„Normandy” i piraci- ciąg dalszy!
29/01/2011
296 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Żeby byc na bieżąco, prosze sobie kliknąć post "Normandy" i piraci, to jest ciag dalszy. Obiecałem ciąg dalszy podróży Normandy przez Zatokę Adeńską, zatem proszę bardzo! Zwłaszcza, że kolejny felieton wywalony z SG- polecam, przy okazji- "Rzecz o patroszeniu" Niewiele można zrobić, w sumie, trzeba mieć szczęście, tak, jak we wszystkim w życiu. Jak ktoś ma pecha, to mu w drewnianym kościele cegła na łeb spadnie, albo w trakcie aktu miłosnego na gwóźdź trafi. Niektórzy już tak maja , taki dar od Boga a rebour. A, jak ktoś jest pod szczęśliwą gwiazdą rodzony, to przejdzie przez życie bez bólu i zawsze wyląduje na czterech łapach. Ale, jak Napoleon powiedział, Bóg jest przeważnie po stronie silniejszych batalionów. Zatem, można losowi pomóc […]
Żeby byc na bieżąco, prosze sobie kliknąć post "Normandy" i piraci, to jest ciag dalszy.
Obiecałem ciąg dalszy podróży Normandy przez Zatokę Adeńską, zatem proszę bardzo! Zwłaszcza, że kolejny felieton wywalony z SG- polecam, przy okazji- "Rzecz o patroszeniu"
Niewiele można zrobić, w sumie, trzeba mieć szczęście, tak, jak we wszystkim w życiu. Jak ktoś ma pecha, to mu w drewnianym kościele cegła na łeb spadnie, albo w trakcie aktu miłosnego na gwóźdź trafi. Niektórzy już tak maja , taki dar od Boga a rebour. A, jak ktoś jest pod szczęśliwą gwiazdą rodzony, to przejdzie przez życie bez bólu i zawsze wyląduje na czterech łapach. Ale, jak Napoleon powiedział, Bóg jest przeważnie po stronie silniejszych batalionów. Zatem, można losowi pomóc w obie strony. Całe zawodowe życie starałem się pomagać losowi, trenując ludzi , organizując ich w wyszkolony zespól, który działa, jak sprawny, naoliwiony mechanizm. Na morzu nie ma innej możliwości, nie ma nikogo innego poza zalogą. W restauracji, czy hotelu wszystko, co można zrobić, to zadzwonić po straż pożarną, uciec i patrzeć, co się dzieje z drugiej strony ulicy. Na statku nie ma gdzie uciec. Przebywanie na łodzi ratunkowej, czy tratwie, samo w sobie jest ryzykiem. Zawsze trzeba walczyć o statek, jako o najlepszą szalupę ratunkową. Dlatego co tydzień cwiczy się General Drill, dlatego codziennie trenuje się jakąś grupę, albo strażaków, albo ewakuatorów, albo zespół przygotowujący szalupy i tratwy, albo którąś z pozostałych kilkunastu wyspecjalizowanych grup. Każdy na statku ma jakąś misje do wykonania- nie ma gapiów. Najważniejsze funkcje się dubluje, gdy ktoś zginął, następny wykonuje jego funkcję. Jesteśmy przygotowani na pożar, wejście na mieliznę, zderzenie, człowieka za burtą, wypadek medyczny, wykrycie bomby, generalnie- na wszystko, co się może wydarzyć, ale na ostrzał z broni maszynowej i granatników nie jesteśmy i nie możemy być przygotowani. Statki nie są opancerzone, zresztą okręty wojenne też nie, z małymi wyjątkami. Nie ma na statkach broni, czasem kapitan ma pistolet, lub rewolwer, ale rzadko. Kiedyś popularne było strzelanie do rzutków z Remingtonów na śrut, ale po zamachu pewnego szaleńca w Szkocji, który zastrzelił z 50 dzieci, kompanie się przestraszyły i zlikwidowały ten biznes.
Tak wiec, nie mamy broni, ale nawet , gdybyśmy mieli, to trzeba by do jej obsługi zatrudniać dodatkowych ludzi, odpowiednio opłacanych, ubezpieczonych i przeszkolonych. Strasznie droga zabawa, nikt na to nie pójdzie. Jak my będziemy mieli Kałasznikowy, to oni przypłyna z granatnikami i karabinami 12,7 mm. Jak my zakupimy RPG, to oni podpłyną z rakietami kierowanymi, a w końcu zakupia Exoceta, albo którąś z ruskich rakiet. Zawsze będą do przodu, chyba , że to rzeczywiście będzie banda lokalnych obszczymurków dorabiająca sobie do rybactwa. Ale przeważnie są to dobrze zorganizowane oddziały kierowane przez watażków siedzących w luksusowych willach, dysponujących wywiadem, ochrona polityków, pieniędzmi, dostawcami najnowszych nowinek elektroniki i uzbrojenia.
Jeden z porwanych statków , użyty, jako statek- matka łodzi abordażowych ( to ta mała łódeczka holowana za statkiem). To pozwala atakować statki daleko od lądu, na oceanie
.
Najgorsze, że naprzeciwko mają zamiast dawnej , nie certolącej się floty rozbrojone mentalnie , skrępowane przez „rules of engagement” cioty, w rodzaju tych Holendrów- tchórzy spod Srebrenicy. Na tym tle bardzo korzystnie wypadają Amerykanie, Rosjanie, Hindusi,. Ci się przesadnie nie obcyndalają, jak trzeba strzelać, to strzelają, a tłumacza się potem, albo wcale. Od czasów walk Rzymu z piratami, czy Hiszpanów z korsarzami wyrok za piractwo był jeden- sznur na rei. Nie ma innej drogi, sorry.
Trudno wyczuć, piraci, czy rybacy…
Ale to juz raczej rybacy nie sa, pruja ze 30 węzłów.
Jesli kto by mnie zapytał, to ja bym ich do niewoli nie brał, tak, jak nie biore do niewoli karaluchy na statku, dla nich mam specjalny spray i Goliath Gel.
Jak ktoś ma zbyt wrażliwe serduszko, by się ze mną zgodzić, ze piratów należy rozstrzeliwać i zatapiać, to zapraszam na mostek w czasie długiej nocnej wachty, niech sobie posłucha przez UKF, jak statki wołają o pomoc, jak starają się wymanewrować szybkie łodzie bandytów. W sumie piraci maja taktykę drapieżników z sawann, probują, jak napotykają opór, albo ofiara ucieka zbyt szybko, odpuszczają i szukają statku wolniejszego, albo nie reagującego zbyt gwałtownie. Atakują najsłabszego ze stada. W tym szansa na odpędzenie napastników. Chyba, że maja namierzony konkretny statek z konkretnym, ładunkiem, łatwym do sprzedania, albo tak cennym, że armator chętnie płaci okup. Statki tez stosuja taktykę z sawann- trzeba przekonac napastników, że jesteśmy szybsi, groźniejsi, lepiej zorganizowani, niż ten za nami, czy przed nami. Trzeba prężyć muskuły, jeżyc włos na grzbiecie, stroszyć pióra, wydawać z siebie groźne odgłosy, jak wycie syren statkowych, może się uda. No i zawsze chodzi o to, by zyskac czas, w którym okrety koalicji patrolujące ( rzekomo) teren miałyby czas zareagować. To znaczy, gdyby tam były, bo w czasie podrózy nie widziałem ani jednego, ani jeden tez nie odpowiedział na wołanie o pomoc. Dwa razy przeleciał nad nami samolot patrolowy. To wszystko. Byliśmy zdani na siebie. Skalkulowałem prędkośc, by wypłynąc na wody Zatoki z maksymalna prędkościa i ze wschodem Słońca, by jak najwiekszą cześć trasy przebyć za dnia, ale uniknac nocy się nie da. Wracamy do taktyki z konwojów do Murmańska- pełne zaciemnienie, wyłączamy tez AIS, czyli system identyfikacji, podwajamy wachty, ja stoje cała noc z 2 oficerem 00-06, Staff captain stoi w dzień, od 6 do 12, na rufie dodatkowy patrol, by nas nie zaskoczyli od rufy, włazy zaspawane. Zorganizowałem trzy grupy „antybordażowe”, by obstawic obie burty i rufę. Maja polewać napastników na łodziach. A jak dostaniemy rakieta, maja gasić pożary. Trenujemy to kilka razy, także w kompletnych ciemnościach.
Wpływamy na Zatoke… Zaczyna się….
Ale- tradycyjnie, ciąg dalszy nastapi!