Bez kategorii
Like

Cudowna historia św. Stanisława biskupa męczennika, który poćwiartowany się zrósł.

18/04/2011
637 Wyświetlenia
0 Komentarze
43 minut czytania
no-cover

Święty Stanisławie, nieustraszony Pasterzu dusz powierzonych Twej pieczy, który w obronie Swej owczarni poniosłeś śmierć męczeńską z rąk bezbożnych siepaczy, wyjednaj nam, prosimy Cię pokornie, zasługami Twymi u Boga,

0


abyśmy byli zawsze gorliwymi cnót Twych naśladowcami.  Przemożny Patronie ziemi naszej, ochraniaj ją od wszelkich klęsk i niedoli, byśmy dochowali statecznie wiary, którą przed wiekami głosiłeś naszym praojcom i wytrwali w gorącej miłości, służbie Bożej i w jedności z Kościołem świętym, a tak zasłużyli sobie na wieczne zjednoczenie nasze z Bogiem w królestwie niebieskim. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

[ Św. Stanisław wskrzeszający Piotrowina (XVIII wiek; olej na płótnie; autor nieznany)]

ROK PAŃSKI 1253

Wysłano na nowo posłów w sprawie kanonizacji św. Stanisława.
Kiedy sprawę należycie przedstawiono, a kardynał Reginald stawiał opór,
zapadł na dziwną chorobę. Wyleczony w końcu w cudowny sposób,
wnet godzi się na kanonizację.

Kiedy1 należycie i zgodnie z przepisami prawa przeprowadzono drugie badanie
życia, przyczyn i rodzaju męczeństwa, wspaniałych i sławnych cudów oraz
wszystkich innych okoliczności, uważanych za pożyteczne dla przeprowadzenia
do końca sprawy kanonizacji świętego męża, biskupa krakowskiego, Stanisława,
do papieża Innocentego IV, który wyjechał już z Galii i zatrzymał się w Italii,
wracają po raz trzeci dawni posłowie: mistrz Jakub ze Skarzeszowa, dziekan i
mistrz Gostwin2, kanonik, zaopatrzeni obficie, by wystarczyło na ten cel, przez
biskupa krakowskiego Prandotę i kapitułę krakowską, na koszt biskupa i całego
kleru diecezji krakowskiej, bezinteresownie na to łożącego, ilekroć zachodziła
potrzeba. Gdy ci spotkali papieża Innocentego w Perugii, przedstawiają mu nowe,
dokonane przez jego komisarzy badanie życia, męczeństw i cudów św.
Stanisława, oddają nowe pismo wszystkich prałatów Kościoła polskiego,
przedkładają dowody, a dla ich szerszego udokumentowania także żywych
świadków, obecnych tam znakomitych mężów, którzy albo [sami] doznali cudów
przez zasługi św. Stanisława, albo widzieli i znali ludzi wyleczonych z wielu
dolegających im cierpień przez udzielone [łaski]. Już posłowie krakowscy
spędzili wiele dni na zabieganiu o tę sprawę i ponieważ mieli już za sobą
wszystkie trudności i przeszkody, oczekiwali z radością, że lada dzień zobaczą
chlubny owoc swoich trudów, o czym ich zapewniał komisarz kardynał Jan z
Gaety, kiedy nagle od tegoż samego kardynała Jana z Gaety otrzymują
wiadomość, że sprawa pewna, jasna i nie budząca cienia wątpliwości, spełzła na
niczym i okazała się niemal beznadziejna, co samego kardynała wprawiło w
głębokie

1 Zob. przyp. 8 do 1251 r. Długosz nawiązuje tu do opowiadania z 1251 r. Kronikarz oparł
się na zapisce z 1253 r. w R. kapit. krak., na Żywocie większym i na dokumentach (MPH, t. II,
s. 805, t. IV, s. 434-438) — z tym, że tekst poszerzył i opowiedział własnymi słowami.
2 Mgr Gostwin (Gozvinus wg R. kapit. krak., zapewne Goświn), syn Zegrama z Wiktorowie,
kustosz katedry krak. 1259-1263.

zdziwienie i oburzenie. Ponieważ Reginald, kardynał-biskup Ostii3, mąż wielkiej
powagi i roztropności — jego zdanie podzielali także niektórzy kardynałowie,
kierując się jego powagą, a nie własnym sądem — sprzeciwiał się uporczywie
kanonizacji męża Bożego Stanisława z powodu upływu długiego okresu czasu od
dnia jego męczeństwa i uważał za rzecz niegodziwą i nieprawdopodobną, aby
sława tak chwalebnego męczeństwa i tak niezwykłej świętości, gdyby była
prawdziwa, a nie zmyślona, przez tak długi czas ukryła się przed Stolicą
Apostolską i całym Kościołem. Kiedy więc posłowie katedry krakowskiej pytają
swego komisarza kardynała Jana z Gaety, co należy czynić, ten w natchnieniu,
choć później mówił zwykle, iż był przekonany, że mówi tak przypadkiem,
odpowiedział: „Święty Stanisław po tylu cudach, których, jak wiadomo, dokonał,
musi jeszcze zdziałać jeden, końcowy cud, jeżeli chce, by doprowadzono do
skutku jego kanonizację i żeby niezgodnych skłonił do jednomyślnej i zgodnej
decyzji. Tych bowiem, którzy się sprzeciwiają, można nakłonić do zezwolenia
jedynie nowym znakiem, ponieważ podają w wątpliwość wszystkie inne, jakby
straciły wartość wskutek dawności". Posłowie katedry krakowskiej i prokuratorzy
kanonizacji męża Bożego Stanisława nie wiedzieli, co mają czynić, dokąd się
udać, do kogo się zwrócić jako do opiekuna, który im pomoże w ich zadaniu, co
jeszcze mają podjąć celem dokończenia dzieła, aby papież i kardynałowie dali się
nakłonić do kanonizacji. Pozostawało im jedno: jak najwytrwalej ufać, że nie
może ich opuścić Chrystus i święty mąż Stanisław, który cierpiał za jego Kościół
i prawdę. Chrystus dlatego dopuścił, aby sława kanonizacji jego znakomitego
męczennika św. Stanisława napotykała trudności, aby ją bardziej rozgłosić
poświadczoną nowymi cudami. Kiedy więc sprawa kanonizacji posuwała się
leniwie i niemal nie dokładano do niej żadnych starań, wspomniany kardynałbiskup
Ostii, Reginald, największy wróg i przeciwnik kanonizacji męża Bożego
Stanisława, do którego decyzji i rad odwoływał się także papież Innocenty z
powodu jego znanej, wnikliwej znajomości obu nauk4 oraz prawości, zapadł na
tak ciężką chorobę, że jak on sam i lekarze sądzili, groziła mu bliska śmierć.
Kiedy zmagał się z nią przez kilka dni, podczas bezsennej nocy, w samotności
swego prywatnego mieszkania, ukazał mu się św. Stanisław w wiel-

3 Reginald (Raynald), Rinaldo di Conti, bp Ostii i Velletri w 1227 r., kardynał, nepot
poprzedniego papieża, sam wybrany papieżem 12 XII 1254 r., zm. w Viterbo 25 V 1261 r.
Uchodził za bardzo interesownego i chciwego na pieniądze.
4 Tj. prawa rzymskiego i kanonicznego.

kiej światłości, w szatach pontyfikalnych. Do leżącego na śmiertelnym łożu i
zdziwionego widokiem nieznajomej osoby oraz niezwykłym blaskiem, rzecze
mąż Boży Stanisław: „Czy poznajesz mnie?" Ten przejęty trwogą i zdziwieniem
z trudem dobywając głosu odpowiada: „Nie poznaję. Proszę cię jednak, powiedz,
kim jesteś, ty, który wszedłeś do mojej sypialni w takim blasku, choć drzwi były
zamknięte". Na co tamten: „Jam jest biskup krakowski Stanisław, skazany przez
króla polskiego Bolesława na chlubne męczeństwo dla Imienia Jezusa Chrystusa,
Jego Kościoła i prawdy, którego ty stałeś się przeciwnikiem, nie oceniając właściwie
mego życia, męczeństwa i cudów zdziałanych przeze mnie za łaską Bożą".
Odzyskawszy odwagę, kardynał Reginald powiada do niego: „Daruj mi, najświętszy
biskupie, moją nieświadomość i racz mi przebaczyć mój błąd, a będziesz miał
gorętszego zwolennika kanonizacji, niż przeciwnika, którego znosiłeś". Odpowiedział
mu mąż Boży Stanisław: „Żebyś uznał, że ja w oczach Boga i świętych
uzyskałem sławę świętości za męczeństwo, które poniosłem, wstań natychmiast
całkowicie zdrowy z łoża boleści, do którego jesteś przykuty. I strzeż się na przyszłość
sprzeciwiać mojej kanonizacji, którą Boże miłosierdzie postanowiło mi ostatecznie
przyznać, nie tylko dla mojego uwielbienia i chwały, którymi ja się w
pełni cieszę, oglądając Boga, ale dla dobra i korzyści wszystkich wiernych".
Kiedy kardynał Reginald obiecał, że spełni wszystkie dane mu polecenia,
widzenie znikło. Ten wzywa sługi i każe sobie siodłać konia, by na nim pojechać
do pałacu papieskiego. Słudzy w pierwszej chwili przypuszczali, że on mówi od
rzeczy. Kiedy jednak bez pomocy podniósł się z łoża i dosiadł konia, wpadli sami
w wielkie zdumienie z powodu nagłego wyzdrowienia swego pana. Ucieszeni
towarzyszą mu aż do pałacu papieskiego. Wreszcie papież Innocenty
dowiedziawszy się, że przybył kardynał Reginald i to całkowicie zdrowy, on,
którego śmierci spodziewał się lada moment, wybiega także naprzeciw
przybywającemu i troskliwie wypytuje, w jaki sposób tak nagle wrócił do
pełnego zdrowia. Mówi mu kardynał Reginald: „Najświętszy męczennik Boży,
biskup krakowski Stanisław, którego kanonizacji ja sprzeciwiałem się wobec
Waszej Świątobliwości, tej godziny pokazał mi się w trudnym do zniesienia
blasku i zganiwszy łagodnie występek płynący z mojej nieświadomości, jako
najbardziej widoczny znak swojej świętości przywrócił mi zdrowie, którym, jak
widzisz, cieszę się ja, chociaż dopiero co byłem człowiekiem słabym i
przeznaczonym na śmierć. Za krzywdę wyświadczył mi dobrodziejstwo, ale
zagroził pomstą, jeśli będę się sprzeciwiał jego kanonizacji. Wyznaję więc
wobec ciebie występek będący wynikiem mojej nieświadomości, wyrażani
gotowość kanonizacji najświętszego męża Stanisława i padam do Twoich stóp,
prosząc o jego kanonizację i żebyś jej dłużej nie przewlekał". Wstawiennictwo
swoje poświadczył też padając na kolana. Kiedy cud ten rozgłoszono w wielkim i
sławnym mieście Perugii, napełniły się niezmierną radością umysły i serca
wszystkich, a szczególnie posłów polskich i prokuratorów kanonizacji męża
Bożego. Wszyscy na wyścigi podkreślali, że mąż Boży Stanisław jest ze wszech
miar godny kanonizacji. Ale i papież Innocenty oraz kolegium kardynalskie
poruszeni cudem, którego doznał kardynał Reginald, gdy usunięto wszystkie
wysuwane przeszkody i jakby wilgoć jakimś słońcem wysuszono, uchwalają, że
wspaniały i znany ze swej świętości mąż Boży Stanisław ma być kanonizowany i
wyznaczają [na to] dzień Narodzenia NMPanny, który był najbliższy tych
wydarzeń, w Asyżu5 (tam bowiem zamierzał przybyć papież Innocenty po
odprowadzeniu wojska do Apulii). Tak spełniło się słowo kardynała Jana z
Gaety, powiedziane przypadkiem do posłów katedry krakowskiej. Można zaś
stwierdzić prawdziwość i bronić tej sprawy, gdyby ktoś ją uważał za zmyśloną i
bajeczną oryginalnym listem napisanym na pergaminie przez wymienionego
kardynała Jana z Gaety do biskupa Prandoty i kapituły krakowskiej, złożonym w
skrzyniach katedry krakowskiej, który ja nieraz oglądałem i dotykałem, a którego
brzmienie jest następujące6:
„Czcigodnemu w Chrystusie Ojcu i najdroższemu przyjacielowi, biskupowi
krakowskiemu i kapitule tejże katedry brat Jan z miłosierdzia Bożego kardynałprezbyter,
tytułu św. Wawrzyńca w Lucynie, pozdrowienia. Pełne uznania
pochwały [należą się] królowi polskiemu, który najbliższą sobie trzodę owczarni
Chrystusowej ozdobił znakomitym męczennikiem Stanisławem. O cóż to za
pomyślny osąd Bożego miłosierdzia, że Bolesław zwyciężając zostaje pokonany,
gdy z jego okrutnego postępku otrzymują Polacy w cudowny sposób pierwszego
męczennika! Niech się cieszy Kraków, szczególnie wsławiony tak wielkimi i
wspaniałymi cudami i tak ze wszech miar wyróżniony pełnymi blasku
cudownymi wydarzeniami,

5 Wg Żywota większego, MPH, t. IV, s. 436.
6 Tu przejawia Długosz zmysł krytyczny: przytacza list kardynała Jana z Gaety, jako
rzeczowy dowód prawdziwości swej relacji, podaje też miejsce jego przechowania. Druk w
Kod. KK, t. I, nr 37, bez daty i miejsca wystawienia, wg kopii. List ten wykorzystany w
Żywocie większym (rozdz. ostatni) przywieźli zapewne posłowie kapituły wracając po
kanonizacji (zob. uwagi W. Kętrzyńskiego, MPH, t. IV, s. 340-342) i wyżej, 1252 r. przyp. 7.

których jest wystarczające mnóstwo! Niech się cieszy katedra, której słuszne
prawo i gorliwa wiara dały mimo przedawnienia pełny tytuł do posiadania tej
cennej gleby: świętego, z którego pomyślnej obecności nie tylko wzrasta świętość
miejsca, ale dzięki częstemu napływowi ludu rośnie szeroko sława i rozgłos.
Cieszcie się i radujcie szczególnie wy, którzy w ciągu ubiegłych czterech lat
zabiegaliście z całych sił o kanonizację tak wielkiego ojca, by został zaliczony w
poczet świętych. Ustanowiono jej prokuratorem proboszcza waszego kościoła,
męża o szerokim rozeznaniu, przewidującego wszystko, który pracował bez
przerwy i wiernie z całym wysiłkiem, zabiegając razem z wyznaczonym mu do
tego towarzyszem w Kurii o powierzoną sobie sprawę, a ile przykrości i trudności
napotykał w jej przeprowadzeniu, nie mam możności niniejszym wyrazić, bo
brak mi słów i nie starcza talentu, bo ani nawet Algorius [s] wyznawca
algoryzmu7 nie potrafiłby [swoją umiejętnością] wyciągania pierwiastków
dostatecznie przedstawić przeciwności, jakich doznali. Gdyby bowiem wolno
było po kolei, zgodnie z prawdą opisać oddzielnie ciężkie przeszkody i ostre
zarzuty, jakie spotykały sprawę, ledwie starczyłoby liczby w tysiącu. Któż ze
słyszących o takich trudnościach chciałby uwierzyć opowiadającym o
potwornych zawiłościach rzeczy? Zdarzało się bowiem często, że sprawa na
podstawie wiarygodnych przypuszczeń wydawała się prawie załatwiona i wtedy
niespodziewanie zjawiała się stająca w poprzek prowadzonym staraniom burza,
która niweczyła w istocie to, co rozum uznawał za doprowadzone do końca. Tak
doznali oni skutków ruchu Saturna, która to planeta przez posuwanie się wprzód i
cofanie wstecz uchodzi za złowrogą8. I tak cierpliwie walczyli z Kurią, że daleko
posunęli swe starania, lecz mało w ciągu 3 lat uzyskali, nie mając zapłaty za
swoje starania. A gdy wreszcie powrócił brat Jakub zaufany legat i mocna
podpora sprawy, choć sam widział uzdrowionych i przesłuchał głównych inkwizytorów,
którzy postępowali we wszystkim z dobrą wiarą, z trudem uzyskano
częściowe posłuchanie w celu przedstawienia sprawy. My zaś wreszcie,
zadziwieni

7 Może tu jest mowa o arabskim matematyku Alchwarazmim, od jego nazwiska pochodzi
słowo algorismus. W średniowieczu nazywano algoryzmami lub algorytmami rachunki lub
podręczniki matematyki, zawierające naukę o 4 działaniach, o pierwiastkach, o ułamkach, były
używane od XIII w., kopiowane w XIV i XV w. Zob. J. Dianni, Matematyka na Uniwersytecie
Jagiellońskim, Kraków 1963.

8 Wedle ówczesnych przekonań Saturn (planeta natury żeńskiej, zmiennej i melancholijnej)
był uważany za zwiastuna wielkiego nieszczęścia, oraz za patrona bandytów i oszustów. W
dawniejszej polszczyźnie planeta był rodzaju męskiego. Niektóre kraje i okolice miały
pozostawać pod jego szkodliwym działaniem (Litwa, Wołoszczyzna, Moskwa).
niedopuszczeniem tak wielkiej liczby dowodów, powiedzieliśmy, jak gdyby
przenośnie prepozytowi prokuratorowi: Trzeba, aby wasz święty mąż jeszcze
jednego dokonał cudu, który by cudownie pogodził różnice poglądów co do
cudów. I stało się tak rzeczywiście, albowiem gdzie zaraza jest groźniejsza, tam
szybsze bywa wyzdrowienie. I niespodziewanie niezgodni przedtem przychylili
się jednomyślnie do pojednawczej zgody, postanawiając jednolicie, że mąż taki
jest jak najbardziej godny kanonizacji, a dzięki cudom, które zdziałał — a istnieją
na nie niezbite dowody — jest prawdziwie świętym. Wspomnianego prokuratora
i jego towarzysza po wielokroć polecamy waszej łaskawości za ich ogromną
gorliwość. Zależy nam bowiem, aby znaleźli uznanie ci, co stanęli przy nas w
walce i abyście ich przyjęli z szacunkiem jako dobrze zasłużonych dla naszego
przynajmniej imienia. Wszelkie bowiem wyrazy uznania, życzliwości i
przychylności, jakie okażecie naszym ukochanym przyjaciołom, zarówno ze
względu na ich prawość, jak i na nasze prośby uznamy za przysługę nam
wyświadczoną. Na ich usilne wstawiennictwo ofiarujemy wam uprzejmie naszą
skromną pomoc dla obrony waszego Kościoła i zachowanie go przy należnych
mu prawach. Żegnajcie w Panu Jezusie Chrystusie".
Kanonizacja św. Stanisława w kościele w Asyżu i wskrzeszenie zmarłego w czasie
uroczystości kanonizacyjnych.
Gdy nadszedł dzień Narodzenia Pani naszej Najchwalebniejszej Panny Marii9
papież Innocenty z kolegium kardynałów i mnóstwem prałatów przybył z pałacu
do bazyliki św. Franciszka w Asyżu, w której spoczywają zwłoki jego oraz jego
towarzyszy, by dokonać kanonizacji świętego męża, biskupa krakowskiego
Stanisława. Zastał ją przepełnioną tłumem ludu, który na wieść o mającej
nastąpić kanonizacji Bożego męża przybył licznie niemal z całej Italii. A kiedy
tenże [papież] odprawiał uroczystą Mszę św. w wymienionym kościele, samemu
papieżowi Innocentemu uświadomiła łaska Baranka Niebieskiego, jak wielce
zasłużył się wobec

9 Data uroczystości kanonizacji 8 IX jest w Żywocie większym, MPH, t. IV, s. 436.
Wiadomo, że odbywały się one w Asyżu, ale szczątki bpa (jak Długosz dalej pisze) zostały
posłane do Asyżu dopiero w 1255 lub 1256, co stwierdza bulla Aleksandra IV z 26 I 1256 r.,
zob. J. Dąbrowski, Ruch franciszkański a odrodzenie Polski w XIII i XIV wieku, odb., Kraków
1928, przyp. 1 na s. 6.

Niego święty, którego miano kanonizować. Dokładnie bowiem w chwili
kanonizacji, umarł pewien młodzieniec z Asyżu. Wśród głośnego płaczu
rodziców, braci i krewnych opłakujących jego śmierć, wnoszono go do kościoła
św. Franciszka, aby go albo pochować, albo przywrócić do życia przez zasługi
świętego, który miał być kanonizowany. Kiedy więc jego bliscy i krewni wznosili
prośby i nieustanne błagania o przywrócenie go do życia, papież Innocenty padł
na kolana przed ołtarzem, przy którym stał i z ufnością wzniósł ze swej strony
takie modły: „Wszechmogący Ojcze i najłaskawszy Panie, jeżeli niezachwianą
prawdą — jak to stwierdza przekonanie ludzi — jest to wszystko, co
opowiedziano w mojej obecności o twoim męczenniku, świętym mężu, biskupie
krakowskim Stanisławie, to proszę, daj dziś ponowny znak, że winienem
kanonizować nowego świętego". Zaledwie papież ukończył modlitwę, kiedy mu
doniesiono, że zmarły wstał10. Wtedy więc wszyscy zdziwili się bardzo i
radowali, a od trzymanych w rękach płonących świec i zapalonych świeczników
kościół zdawał się płonąć, zaś papież odprawiał dalej uroczystą mszę św. Po jej
zakończeniu i wygłoszeniu z ambony długiego kazania o życiu, męczeństwie i
cudach św. Stanisława, kanonizuje sławnego biskupa krakowskiego, męża
ogromnej świętości męczennika Stanisława i wpisuje go w poczet świętych
polecając, by cały Kościół katolicki ósmego maja obchodził z należytą czcią jego
święto, jak inne znane święta męczenników. Wszystkim zaś obecnym udzielił
jeden rok i czterdzieści dni odpustu, ogłosił modlitwę o św. Stanisławie,
podkreślając w niej zasługi jego świętego życia i sam publicznie ją odmówił.
Zaczyna się ona tak: „Błagamy Cię, by za wstawiennictwem św. Stanisława lud
Twój". Później zbudowano też na cześć św. Stanisława i na pamiątkę jego
kanonizacji na wzgórzu z boku kościoła św. Franciszka kaplicę — widziałem ją
parokrotnie — w której przedstawiono w rzeźbie [s] jego chwalebne
męczeństwo11. Tekst zaś bulli kanonizacyjnej brzmi następująco12: „Biskup
Innocenty, sługa sług Bożych. Czcigodnym braciom patriarchom, arcybiskupom i
biskupom oraz kochanym synom: opatom,

10 Relacja o wskrzeszeniu młodzieńca jest w R. franciszkańskim, MPH, t. III, s. 50 i w
Kron. wielk., rozdz. 98. Nb. inna, późniejsza wersja podaje o wskrzeszeniu kobiety, zob. J.
Dąbrowski, l.c.
11 Wiadomości o bulli odpustowej, o kaplicy z XIV w. (podziemnej) i o freskach przekazał
Długosz z autopsji: widział bowiem i zwiedzał Asyż w czasie swych podróży do Italii w latach
1448, 1449 i w 1450.
12 Bulla kanonizacyjna z 17 IX 1253 r. jest w Archiwum kapit. krak. wyd. w Kod. KK, t. I,
nr 38. Wydawca widział ją w 2 oryginałach i 2 kopiach (każda ma inny początek). Długosz
zamieścił tekst wg I kopii. Na tej bulli był oparty Żywot większy bpa Stanisława. Co do
znaczenia kanonizacji, zob. wnikliwe uwagi W. Sawickiego, Na marginesie kanonizacji
średniowiecznych XIII wieku, Nasza Przeszłość, X, 1959, s. 439-458.

przeorom, dziekanom, archidiakonom, archiprezbiterom i innym prałatom kościołów,
do których dotrze to pismo, pozdrowienie i apostolskie
błogosławieństwo. Kiedy z oczu pogan starto niegdyś mgłę ciemności, a w ich
sercach stopniał lód zimnej niewiary, nastąpiła potem miła wiosna, zdobna krasą
odradzających się kwiatów, ponieważ Kościołowi przedtem opuszczonemu i
bezpłodnemu zaczęli się rodzić synowie odznaczający się pobożnością i
umocnieni szańcem wytrwałości. Ci, jak pierwsze wiosenne kwiaty, sieją dokoła
miłą woń i za łaską Bożą wydają obfitszy plon cnoty. I tak gdy wzrastała
niezliczona mnogość jego synów i gdy [Kościół] miejscem swego przybytku
rozciągającym się od morza do morza spotężniał w swoich granicach, rozległ się
pełen jęku i bólu głos synogarlicy i gdy po skazaniu na zagładę bałwanów
złagodniało srogie okrucieństwo tyranów, za łaską Tego, Którego dzieła są
niepojęte, [Kościół] zwrócił się w podziwu godny sposób do żalu i pokuty. Niech
się więc cieszy Kościół tym, że się pozbył haniebnej i zgubnej bezpłodności i
zaczął wzrastać zbawczymi plonami obfitości i teraz łączy się z nią obfitującym
w łaski związkiem małżeńskim. Zanim się z nią połączył, czuł się opuszczony
przez narody. Niech się więc cieszy, a współzawodniczce swojej synagodze
wyrzuconej z ziemskiej Jerozolimy i narażającej go od dawna na tę zgubną
bezpłodność, niech spokojnie odpowie, że dzięki płodności jogo potomstwa już
zabliźniają się szczerby w murach niebieskiej Jerozolimy, a mieszkania, które
dawni mieszkańcy pozostawili puste, Kościół uświetni obecnością swej
społeczności, ciesząc się następnie wszędzie swoim pomyślnym odrodzeniem i
zachowaniem w całości. Ale żeby pod wpływem takiej nadmiernej radości nie
mógł sobie obiecywać trwałego pokoju na ziemi, tej dolinie płaczu żaden
śmiertelnik, którego życie na ziemi jest walką z wszczynającymi wojny wrogami
i obozami nieprzyjaciół i by wymieniony Kościół, który jest matką wszystkich
wiernych, nie zapomniał o swej macierzyńskiej doli, gdyby nie doznawał boleści
rodzących matek, [boleści] zwyczajnych przy porodzie niektórych synów,
niekiedy staje na jego drodze przeciwność, w jakiś sposób dla niego korzystna,
jak np. męczeństwo błogosławionej pamięci biskupa krakowskiego, św.
Stanisława. Jego zasługi — jak się to wyraźnie okazało — wsławiają cały
Kościół. Kiedy bowiem [ów Stanisław] powołany słusznie przez Pana do
sprawowania godności biskupiej czuwał troskliwie nad powierzoną sobie trzodą,
wykrył roztropnie zasadzki wrogów i uprzedził zamysły nieżyczliwych [ludzi], a
dostrzegając sidła ze strony naszego nieprzyjaciela, przezornie rozrywał jego
sieci. Poświęcił on mianowicie swe serce czuwaniu od świtu
nad swoimi owcami i jeżeli przypadkiem zauważył kogoś zachwianego ciężką
próbą, spieszył wnet z życzliwą pociechą i podnosił go ze smutku. A jeśli
dostrzegł, że ktoś robi postępy w dobrym, umacniał go w tym szczerymi
wyrazami radości tak, że przez to oczywistymi znakami okazał, iż jest matką nie
mniej dla słabych jak i dla postępujących w dobrym poddanych. Ale kiedy nie
bez wewnętrznej udręki widział, że król polski Bolesław oddał się tak
odrażającym rozkoszom i że na zaspokajanie niegodziwych pokus cielesnych
traci siły tak dalece, iż sromocąc własne ciało i narażając się na hańbę i zniewagi
ze strony ludzi w pożałowania godny sposób kazał przystawiać do piersi kobiet
(oderwawszy od nich ich własne dzieci) — szczenięta, żeby je ssały, wspomniany
biskup, iżby nie wydawało się, że przez pobłażanie sprzyja godnemu potępienia
zepsuciu i niegodziwości wymienionego [króla], kiedy troskliwym, ojcowskim
napomnieniem nie mógł go odwrócić od wspomnianej ohydy, po namyśle
skierował przeciwko niemu w duchu łagodności zbawienny miecz Piotrowy
przypuszczając, że ugodzony nim boleśnie wróci pokornie do wymierzającego
mu karę szukając błagalnie Pana Zastępów. Ale on z zatwardziałym sercem
odrzucił lekarstwo i za nic sobie mając ostrzeżenie przed karą, a raczej uważając
młot za ździebełko, nie tylko nie okazał żadnej skruchy ani poprawy, ale by
dopełnić miary swych karygodnych czynów, posunął się do gorszego nawet
występku. Przy ołtarzu, nie licząc się ze stanem, miejscem i okolicznościami,
kazał swej straży przybocznej oddać biskupa ubranego w szaty pontyfikalne na
srogie męki. Ale ilekroć ci [strażnicy] usiłują rzucić się na niego, tylekroć
skruszeni, łagodnieją i padają na kolana. A wtedy sam król, gwałtownik, dając
upust swemu okrucieństwu, podnosi na niego świętokradcze ręce, wyrywa
oblubieńca z objęć oblubienicy, pasterza od trzody, morduje ojca w objęciach
córki i syna niemal w łonie matki, a uniesiony zwierzęcym okrucieństwem, każe,
niestety — rzecz to straszna — w nieludzki sposób pociąć ciało na kawałki, tak
jak gdyby każdej części ciała należała się kara. Ale Ten, u Którego cierpienia
nieszczęśliwych nie zginą na wieki, nie tylko oświetlił złocistym blaskiem części
najświętszego ciała, ale nadto pozwolił im się zróść razem tak, że nie widać było
na nim żadnego śladu blizn i cudowną osłoną swych orłów uchronił je od
pożarcia przez dzikie zwierzęta. Wypił ostatecznie kielich najstraszliwszej męki
w obronie sprawiedliwości, a kiedy już uchodził za całkowicie unicestwionego
przez wspomnianego tyrana, oto wstaje jak jutrzenka i wznosi się jak południowe
słońce na nieboskłonie. Toteż niektórzy zwracają się do niego w swoich
potrzebach z największą
pobożnością. On sam pochowany śpi bezpieczny i spokojny i nikt już nie może
go zastraszyć. Nic dziwnego! Mieszka bowiem ozdobiony wieńcem uznania i
chwały w tym królestwie, gdzie pobyt jest bezpieczny, lud spokojny, a ojczyzna
ma to wszystko, co sprawia radość. Ażeby jednak Kościół wojujący nie wzdychał
i nie płakał pozbawiony pociechy po utracie tak znakomitego i tak wielkiego
patrona, gdyby tegoż [Kościoła] nie wspierała nader często przynosząc mu
pociechę obfitość jego [patrona] dobrodziejstw: oto Pan chwalebny w swoich
świętych, chcąc widocznymi znakami wyrazić pełnię chwały tego Ojca i
oczekującemu Kościołowi przynieść nadto pokrzepienie i pociechę, sprawił, że
słynie on tyloma, tak wielkimi i znacznymi cudami, o których przez
odpowiednich świadków złożono nam i naszym braciom wiarygodne, jak
należało, świadectwo tak, że uznaliśmy słusznie za rzecz nader godziwą błagać
go, podobnie jak innych świętych, o pomoc. Albowiem na wezwanie jego imienia
prawica Boża przywraca natychmiast życie umarłym, wzrok ślepym, słuch
głuchym, mowę niemym, zdolność chodzenia chromym, epileptykom
równowagę, opętanym przez diabła pokój ciał po wyrzuceniu z nich duchów
nieczystych. Toteż, żeby przypadkiem nie ukryto w niebezpieczny sposób pod
korcem takiej jaśniejącej pochodni, którą słusznie tenże Pan tyloma cudownymi
znakami polecił umieścić zaszczytnie na świeczniku Kościoła, zwłaszcza że
dzięki niej znikają ciemności nie znających Boga, doznaje zawstydzenia
przewrotność heretyków i pogłębia się zbawienna ufność wierzących, za radą
braci oraz prałatów obecnych teraz przy Stolicy Apostolskiej uznaliśmy za rzecz
słuszną wpisanie wymienionego biskupa, błogosławionego Stanisława, w poczet
świętych. Dlatego też całej waszej społeczności listem apostolskim ściśle
polecamy i nakazujemy, abyście ósmego maja13, a mianowicie w dniu, w którym
[św. Stanisław] uwolniony od więzów śmierci przeszedł do życia wiecznego, do
źródła niebieskiej szczęśliwości, obchodzili jego święto i polecili je uroczyście
obchodzić, jak tego wymaga godna podziwu wielkość jego zasług, byście za jego
pobożnym wstawiennictwem uzyskali ze skarbów niebieskich to, co on sam —
jak wiadomo — za łaską Chrystusa otrzymał i czego posiadaniem cieszy się
nieustannie.
A wreszcie by na mocy udzielonej mi z nieba władzy wszystkim wiernym dać
możność osiągnięcia za łaską Pana rozkoszy niewidzialnego przybytku, a także,
aby wywyższone było imię Pana Najwyższego, gdy dołożymy starań, by wierni
od-

13 W bulli kanonizacyjnej dzień śmierci bpa (rzekomo 8 V) został ustanowiony jako jego
główne święto. Jest to data mylna — właściwa 11 IV, zob. Roczniki, t. II, s. 159, przyp. 1.

wiedzali dobrowolnie czcigodny grób [świętego], wszystkim prawdziwie pokutującym
i spowiadającym się, którzy wspomniany grób w pomienione święto aż do
jego oktawy pobożnie corocznie nawiedzać będą z prośbą o wstawiennictwo
tegoż [świętego], z łaski Boga Wszechmogącego i mocą władzy Jego apostołów,
świętych Piotra i Pawła, odpuszczamy łaskawie z wyznaczonej im pokuty jeden
rok i 40 dni, zaś tym, co odwiedzać będą corocznie wspomniany grób w ciągu
piętnastu dni po tymże święcie — czterdzieści dni. Dane w Asyżu 17 września, w
jedenastym roku naszego pontyfikatu".

 

Długosz

http://bluedragon.mordy.pl/pliki/publikacje/dlugosz.pdf

0

circonstance

Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas

719 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758