Bez kategorii
Like

Więzienie w Niemczech. Henryk. III

28/12/2011
418 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
no-cover

Nowy gość w celi. Historia Pana Henryka.

0


Po absurdalnym wyroku W Polsce….

   Po kilku spokojnych dniach do celi dokoptowano jakiegoś nieszczęśnika. Mówię dlatego "nieszczęśnika", bo w odróżnieniu ode mnie, nie przybył do tego więzienia dobrowolnie. Był to niski jegomość po pięćdziesiątce. Trochę nerwowy. Na początku myślałem, że te nerwy są spowodowane sytuacją w jakiej się znalazł. Parę dni spędzonych razem w jednym pomieszczeniu pozwoliło mi domyśleć się prawdziwej przyczyny.

   Gościu od wielu lat pracował na czarno w Niemczech. Miał stałego pracodawcę do którego przyjeżdżał na kilka miesięcy w roku popracować na budowie. Ponieważ był dobrym i solidnym pracownikiem dobrze też zarabiał. Poza tym zżył się i polubił przez te lata z pracodawcą. I w takim rytmie upłynęło mu 30 lat. W tym czasie dorobił się pięknego (podobnież) domu  i co nieco odłożył na starość i  ewentualnie na cięższe czasy. Mówiąc wprost: mając ok 50 lat był ustawiony finansowo. Do końca życia. Nie musiał już jeździć za chlebem tylko mógł. I jeździł. Poza tym jak już mówiłem lubił po prostu swojego pracodawcę. Bardziej ich łączyła przyjaźń niż praca. Kiedyś będąc w Niemczech poczuł się źle. Raz i drugi. Poszedł do lekarza. Ten nic niepokojącego nie znalazł. Mimo to samopoczucie  było coraz gorsze. Na tyle, że wrócił do Polski. Tutaj dalej chodził po lekarzach. Aż wreszcie coś znaleziono. Raka. Krwi albo kości. Nie pamiętam. Zresztą to nie ma wielkiego znaczenia dla opowieści. W każdym bądź razie był chory. I to poważnie. Znalazł się w szpitalu. Jak sam opowiadał, był najciężej chorym pacjentem na tym oddziale onkologicznym do którego trafił. Mimo tego przeżył. Jako jedyny z tego oddziału. Dzięki pieniądzom jakie posiadał. Jego żona nie żałowała ich na leki i lekarzy, a i niemiecki pracodawca okazał się przyzwoitym człowiekiem . Dzięki temu przetrwał. Pamiętam jedną historię, którą mi opowiedział. Leżał w szpitalu czekając na jakiś zabieg mający  mu uratować życie. Zabieg ten miał być przeprowadzony w innym szpitalu i teoretycznie za darmo. W rzeczywistości jego żona miała przekazać pewną poważną sumę na zabieg. Helikopter już czekał na pacjenta, a żona się spóźniała z obiecanymi pieniędzmi. Jak się okazało popsuł jej się samochód i musiała jechać autobusem. On był już tak chory, że poruszenie palcem u ręki sprawiało mu kłopot. No i ten ból. Był tak wielki, że aż porażający. Od dłuższego czasu brał morfinę. Nic innego już nie pomagało. Jeśli dobrze zrozumiałem tłoczyli mu ją bezpośrednio do kręgosłupa. Żeby zwiększyć efekt. Jak mówiłem żona się spóźnia. Pieniądze razem z nią. Pacjent wyje z bólu i ze łzami prosi lekarza by już lecieli na zabieg. Żona na pewno przywiezie obiecane pieniądze. Lekarz na to poklepując uspokajająco pacjenta:

 – Wiem, wiem Panie Henryku. Niech się Pan uspokoi i nie histeryzuje. Jeszcze trochę możemy poczekać.

No i poczekali. Nie było pieniędzy nie było zabiegu. Na szczęście w końcu przyjechała. Z pieniędzmi, a właściwie z nowym życiem. C.d.n…

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758