Bez kategorii
Like

To jest napad, część 1

15/01/2013
454 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

W mroźny, śnieżny dzień pan Sitko został wysłany przez swoją małżonkę po zakupy do osiedlowego sklepiku.

0


Wszedł sobie do środka sklepiku, skinął głową panu sprzedawcy, powstrzymał go przed sięgnięciem po ćwiartkę "dzisiaj zakupy do domu", wziął koszyk i udał się pomiędzy regały.
Dokładnie sto sekund później do sklepu weszło dwóch młodzieńców.
– To jest napad – powiedział wyższy z nich i wyciągnął nóż.
– Spokojnie – powiedział niższy do sklepikarza i zamknął drzwi sklepu. – Dasz pan stówę i już nas nie ma…
– Ja wam dam stówę! – sprzedawca poczerwieniał i zaczął gulgotać. – Wezwę policję!
– Nie radziłbym – pokręcił głową tez wyższy.
Pan Sitko dalej już nie słuchał. Dyskretnie wyniósł się w najdalszy kąt sklepu, ostrożnie wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił na policję. Po połączeniu się z dyżurnym poinformował go, że właśnie jest w sklepie, w którym odbywa się napad. Podał napiętym szeptem szereg niezbędnych danych, takich jak adres sklepu, swoje nazwisko, swój adres, numer identyfikacji podatkowej, grupa krwi, rozmiar buta oraz na kogo głosował w ostatnich wyborach.
Przy kasie sklepowej nadal trwały negocjacje sprzedawcy z wyższym napastnikiem, gdy niższy postanowił rozejrzeć się po sklepie. Po chwili spomiędzy regałów wyciągnął pana Sitko.
– Już za późno – rzekł triumfujący, lecz blady ze strachu pan Sitko. – Zadzwoniłem po policję.
Wyższy napastnik załamał ręce.
– Coś pan zrobił najlepszego?

Pani Sitko niecierpliwie czekała na powrót. Zupa była już gotowa, a pana Sitko nie było widać.
– Znowu pewno sobie popił w tym sklepie – wycedziła pani Sitko przez zaciśnięte zęby i zrobiła jedyną możliwą rzecz. Czyli wyłączyła gaz pod zupą i postanowiła wynieść ją na balkon, żeby przestygła. Postawiła garnek na parapecie, odsunęła firanę, otworzyła drzwi, ponownie ujęła garnek i przestąpiła próg drzwi balkonowych.
Chwilę później rozpętało się piekło.
Coś z potwornym hukiem eksplodowało na balkonie wzniecając chmurę śniegu i plastikowych korytek na pelargonie. Pokrywka od garnka wzleciała hen wysoko w osiedlowe niebo i spadła gdzieś w śnieg. Pani Sitko na podobieństwo żony Lota stała pobielona śniegiem nie wypuszczając garnka z rąk. Osłupiała patrzyła jak na jej balkon skaczą z innych balkonów ubrane na ciemno postacie w kaskach.
– Policja! – krzyknęła jedna z postaci celując jakimś kijem w panią Sitko. – Rzuć to!
– Panie, czyś pan zwariował? – pani Sitko odzyskała głos. – Rzucić to? Przecież to zupa rybna! Pan wie po ile teraz jest ryba?
– Do środka – zakomenderował jeden z nich i pani Sitko posłusznie cofnęła się do mieszkania. Intruzi weszli za nią. Wszyscy wyglądali identycznie; wielkie chłopiska, czarno ubrane, z kaskami na głowach. I mieli broń.
Do drzwi ktoś zastukał. Pani Sitko odstawiła garnek i poszła otworzyć. Za drzwiami czekał jakiś facet.
– Jestem inspektorem policji – westchnął. – Widziałem, co się stało. Czy oni nadal są u pani?
– Nadal.
– Mogę wejść?
– Proszę.
Inspektor wszedł, a pani Sitko zamknęła drzwi i podążyła za nim. Intruzi na widok inspektora wyprostowali się na baczność, a jeden zakrzyknął
– Dowódca jednostki antyterrorystycznej melduje się!
– Co wy tu robicie? – stęknął inspektor. – Znowu pomyliliście adresy!
– Niczego nie pomyliliśmy! – zaperzył się szef antyterrorystów i zwrócił się z pytaniem do pani Sitko:
– Przecież mieszka tu niejaki Sitko, prawda?
– Mieszka – potwierdziła wystraszona pani Sitko.
– No i widzi pan! – triumfował szef antyterrorystów. – Nie pomyliliśmy!
– Przecież w meldunku była mowa, że chodzi sklep! – warknął inspektor.
– A skąd ja mam wiedzieć, który sklep!
– Przepraszam… – wtrąciła pani Sitko drżącym głosem. – A co się stało?
– Nic takiego – burknął inspektor. – Na sklep, do którego poszedł, ktoś dokonał napadu. I wziął go jako zakładnika.
– Bogu dzięki – odetchnęła z ulgą pani Sitko. – Już się bałam, że portfel zgubił, albo go okradli…
– Idziemy! – zakomenderował inspektor. – Pod sklepem już na nas czekają!
– Ja mam do pani taką prośbę – szepnął pani Sitko jeden z antyterrorystów. – Bo jak my czekaliśmy na tym mrozie, to… Tego… Ymmm… Czy ja mogę skorzystać z WC?
Pani Sitko odruchowo skinęła głową i antyterrorysta zniknął w drzwiach łazienki.
– Idziemy, idziemy! – naglił inspektor.
– Moment! – odezwał się drugi antyterrorysta. – Czarek poszedł do kibla!
– Tyle razy prosiłem! – ryknął szef antyterrorystów. – Nie używać imion!
– Co tak długo? – złościł się inspektor.
– To pan nie wie, że jak rok temu był przetarg na nasze uniformy – zaczął szef antyterrorystów – to wygrała oczywiście firma, która dała najmniej. A dała najmniej, bo zaoszczędziła na paru rzeczach. Na przykład na rozporkach… Żeby zrobić głupie siku trzeba wszystko porozpinać…
Rozległ się odgłos spłukiwania i z łazienki wyszedł antyterrorysta.
– No, możemy iść – westchnął inspektor i zaczął zagarniać funkcjonariuszy do wyjścia.
Panią Sitko coś tknęło. Zajrzała do łazienki i jej podejrzenie przerodziło się w pewność. Wypadła na klatkę schodową i krzyknęła wielkim głosem:
– Stać!!!
Antyterroryści stanęli, rzucili broń, podnieśli ręce i odwrócili się powoli.
– To znowu pani – powiedział z niezadowoleniem szef antyterrorystów. – Co się stało?
– Zajrzałam przed chwilą do łazienki! Ten od was, co był w niej przed chwilą ukradł mi…!
– Pewno papier toaletowy.
– Nie…! Biustonosz!! – zakrzyknęła pani Sitko dramatycznie a echo poniosło jej słowa w najdalsze zakamarki bloku.
– Czy widziała pani jak wynosił? – spytał profesjonalnie inspektor.
– Nie! Pewno założył pod spód…
– Który tam był w kiblu? – spytał szef antyterrorystów.
– Nowakowski – odezwał się drugi antyterrorysta.
– Tyle razy mówiłem, żeby nie używać imion!!
– Ale szefie, przecież "Nowakowski" to nie imię!

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758