Artykuły redakcyjne
Like

Wojna w 1939 roku była do wygrania

08/09/2016
893 Wyświetlenia
4 Komentarze
10 minut czytania
Wojna w 1939 roku była do wygrania

Nawiązując do mojej publikacji „1 wrzesień 1939 – wojna przez nieporozumienie” i wpisu „Godziemby” na temat ewentualnej ofensywy francuskiej w 1939 roku, niezależnie od mojego uznania dla autora za jego akcję przypominania historii, nie mogę zgodzić się z tezą że przeprowadzona przez Francuzów ofensywa na froncie zachodnim we wrześniu 1939 roku zakończyłaby się klęską. Wyciągając logiczne wnioski z takiego rozumowania można konkludować że należało przyjąć warunki niemieckie gdyż i tak nie było szansy na obronę.

0


 

 

Tymczasem stan faktyczny zestawienia potencjału wojennego aliantów z niemieckim wskazywał na ich znaczną przewagę, zarówno w ilości wojska, możliwości mobilizacyjnych, jak i posiadanego sprzętu, zasobów amunicji, paliwa, żywności i wszelkiego innego materiału wojennego.

Francja w każdej chwili mogła powołać 110 dywizji co w zestawieniu z polskimi przynajmniej -40 /30 dywizji piechoty + 6 rezerwowych + 11 brygad kawalerii + 2 brygady motorowe i 3 KOP + ON/. i  20 dywizji brytyjskich dawało dwukrotną przewagę w stosunku do dysponowanych przez Niemców /wg Haldera/ 55 dywizji niemieckich na froncie polskim i niekompletnych 25 dywizji „dozorujących” front zachodni.

 

Hitler zmieniając decyzję o kierunku ataku z Francji na Polskę na skutek polskiego oporu był pewien że Francja nie ruszy na obronę Polski i dlatego chcąc w ciągu dwóch tygodni zakończyć kampanię w Polsce skupił na niej wszystkie swoje siły.

Jeżeli Francja miała by realny zamiar podjąć ofensywę na Niemcy to mogła z nią ruszyć choćby od pierwszego dnia wojny stopniowo zwiększając siły. Z pewnością jednak mogła użyć gros sił pancernych i lotnictwa. Ponadto najlepszym terenem do podjęcia ofensywy było przejście przez Belgię i Luksemburg. O żadnym poważnym oporze niemieckim w tych warunkach nie mogło być mowy. Potwierdzają to zeznania niemieckich generałów już po wojnie. Wpłynęłoby to na podniesienie niskiego morale żołnierza francuskiego maszerującego naprzód praktycznie bez przeszkód.

 

Przygotowania do wojny ze strony aliantów włącznie z Polską miały raczej charakter polityczno propagandowy, uważano powszechnie że Hitler mając na względzie doświadczenia z I wojny światowej nie podejmie ryzyka wojny na dwa fronty. I to była prawda, zachęcony został postawą Anglików którzy wyraźnie dali mu do zrozumienia że nie włączą się do „polskiej wojny”.

Miała to być zatem jego zdaniem izolowana, krótka wojna z Polską zakończona jej rozbiorem do spółki ze Stalinem.

Właśnie z politycznych powodów armia polska została rozmieszczona liniowo wzdłuż całej granicy niemieckiej licząc się z lokalnymi prowokacjami niemieckimi, a także chcąc zmusić aliantów do wypełnienia w każdym przypadku zobowiązań traktatowych.

 

Wojny można było uniknąć przy solidarnej postawie aliantów, czego najlepszym dowodem był wspomniany przeze mnie dzień 26 sierpnia.

Ale jeżeli już do niej doszło to przygotowania ze strony aliantów powinny być zupełnie inne niż to co się działo w 1939 roku.

Francja powinna była zareagować tak jak w 1938 roku w sprawie Sudetów ogłaszając wówczas mobilizację mimo że Czesi sami nie chcieli się bronić. Na niemiecką „kartkową” mobilizację musiała odpowiedzieć własną w rozmiarach odstraszających agresora, tego jednak na własną zgubę nie uczyniła.

Anglia mogła zrobić to co robi dziś NATO demonstrując na Bałtyku swoją gotowość do podjęcia walki z Kriegsmarine.

Najważniejsze dla nas co mogła więcej zrobić Polska?

Szczerze mówiąc niewiele, ale za to bardzo znaczących rzeczy.

Po pierwsze uznać że nie chodzi o demonstrację, ale o rzeczywisty bój na śmierć lub życie.

W pierwszej kolejności nie dopuścić do blitzkrieg’u stawiając na liniach uderzeń wojsk pancerno motorowych kolejne zapory.

Nawet tak zaimprowizowana obrona jak pod Mokrem okazała się skuteczną.

Najbardziej odczuwalnym brakiem wojsk polskich była obrona przeciwpancerna i przeciwlotnicza, ale przecież nie użyto nawet całej dyspozycyjnej, najlepszej broni przeciwpancernej jaką były nie działka 37 mm, ale 75 mm polówki, w tym przekalibrowane rosyjskie trzycalówki /nazywano je „prawosławne”/ z których dla uzbrojenia DAK’ów użyto zaledwie 150 na przeszło 500 posiadanych.

Użycie całych niewykorzystanych zasobów jako stacjonarnej broni przeciwpancernej zmieniłoby oblicze tej wojny.

Podobnie było z zapasami innej broni i amunicji które pozostały w magazynach / głównie w Palmirach i Dęblinie/ i nie zostały wykorzystane, tak jak i z pociągami pancernymi i monitorami które trzeba było wysadzić w powietrze bez udziału w walce.

Takich przykładów można mnożyć, ale zmiana koncepcji wojny mogła nastąpić w przypadku uznania że musimy się liczyć z opieszałością aliantów i dlatego nasz opór musi trwać jak najdłużej. Wówczas trzeba było zarzucić nierealny plan obrony „głównej linii” na Warcie i Widawce, a wybrać punkty oporu opóźniającego i przyjąć główną linię obrony na Narwi, Wiśle i Sanie.

Przecież wystarczyło przygotować kilka takich punktów oporu jak Mokre i Niemcy w pierwszym dniu wojny straciliby około 500 czołgów i miny bardzo by im zrzedły.

Warto przypomnieć że dowódca niemieckiej kompanii czołgów który w zetknięciu z baterią DAK’u stracił kilkanaście czołgów popełnił z rozpaczy samobójstwo.

 

Przewaga aliantów w liczbie żołnierzy, wielkich jednostek, armat, czołgów nawet samolotów, ustępujących w znacznej mierze jakością, nie została wykorzystana z winy kierownictwa politycznego i wojskowego.

Jakość niemieckiego wojska nie był zbyt wysoka, dał temu wyraz Runstedt porównując żołnierza z I wojny z tym którym dowodził w 39 roku. W ciągu czterech lat obowiązkowej służby wojskowej nie dało się wyszkolić odpowiedniej ilości szeregowych, podoficerów i młodszych oficerów. Starszych oficerów i podoficerów mieli Niemcy jeszcze z poprzedniej wojny.

Niemcy na ogół rozporządzali dobrym sprzętem broni ręcznej i artyleryjskiej, natomiast w broni pancernej przeważał „kampfwagen” dość lichy lekki czołg i samochody pancerne. Czołgów cięższych było niewiele, zresztą zabrakło broni pancernej dla obsady wszystkich planowanych dywizji pancernych i były zastępowane „dywizjami lekkimi” niekompletnie wyposażonymi.

 

W „polskiej” wojnie główny problem polegał na braku wyszkolenia w polskim wojsku do walki z szybkimi natarciami zmasowanych ugrupowań pancerno motorowych. Wszędzie tam gdzie żołnierz nie uląkł się widoku wielu pojazdów różnych typów i wykorzystał posiadane środki do ich zwalczania, sukcesy nie przychodziły Niemcom łatwo, a w wielu przypadkach kończyło się to dla nich klęską, jak choćby dla „Germanii”, albo próby zdobycia Warszawy z „marszu”.

Jedyną bronią w której jakościowa przewaga Niemców była widoczna było lotnictwo, ale rzucało się w oczy niedostateczne wyszkolenie pilotów, którzy ustępowali polskim. Mogłem się o tym przekonać osobiście przeżywając niemal każdego dnia wojny nawet po kilka nalotów. Bombardowania miały najgorsze skutki w odniesieniu do miast gdzie waliły się domy i ginęli ludzie bezbronni.

Wszędzie tam gdzie była jakakolwiek obrona przeciwlotnicza, natychmiast podnosił się pułap nalotu i opadała jego celność, najbardziej deprymujące było uczucie bezbronności. Straty w jednostkach wojskowych zadane lotnictwem były niewspółmiernie małe w relacji do nakładów na ten rodzaj broni.

Najgorsze były skutki psychiczne dla żołnierzy którzy nie stykali się z nalotami, ale przy dobrym dowodzeniu i wykorzystaniu wszelkich możliwości obrony i krycia można było uniknąć paniki.

 

W sumie tamta wojna nie była z góry przegrana, tylko należało się do niej przygotować na serio, a wówczas nie wykluczone – „si vis pacem para bellum”.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

4 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758