KULTURA
Like

Wiek rozumu, Thomas Paine

27/04/2022
250 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
Wiek rozumu, Thomas Paine

Jedyną ideą jaką człowiek potrafi do nazwania Boga skutecznie przyłączyć jest pierwsza przyczyna, przyczyna wszystkiego. A jakkolwiek trudno człowiekowi pomyśleć czym taka pierwsza przyczyna jest, daje jej wiarę, bo nie wierzyć byłoby z dziesięć razy trudniej. Ponad wszelki opis trudno jest pojąć, że przestrzeń może nie mieć końca; ale jeszcze trudniej pomyśleć o takim końcu. Jest ponad zdolność człowieka, rozumem obrazować wieczne trwanie tego, co nazywamy czasem; ale tym bardziej niemożliwe jest myśleć o takim czasie, kiedy czas by nie istniał.

0


Mija już parę lat, jak się noszę z zamiarem publikacji moich przemyśleń o religii. Dobrze jestem świadom, jakie trudności temu tematowi towarzyszą, i z tego względu pozostawiłem go na okres w moim życiu bardziej zaawansowany. Zamierzyłem tutejsze na moją ostatnią dla podobnych mi obywateli wszelkich narodów ofertę, a na czas gdy czystość moich pobudek nie będzie ulegać wątpliwości, nawet ludziom co się z tą pracą nie zgodzą.

Jako że kilku moich kolegów, a też paru innych francuskich współobywateli dało mi przykład swym dobrowolnym, indywidualnym wyznaniem wiary, ja również dokonam swojego; uczynię to z całą ową szczerością i uczciwością, z jaką umysł człowieka rozumie sam siebie.

Standard Copyright © Teresa Pelka
Standardowe prawo autorskie
All rights reserved | Wszystkie prawa zastrzeżone

Wierzę w jednego Boga, a nie w bogów wielu, i mam nadzieję zaznawać szczęścia także po tym życiu.

Wierzę że ludzie są równi, zasię obowiązki wiary to oddawać sprawiedliwość, chwalić łagodne obejście, a spróbować dać nieco szczęścia jak my, stworzeniom.

Gdyby jednak miało powstawać wrażenie jakobym wierzył w wiele spraw poza tymi, będę w miarę postępu pracy deklarował w co nie wierzę i podawał powody swej niewiary.

Thomas Paine as a young man: click to read about the picture

Rozdział VII. Chrześcijaństwo a szkoły

Jak dokonał chrześcijański porządek wiary rewolucji w teologii, takoż dokonał rewolucji w ludzkim uczeniu się. To, co jest teraz uczeniem się nazywane, oryginalnie nim nie było. Nauka się nie zasadza, jak to obecnie praktykują szkoły, na znajomości antycznych języków, ale na zyskiwaniu wiedzy o obiektach którym język daje nazwy.

Grecy byli ludem uczonym, jednak uczenie się nie polegało u nich na mówieniu po grecku; nie bardziej niż dla Rzymianina mowa po łacinie, dla Francuza mowa po francusku, a dla Anglika po angielsku. Z tego co dziś o naszych Grekach wiemy, nie wygląda na to by się wiele uczyli języka innego niż własny, i tak się z tym jednym złożyło, że bardzo byli uczeni; mieli więcej czasu się przyłożyć do lepszego studiowania. Szkoły owych Greków były szkołami nauki i filozofii, a nie dawnych języków, natomiast naukowe przygotowanie polega właśnie na znajomości rzeczy wykładanej przez nauki ścisłe oraz filozofię.

Niemal całe naukowe uczenie się co teraz istnieje, przyszło od owych Greków, albo ludzi co po grecku mówili. Stąd się stało koniecznością pośród ludzi innych narodów, bo mieli inną mowę, aby się niektórzy z nich uczyli greckiego, a nauczanie jakie mieli Grecy dało w owych narodach powszechnie udostępniać, przekładając wybrane greckie książki naukowe oraz filozoficzne na język każdemu z owych narodów rodzimy.

Takoż studiowanie języka greckiego (a maniera była dla łaciny taka sama) nie było niczym innym, jak mozolnym biznesem językowców; uzyskany takoż język nie różnił się od ich narzędzi, czy też podjętej drogi. Niczego sobą z samej owej nauki nie niósł, a różnił się odeń tak wyraźnie, że niezwykle prawdopodobnym było, iż ludzie co się go nauczyli żeby dzieła tłumaczyć, jak na przykład Elementy Euklidesa, nie rozumieli nic z zawartego w pracach nauczania.

Ponieważ już teraz nie ma niczego nowego żeby się z martwych języków uczyć, pożyteczne książki są przetłumaczone, same owe języki straciły w szkole na wartości, a czas przeznaczany na wykładanie klasyki i jej uczenie się jest marnowany. O ile nauka języków może się przyczyniać do postępu i przekazywania wiedzy (bo nie jest aktem stworzenia wiedzy), nową wiedzę da się znaleźć jedynie w językach żywych; a jest ogółem pewne, że młodzież więcej się w ciągu jednego roku nauczy języka żywego, niż martwego w lat siedem; przy czym rzadko się zdarza, by rozległą wiedzę miał o martwym języku sam nauczyciel. Trudność w uczeniu się języków martwych nie wynika z żadnej wyższości ich zawiłej struktury, ale z tego że są martwe i całkowicie zanikła ich wymowa. Rzecz by się miała tak samo z każdym innym językiem, gdyby się stał martwy. Najlepszy dziś grecki językoznawca nie rozumie starożytnej greki tak dobrze, jak dawny grecki oracz czy grecka dójka; a tak samo względem łaciny, gdy pomyśleć by o dójce czy oraczu u antycznych Rzymian; co do wymowy oraz dialektu, dzisiejszy specjalista nie zna się jak dawne krowy. Byłoby zatem korzystne dla jakości nauczania obalić naukę martwych języków i nauczanie oprzeć, jak to miało miejsce oryginalnie, na naukowej wiedzy.

Niektórzy dadzą na kontynuowanie nauki martwych języków wymówkę taką, że naucza się ich w czasie gdy dziecko nie jest w stanie dokonać umysłowego wysiłku innego niż pamięciowy; jednakowoż ogółem podejście takie jest błędne. Ludzki umysł ma naturalną skłonność do wiedzy naukowej i spraw z nią związanych. Pierwszą i ulubioną rozrywką dziecka, zanim jeszcze zacznie się bawić, jest naśladowanie działań dorosłego człowieka. Z kart lub patyczków, buduje domy; przy misie z wodą, nawiguje papierową łódką po oceanie; a przy rynnie buduje na strudze zaporę i stawia coś, co nazywa młynem; a zajmuje się losem swoich dzieł z dbałością podobną uczuciu. Idzie potem do szkoły, gdzie pomysłowość dziecka zabijana jest jałowym studiowaniem martwego języka, i mały filozof przepada pod martwą sztancą.
{Koniec fragmentu}

Rozdział VIII. Rozwój myśli u człowieka oraz refleksja nad wiarą

Ponieważ nie umiem tej części rozpocząć lepiej niż się odwołując do paru myśli jakie miałem we wczesnych latach życia, a co do których nie wątpię, w jakimś kształcie przyszły do głowy o takim czy innym czasie prawie każdemu, powiem co to za myśli i dodam, co się mi w temacie nasuwa, a całość poprzedzę niejako słowem wstępnym, krótkim wprowadzeniem.

Mój ojciec był wyznania kwakierskiego; miałem to szczęście otrzymać nadzwyczaj dobre moralne wychowanie i znośny zasób pożytecznej nauki. Chociaż chodziłem do szkoły gramatycznej, nie uczyłem się łaciny; nie tylko dlatego że nie miałem do języków skłonności, ale też z powodu obiekcji jakie kwakrzy mają wobec książek z których się ten język wykłada. Nie przeszkodziło mi to jednak się zaznajomić z przedmiotami we wszelkich książkach po łacinie w szkole.

Umysłowo miałem naturalny pęd do nauk; także ciągotkę, a wierzę i trochę talentu do poezji, ale to raczej tłumiłem niż rozwijałem, bo prowadziło za daleko w pole wyobraźni. Zaraz jak byłem w stanie, kupiłem dwa globusy i zacząłem chodzić na wykłady filozoficzne Martina oraz Fergusona, a potem zawarłem znajomość z doktorem Bevisem z towarzystwa zwanego Królewskim; mieszkał wtedy w Temple i był świetnym astronomem.

Nie miałem inklinacji do tego, co nazywano wówczas polityką. Nie przedstawiała mojemu umysłowi idei innej niż sens słówka dżokejstwo. Kiedy więc zwróciłem myśli ku sprawom krajowego ustroju, musiałem wpierw uformować jakiś system dla siebie, żeby się zgadzał z moralnymi i filozoficznymi zasadami w jakich mnie kształcono. Widziałem, albo tak myślałem, dla całego świata się otwierał wraz ze sprawą Ameryki szeroki widok, a na to mi wyglądało, że jeśli Amerykanie nie zmieniliby planu który wówczas w odniesieniu do angielskiego rządu rozwijali, i nie ogłosili siebie niezależnymi, nie tylko wdaliby się w mnóstwo nowych niedoli, ale też zamknęli prospekt co się za ich przyczyną otwierał dla całej ludzkości. To z tych motywów opublikowałem pracę znaną pod tytułem „Zdrowy rozsądek”, pierwszą, jaką kiedykolwiek wydałem, a na ile potrafię sam siebie ocenić, wierzę, nigdy bym się nie stał w świecie znany jako autor, i to w jakimkolwiek temacie, gdyby nie sprawy Ameryki. Napisałem „Zdrowy rozsądek” pod koniec 1775 roku, a opublikowałem go pierwszego stycznia roku 1776. Niepodległość została zdeklarowana 4 lipca owego roku.

Każdy człowiek co kiedyś dokonał obserwacji o stanie i postępie ludzkiego umysłu poprzez skupienie na własnym, zauważył z pewnością, istnieją dwie dystynktywne klasy tego, co zwiemy Myślami; te, które tworzymy sami, drogą refleksji i czynności myślenia; oraz te, co się w umyśle pojawiają z jakiejś własnej racji. Przyjąłem za regułę traktować owe z własnej woli mnie odwiedzające myśli z uprzejmością, a dbałem zawsze sprawdzić w miarę swej możliwości, czy warto się nimi zajmować. To właśnie dzięki tego typu myślom nabyłem prawie całą swą wiedzę. Co do edukacji którą człowiek otrzymuje w szkole, to jedynie niewielki kapitał, co by się człowiekowi dać rozeznać, jak by się potem zaczął uczyć samodzielnie. Każda wykształcona osoba staje się w końcu swoim własnym nauczycielem; powodem jest to, iż zasady to jakościowo coś innego niż okoliczności, nie da się ich w pamięci zachować poprzez wrażenie; przynależą ze zdolnością rozumowania, a nigdy nie są bardziej długotrwałe, niż gdy ich pojmowanie inicjuje myśl własna człowieka. Tyle oferuję w ramach wstępu.

Od czasu kiedy się stałem zdolny dać pomysłowi w umyśle początek i go poddać refleksji, albo w prawdziwość chrześcijańskiego porządku wątpiłem, albo myślałem że to dziwna afera; nie bardzo byłem zdecydowany, które z tych dwóch, ale pamiętam, miałem lat siedem czy osiem i słyszałem jak mój krewny, wielce oddany swemu kościołowi, odczytuje kazanie o tym, co się zwie Odkupieniem Poprzez Śmierć Syna Bożego. Gdy skończył czytać, wyszedłem do ogrodu, a jak schodziłem po ogrodowych schodkach (bo doskonale pamiętam miejsce) zbuntowałem się, wspominając to zasłyszane kazanie, a myślałem sobie, mówiło o Bogu Wszechmogącym jak o krewkim człowieku co zabił swojego syna, nie mając jak się zemścić inaczej; a ponieważ byłem pewny iż człowieka by za coś takiego powieszono, nie rozumiałem po co prawili takie kazania. Nie była to jedna z tego rodzaju myśli co przychodzą z lekkomyślnością dzieciństwa; była to poważna refleksja, a powstała z mojego obrazu Boga, wedle którego był on na coś takiego za dobry, a też zbyt wszechmogący by coś takiego zrobić z potrzeby. Tak samo wierzę do dzisiaj; a więcej, wierzę iż każdy religijny porządek co ma w sobie coś wstrząsającego dla umysłu dziecka, nie może być porządkiem prawdziwym.
{Koniec fragmentu}

Internet Archive

Repozytorium darmowych tekstów i ilustracji
Zapraszam do korzystania z materiałów na moim koncie
.

Nie zamierzam zajmować się częściami trzecią i czwartą. Wedle wielu opinii poddane one zostały dużym zmianom, a rękopisów nie ma. Część trzecia rozpoczyna się bez nawet paru słów wprowadzenia, dziwnym, jak na części poprzedzające stwierdzeniem,
It is the duty of every man, as far as his ability extends, to detect and expose delusion and error. But nature has not given to every one a talent for that purpose…

W dwóch poprzednich częściach autor podkreśla, to rozum powinien kierować myślą, a nie żaden szczególny dar; natomiast błędy co same w sobie moralnego zła nie niosą, o ile nie są narzucane czy wspierane religią, są nieszkodliwe. — Teresa Pelka

0

TeresaPelka https://publicdomaintranslation.com/

Filolog, lingwistka, tłumaczka.

10 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758