Bez kategorii
Like

Ujadanie frustrata

01/05/2012
382 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Książka „Agenci SB kontra Jan Paweł II” wywołała – jak się spodziewałem – falę „życzliwej”, ale niemerytorycznej krytyki.

0


Książka "Agenci SB kontra Jan Paweł II" wywołała – jak się spodziewałem – falę komentarzy i zainteresowanie czytelników. Zainteresowanie ogromne, co przełożyło się na dobrą sprzedaż. Reakcji też się spodziewałem – padłem obiektem nagonki nieżyczliwych mi recenzentów. Nagonki pozbawionej konkretów, ale jakże wyrafinowanej.

Zaczęło się od niejakiego Tomasza Szymborskiego. Nigdy bym się nie dowiedział, że taki ktoś istnieje, gdyby znajomi nie zwrócili mi uwagi, że ów zupełnie nieznany mi jegomość w Internecie rozpowszechnia na mój temat niepochlebne komentarze. Poszukałem, zobaczyłem, zorientowałem się, że to próba drwin niepoparta argumentami merytorycznymi (przynajmniej ja takich nie widzę) i odpuściłem, nie chcąc się zniżać do tego poziomu. Potem, poziom krytyki Szymborskiego zaczął mnie cieszyć, a nie smucić, bo wstydu przynieść mi nie mógł (jak mawia starohebrajska mądrość: "Nie ma większego wstydu niż kiedy głupcy nas chwalą"). Gdy potem jegomość ze Sląska zaczął komentować moją książkę o Smoleńsku, zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle książkę przeczytał. Oczywiście daleki jestem od twierdzeń, że tak wybitny dziennikarz śledczy nie wziął do ręki omawianej pozycji, choć zastanawiam się gdzie wyczytał to, co komentuje. Gdy kilkanaście dni temu weszła na rynek moja książka "Agenci SB kontra Jan Paweł II", liczyłem, że jednym z pierwszych recenzentów książki będzie właśnie Szymborski. Tak się też stało. Szymborski – jak sam przyznaje – książkę kupił i przeczytał. Ale czy ją zrozumiał??? www.tosz.salon24.pl

Szymborski postawił mi na swoim blogu dwa zarzuty. Jeden dziennikarski i jeden kryminalny. Dziennikarski polegał na tym, że "w co najmniej jednym przypadku przypisałem pseudonim agenturalny niewłaściwej osobie". Chciałoby się wiedzieć w którym. Tego jednak Szymborski nie ujawnia. Mamy więc do czynienia z argumentem "wiem, ale nie powiem". W ten sposób polemika z nim staje się niemożliwa, bo brak konkretów nie pozwala się odnieść do zarzutów. Tak samo jak trudno byłoby się bronić człowiekowi oskarżonemu o zabójstwo, gdyby nie powiedziano kiedy, gdzie i kogo zabił. Ciekawszy jest jednak drugi zarzut: ujawnienia tajemnicy czyli przestępstwa z art 266. Szymborski stwierdził bowiem, że ujawniłem źródło informacji. Powołał ogólnikowy fragment wstępu do książki, w którym podziękowałem za pomoc pracownikom IPN (nie wymieniłem ich z nazwiska), którzy podzielili się ze mną wiedzą wyniesioną z archiwów – także ze Zbioru Zastrzeżonego. Gdyby dziennikarz śledczy Tomasz Szymborski miał zwyczaj sprawdzania informacji to wystąpiłby do IPN z zapytaniem i uzyskałby odpowiedź, że w ostatnich latach kilkaset osób miało dostęp do tego zbioru. W moim przypadku to "podzielenie się" wyglądało w ten sposób, że jako pierwszy lub jeden z pierwszych dowiadywałem się o tym jakie materiały zostały odtajnione i trafiły do katalogu jawnego. I zaraz potem o te materiały występowałem. I tyle. Żadnej sensacji w tym nie ma, chyba, że dziennikarz śledczy Tomasz Szymborski uzna za moralnie naganne, że przy okazji pracy nad książką próbowałem się dowiedzieć jak najwięcej i pytałem o informacje osoby siedzące w temacie. I tyle. Szymborski oczywiście konspirował się znacznie lepiej. Tak dobrze, że na kartach kontrolnych akt IPN nie ma jego podpisu. Nie ma jakiegokolwiek śladu, że choć raz się z nimi zapoznawał. Nie wynika z tego oczywiście, że Tomasz Szymborski nie czytał akt IPN dotyczących działań SB w Watykanie, które komentuje. Tak wybitny dziennikarz dziennikarz śledczy nie komentuje przecież tego, czego nie widział. Ot, po prostu, lepiej się zakonspirował. Tak, aby nikt nigdy nie był w stanie odkryć jakie akta czytał.

Stary Testament mówi (Mądrość Syracha), że "uczyć głupiego to kleić skorupy". Trudno mi więc uczyć Szymborskiego kultury języka i sposbu prowadzenia polemiki na poziomie. Dlatego, że w jego "polemice" brak jest argumentów merytorycznych, za to sporo inwektyw i przekłamań. Już tytuł jego wpisu to "pożyteczny idiota" tyle, że napisane po rosyjsku, przy czym z treści wynika, że określenia tego Szymborski użył wobec mojej osoby. Mamy więc inwektywę, która każe postawić znak zapytania nad dobrym wychowaniem redaktora Szymborskiego. Szczególnie dziennikarz uzurpujący sobie prawo do pouczania innych, powinien wykazywać choć trochę kultury. Potem pyta: Zastanawiam się też, dlaczego Szymowski łamie zasady ustawy o ochronie danych osobowych? To tak zwane pytanie z tezą – wynalazek prokuratora generalnego ZSRR Andrieja Wyszyńskiego "Dlaczego oskarżony działał przeciwko władzy ludowej". Z tezą, bo zakłada już popełnienie pewnego czynu i nie dopuszcza możliwości, że było inaczej. Pragnę odpowiedzieć Szymborskiemu, że nigdy nie łamałem żadnej ustawy o ochronie danych osobowych. Gdyby zaś Szymborski dobrze obejrzał obrazki na końcu książki (określone trudniejszym słowem "ilustracje") zorientowałby się, że ujawnione przez mnie – rzekomo wbrew ustawie – adresy księży to nie ich adresy prywatne tylko adresy instytucji, w których pracują (np. adres kurii drohiczyńskiej – w przypadku biskupa Dydycza). Jedyny adres prywatny (księdza Witczyka) został podany za jego zgodą. Ksiądz profesor zażyczył sobie tego, aby każda osoba, która będzie miała wątpliwości co do jego przeszłości sama mogła się z nim skontaktować.

Gdyby wierzyć w to, co na mój temat pisze Tomaz Szymborski, trzeba byłoby się dla mnie spodziewać dwóch wyroków (jednego za ujawnienie tajemnicy, drugiego za łamanie ustawy o ochronie danych osobowych), oraz zamkniecia przez ABW mojego źródła z IPN. To oczywiście nie nastąpi, ale nie dlatego, że Tomasz Szymborski się myli (on nie myli się nigdy) tylko dlatego, że służby specjalne, które – zdaniem Szymborskiego – mnie prowadzą, po raz kolejny pomogą mi uniknąć odpowiedzialności. Te same służby zapewne zastraszyły bohaterów mojej książki, także tego, co do którego się pomyliłem (ale którego Tomasz Szymborski nie ujawni) i tylko dlatego żaden z nich nie wystąpił przeciwko mnie i wydawnictwu do sądu. Bo przecież na pewno nie było tak, że napisałem prawdę. Autorytet Tomasza Szymborskiego nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości.

Zastanawiam się z czego wynika ta słowna agresja Tomasza Szymborskiego przeciwko mnie. Zapewne nie z wielkości mediów, dla których pracowaliśmy. Tygodniki "Angora" i "Najwyższy Czas!", gdzie publikuję od lat, czy portal "Nowy Ekran" to oczywiście małe, niewiele znaczące tytuły w porównaniu ze znaną na całym świecie "Panorama Silesia" red. Szymborskiego. Zapewne też nie chodzi o to, że na spotkania promocyjne moich książek przychodzi więcej osób niż czyta bloga Szymborskiego, a moje książki rozchodzą się w wysokich nakładach (książki Szymborskiego nie znam ani jednej). Może też chodzi o to, że ze wszystkich prawomocnie zakończonych spraw sądowych przeciwko mnie zawsze wychodziłem jako zwycięzca, czego Tomasz Szymborski o sobie powiedzieć nie może (kompromituje go choćby sprawa z dziennikarzem Jackiem Bazenem). Moim zdaniem chodzi o frustrację Szymborskiego i zawiść, że mnie się coś udaje. Ale ja się mylę. Szymborski nie myli się nigdy.

 

0

Leszek Szymowski

Niezale

132 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758