Bez kategorii
Like

Wariograf

26/03/2012
488 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Kogo by tu podłączyć i postawić pytania raz jeszcze

0


 

tak – tak, nie – nie, powiem, nie powiem,

prawda, nieprawda, domyśl się sam, albo

spadaj. Najlepiej na drzewo i tam prostuj

banany. Albo się bujaj bambusie złamany…

 

Patrzę na Nowy Ekran jak ewoluował od początku do teraz i wiem jaki będzie jego koniec – wspomniałem o tym w notce Dyżurny! Proszę wyczyścić tablicę, ale to już!

Na samym początku, przez wiele tygodni na stronie głównej mieliśmy ołtarz – podobnie kiedyś działali bracia Kaczyński, wpierw przyciągali mamiąc jacy to oni bogobojni i w ogóle. Potem, jak udało się wdrapać po plecach plebsu na samą górę zapomnieli o swojej religijności. I tak wkoło Macieja.

 

Tutaj na NE było podobnie – otwieram, a tu na dzień dobry Słowo Boże rekolekcje, lekcje religii, Radio Maryja i Częstochowa, aż w końcu ktoś delikatnie zaczął sugerować żeby poz(a)mieniać proporcje tak dla równowagi. I stało się.

Był moment, może nawet było ich kilka, że strona główna Nowego Ekranu była atrakcyjna.

Tak było do czasu zatrudnienia „zawodowców”, których, jak mi się zdaje, jedynym zajęciem jest zabawa w przedruki z gazet i innych stron w sieci i robienie tzw. klikalności. Cóż, milczę, bo co tutaj komentować?

 

Tak mi się skojarzyło przy okazji. W maju pęknie pięć lat od momentu, kiedy wygrałem konkurs na trzy felietony i jeden reportaż – gazeta nawet z nazwy, nawet poważna i w nazwie też miała gazety nazwę. Wygrałem i zostałem zaproszony na rozmowę. Nie jestem garbaty, zeza nie mam i pedałem też nie jestem, ani inną ciotą.

Na którymś z pięter wieżowca przedstawiłem się grzecznie z imienia i nazwiska (w konkursie udział wziąłem pod wymyślonym nickiem) i pogadaliśmy troszeczkę – proszę przesłać jeszcze inne swoje teksty – usłyszałem – i czekać na propozycje, ma pan dobre pióro i pisze interesująco.

Czekałem chwilę i szybko zrozumiałem, że nic z tego nie będzie – bali się, że mogę coś wygrzebać przy tzw. okazji i jakieś własne wnioski wyciągnąć. W maju pięć lat będzie… Uśmiecham się tylko, kiedy widzę jaki tupet mają inni, ci, którym odwagi, albo bardziej bezczelności, nie brak.

 

 

W pisaniu, tak mi się wydaje – a nawet jestem tego pewien, ważne jest, aby tekst miał to coś, aby był autorski, a nie jakieś kwi pro kwo – ściąga dla ubogich.

 

W ten nurt ściąg i przeróbek tekstów innych autorów wpadł sam nasz dobrodziej, który otworzył ten bazar osobiście bawiąc na salonach: wiadomo, tam można spotkać się ze sztuką i kulturą rozmyć lub zabarwić obraz.

W tym tłumie dulszczyzny, zbiorowisku celebrytów i rodzimych Dyzmów, obok artystów i artystek siorbiących łapczywie z misy miszczów od kultury, trafia się stary agent, i to nie żaden spec od nieruchomości ani od ubezpieczeń, tylko z tych i tamtych służb; jest i gangster w białej koszuli gajerku od Armaniego i skorumpowany mecenas, ten też nie od sztuki; trafi się urzędnik z ministerstwa – rozmawiają o rolnictwie, o tym jak fachowo wydoić państwową krowę.

Ten w białej koszuli i modnym gajerku ustala cenę paliw i wysokość akcyzy na kolejny miesiąc. Znajdzie się tam też polityk startujący z listy mafii, i nie o zespół muzyczny tu chodzi. Najmodniejsze określenie dla ludzi, którzy robią za maszynki do kręcenia lodów, to: celebrtya i lobbysta.

 

No, i to wyznacza pewną linię programową największego Polaka, patrioty, humanisty.

Drugim takim jest bloger, którego ponoć obraziłem – no pomyślałby kto – a ja myślałem, że się nie da. A jednak.

Nie wiem, jak się przy tym czuje redaktor aaa a mi tt to wisi z gazety wiadomej. Bo wydawać by się mogło, że większego od niego patrioty to nie ma – nie mam tutaj na myśli rakiet „Patriot”, a jednak trafiło się dwóch takich, co to statystycznie walą na łeb całą resztę Polaków, patriotów i humanistów. W psychologi takie zachowanie, takie wielkie cóś znajduje właściwe określenie.

 

Redaktor naczelny, póki co, ma frajdę jak dziecko zjeżdżające po poręczy. Zdziwi się, kiedy spodnie rozedrze na końcu i jaja będą na wierzchu w koszu – wszak święta idą.

Raz ma być gazeta, innym razem rzetelna informacja, a chwilę potem mowa o zastrzyku finansowym, by kawałek dalej szukać blogierskiego grosza na kontach mejlowych.

Czyste szaleństwo, dom wariatów (śmiech).

 

Jest bazar, a na nim stoisk i straganów całe mnóstwo. Najczęściej zwykła chińszczyzna – wszystko za 2.99 złotego. Na bazarze trafisz też na kolorowe stragany, co chwila konfetti i huk wystrzałów kapiszonów, i to by było wszystko, co wzrok potrafi przyciągnąć i skupić na moment uwagę.

 

Jest też stragan prestidigitatora, na którego sztuczkach poznało się wielu, niektórzy tak bardzo, że tęsknią i listy ślą (gończe), aby się spotkać i wreszcie pobyć dłużej.

Ktoś inny kręci filmy nie zadając sobie trudu, aby sprawdzić w sądzie wszystkie dokumenty w sprawie, a nie tylko te, którymi wybiórczo posługuje się „pokrzywdzony”, któremu Rutkowski odbił dziecko przez „pokrzywdzonego” uprowadzone. Sąd sądem, a prawda po naszej stronie… Tak – tak, nie – nie.

 

Pośród tych wszystkich stoisk rośnie liczba zamkniętych, niektóre na stałe – to kupcy, prawdziwi rzemieślnicy i artyści, którym w niesmak handlować pośród tanich jatek.

 

 

 

0

Wiktor Smol

Copyright © 2011-2014 Wiktor Smol

369 publikacje
3 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758