale. W takim razie rzekome relacje żołnierzy w „Spiritualist” mogły być taką właśnie celową mistyfikacją.

(cyt. za: http://www.fantasy.dmkhost.net/artykuly/index.php?nr=2468&strona=4)

7.

Kilkadziesiąt lat później Kevin McClure opublikował broszurę zatytułowaną „Visions of Bowmen and Angels”, w której twierdził, że historia wizji jest znacznie bardziej skomplikowana. Badając wszystkie doniesienia związane z przedmiotem, zauważył, że istniały dwa rodzaje opowieści o boskiej interwencji. Jedni żołnierze twierdzili, że widzieli niebiańskich łuczników, inni mówili o aniołach (oraz "dziwnych obłokach"). McClure uznał więc, że wizje łuczników to wynik oczywistej inspiracji opowiadaniem Machem’a, natomiast opowieści o aniołach pojawiały się zanim ogłoszono utwór drukiem. Aniołowie pojawili się samoistnie, bez broni, i stali w milczeniu między wrogimi wojskami, tworząc zaporę, która odstraszyła nieprzyjaciół.

McClure zbadał także doniesienia żołnierzy francuskich. Twierdzili oni, że Joanna D’Arc pojawiła się, żeby pomóc im w ucieczce przed Niemcami. Co najdziwniejsze, zarówno To nie koniec tej historii, jest jeszcze wątek istoty zwanej "Towarzyszem w Bieli". Uzdrawiał on wielu żołnierzy i osłaniał ich przed pociskami. Żołnierze wierzyli , że był to sam Chrystus.
McClure stwierdził więc, że aniołowie z Mons to prawdziwa tajemnica i należy ocalić ją od zapomnienia.

(internet)

8.

Można wzruszyć ramionami na powyższe i co najwyżej pogratulować ówczesnym brytyjskim specom od propagandy.

Ale pamiętajmy, że podczas najcięższych walk pod Moskwą nad frontem latał sowiecki samolot z cudowną ikoną chroniącą Ruś…..

 

23 08 2012

0

Humpty Dumpty

1842 publikacje
75 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758