Bez kategorii
Like

Żegnaj Satanaelu… czyli o Materialiście Prawdziwym

20/09/2011
362 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

To byleco stawało się coraz większe i większe, wypełniło cały nasz umysł. Ale to było wciąż za mało.

0


Podstawą mechaniki kwantowej jest konieczność dokonania pomiaru. Mechanika kwantowa nie ignoruje efektów procesów, które są z tą koniecznością związane, lecz uwzględnia je w obliczeniach. Całe życie każdej istoty, lub nawet chwili, polega na dokonywaniu pomiarów. Dokonujemy pomiarów analogowych i logicznych. Analogowe to takie, w których skala jest rozmyta – niedoskonale zdefiniowana. Ponieważ nic nie potrafimy zdefiniować doskonale, w istocie można powiedzieć, że wszystkie pomiary są analogowe. Jednymi z najpewniejszych pomiarów są obliczenia matematyczne. Jak widać, poznanie każdej prawdy, także wymaga świadomej energii. Prawda albo pozostaje nierozpoznana, albo jest częściowo poznawana, tylko jednak wtedy, gdy jest świadoma istota, która może być odbiornikiem części tej prawdy (lub Bóg, który postrzega Doskonale, tyle, ile chce*).

Według materialistów: jedyna prawda, jakiej możemy doświadczyć to ta, którą jest w stanie odtworzyć (odebrać) mózg, lub jakaś jego rozwinięta wersja. Bardzo smutna wizja ograniczonej istoty. Materialista wierzy, że procesy elektrochemiczne oraz elektromagnetyczne, lub biologiczne, albo jedne i drugie i być może jeszcze inne – pochodzenia dającego się – przynajmniej "teoretycznie" – opisać "naukowo", są wystarczające do wyjaśnienia fenomenu tego, jak właśnie nawiązałem z Tobą kontakt.

Faktycznie bowiem istniejemy jako byty duchowe połączone Prawdą. Jaka Ona jest? Otóż również taka, jak matematyka, która wynajduje relacje pomiędzy liczbami zmierzonymi w rzeczywistości. Spojrzenie takie jest jednak bardzo zubożone względem postrzegania, w którym nie zapomina się, że to świadomość a może raczej Świadomość jest podstawą rzeczywistości. Niczym bowiem bylibyśmy bez drugiej osoby, czyli kogoś osobnego – kogoś, kto jest świadomy, że i my jesteśmy świadomymi osobami, a fakt ten jest nie dającym się zmierzyć ani do niczego porównać.

Mimo to pójdźmy krętą drogą prawdziwego Materialisty, czyli – najczęściej – egoisty (potwierdzi to chyba większość tych, którzy jednak w Boga wierzą). Dlaczego "egoista"? Bo materialista sam zakłada, że wszystko, czego może doświadczyć, jest zamknięte w jego własnym mózgu. Skoro tak, to oczywiście albo zgodnie z jakąś "prawdą obiektywną" albo – w innym wypadku – przez pryzmat swojego "ego", czyli "ja", czyli struktury elektrochemicznej, elektromagnetycznej, biologicznej i – być może – matematycznej (czyli logicznej) (w skrócie – EEBL). Prawdziwy Materialista (a nie jakiś leń) zakłada więc, że jedynie poprzez rezonans materii natury EEBL z jakąś matematyczną prawdą, może on tę prawdę poznawać. Oczywiście podświadomie cały czas kombinuje: "Co by z tą wiedzą zrobić? Jak by tu to ego zadowolić?". Nie dopuszcza do siebie nawet myśli: "Nawet gdyby była jakaś świadoma duchowa istota, poza istotami ludzkimi i światem zwierzęcym, na przykład Bóg, to i tak jestem tak zajęty swoją wersją, że musiałby się ten Bóg bardzo postarać, żeby pokazać mi, że On naprawdę istnieje. Musiałby zniszczyć w jednej chwili całą moją wizję rzeczywistości, żebym dostrzegł, że jest ZUPEŁNIE inaczej, niż myślałem." W większości wypadków oznaczałoby to jednak śmierć, a przecież normalni ludzie nie chcą umierać. Mamy wolność wyboru, więc nie musimy dopuszczać do siebie myśli, która wymaga od nas całkowitego Poświęcenia, czyli oddania swojego życia (co – nota-bene – oznacza oczywiście także, że nie popełniamy samobójstwa).

A więc zamiast wziąć od razu Całą Prawdę, mierzymy sobie jakieś liczby i w ten sposób poznajemy stopniowo cenne jej fragmenty. W tle funkcjonuje stale cenzor, który się po prostu boi i nie dopuszcza do świadomości "nadmiaru" Prawdy. Co robi na pewnym etapie głupi materialista? Na pewnym etapie przestaje liczyć. Jest tak oszołomiony złożonością struktury, której nie potrafi pojąć, że zatapia się w niej i niezależnie, czy jest ona "inherentną" naturze ludzkiej (np. – zwierzęcą), czy nabytą, to natura ta przejmuje nad nim chwilami kontrolę. Inaczej mówiąc, jego egoizm (a głupi materialista zawsze jest egoistą) jest zadowolony. Nie szuka on już Prawdy, czyli tego, co najlepsze, tylko bierze jakąś małą próbkę danych (którą już w zasadzie zna, a teraz ją znów potwierdza) i koncentruje się na niej tak, że staje się ona miarą wszystkiego. Jest to fenomen chwilowy, jednak przez uporczywe powtarzanie może stać się także niemalże permanentnym i niesłychanie destruktywnym.

Bardzo podstępnym egoizmem, materializmem nadal głupim, jest miarą wszystkiego uznanie swej struktury umysłowej, na którą w pewien czas się zapracowało. Oszołomienie pięknem swej własnej konstrukcji (rodzaj narcyzmu, bo odnosi się już nie do obiektów zewnętrznych, tylko tych, które uznajemy za wewnętrzne), sprawia nam zadowolenie, ile razy jesteśmy w stanie rezonować z rzeczywistością w złudzeniu, że pojmujemy ją niemal doskonale. Naturalnie, gdy pojawia się dysonans, cierpimy. Jeśli zaakceptujemy cierpienie, które zadajemy sobie z głupoty sami, to gdy ignorując wezwanie do przemianowania, nadal trzymamy się swojej wersji, przestajemy się rozwijać, a do tego męczymy się. Im bardziej niezgodna Prawda z naszym ego, tym większe cierpienie, jeśli głupio trzymać się starej wersji. Na dnie odbijamy się, albo poddajemy i zabijamy. W wersji tej również przestaliśmy liczyć ale z innych powodów. Uznaliśmy, że nasza konstrukcja jest zbyt "nasza", aby ją porzucić. Za bardzo kochamy własne ego (zadowalamy się nim), żeby oddać się nowemu (czyli teraźniejszości – temu, co jest – nawet, jeśli to Bóg). Jeśli zrozumieć, że ego jest tylko etapem w poznawaniu Prawdy, gdyż zawsze jest prawda pełniejsza, jeśli nie trzymać się niedoskonałego pojmowania, stare jest stopniowo wymazywane i pojawia się świeżość.

Materialista Wytrwały będzie szukał najlepszego sposobu, by siebie zadowolić, bo cóż innego mu pozostaje? W optymistycznej, ale nadal smutnej wersji, jego zadowoleniem jest dawanie zadowolenia innym. Biedaczyna wie już, że jego dusza wcale nie chce zadowolenia, ale będzie je wciskać innym, ponieważ wszystko, co dotychczas poznał, było albo jakąś formą zadowolenia, albo niezadowolenia (tego drugiego – naturalnie – starał się unikać jak ognia, a jednak to wciąż – przeklęte – powracało).

W pewnym momencie rozpacz przybiera formę krytycznej. Nic już nie jest wystarczające. Tylko ostateczna Doskonałość jest ratunkiem. Zaczyna się Najwspanialsze Cierpienie (z początku ciche) – Cierpienie, Że Go Nie Ma. A to już jest iskierka Wiary… Materialisto! – wystrzegaj się tego momentu, bo to oznacza początek Twego końca!

Zdajesz sobie bowiem sprawę, że niezależnie od tego, co się stanie, pozostaniesz zawsze ograniczony, ponieważ nie jesteś – oczywiście – Bogiem, czyli Doskonałością. Rozumiesz, że są rzeczy, których zrozumieć i/albo zapamiętać nie możesz, albo przynajmniej dopuszczasz, że mogą istnieć. Przestajesz się bać – nie wszystko musisz wiedzieć! Ale jesteś niezmiernie wytrwały i przyrzekasz sobie, że wszystko, co się da, chcesz poznać i niczego nie odrzucisz, bo to oznaczałoby zaprzestanie poszukiwań. To daje niesłychaną energię (światło Prawdy gdzieś w tym tunelu smutku i samotności).

Co jest odbiornikiem prawdy? Oczywiście Ty sam – na razie jeszcze struktura EEBL. Jeśli zrozumieć jej działanie, będzie można w żywym procesie wykonstruować dowolny stan umysłu, co już wiadomo, że nas i tak nie zadowala (jeśli są jeszcze jakieś ciągoty, zatrzyma nas to na drodze). Panując nad umysłem, możemy zacząć głęboko filozofować (lubić mądrość). Mądrość-dla-niej-samej, a nie dlatego, że ją "mamy" i możemy nią wymachiwać jak zdobytym pucharem. Tym samym mądrość stawiamy na piedestale, a nie siebie samego i dalej szukając mądrości, zmierzamy ku Tej Doskonałej. Tu już jest bardzo grząsko dla materialisty głupiego, bowiem zrelatywizował nawet mądrość i piękno. To znaczy – wyobraził sobie, że potrafi odpowiedzieć na pytanie, czym mądrość i piękno w istocie swej są (ale nie spróbował tego zrobić). Materialisty Niegłupiego jednak materią, czyli tym, co ostateczne, stała się mądrość. Dlaczego? Albo raczej: dla czego? Dla jej piękna. Mądrość jest piękna, bo jest to taka struktura wywołująca rezonans w EEBL, która w sposób nieprzewidywalny, niezrozumiały, ożywia tę strukturę tak, że wykracza ona poza swoje granice. Na razie nieistotne, czy faktycznie sięga ona poza mózg, ale przynajmniej pogłębia ona wizję, która w tym mózgu powstaje tak dalece, że człowiek sam siebie gubi w momentach, w których wcale tego nie szukał.

Mądrość ponosi go, sięga ona bowiem do samych podstaw działania mózgu, przemienia go. Mądrość dotyczy prawdy, a prawda, to jest to, co jest – również w sensie matematycznym, w sensie złożonych relacji funkcyjnych pomiędzy mózgu podsystemami. Jeśli iść dalej i zadać pytanie o ich naturę, to już wchodzimy w biologię, chemię, fizykę i matematykę. Większość uczonych zdaje sobie sprawę z cudownego uczucia związanego z poznawaniem cudowności istnienia. Wszystko jest przewspaniałe, przebogate, głęboko piękne i niesłychanie złożone.

"Zachwycenie" tą złożonością, która już wykracza poza nas samych, która jest obecna wszędzie naookoło nas, ale także w nas, złożonością, która nas konstytuuje, jest zaledwie przedsmakiem. Zmusza ono nas jednak do zadawania pytań coraz bardziej wnikających w jej naturę, do starań o zrozumienie najsubtelniejszych relacji w niej "migoczących". Pamiętajmy jednak, że od tej struktury, która jest opisem rzeczywistości zewnętrznej, stale dziwując się, dochodzimy przecież także do zrozumień, jak i my sami – w zwoim zdumieniu – funkcjonujemy… I z powrotem.

Nie obędzie się tu bez relatywistycznej fizyki kwantowej, elektrodynamiki kwantów materii. To ona jest najbardziej zaawansowaną formą prawdy matematycznej traktującej o rzeczywistości, która w jednej ze swych postaci nie została jeszcze sfalsyfikowana. Tamże ukrywają się dalsze wrota do ujrzenia głębszych poziomów prawdy. Prawdziwe jej piękno ujawnia się jedynie wtedy, gdy oddajemy jej siebie w zaangażowanej zupełności, a więc nie stronimy od długich zawiłych konstrukcji logicznych aż do cierpienia związanego z wytrwałym utrzymywaniem umysłu w stanie niewzruszenia, podczas gdy naturalne fluktuacje związane z elektrochemiczną falą mózgową, biciem serca, i innymi rytmami ciała, naruszają misterną wizję.

Jedne z najcudowniejszych chwil związane są z wyjściem z procesu koncentracji ku światowi zewnętrznemu. Przykładowo – na wizji pojawia się drzewo albo pies, albo jeszcze lepiej – dziecko! Jest to coś tak delikatnego, słodkiego, nie dającego się opisać żadnymi słowami… Pojawia się Miłość.

Nadzieja działała cały czas, póki walczyliśmy o życie. Na początku nadzieję mieliśmy, że znajdziemy Doskonałość w byle-czym.To byleco stawało się coraz większe i większe, wypełniło cały nasz umysł. Ale to było wciąż za mało. Dojrzała auntentyczna Nadzieja, że Bóg ukrywa się w liczbach, a więc należy poznać Jego dzieło, a więc mierzyć wszystko obiektywnie. Otóż potwierdzam, że jest to także droga do Boga.

 

*Czy Doskonały Bóg chce poznać wszystko? Chrześcijanie wierzymy, że przynajmniej część smutku (w istocie smutek tak niezmierzony, tak koszmarny, tak przerażająco beznadziejny, że chyba lepiej go sobie nie wyobrażać) Bóg także bierze na siebie, gdyż taka jest Prawda i Piękno.

**Zdjęcie pochodzi z filmu:

0

space

Pragne Zjednoczenia wszystkich Polaków milujacych Boga i Matke Ojczyzne dla jej ratowania przed smiertelnym wrogiem. Oddajmy sie ufnie Jego opiece i prowadzeniu, wypelniajac Jego wole, a wspaniale zwyciestwo bedzie zapewnione.

128 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758