Bez kategorii
Like

Więzienia w Polsce. Areszt. XXVII

12/04/2012
390 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Historie z więzienia. Tym razem z polskiego.

0


Kontynuacja

Rano policjanci mi powiedzieli, że koniec już tych wczasów. Zabierali mnie do aresztu. Jak mus to mus. Spakowałem swój niewielki dobytek i pojechaliśmy. Otworzyła się prawie bezgłośnie automatyczna brama więzienia do którego mnie przywieziono. Bezgłośnie też się za mną zamknęła. Efekt nie do opisania. Dokładnie tak było jak w filmach sensacyjnych, które wcześniej oglądałem. Za ogrodzeniem z siatki przebywały już jakieś nieciekawe typy patrzące z zainteresowaniem kogo to przywieźli. Jakbym był sędzią to za sam wygląd by dostali ode mnie na dobry początek wysoki wyrok. W każdym bądź razie swoich dzieci nie zostawiłbym im pod opieką. Może dlatego, że ich nie posiadałem. Prawdziwych.
Cela w której zostałem zakwaterowany była taka jak…inne cele w Polsce. O Niemieckich luksusach mogłem zapomnieć. Im prędzej tym dla mnie lepiej. Z mety dostałem też nową ksywę. Wylew. Dlatego, że strażnik prosił pozostałych współwięźniów o zwrócenie na mnie szczególnej uwagi. Miałem tak wysokie ciśnienie, że obawiano się, że w każdej chwili może mi grozić wylew krwi do mózgu. Zostałem więc „Wylewem”. Nikt się do mnie inaczej nie zwracał. W tej celi przebywałem tydzień.
W celi przebywało nas kilkunastu na paru metrach kwadratowych. Na pewno było poniżej wymaganego standardu. U Niemców za dużo, u Polaków za mało. W sumie bilans wychodził na zero. Po pomieszczeniu mogło się przemieszczać z trudem dwóch osadzonych naraz. Reszta musiała w tym czasie siedzieć na swoich łóżkach. Inaczej się nie dało.
Każde wyjście do ubikacji trzeba było wszem i wobec głośno komunikować. Najlepiej na całe gardło. Nie daj Boże gdy się tego nie zrobiło. I jeszcze jak koś z pozostałych więźniów w tym samym czasie jadł. Był też „starszy celi”, którego wszyscy się słuchali. Irytujący gostek w okularach. Miałem ochotę coś mu powiedzieć, ale dla świętego spokoju dałem sobie z tym spokój.
Bywało też zabawnie. Pewnego razu dostarczono nam do celi skacowanego osobnika. Narozrabiał trochę w jakimś tutejszym ekskluzywnym lokalu. Oczywiście po pijanemu. Przy okazji nieco poturbował interweniujących policjantów. Lecz rozbawiło mnie co innego.
Zaraz po wejściu do celi zauważył naszą „gwiazdę”. Jegomościa kreującego się na prawdziwego twardziela i przestępcę z krwi i kości. No, więc wchodzi ten nowy i zdziwiony mówi:
– Ty tutaj?
„Twardziel” jakby zdziebko się speszył. Czuło się konflikt w powietrzu. Tyle zrozumiałem: „Twardziel” pracował kiedyś u „Nowego”. W domu. Widocznie „Nowy” był bogaty. Potem go napadł z kolegami i obrobił mu chatę. Oczywiście był zamaskowany, ale i tak go pracodawca poznał. Ten się tym tak wkurzył, że aż z tej złości zgwałcił mu żonę na jego oczach. O co ten miał teraz do niego pretensje. Czemu się nie dziwię. Dziwne było to, że nie minęło dużo czasu i tych dwóch stało się nierozłącznych jak bracia. Cały czas coś sobie szeptali po kątach i prawie jedli sobie z dzióbków. Po kilku dniach bogacza wypuszczono. Co to było za wzruszające rozstanie! Ze łzami w oczach obiecali sobie, że się po wyjściu spotkają.
Spałem na górze piętrowego łóżka. Dół zajmował spec od samochodów. Za takiego się przynajmniej uważał i ja mu wierzyłem. Trochę się znam na komputerach i elektronice, a on miał wiedzę na ten temat większą od mojej. O samochodowych zabezpieczeniach mógł gadać godzinami. Ciekawie. Na co dzień mieszkał w Anglii i zajmował się samochodową elektroniką. Konkretnie zabezpieczeniami. Pochodził gdzieś ze wschodu Polski. Za parę dni, we wtorek (ważne!) go wypuszczano na wolność. Ponieważ prowadził rozrywkowy tryb życia pieniądze się go nie trzymały. Martwił się już na zapas jak się pokaże w swoich stronach bez forsy.
Któregoś dnia do naszej celi przyprowadzono nowego więźnia. Zaraz po wejściu ukląkł i pocałował podłogę. Czym wzbudził zdziwienie pozostałych mieszkańców. Mieszkał na stałe w Niemczech. Miał tam rodzinę i pracę. Z tego co opowiadał dobrze mu się powodziło. Nie zawsze tak jednak było.
Mieszkał w Opolu. Miał brata. Bliźniaka. I dziewczynę. W Niemczech. Był bardzo zakochany. Ale kiedyś dziewczyna go rzuciła. Pojechał do Niemiec żeby ją przekonać do zmiany decyzji. Problem w tym, że nie miał paszportu. Przekroczył więc granicę posługując się paszportem brata. Bliźniaka. Nie wiem jak bardzo byli do siebie podobni. W każdym bądź razie mistyfikacja się wydała. Z tego powodu miał nawet problemy. Ale na razie sprawa przyschła.
Minęły lata. O dawnej dziewczynie już zapomniał. Ożenił się. Założył w Niemczech własną rodzinę. Legalnie tam pracował. Dobrze zarabiał. Od czasu do czasu odwiedzał rodzinę w Polsce. O dawnej sprawie zdążył zapomnieć. Miesiąc temu przyjechał do Polski na święta. Zatrzymano go i umieszczono w więzieniu we Wrocławiu. Razem z małolatami. Ci są najgorsi. Znęcali się nad nim. Wynajęty adwokat obiecał szybkie wypuszczenie. Sprawa wyznaczona była na czwartek (ważne!). Przewieziono go tutaj gdyż to blisko sądu w którym miała się ta rozprawa odbyć. Czysta formalność. Miała przyjechać po niego rodzina z Niemiec samochodem. Nowym Audi A6.
Na wspomnienie o samochodzie, mój sąsiad z dołu łóżka nadstawił ucha. Domyśliłem się co będzie dalej. Zwietrzył okazję i nie zamierzał jej wypuszczać z rąk. Zadawał już nowemu konkretne pytania: jaki ma rodzaj zabezpieczeń w samochodzie, gdzie przyjedzie po niego jego niemiecka rodzina, itp.
Nowy z chęcią odpowiadał na zadawane pytania, nie zdając sobie sprawy, że ładuje się już w następne kłopoty. Chwalił się jak nowoczesne i wspaniałe zabezpieczenia ma w swoim wspaniałym i drogim samochodzie. Nie do sforsowania. Ciekaw byłem.
We wtorek wyszedł ten z dołu, a w czwartek Niemiec pojechał z rana na rozprawę. Długo nie wracał. Pojawił się dopiero w celi wieczorem. Był mocno wzburzony. Stał na środku celi i snuł swoją opowieść:
„Pod budynek sądu przyjechała moja żona ze swoim bratem. On prowadził. Zamierzaliśmy jeszcze razem odwiedzić rodzinę w Polsce. Przy okazji mieliśmy jeszcze zrobić jakieś interesy w naszym kraju. Samochód był pełen różnych fantów. Zarówno na prezenty jak i na handel. Czekałem pod salą rozpraw na swoją kolej. Gdy już wkrótce miała nadejść moja kolej, szwagier poszedł sprawdzić czy samochód jest na swoim miejscu. To w końcu Polska. Zażartował. Już prawie wchodziłem na salę gdy przybiegł szwagier niosąc hiobowe wieści: samochód zniknął. I niestety już nie żartował.”
Nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie ta opowieść nie zaskoczyła. A sąsiad z celi zapewne przyjechał w swoje strony już nie z pustymi rękoma.
……………………………………………………
…………………………………………………
Rozpadają mi się neurony. Coraz trudniej skupić mi myśli.
Pieniądze w całości są przeznaczone na rehabilitację.

JAK PRZEKAZAĆ 1%
Wypełniając zeznanie PIT, należy obliczyć podatek należny wobec Urzędu
Skarbowego.

W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI
POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP)
* Wpisać numer KRS: 0000270809
* Obliczyć kwotę 1%

W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!)
* Marian Stefaniak 1297

Darowizny:
Fundacja Avalon – Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym,
Michała Kajki 80/82 lok. 1, 04-620 Warszawa
nr rachunku odbiorcy: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Prowadzone przez: BNP Paribas Bank Polska SA
Tytuł wpłaty: 1297 Marian Stefaniak

Przelewy zagraniczne:
International Bank Account Number
IBAN: PL62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
SWIFT/BIC: PPAB PLPK

0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758