Uradowana owocną rozmową z synem i odrobinę mniej efektywną pogawędką z jego wychowawczynią, Wędkowiec, udała się w stronę pomostu. Tamże właśnie jej były małżonek nadziewał kolejnego robala na haczyk a zauważywszy byłą żonę z całkiem zblazowaną miną zagadnął: - No i co tam? Tylko nie...
- Mamuuu...siaaaa!!!! - radosna furia zwana ośmioletnim Rozrubą eksplodowała wprost do nadwerężonej już deko trąbki Eustachiusza naszej...
Oblepiony wędkowcem i jej byłym mężem, aparat telefoniczny, zabrzmiał po chwili nieco z wiejska trącającym...
Haczyk i oczywiście siłą zewnętrzną i niekoniecznie wyższą, nadziane nań robale, moczyły się w wodzie. A to oznaczało, że nasza wędkowiec znów, przez chwileczkę, mogła powgapiać się tępym wzrokiem w kołyszący się sennie...
Zostawiliśmy naszego wędkowca z ranami szarpanymi, kłutymi i poważnym dylematem- jak tu choćby popatrzeć na tę straszną hordę białych, tłustych pędraków usiłujących właśnie wydobyć się z pojemniczka , zebrać bojowe szyki i wykonać napad stulecia na jestestwo młodego adepta sztuki...
Powracamy do naszego wędkowca, dla którego wędkarstwo okazuje się być wszystkim- pasją, miłością, udręką, ekstazą i... tańcem...