Bez kategorii
Like

Kilka uwag o wychowaniu w rodzinie. DO MATEK I WYCHOWAWCZYŃ. – NOWE PRĄDY I WYCHOWANIE. Cz. I

19/06/2012
492 Wyświetlenia
0 Komentarze
22 minut czytania
no-cover

Książka z 1903 roku; Autor: Cecylia Plater-Zyberkówna

0


 

 
 
 
 
 
 
 
 


NOWE PRĄDY I WYCHOWANIE.

 
  
 



II.
 

 
   Tak jak pieniądze w obiegu używane są przez miliony, chociaż pochodzą tylko z jednej mennicy, tak istnieje w każdem społeczeństwie „ku­źnica myśli“ w której się wybijają te myśli, któ­re potem puszczone w obieg, krążą w calem spo­łeczeństwie, niby jako własne myśli ludzi w ty­siącznych okolicznościach.
 
(St. Szczepanowski: Idea Polska).
 
 

 

Gdy w połowie XVIII stulecia filozof angielski Lockeogłosił swą teoryę „o białej karcie duszy ludzkiej", nikt nie przewidywał ile ten na pozór obojętny pogląd mieścił w sobie zgubnych następstw, ile z tego mało znaczącego źródełka wypływać miało brzegi rwących potoków.

 

Empirycy angielscy podchwycili myśl mistrza i rozwinęli, materyaliści francuscy uzupełnili ją i wyprowadzili z niej dalsze konsekwencve, wreszcie Rousseauw swoim Emiluskrystalizował poniekąd poglądy swych poprzedników i zastosował je do wychowania. Zwrot stanowczy do „matki natury” postawił na pierwszym planie projektowanej reformy wychowawczej.

Poezya i powieść spopularyzowały myśl filozofów: Gothe — gorący wielbiciel Voltair’a i Rouss’a, — zowie naturę matką swoją, swoją religia i tłumy za sobą pociągnął.

Myśli niechrześciańskich filozofów i poetów wypowiedziane przed wiekiem przeszło, nie przestały nurtować w społeczeństwie, a chociaż zostały skąpane we krwi niejednej rewolucyi, głębokie przecież w umysłach zapuściły korzenie. Zmodernizowali je koryfeusze pozytywizmu: Comte, Littre, Spencer, Mili, Taine, Buckie, Lombroso i t. p., rozwijali je na swój sposób i popularyzowali powieściopisarze naturalistycznej szkoły. Dziwaczny w swej niekonsekwencyi Nietzscheto je wyśmiewał świetną ironią i rozbijał bezwzględną krytyką, to znów apoteozował i podnosił do godności dogmatu. Dziś rozpowszechniają te myśli epigoni pozytywizmu oraz przedstawiciele najnowszej literatury beletrystycznej.
 
Summa poglądów tych myślicieli każe więc nam uważać duszę dziecka za „białą kartą” która staje się tylko skutkiem wpływów zewnętrznych tem lub owem. Dogmatem o grzechu pierworodnym pozytywizm nie zajmuje się wcale — strąca go do rzędu legend; potrójną zaś pożądliwość uważa za zbutwiały przesąd. Niema w dziecku — zdaniem jego — złych skłonności, jest w niem tylko „prawo natury“, któremu ulegać jest obowiązkiem. Wszelkie sprzeciwianie się temu prawu, wszelkie krępowanie skłonności naturalnych kaleczy tylko i krzywi naturę, zło zaś istniejące na świecie to właśnie owoc barbarzyńskiego obchodzenia się z naturą, gdyż natura „sobie zostawiona“ dobrą jest.
 
Łatwo zrozumieć konsekwencyę płynącą z tego założenia.
 
Pojęcie o bezwzględnej szlachetności natury ludzkiejstało się więc osią najnowszych poglądów około której nie przestają granitować różne systemy filozoficzne i ekonomiczne, począwszy od St. Simonizmu, Owenizmu, Furieryzmu i pozytywizmu, a skończywszy na fantazyach o nadczłowieku i o nagiej duszy, — snując na tej podstawie najdziwaczniejsze teorye o „etyce niezawisłej” i o prawach człowieka.
 
Pod wpływem racyonalistów utworzyły się też osobliwe pojęcia o tem co dobre. — Dobrym nazywa Spencer czyn każdy, przyczyniający się do spełnienia celu jednostki i gatunku, ponieważ zaś ostatecznym celem ludzkości ma być powszechne zadowolenie i ogólne szczęście, dobrem przeto będzie to wszystko co wywołuje przyjemność. „Rozkosz jest treścią dobra”. Do tego szczęścia, zadowolenia każdy śmiertelnik ma na tym świecie prawo niezaprzeczone, krzywda więc mu się dzieje jeśli pozbawiony jest tych źródeł rozkoszy. Już w starożytności narzekano na dualizm natury ludzkiej i na bój zaciekły, jaki duch dobry staczać powinien ze złym.
 
Dziś, dzięki filozofom — tym pochodniom ludzkości, — postęp antychrześciański odkrył, że ów złowrogi dualizm stąd tylko płynie, że ludzkość powodowana fałszywym poglądem religijnym na naturę i obowiązki człowieka, sprzeciwiała się wciąż tej naturze. Przestańmy już raz jej się sprzeciwiać, puśćmy ją swobodnie, niech płynie naturalnem korytem, a dualizm przestanie nam dokuczać i raj na ziemi nastanie.
 
Skoro wszystko jest dobrem do czego człowiek ma skłonność i skoro ma prawo do wszystkiego, czego zapragnie, czemże jest wówczas sumienie? Jest to chyba najfałszywsze kryteryum sądu, szkodliwa pozostałość staroświeckich poglądów, które przez długie wieki ludzkość torturowały! Według Tain’a sumienie jest tylko produktem przyczyn naturalnych, podobnie jak cukier i kwas siarczany, i nic więcej.
 
Dusza jest więc białą kartą — „tabula rasa” — jednak trudno w niej nie dostrzedz różnorodnych skłonności, za które ani okoliczności, ani wpływ zewnętrzny obwiniać nie można. Darwinizm ratuje się w tej trudności kluczem atawizmu rozwojowego: atawizm wszystkiemu jest winien cokolwiek człowiek w sobie dostrzega, „człowiek jest bowiem tylko bezsilnym embryonem w ewolucyi komicznej i dziejowej1*. Stąd — każdy rozumie — krok jeden do zupełnej negacyi wolnej woli i jej obowiązków, do fatalizmu, co znów zdejmuje z człowieka wszelką odpowiedzialność za czyny, i upoważnia do folgowania sobie we wszystkiem. Tu źródło tak rozpowszechnionej miękkości oraz choroby wroli, a uwzględnienia najgorszych czynów.
 
Ważnem jest dla wychowawców zauważyć, że istota tej osobliwej etyki, zburzywszy dogmat o pierworodnem skażeniu i potrójnej złej pożądliwości, burzy jednym zamachem wiarę w Odkupiciela a zatem i zasadę całego chrześciaństwa, oraz głosi za nieistniejące wszystko co nadprzyrodzone; nad to burzy moralność, zasadę władzy i obowiązków człowieka jednego względem drugiego, burzy wreszcie zasady małżeństwra, rodziny, obowiązki rodziców względem dzieci i nawzajem.
 
Władza, prawo rodzicielskie, według pozytywistów, to uzurpacya przewagi silniejszego nad słabszym. Posłuszeństwo, uszanowanie wymagane od dzieci względem rodziców i wychowawców, to pozostałość staroświeckiej tyranii.
 
Wdzięczność: — to puste słowo, — każdy bowiem wszystko czyni tylko dla własnego interesu. „Nie spodziewajcie się“ — twierdzi M. Guyau „by ktośkolwiek podniósł choćby mały palec w sprawie bliźniego, jeśli nie widzi w tem własnego interesu. Wówczas rozumiemy go — jest szczerym. Gdyby zaś wdzięczność miała obowiązywać dzieci względem rodziców, mniej, jeszcze znalazłaby racyi bytu, bo skoro dzieci nie prosiły rodziców o życie, nie maję im nic do zawdzięczenia, a to tem bardziej że to życie bywa częściej ciężarem dla człowieka niż źródłem szczęścia".

Wiara, to zabobon, to sieć o stu węzłach, powstrzymująca polot rozumu; moralność — to przesąd, to kajdany dla ognistych temperamentów… Razem zaś uważane: wiara z moralnością, to powijaki krępujące samodzielność, samorzutność, indywidualność człowieka, to kaptur przytłumiający iskry geniuszu, — geniusz bowiem tylko w zupełnej swobodzie rozwinąć się i zaświecić może. Drogi talentu, natchnienia, geniuszu są chimeryczne: należy tę chimerę szanować. Chimera! to prawdziwa swoboda ducha… w niej esencya piękna, to droga do nieśmiertelności! Precz więc z zasadą, z regułą, z formą!
 
I otóż puściwszy się na bystre fale fantazyi, łodzią pozytywizmu dopłynęliśmy zbyt szybko na rajskie wybrzeża dekadentyzmu i modernizmu.
Religia rozumu i zdrowia, to zdaniem tych, którzy unikają wyżej wzmiankowanej krańcowości, jedyna, na którą wieki oświecone zgodzić się mogą, a nazwijmy ją jak chcemy: panteizmem, deizmem, pozytywizmem, racyonalizmem, budyzmem wreszcie, — mniejsza o to. Spirytyzm i okultyzm wszakże, znajdują tu uwzględnienie, jako wierzenie mgliste, — odpowiadające potrzebom niektórych dusz wrażliwych, żądnych świadectwa o życiu pozagrobowem i chciwych nadzwyczajności. Jeden tylko konkretny dogmat powinien być stanowczo precz odrzucony, jako niezgodny z rozumem.

Twarda jest ta mowa, i któż jej słuchać może?” (Jan, 6).

Wiara, na dogmatach oparta, — zdaniem racyonalistów — użyteczną być mogła tylko w wiekach niemowlęctwa umysłowego, obecnie zaś, przy rozpowszechnionej kulturze nie ma racyi bytu; przeto inteligentne warstwy społeczne powinny koniecznie wyemancypować się z jej pieluch i ostrożnie stopniowo, sposobić warstwy niższe do tego wyzwolenia i do przyjęcia nowego światła, jakie im pozytywizm gotuje. Powinny torować ludzkości drogę do ery odrodzenia: do światła, wolności i używania.
 
Oto w kilku słowach synteza filozofii pozytywistycznej, która choć zagranicą już przebrzmiała, u nas jeszcze z różnemi odmianami grasuje, a w której szuka swej oryentacyi wielu pedagogów. Wymieniliśmy tylko poglądy najbardziej wytyczne, a mające związek z kwestyą wychowawczą, gdyż całość obrazu nie byłaby tu na miejscu. Z powyższego szkicu poznać jednak mogliśmy, że skoro klucz sklepienia wiary chrzęściańskiej, t. j. jeden z jej zasadniczych dogmatów został poruszony, — a mianowicie dogmat o grzechu pierworodnym, — wnet zachwiała się też cała budowla, i z dogmatem moralności runęła!
 
Zasady filozofii antychrześciańskiej nie wyglądają wszakże tak rażąco pod piórem swych autorów, jak w powyższem streszczeniu: utopione w morzu szumnej frazeologii, w subtelnościach zawiłej dyalektyki, lub podane w udatnej formie poezyi, zasypują oczy pozorem prawdy, dobra i piękna i zniewalają wrażliwych i łatwowiernych a płytkomyślących.
 
Streszczone i wypowiedziane bez osłony zasady pozytywistycznego kierunku oburzają, ale niestety! pomimo naszej wiedzy wniknęły już one poczęści w duchowy organizm naszego społeczeństwa i chociaż w~ ich nagości odrzucilibyśmy je ze zgrozą, w szczegółach przecież akceptujemy je, jako dorobek najnowszego postępu.
 
Wchłaniamy je poniekąd wszystkiemi porami, gdyż spotykamy się z niemi nieomal na każdym kroku pod ponętną osłoną grawitacyi ku światłu. Rozsiane w broszurach treści etycznej i pedagogicznej, w czasopismach, w powieściach, w poezyi, — czy tędy czy owędy — zawsze do nas trafiają. Ogródki Froeblowskie, szkoły wyższe i niższe, a nawet sztuka i teatr są nimi przesiąknięte, my zaś niebaczni, często w najlepszej wierze dostrajamy się do nich i wprowadzamy je do rodzin, w zabrych tendencyi. A cóżby należało powiedzieć o tym steku fałszów rozmaitej treści, który jest zawarty w naszych podręcznikach historyi, literatury, który się codzień rozsiewa wr skrajnych pismach pozytywnych! My jednak wchłaniamy to wszystko bez cienia krytycyzmu, nie domyślając się nawet jak dalece tem się zatruwamy.
 
I cóż dziwnego, jeśli niezmierny zamęt panuje w naszych poglądach i zasadach, i jeśli społeczeństwa nasze chyli się ku spoganieniu?
 
Dwie złości uczynił lud mój — skarży się Bóg usty Proroka Jeremiasza — Mnie opuścił źródło żywej wody, a ukopał sobie cysterny, które wody zatrzymać nie mogą”.

Sw. Paweł zaś ostrzega w swym liście do Tymoteusza „Że przyjdą czasy, gdy zdrowej nauki ludzie nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości nagromadzą sobie uczycielów, mające świerzbiące uszy. A od prawdy słuchnia odwrócą się, a ku baśniom obrócą. (Tym. 4 — 3).
Szczęśliwą jestem iż na stwierdzenie mych spostrzeżeń mogę przytoczyć słowa Ojca św. Leona XIII z ostatniej jego Encykliki roku 1902 wygłoszonej.

Dzisiejsza niewiara — pisze Ojciec św. — nie pozostaje przy wątpliwościach albo negacyi tej lub owej prawdy wiary, lecz zwalcza całość zasad uświęconych Objawieniem, a przez zdrową filozofię objaśnianych".

„…A cóż przychodzi w miejsce tych zasad, tych niezrównanych filarów wiary? Straszliwy sceptycyzm, który się kładzie na serca, zimny jak lód, i tłumi wszelką wzniosłą dążność sumienia.

Z systemu praktycznego ateizmu musiało koniecznie wyniknąć głębokie zamięszanie poglądu moralnego… Człowiek, niezdolny już do tego, aby na skrzydłach nadziei chrześciańskiej podnieść się do wyższych dóbr, pragnąć będzie tylko ziemskiej sławy i będzie ją widział w możliwie wielkiej sumie rozkoszy i w wygodach życia, które zaostrzają pragnienie zabaw, wzmacniają żądzę bogactw, czują to wszyscy i niektórzy wypowiadają, otwarcie, że wynik zawiódł nadzieje. Musi to przyznać każdy kto spogląda na stan moralności, na statystykę zbrodni, na wzrastający z głębi ruch, na panowanie siły nad prawem. Powierzchowny rzut oka wystarczy aby poznać, że niewypowiedzianie smutne usposobienie cięży na umysłach i ogromna próżnia otwiera się w sercach. Człowiek zawładnął materyą, ale ona nie mogła mu dać tego, czego nie posiada. Wiedza ludzka nie mogła rozwiązać wielkich spraw, które się ściągają do najwyższych interesów ludzkości.

„Niezaspokojone zostało pragnienie prawdy, cnoty, rzeczy niezmierzonych. A ziemia ze swoimi skarbami i uciechami, nie mogła usunąć niepokoju duszy!

„Po tem odłączeniu się od Boga, nastąpił zupełny przewrót życia praktycznego. Do łona chrześciaństwa musi przeto wrócić skołatane społeczeństwo, jeśli mu na sercu leży własne dobro, spokój i zbawienie.
 
„Jak chrześciaństwo nie zstępuje do duszy człowieka tylko na to, aby ją naprawić, tak też nie wstępuje w życie publiczne państwa, tylko na to, aby jego spójność wzmocnić… Jeżeli chrześciaństwo przekształciło narody pogańskie tak, że ustało barbarzyństwo, a ta przemiana była prawdziwem zmartwychwstaniem umarłych do życia, to w równej mierze będzie ono zdolne przywrócić znowu porządek i spokój w teraźniejszych państwach i narodach po straszliwych wstrząśnieniach, wynikłych wskutek niewiary.
 
Niemniej urodzajnem w dobre skutki jest działanie zasady chrześciańskiej w ognisku rodzinneni. Bo nie tylko stawia opór zgubnym zasadzkom, jakie wielka niesforność niewiernych stawia życiu rodziny, lecz także przygotowuje i utrzymuje jedność i stałość małżeństwa, broni jego uczciwości, wierności i świętości.

 

 

  >>>  WPROWADZENIE cz. I <<<

  >>>  WPROWADZENIE cz. II <<<

 

  >>>  NOWE PRĄDY I WYCHOWANIE cz. II <<<

      >>>  NOWE PRĄDY I WYCHOWANIE cz. III <<<

 

 

 
0

ezaw

What God prescribed. That's the law!

167 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758