Bez kategorii
Like

W jakim stopniu masońska utopia została już zrealizowana? – część II

10/07/2012
1251 Wyświetlenia
0 Komentarze
60 minut czytania
no-cover

Jest to kolejny fragment rozdziału VII mojej książki pt. „Masoneria i kryzys”.

0


 

 

  1. Do kogo należy McŚwiat?

 

Taki tytuł nosi jeden z rozdziałów omawianej książki B. R. Barbera. Opowiada on w nim o tym jak powstawał ten „Nowy wspaniały Świat” i jak pewna wąska grupa ludzi przejmowała powoli „rządy dusz”, władzę gospodarczą, a wreszcie władzę polityczną.

Kiedyś było tak, że pisarz pisał książkę, niósł ją do niezależnego wydawcy wybierając go spośród wielu. Wydawca drukował książkę, sprzedawał ją czasopismom, by drukowały ją w odcinkach i, niekiedy, proponował ją jakiemuś, jednemu z wielu, niezależnemu studiu filmowemu, które po dokonaniu ekranizacji rozprowadzało ten film po niezależnych kinach. Książkę i film recenzowali niezależni krytycy w niezależnych czasopismach, stacjach radiowych i telewizyjnych. Był to świat normalnej, autentycznej, spontanicznej, nie podlegającej kontroli i cenzurze kultury. Świata takiego już nie ma.

Jak stwierdza B. R. Barber w pewnym momencie zaczęły powstawać wielkie firmy-koncerny, które zaczęły kontrować wszystkie elementy tego procesu i stały się właścicielami wszystkich jego elementów, również właścicielami (pracodawcami) pisarzy, którzy zaczęli tworzyć na zamówienie i pod dyktando. W USA już w 1981 r. było takich firm tylko 46, dziesięć lat później ich liczba zmniejszyła się dokładnie o połowę. Obecnie jest ich zapewne kilka[1].

Wygląda to zatem tak: „Właściciel koncernu ma na ogół nie tylko całą stajnię wydawców, z których jeden opublikuje daną książkę, jego własnością jest także agencja praw autorskich, magazyn, który książkę opublikuje w odcinkach, studio filmowe, które przerobi ją na film, dystrybutor filmu, sieć sal kinowych, wytwórnia wideokaset, a prawdopodobnie również sieć satelitarna i kablowa, która będzie film transmitować, oraz telewizor i magnetowid, na których ktoś będzie go oglądał, dajmy na to w Indonezji czy Nigerii. (…) Proces prowadzący do konglomeryzacji wydaje się całkiem naturalny: nadawcy chcą kontrolować nadawane treści i czerpać z nich zyski”[2].

W jaki sposób ci nadawcy kontrolują nadawane treści? Oczywiście nie chodzi tu tylko o to, że stosują bardzo drobiazgową w zapisach, dotyczącą osób, tematów i sposobów prezentacji różnych rozwiązań, cenzurę, choć do tego w sposób wyraźny przywiązuje się wagę, ale również o prezentację i promocje pewnej (oczywiście pogańskiej) wizji świata i hierarchii wartości. Co ciekawe trudno znaleźć popularne, socjologiczne, czy reprezentujące inne gałęzie szeroko rozumianej nauki (np. historii, filozofii czy etyki) prace na ten temat. A wystarczyłoby wziąć pod uwagę kilkanaście lansowanych ostatnio książek, wybranych numerów czasopism, odcinków popularnych seriali i nagrodzonych ostatnio filmów, by się zorientować, co tam skrzętnie się pomija, a co podsuwa i gloryfikuje. To się wprost rzuca w oczy. W oczy rzuca się np. niechęć do chrześcijaństwa jako takiego, a katolicyzmu w szczególności, sympatia do innych religii, a w szczególności do wszelkich form pogaństwa, lansowanie skrajnego liberalizmu nie tylko jako postaci ideologii politycznej, ale przede wszystkich jako swoistej teologii, w której miejsce boga zajmuje człowiek.

Te koncerny to albo wielkie ponadnarodowe molochy, dla których media są tylko drobną cząstką ich aktywności albo firmy, które w taki czy inny sposób siedzą w kieszeni tych molochów i są całkowicie od nich zależne, a często faktycznie do nich należą.

Do koncernów zaangażowanych w przejmowanie „rządów dusz” zaliczają się również wielkie firmy skupiające się na produkcji towarów materialnych, takie jak, między innymi, American Express, Mazda, Coca-Cola, Marlboro, KFC, Nike, Hershey, Lewi`s, Pepsi, Wrigley, McDonald`s. Sprzedając swoje produkty odwołują się do pomocy „ducha” oraz „handlują”, niejako przy okazji, „stylem życia”. Wyznaczając go wyznaczają tym samym wszystko to, co w istocie przynależy do religii, moralności, filozofii i ideologii. Amerykańskie firmy sprzedając swojej produkty „sprzedają Amerykę”, ale taką Amerykę jaką same wykreowały. Skutek jest między innymi taki, że np. mieszkańcy Afryki (czy Europy) siedzę w swoim kraju w restauracji Kentucky Fried Chicken, popijają coca-colę, słuchają nagrań Whitney Houston lub oglądają w telewizji jeden z programów globalnych stacji satelitarnych, które nadają w ich języku[3].

„Propagowany styl – pisze B. R. Barber – jest w pełni amerykański, ale potencjalnie ma charakter globalny, ponieważ korporacje całkiem dosłownie mogłyby podchwycić hasło my jesteśmy światemwe are the Word. Styl jaki proponuje Ameryka jest niespójny i sprzeczny, ale wielce kuszący, mniej demokratyczny niż kultura fizyczna: młodzieńczy i zamożny jak yuppie, po kowbojsku nieokrzesany, czarowny jak Hollywood, nieskrępowany niczym rajski ogród, wyrozumiały dla błędów, wyczulony na problemy społeczne, politycznie poprawny, przepojony atmosferą wielkiego centrum handlowego…”[4].

Zauważmy, że opisany wyżej, proponowany obraz i styl życia jest w sposób wyraźny częścią typowego uwiedzenia, dokładnie takiego jakiego dokonuje sam szatan.

Firmy te dokonują takiego uwiedzenia przede wszystkim za pośrednictwem szeroko rozumianej reklamy. Nie są to zatem tylko tradycyjne reklamy, ale również dziesiątki postaci kryptoreklamy, tego, co można by określić jako przedłużenie reklamy, jej wzmocnienie czy kontynuację w różnych dziedzinach.

Ogrom i wszechobecność reklamy ilustrują liczby i zakres jej działania. Obecnie wydaje się na reklamę na świecie do 250 mld dolarów, a tylko jedna, największa w tej dziedzinie firma brytyjska Saatchi&Saatchi działa w ponad 80 krajach. Przykładem może tu być również Pepsi Cola, której kampania reklamowa trafiła ostatnio do 40 krajów i oddziaływała na 20% mieszkańców Ziemi[5].

B. R. Barber twierdzi, że zręby Mc Świata zbudowały właśnie te firmy i że podjęły one działalność w tym kierunku kilkadziesiąt lat temu, gdy jeszcze nikomu (poza masonerią) nie śniło się, że taki świat mógłby faktycznie powstać. To powstawanie McŚwiata było wprost związane ze zwiększającymi się wciąż nakładami na reklamę, które rosły o jedną trzecią szybciej niż wynosiło tempo wzrostu światowej gospodarki, a ponad trzy razy szybciej niż przyrost ludności na świecie. Nakłady te od 1950 do 1990 r. wzrosły siedmiokrotnie, co daje, w przeliczeniu na jedna osobę wydatki od 15 dolarów na osobę (w 1950 r.) do 50 dolarów (obecnie). W samym USA wydatki te wyniosły ponad 500 dolarów na mieszkańca[6].

Doradca Clintona twierdzi, że w nazwach firmowych i w przekazach reklamowych „zaszyfrowane są skojarzenia i symbole” dotyczące różnych dziedzin ludzkiego życia, związane często w sposób wyraźny z rozwiązłością, homoseksualizmem, śmiercią, ale o takim charakterze, że trudno określić o co istotnie chodzi i jakie będą tego społeczne skutki[7].

Podaje też przykład prowadzenia przez te koncerny wprost kampanii lansujących styl życia. Pisze np. o tym, w jaki sposób American Express prowadziła kampanie z udziałem wielu detalistów przedstawiającą zakupy jako „działanie społeczne”, co w „w rzeczywistości jednak sprowadzało zaangażowanie społeczne do robienia zakupów”. Jedna z takich reklam podkreślała, że klienci, którzy kupują odżywkę do włosów w Body Shop ratują lasy tropikalne i wspomagają Indian Kayapo[8].

Zauważmy, że tego typu reklam jest coraz więcej w wielkich polskojęzycznych mediach. Przoduje tu chyba POLSAT. „Pomagamy” zatem, kupując różne towary, głodnym dzieciom, mieszkańcom Afryki itd.

Reklamodawcy wkraczają, i pozwala im się na to, dosłownie we wszystkie możliwe sfery. Reklam słucha się oczekując na połączenia telefoniczne, ogląda się je jadąc środkami komunikacji miejskiej i pociągiem, taksówką, w USA pojawiają się one już nawet na lekcjach w szkole i zasłaniają nocą gwiazdy (wielkie elektroniczne tablice na niebie). Reklama przenika do programów rozrywkowych, a nawet informacyjnych w telewizji przybierając często postać „niezależnych komentarzy”, tak że widzowie często nie zdają sobie sprawy z tego, że mają do czynienia z reklamą. Pojawia się też w postaci „sponsorowanych” artykułów i programów telewizyjnych, pojawia się w tle w filmach lub w wypowiedziach ich bohaterów, w grach komputerowych. Produktem reklamy u nas jeszcze w zasadzie nie znanym są tzw. parki tematyczne, w których rozrywka, reklama, „elementy dydaktyczne i wychowawcze” stanowią jedno. Wszystko to w istocie nie jest już wcale reklamą, a tylko czymś co jedynie, i to niekiedy na marginesie, zawiera elementy reklamy. Pojawia się informacja o towarze, ale cel przekazu jest w istocie religijny (pogański), moralny, światopoglądowy[9].

Oddzielną dziedziną, w ramach której wytwarza się i promuje McŚwiat jest dziedzina sportu. Warto zauważyć, że są tu realizowane wszystkie wskazania zawarte w „Nowym wspaniałym świecie” Aldousa Huxleya.

B. R. Barber podaje jako przykład firmę Nike: „Nike nie wystarczy, że konsumenci kupują jej towary, chce żeby w nią wierzyli. Mają nie tylko doceniać jakość produktów, ale i wierzyć w motywację producentów. Wyglądałoby na to, że firma lepiej się czuje w roli państwa czy państwowej religii niż producenta obuwia” (wytłuszczenia S. K.)[10].

Przedstawiciel firmy stwierdza w jednych z wystąpień: „Nie jesteśmy firmą produkującą obuwie, zajmujemy się sportem”. Na pytanie: „Jak mamy zamiar podbić zagraniczne rynki?” odpowiada: „Tak samo jak tutaj. Będziemy po prostu eksportować sport, najlepszą dziedzinę gospodarki na świecie” (wytłuszczenie S. K.). B. R. Barber dodaje tu: „nie tyle sport i niezupełnie sport, co obraz i ideologię sportu: zdrowie zwycięstwo, bogactwo, seks, pieniądze, energię – nie ma co dłużej wymieniać, zróbcie to i już” (wytłuszczenie S. K.)[11].

I znowu mamy do czynienia z sytuacją upowszechniania pewnej doktryny o charakterze religijno-moralno-filozoficzno-światopoglądowym – budowania nowej, z natury pogańskiej, kultury i cywilizacji, nowego świata wartości.

B. R. Barber widzi to dokładnie. Stwierdza, że koncerny pracujące na rzecz powstania, a następnie umocnienia McŚwiata świadomie niszczą, i to od fundamentów, choć w specyficzny sposób, starą obyczajowość, cywilizację i kulturę.

Pisze: „W takiej np. Indonezji (indonezyjscy skauci płci obojga, z puszkami coliw rękach, widnieją na okładce raportu za 1992 rok) agresywne inwestowanie może spowodować zagładęlokalnej kultury i zmusić ludność, by się upodobniła do społeczeństw, które tradycyjnie piły herbatę,a teraz nauczyły się pić słodsze napoje orzeźwiające,jak coca-cola. Odzwyczajenie ludzi od picia wody tokwestia ekonomiczna (woda jest za darmo), ale odzwyczajenie ich od herbaty zakłada kampanię ingerującą w kulturę. Spadek spożycia herbaty, którydla antropologów kulturowych może być niepokojącązapowiedzią rozkładu lokalnej kultury, witany jest przez Coke z radością, bo stwarza perspektywy sprzedaży napojów orzeźwiających. Gdyby tak jeszcze każdyIndonezyjczyk przestawił się z herbaty na colę, z ryżuna frytki McDonalda, porzucił sandały dla tenisówekNike (a każda Indonezyjka – sarong dla sukni Laury Ashley), oglądał na wideo filmy ze Schwarzeneggeremzamiast indonezyjskiej produkcji i nawrócił się z buddyzmu na konsumeryzm. Wyobraźcie sobie tylko,jakie nowe obszary otworzyłyby się przed korporacyjnymi zdobywcami rodem z McŚwiata. Jakże jednolitym i przynoszącym zyski rynkiem na skalę całego McŚwiata stałyby się odrębne niegdyś regiony! Nawet dla Afryki, która co prawda wypada z mapgospodarki światowej, znajdzie się miejsce w owczarniMcŚwiata. Z punktu widzenia koncernu Coke nie jestona bowiem obszarem ubóstwa, szerzącej się epidemiiAIDS i coraz bardziej autorytarnych reżimów, alerynkiem, na który składa się 568 mln potencjalnych konsumentów napojów orzeźwiających”[12].

B. R. Barber wskazuje tu na pewien mechanizm: „Tam, gdzie obyczaj nakazuje zasiadać z rodziną przy wielodaniowym posiłku, uzyskanie koncesji na sprzedaż Fast food niewiele się przyda. Ale jeśli uda się Fast food wprowadzić, podkopuje to nieuchronnie śródziemnomorski zwyczaj jedzenia obiadu w domu w połowie dnia. Nie ma znaczenia czy taka była intencja czy też nie. Dobrze rozwinięty system komunikacji zbiorowej zmniejsza szanse na sprzedaż samochodów, wpływa też hamująco na rozwój produkcji stali, gumy i ropy naftowej. Wiejski styl życia (wstawanie o świcie, całodniowa praca, wczesne kładzenie się spać) nie sprzyja oglądaniu telewizji. Ludzie nie interesujący się sportem nie kupują tenisówek (…) Oparta na moralnych przesłankach logika powściągliwości sprzeczna jest z ekonomiczną logiką konsumpcji. Czy w takim razie odpowiedzialni kierownicy korporacji mogą sobie pozwolić na to, żeby nie być amoralnymi propagatorami sybarytyzmu?”[13].

I oto znowu mamy potwierdzenie, że mamy tu do czynienia z permanentnym niszczeniem starego porządku i budową dokładnie takiego „Nowego Wspaniałego świata” o jakim pisał Aldous Huxley.

 

2.     Niszczenie państw i tworzenie tajnej władzy

 

Jak to się stało, że McŚwiat mógł się w ogóle pojawić, że gdy go zaczęto budować nikt tak naprawdę przeciwko temu nie protestował, że pozwalano na to, by się rozwijał i rozbudowywał, że przymykano oczy na to, iż osłabia i niszczy państwa narodowe, dezintegruje całe narody i społeczeństwa, pozbawia ludzi ich tożsamości?

Zagrało tu wiele czynników. Cała akcja prowadzona była bardzo powoli i ostrożnie, wielopoziomowo i wielopłaszczyznowo, krok po kroku, często w ukryciu.

Wiele osób twierdzi, że McŚwiat to patologiczny organizm powstały jako efekt groźnej choroby ludzkości, którą wywołał wirus liberalizmu.

Tak pisze o tym Samir Amin, egipsko-francuski ekonomista i politolog:„Pod koniec XX w. na świecie pojawiła się dziwna choroba. Nie wszyscy, którzy na nią zapadli, stracili życie, ale każdego dotknęła w ten czy inny sposób. Wirus, który był przyczyną epidemii, nazwano wirusem liberalizmu. Pojawiłsię on po raz pierwszy w wieku XVI wewnątrz trójkąta Paryż-Londyn-Amsterdam. Choroba miała wówczas łagodny przebieg i mężczyźni (którzy zarażali się łatwiej niż kobiety) nietylko przyzwyczaili się do niej i rozwinęli konieczne przeciwciała, ale umieli nawet wykorzystać dla własnych celów wywoływany przez nią wzrost tempa życia. Ale wirus pokonał Atlantyk, znajdując w sekcie, która go tam przeniosła, doskonałe, pozbawione przeciwciał środowisko. Tam wywoływana przezeń choroba mogła objawić się w skrajnej formie. Wirus ponownie pojawił się w Europie pod koniec XX w., wracając z Ameryki, gdzie uległ mutacji i, wzmocniony,zyskał zdolność zniszczenia wielkiej ilości przeciwciał wyprodukowanych przez Europejczyków w ciągu trzech poprzednich stuleci. Wywołał wówczas epidemię, która zniszczyłabyrodzaj ludzki, gdyby nie to, że najsilniejsi mieszkańcy staregokontynentu przeżyli (…). U tych, którzy padli jego ofiarą, wirus wywoływał dziwną odmianę schizofrenii. Człowiek nie przeżywał już samego siebie jako całościowego bytu…”[14].

Zwróćmy szczególną uwagę na następujący fragment wyżej zacytowanej wypowiedzi: „Ale wirus pokonał Atlantyk, znajdując w sekcie, która go tam przeniosła, doskonałe, pozbawione przeciwciał środowisko”. S. Amin odwołuje się do historycznie w pełni udokumentowanego faktu, że kolonizacja Ameryki Północnej została dokonana przez grupę ludzi tworzących specyficzną sektę nazywaną potem masonerią, która przybyła tam w celu budowania zrębów „Nowej Atlantydy” mającej być zaczątkiem „Nowego Wspaniałego świata”. Będziemy o tym szerzej mówić w rozdziale X.

Zwróćmy też uwagę na to, że S. Amin pisze, iż apogeum choroby wystąpiło „pod koniec XX w.”. Ktoś może zapytać: „Jak to, dlaczego tak, przecież liberalizm panoszył się w Europie już w XIX i w całym XX w. ?”

S. Amin zwraca uwagę na to, że coś się pod koniec XX w. zawaliło, rozsypało, że zaczęła się jakąś nowa era, powstała choć przez wielu niezauważona nowa cywilizacji i kultura.

W jaki sposób działał ten wirus liberalizmu?

Znalazł się on początkowo tylko na terenie gospodarki, który zaczął sobie zawłaszczać czyniąc z niej teren zamknięty i autonomiczny, wypychając z niego wszystko to, co uznawał za konkurencję, wszystko to, co mogło mu utrudniać działanie. W ten sposób gospodarka została oderwana od społeczeństwa, jego potrzeb ludzkich, od religii i od moralności, od człowieka jako takiego, przede wszystkim od rodziny.

Początkowo było to tysiące czy nawet miliony podmiotów gospodarczych, ale w wyniku tego, co nazwano wolną konkurencją jedne podmioty zaczęły niszczyć lub wchłaniać inne i tak powstawały coraz większe i większe firmy zawłaszczające sobie w niepodzielną władzę kolejne obszary gospodarki. Początkowo podmioty te można było powiązać z konkretnymi, pojedynczymi ludźmi. Konkretni, pojedynczy ludzie je tworzyli, zarządzali nimi, byli ich właścicielami.

Gwałtowny przełom, wręcz rewolucja, która zapoczątkowała proces powstawania McŚwiata nastąpił w 1886 r., gdy, jak czytamy w Wikipedii, „sędzia Morrison Waite prowadzący sprawę Hrabstwo Santa Clara przeciw Kolei Południowego Wybrzeża Pacyfiku, w której to sprawie korporacja nie godziła się na wyższe obciążenia podatkowe niż osób fizycznych, powołując się na Czternastą Poprawkę do Konstytucji USA, zakazującej państwu odmawiania jakiejkolwiek osobie pozostającej w granicach jego jurysdykcji równej ochrony praw, uznał, że prawo to znajduje zastosowanie również do korporacji”[15].

„Utrwalana w kolejnych sprawach – czytamy na tej samej stronie – przez Sąd Najwyższy USA linia orzecznictwa (Charleston R. R. Company przeciw Letson -1844 r. – korporacje uzyskują wgląd do uchwał władz lokalnych i możliwości badania zgodności tych praw z konstytucją; Dartmouth College przeciw Woodward -1819 r. – proces uniezależniania się od stanowych legislatur) spowodowała traktowanie korporacji niczym osób fizycznych, a orzeczenie ich rozwiązania zaczęto porównywać z karą śmierci wykonaną na organizacji”[16].

W tern oto sposób pojawiło się na całym świecie, pojęcie i zjawisko osoby prawnej. Wielkie firmy stały się osobami, a realne osoby – ludzie, którzy za nimi stali mogli się usunąć w cień i tak zakamuflować, że nikt nie mógłby dojść kto tu tak naprawdę rządzi. Na zewnątrz wyglądało to tak, że ludzie zarządzający korporacją odchodzili i przychodzili, wciąż się zmieniali, a korporacja jako taka trwała, miała tą samą „osobowość”, ten sam cel, taką samą „politykę”, była dokładnie tak, jak państwo. Takie organizmy stały się tak silne jak państwa, a w pewnym momencie silniejsze niż państwa.

To co dotąd nazywało się korporacją i było zrzeszeniem konkretnych osób prowadzących wspólnie (ale i często również niezależnie od siebie) działalność gospodarczą zaczęło przekształcać się w anonimowego molocha, który miał tylko udziałowców (nie zawsze mających wpływ na jego funkcjonowanie) i najemnych pracowników traktowanych często gorzej niż niewolnicy. Nazwa korporacja została zachowana, choć zaczęto również zastępować ją nazwą bardziej odpowiednią coraz częściej używając nazwy „koncern”.

Wirus liberalizmu zaczął teraz niszczyć kanały łączące gospodarkę z państwem jako stróżem sprawiedliwości i instytucją zabiegająca o dobro wspólne – reprezentującą społeczne i narodowe potrzeby i interesy. Gospodarka zaczęła się w ten sposób stawać swoiście odrębną rzeczywistością rządzącą się własnymi prawami oraz pewnego nowego typu instytucją, swego rodzaju stanowym (złożonym z wielu stanów czy „regionów”) państwem w państwie. Pojawiły się osoby, które przejęły niepodzielne, nie podlegające żadnej kontroli rządy w tym nowym królestwie zyskują siłę, którą można było bezwzględnie i skutecznie zastosować nie tylko na terenie gospodarki wobec wszystkich jej elementów i uczestników, ale również poza nią. Siła ta wzrastała i wzrastały obszary i możliwości jej zastosowania. W ten sposób rodziła się nowa, w znacznej mierze anonimowa by nie powiedzieć tajna, absolutna władza. Władza ta zaczęła wyciągać ręce poza gospodarkę, sięgać do tych sfer ludzkiego indywidualnego i zbiorowego życia, które nie podlegają gospodarczym prawom, których do gospodarki w żaden sposób zaliczyć się nie da. Władza ta zaczęła panoszyć się poza gospodarką decydować o polityce, kulturze, szkole, moralności, a nawet religii itd.

Po przekroczeniu pewnej granicy władza ta zaczęła się gwałtownie umacniać i poszerzać swój pierwotny teren – teren gospodarki, dokonując tzw. korporatyzacji, utowarowienia, prywatyzacji i finansjeryzacji wszystkiego co tylko się dało[17].

Korporatyzacja polega na przejmowaniu kolejnych przedsiębiorstw w różnych sektorach gospodarki i to już na całym świecie przez koncerny i tworzeniu się międzynarodowych, ponadpaństwowych molochów, które zaczynają posiadać budżety i wpływy większe od państw.

Utowarowienie i prywatyzacja, to procesy zachodzące łącznie. W pierwszym rzędzie doprowadza się do wprowadzenia w obieg gospodarczy jako towaru czegoś, co dotąd towarem nie było, bo stanowiło jakieś dobro wspólne w skali regionalnej, społecznej, narodowej czy międzynarodowej, a następnie przejęcie tego na własność przez koncerny („Utowarowienie zakłada istnienie praw własności w odniesieniu do procesów, rzeczy, jak również relacji społecznych; zakłada, że wszystko to może zostać wycenione i stać się przedmiotem transakcji handlowej uregulowanej prawnym kontraktem”)[18].

Argumentacja była tutaj liberalna. Po pierwsze, przekonywano, że to, co można potraktować jako towar, powinno zostać towarem, ponieważ gdy zostanie poddane prawom rynku, będzie lepiej funkcjonować. Następnie przekonywano, że jeżeli coś już jest towarem, to nie powinno pozostawać w gestii instytucji o charakterze niegospodarczym takich jak np. samorząd lub państwo czy stanowić w taki czy inny sposób dobro wspólne. Powinno mieć jednego, „konkretnego”, kierującego się względami ekonomicznymi właściciela. Po jakimś czasie okazywało się, że właścicielami tych dóbr stają się tylko koncerny. W ten sposób zaczęto utowarowiać i prywatyzować: kulturę jako taką i wszelkie jej przejawy, dziedzictwo oraz to, co nazywane jest przejawami historii, środki masowego przekazu, zakłady użyteczności publicznej (telekomunikacja, poczta, prąd, wodociągi, koleje, drogi – cały transport), świadczenia socjalne (mieszkania komunalne, opiekę zdrowotną, renty i emerytury), szkolnictwo i wszelkie instytucje związane z wychowaniem oraz inne instytucje publiczne (uczelnie, laboratoria badawcze, instytuty badawcze, a nawet więzienia), wszystko to, co związane jest z wojną (przede wszystkim broń i obrót bronią) w tym samą armię i prowadzenie wojny (przykładem mogą tu być prywatne, zbrojne oddziały kontraktowe walczące w Iraku), seksualność – usługi seksualne i wszelkie jej aspekty i przejawy, wszelkie, nie wchodzące w skład kultury, prawa własności intelektualnej (wytwory umysłu), co oznaczało prywatyzację wynalazków i samej nauki, wszelki materiał genetyczny w tym plazmę nasienną i inne „produkty” ludzkiego, zwierzęcego czy roślinnego organizmu, naturę, jej bogactwa oraz wszelkie jej przejawy (w tym rezerwaty i krajobrazy – „przyroda jako spektakl” oraz jako „źródło uzdrawiającego wypoczynku” – np. uzdrowiska), a nawet pieniądze jako takie (o sprywatyzowaniu dolara będziemy pisali w następnych rozdziałach)[19].

Szczególnie przerażające w skutkach jest, zdaniem D. Harveya, utowarowienie samego człowieka. Czymże innym jest bowiem utowarowienie pracy ludzkiej? D. Harvey cytuje tu K. Polanyi, który stwierdza: „Tak się składa, że system, który dysponuje ludzką siła roboczą, przy okazji dysponuje związanym z tym atrybutem fizycznym, psychicznym i moralnym bytem zwanym człowiek „ To utowarowienie pracy ludzkiej, traktowanie jej tak, jak każdego innego towaru dokonywane jest w różnych porządkach, między innymi przez krótkoterminowe kontrakty o pracę[20].

Finansjeryzacja to powiązanie wszystkiego co tylko się da z kapitałem i uczynienie tego przedmiotem transakcji finansowych – aktywności redystrybucyjnej (a co za tym idzie „spekulacji, drapieżnictwa, oszustw i złodziejstwa”). Tak finansjeryzację charakteryzuje D. Harvey: „Sztuczne nakręcanie cen akcji, piramidy finansowe, strukturalne niszczenie aktywów za pośrednictwem inflacji, asset stripping, czyli niszczenie przedsiębiorstw poprzez ogołacanie ich z aktywów w następstwie fuzji i przejęć, upowszechnianie się poziomów zadłużenia, które sprawdzają do roli niewolników całe populacje nawet w wysoko rozwiniętych krajach kapitalistycznych, nie mówiąc już o ewidentnych korporacyjnych oszustwach, ekspropriacji aktywów przez manipulacje kredytowe i giełdowe (spadek wartości funduszy emerytalnych i ich dziesiątkowanie w wyniku krachów giełdowych i bankructw)[21].

Jak zwraca na to uwagę D. Harvey szczególnie intensywna finasjeryzacja rozpoczęła się w latach osiemdziesiątych XX w. i następnie wciąż wzrastała. I tak w 1983 r. dzienna wartość transakcji finansowych wynosiła na świecie 2, 3 mld dolarów, a w 2001 r. już 130 mld. Zauważa on też, że w tymże 2001 r. wartość wszystkich obrotów handlu międzynarodowego oraz wszystkich produktywnych i inwestycji wyniosła 800 mld dolarów, a wartość wszystkich transakcji finansowych w tym czasie wyniosła 40 bilionów dolarów. Jak więc widać poziom spekulacji, pojawiania się pustego lub kradzionego pieniądza jest zatrważający[22].

D. Harvey zwraca też uwagę na to, że występuje jeszcze jeden istotny czynnik, który powoduje przejmowanie przez koncerny majątku i władzy i powoduje, że odgrywają one coraz większą, większą już niż państwa, rolę w świecie. Jest nim zarządzanie i manipulowanie kryzysami z reguły poprzez manipulacje finansowe, w tym tzw. pułapki zadłużenia.

D. Harvey stwierdza: „Kreowanie kryzysów na scenie światowej, a także zarządzanie nimi i manipulowanie urosło do rangi sztuki przemyślanej redystrybucji bogactwa od krajów biednych do zamożnych. (…) Owe kryzysy zadłużeniowe były reżyserowane, a następnie opanowywane i sterowane w sposób pozwalający zracjonalizować system, a równocześnie przeprowadzić redystrybucję majątku. Obliczono, że od roku 1980 ludy peryferiów systemu przesłały swym wierzycielom w jego centrum przeszło 50-krotność Planu Marshalla (ponad 4,6 biliona dolarów)[23].

D. Harvey podkreśla, że wszystkie wyżej scharakteryzowane czynniki mają charakter sztuczny i szkodliwy i pojawiały się tylko jako efekt manipulacji koncernów oraz propagandy prowadzonej przez należące do nich środki masowego przekazu. Media upowszechniały w sposób nieprzerwany dwa podstawowe mity (rozpisywane potem na różnego typu wskazania i „prawa”), które następnie wyznaczyły również postępowanie państw. Pierwszy mit głosił, że „neoliberalizacja w drodze globalizacji” jest czymś co „nie ma alternatywy”. Drugi zaś był to mit o tym, że „państwa zawodzą na polu gospodarczym, ponieważ są niekonkurencyjne”[24].

Prowadzono przy tym szeroko zakrojoną kilkunastoletnią akcję propagandową, której celem było przekonanie społeczeństw, że w wyniku działań podejmowanych przez koncerny w sposób stały wzrasta dobrobyt i wszystkie wskaźniki związane z poziomem życia, że ma miejsce stały postęp, co było całkowicie nieprawdziwe. D. Harvey zauważa, że od lat sześćdziesiątych następuje stały regres. I tak w latach sześćdziesiątych wskaźnik wzrostu wynosił około 3,5%, w latach siedemdziesiątych już tylko 2,4%, w latach osiemdziesiątych spadł do 1,4%, a w latach dziewięćdziesiątych było to już tylko 1,1%, w 2000 r. 1% 43.

D. Harvey stwierdza też, że „niemal wszystkie globalne wskaźniki stanu zdrowia, oczekiwanej długości życia, śmiertelności niemowląt itp. wykazują w stosunku do lat 60. raczej pogorszenie niż poprawę, a np. upowszechniana informacja o tym, że spadł odsetek ludności żyjącej w ubóstwie jest efektem pewnej manipulacji, nie dopowiada się bowiem, że „wiąże się to niemal wyłącznie z poprawą sytuacji w Indiach i Chinach”, która nie jest skutkiem działania charakteryzowanych czynników[25].

Książka D. Harveya została napisana w 2004 r. Przewiduje on w niej „globalny kryzys finansowy” i wynikające z niego reperkusje, które mogą nawet doprowadzić do totalnego krachu[26].

„Choć trudno to sobie wyobrazić – pisze – nie jest jednak wykluczone, że Stany Zjednoczone z dnia na dzień znajdą się w sytuacji takiej jak Argentyna w roku 2001. Tym razem jednakkonsekwencje byłyby katastrofalne nie tylko w skali kraju, alei dla całego globalnego kapitalizmu. Ponieważ prawie każdy,kto należy do klasy kapitalistów lub globalnych zarządców kapitału zdaje sobie sprawę z tego faktu, reszta światawciąż jest gotowa (choć czasem niezbyt chętnie) wesprzećgospodarkę USA odpowiednią ilością kredytów, aby mogłaona dalej funkcjonować na swój rozrzutny sposób. Napływ kapitału prywatnego do Stanów Zjednoczonych zmalałjednak poważnie (nie licząc sytuacji wykupywania aktywówpo względnie niskich cenach w związku z podupadaniemwartości dolara), toteż obecnie korporacja zwana Ameryką jest w coraz większej części własnością banków centralnychświata – szczególnie Japonii i Chin. Wycofanie przez nichwsparcia dla USA miałoby fatalne następstwa dla ich własnych gospodarek, ponieważ Stany Zjednoczone wciąż należądo ich najważniejszych rynków zbytu. Taki system nie możejednak trwać w nieskończoność”[27].

Jaka jest w tej chwili sytuacja w światowej gospodarce? Na ile jeszcze państwa mają coś do powiedzenia? Gdzie ukrywa się nowy rząd – rząd światowy i w jaki sposób funkcjonuje? Czy Nowy wspaniały Świat jest już faktem czy dopiero powstaje?

Wiele na ten temat dowiadujemy się z książki B. R. Barbera „Dżihad cotra McŚwiat”. Stwierdza on tam, że koncerny „odgrywają dziś na arenie międzynarodowej ważniejszą rolę niż państwa”, że należy je nazywać „wielonarodowymi”, „ponadnarodowymi”, „postnarodowymi” a nawet „antynarodowymi”, że ich działanie doprowadziło do tego, że ludzie przestają być „obywatelami określanego państwa”, a stają się „klientami” koncernów – „należą do światowego plemienia konsumentów, którego tożsamość określają potrzeby i pragnienia”, będące efektem oddziaływania na nich koncernów[28].

B. R. Barber opisuje status koncernów na przykładzie przemysłu samochodowego. Pisze: „Popularna naklejka, która pojawiła się na zderzakach samochodowych w całych Stanach Zjednoczonych głosi protekcjonistyczne hasło: Prawdziwi Amerykanie kupują tylko amerykańskie wozy. Problem w tym, że trudno się zorientować, który samochód jest bardziej amerykański– chevrolet składany w Meksyku z części importowanych ze Stanów, a potem reimportowany, ford montowany przez Turków w niemieckiej fabryce, sprzedawany potem w Hongkongu i Nigerii, czy toyta camry, zaprojektowany przez Amerykanina Petera J. Hilla w Toyota`s Newport Beach California Calty Design Research Center, składany przez amerykańskich robotników w montowni w Georgetown (stan Kentucky) z części wyprodukowanych głównie w Ameryce. (…) Samochodowa genealogia stała się tak zawikłana, że rządStanów Zjednoczonych wydał specjalną ustawę o firmowych etykietach (…), zgodnie z którą od 1 października 1994 r. etykiety firmowe umieszczane na nowych samochodach mają wyszczególniać składniki rodzimej produkcjiod silników po wycieraczki. (…) Amerykańskie samochody muszą mieć 50% (licząc według wartości) części produkcji krajowej, taki sam musi być udział lokalnej siły roboczej w ich produkcji (…), ale czy przez to staną się naprawdę amerykańskie?”[29].

B. R. Barber powołuje się na Ignacio Ramoneta, który twierdzi, że „w gospodarce światowej czynnikiem określającym nie jest kapitał, siła robocza ani surowiec, ale optymalny stosunek miedzy tymi trzema elementami. B. R. Barber dodaje: „Wprowadza nas to w świat informacji, komunikacji i administracji, gdzie tradycyjne państwa narodowe niewiele mogą kontrolować i czują się coraz bardziej niewygodnie”. Stąd zgadza się z Robertem Kuttnerem, że do dzisiejszej firmy najlepiej pasuje określenie – korporacja wirtualna i podaje przykład koncernu Forda, który „zjednoczył zarządy swoich europejskich, północnoamerykańskich i azjatyckich biur projektowych w jedną międzynarodową sieć używając w tym celu potężnych stacji opartych na technologii Silicon Graphic Inc. i posługujących się oprogramowaniem sieciowym Ethernet[30].

Możemy sobie zatem wyobrazić wielki ogólnoświatowy koncern, którego w sensie materialnym nie ma, bo stanowiony jest przez setki tysięcy małych, funkcjonujących jak autonomiczne, komórek, które sprzężone są przez Internet i zarządzane przez komputer przez kilka nikomu nie znanych osób, z których każda w kolejne dni jest wciąż w innej części świata (we wtorek leży np. z laptopem na plaży na wyspach Bahama, a w środę jest w górskim schronisku w Szwajcarii).

Koncerny takie ignorują istnienie państw i granic i nie podlegają niczyjej kontroli same mając decydujący wpływ na wydarzenia na świecie. Zmuszają one państwa do podporządkowania się swoim interesom i swojej woli. Skutkiem tego jest np. drastyczny spadek na świecie opłat celnych, które stanowią niejako symboliczny znak istnienia granic państwowych (opłaty te spadły średnio z 40% wartości towaru do 5%). Pojęcia importu i exportu straciły już w znacznej mierze swoje znaczenie[31].

Dokonując charakterystyki współczesnego świata w tej perspektywie B. R. Barber pisze: „W warunkach internacjonalizmu, przy światowej polityce handlowej i globalnych rynkach składających się na to, co nazwałem McŚwiatem, odzywa jednak z nową siłą stara koncepcja laissez-faire (leseferyzm – oświeceniowa koncepcja zakładająca, że państwo jest tylko swego rodzaju „stróżem nocnym”, a każdy robi co chce – dop. S. K.) Nie ma bowiem państwa ponadnarodowego, a tym samym gwaranta czy rzecznika międzynarodowego dobra. Międzynarodowy nie-ład staje się swego rodzaju stanem natury, w jakim znajdują się państwa”[32].

B. R. Barber stwierdza, że mamy do czynienia z nowa tyranią. Rządzi „niewidzialna ręka rynku”, która jest zakończeniem „manipulatorskiego ramienia”. Zauważa, że „Rynki McŚwiata ograniczają zdolność do wydawania niezależnych sądów i lekceważą wolę wspólnoty, dobro publiczne podporządkowują interesom prywatnym, a interes społeczności jednostkom”, zawężają „pole wyborów społecznych i narzucone zostają zmiany infrastruktury, na jakie nie decyduje się świadomie (…) żadna grupa społeczna”[33].

Pojawiają się tu jeszcze pytania: czy coś mogą jeszcze zmienić oficjalne instytucje międzynarodowe; czy mogą mieć wpływ na cokolwiek?

B. R. Barber daje na oba pytania odpowiedź negatywną: „Problem instytucji ponadnarodowych czy międzynarodowych sprowadza się do tego, że instytucja o prawdziwie światowym zasięgu zależna jest od współpracy suwerennych państw, których niezależność z konieczności ogranicza każdy jej ruch. Tymczasem słabnięcie tych samych suwerenności, które ją krepują, w znacznym stopniu upośledza skuteczność jej działania na arenie międzynarodowej, dana instytucja nie ma bowiem innego źródła politycznej legitymizacji czy siły wykonawczej. Instytucje międzynarodowe są więc jako byty autonomiczne bezsilne z powodu suwerenności państw, ale przy jej braku są także bezsilne, ponieważ bez zdolności działania, dobrej woli, a przede wszystkim możliwości zbrojnej interwencji hegemonów, od których zależą, nie są w stanie w ogóle nic zrobić. Organizacje międzynarodowe nie mogą dojść do ładu ze swoimi niesfornymi suwerennym państwami członkowskimi, ani nie mogą się bez nich obejść”[34].

I jeszcze jeden, poważny według B. R. Barbera, problem, który ujmuje w następujące pytania: „Kogo takie instytucje naprawdę reprezentują? Kto je rozlicza? Czyje interesy będą promować?”[35].

B. R Barber odpowiada na te pytania odwołując się do przykładu Unii Europejskiej: „W swojej obecnej organizacyjnej postaci Unia Europejska rozlicza się przed elitami: poprzez Radę Ministrów przed rządami państw członkowskich, a poprzez mnożących się biurokratów przed technokratami i innymi profesjonalistami, którzy mają własne normy i interesy”[36].

W tej wypowiedzi doradcy Clintona tkwi jeden z podstawowych kluczy do zrozumienia sposobu funkcjonowania McŚwiata: „elity”.

McŚwiatem rządzą nowe, nie poddawane w żadne sposób demokratycznym procedurom, elity. To one go dla siebie wymyśliły, zaczęły go konstruować i w pełni nad nim panują. Elity te łudząco przypominają elity opisane przez Platona w jego „Państwie”, ich zachowanie jest identyczne – rzeczywistość społeczna, gospodarcza i polityczna, którą budują jest tylko lekko zmodyfikowaną wersją (bliższa jest wizji Nowego Wspaniałego Świata A. Huxleya czy koncepcjom H. G. Wellsa) propozycji zawartej w „Państwie”. Istota McŚwiata jest dokładnie taka sama jak istota idealnego państwa Platona: najważniejsze kwestie rozgrywają się w ludzkich duszach i ludzkiej świadomości. B. R. Barber świetnie to rozumie. Pisze wprost, podsumowując swojej rozważania o McŚwiecie i wskazując na to, co w nim najważniejsze: „Rzeczywistość wirtualna zastępuje prawdziwą, a Platońska jaskinia, w której cienie tańczące na okopconej ścianie są jedynym odbiciem realnego świata staje się naszym światem. Słowa otwierają okno duszy na idee”[37].

„Oficjalni”, zatwierdzeni, zaakceptowani przez dzisiejszych „wielkich tego świata” intelektualiści, tacy jak choćby B. R. Barber, opisują współczesny świat w taki sposób, że wyraźnie widać jego związek z idealnym państwem Platona i „Nowym Wspaniałym Światem” A. Huxleya, ale wciąż zdecydowanie i mocno podkreślają, że McŚwiat to „twór naturalny” będący prostym efektem działania bezosobowych mechanizmów, że to świat, w którym nie ma żadnego spisku, żadnej tajnej władzy, żadnych osób, które trzymałyby rękę na pulsie i planowały.

Ich deklaracja jest zrozumiała, ale nie zmienia to faktu, że upierają się przy czymś, co jest nielogiczne, nieracjonalne, absurdalne. To tak, jakby pokazać komuś profesjonalnie zbudowany, głęboko w strukturze przemyślany, funkcjonalny budynek mieszkalny, wyposażony w energię elektryczną, gaz, wodę, kanalizację, ogrzewanie, wyposażony we wszelkie potrzebne urządzenia (pralki, kuchenki, lodówki, telewizory), meble, naczynia stołowe itd., budynek, w którym mogą mieszkać i mieszkają ludzie, bo wszystko w nim sprawnie funkcjonuje, i powiedzieć, że nikt konkretny go nie zbudował i nikt nie dba o jego funkcjonowanie, że powstał on tak jakoś sam z siebie w wyniku działania pewnych mechanizmów i tak sam z siebie funkcjonuje bez niczyjej pomocy i ingerencji.

McŚwiat istnieje i sprawnie funkcjonuje dzięki ukrytej gdzieś anonimowej elicie, która zbudowała go jako dom dla siebie i która wciąż go poprawia i rozwija, by osiągnąć to, co stanowi jej marzenia – zbudować pogańską „Nową Atlantydę”, w której będzie na zawsze niepodzielnie rządzić iż zachowywać się do końca i oficjalnie, jawnie „jak bogowie”.

McŚwiat Anno domini 2009 posiada już wszystkie podstawowe elementy i wszystkie najbardziej istotne znamiona idealnego państwa Platona i „Nowego Wspaniałego Świata” Huxleya. Rządząca nim elita – masoneria nie podlega żadnej weryfikacji i kontroli oraz posiada tak wielką władzę jakiej nikt jeszcze nigdy dotąd nie posiadał.

Pogańska utopia w wersji masońskiej już stała się faktem. To co nierealne, absurdalne, z gruntu antyludzkie, zaprzeczające prawdzie, godzące w dobro zostało ucieleśnione. Zbudowano z pogwałceniem wszelkich praw boskich i ludzkich dom na piasku, dom, który nie ma szansy długo postać. Kryzys i autodestrukcja wpisane są zatem w jego strukturę i coraz silniej będą dawały o sobie znać aż wszystko to rozsypie się i rozwieje pewnego dnia, a ludzkość obudzi się z niesmakiem z tego swojego największego koszmaru i stanie wobec konieczności powrotu odbudowy swojego naturalnego gniazda – cywilizacji i kultury człowieka pogodzonego ze światem i Bogiem.

 



[1] D. Harvey, Neoliberalizm. Historia katastrofy. Przełożył J. P. Listwan, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2008, s. 215.

[2] Tamże, s. 216.

 

[3] Tamże, s. 92-93.

[4] Tamże, s. 93.

[5] Tamże, s. 94.

[6]Tamże, s. 95

[7] Tamże, s. 96.

[8] Tamże, s. 97.

[9] Por. tamże, s. 98-99; por. też choćby: s. 104, 105.

[10] Tamże, s. 102.

[11] Tamże, s.106-107.

[12] Tamże, s. 109.

[13] S. Amin, Wirus liberalizmu. Permanentna wojna i amerykanizacja świata. Przełożyła A. Łukomska, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2007, s. 21.

[15] Tamże.

[16] Por. D. Harvey, tamże, s. 214-216.

[17] Tamże, s. 223.

[18] Tamże, s. 214-215, 223.

[19] Tamże, s. 225, 226, 231.

[20] Tamże, s. 216-217.

[21] Tamże, s. 216.

[22] Tamże, s. 218.

[23] Tamże, s. 211.

[24] Tamże, s. 209.

[25] Tamże, s. 210.

[26] Tamże, s. 207.

[27] Tamże, s. 258.

[28] B. R. Barber, Dżihad kontra McŚwiat, przełożyła H. Jankowska, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA S.A., Warszawa 2007, s. 37.

[29] Tamże, s. 38 i 39.

[30] Tamże, s. 41.

[31] Tamże, s. 46, 47.

[32] Tamże, s. 49.

[33] Tamże, s. 344-345.

[34] Tamże, s. 355.

[35] Tamże, s. 356.

[36] Tamże.

[37] Tamże, s. 197.

0

Stanislaw Krajski http://kukonfederacjibarskiej.wordpress.com/

Doktor filozofii. Autor ponad 40 książek. Publicysta (ponad 1000 artykułów).

54 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758