Bez kategorii
Like

Szef PKBWL dr Maciej Lasek jest kłamcą i oszustem.

04/11/2012
720 Wyświetlenia
0 Komentarze
27 minut czytania
no-cover

Agnieszka Kublik i Roman Imielski rozpowszechniają kłamstwa smoleńskie za pomocą Gazety Wyborczej.

0


     Nie wystarczyło doktorowi Maciejowi Laskowi, szefowi Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, członkowi komisji Jerzego Millera, rozsiewanie w różnych stacjach telewizyjnych kłamstw związanych z wyjaśnianiem przyczyn tragedii smoleńskiej więc skorzystał dodatkowo z pomocy medium specjalizującego się w tej dziedzinie, czyli z Gazety Wyborczej.

Wystarczy poznać nawet tylko kilka fragmentów rozmowy Agnieszki Kublik i Romana Imielskiego z Maciejem Laskiem (a która to rozmowa w całości jest  przedstawiona na portalu Gazety Wyborczej):

wyborcza.pl/1,75478,12788658,Maciej_Lasek__I_wybuch_i_rzekome_polecenie_zejscia.html

by dowiedzieć się nie tylko o kompletnej dezorganizacji pracy Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i kompletnym braku procedur  obowiązujących w sytuacjach wyjątkowych. Przy tym należy od razu dodać, że to co dla nas, zwykłych ludzi może być sytuacją wyjątkową, to dla członków komisji badającej jakieś wypadki powinno być "chlebem codziennym", jest  sytuacją ZWYCZAJNĄ!

A tymczasem, czego dowiadujemy się choćby tylko z tego krótkiego fragmentu:

"Pan był wtedy pod Smoleńskiem?

– Nie, choć niewiele brakowało. Jechałem wtedy do Częstochowy, gdzie miałem prowadzić szkolenie z bezpieczeństwa lotów dla instruktorów z firm lotniczych. Otrzymałem telefon z Ministerstwa Transportu, chyba tuż przed 11 naszego czasu [godzina katastrofy to 8.41], że tupolew rozbił się w Smoleńsku Zadzwoniłem do przełożonego [płk. Edmunda Klicha, później akredytowanego przy rosyjskiej Międzypaństwowej Komisji Lotniczej]. I poleciałbym do Smoleńska, ale wracając, spóźniłem się na samolot. Przewodniczącym komisji, do której zostałem włączony 5 maja, był najpierw Edmund Klich, a zastępcą płk Mirosław Grochowski. Potem szefem został minister Miller, a Edmund Klich pozostał akredytowanym."

Przypomnijmy sobie pokrótce, tak dla porównania, co porabiał w tym samym czasie Edmund Klich:

"Edmund Klich:   „Rozpocznę od pierwszej informacji, o której – jak większość pewnie z państwa – dowiedziałem się o katastrofie z mediów. Nawet dzwonił jeszcze syn. Mówi: tato czy wiesz, co się dzieje? Włączyłem TVN 24, widzę, co się dzieje, w związku z tym natychmiast zacząłem się pakować i jadę do Warszawy …
Tak gdzieś w połowie drogi, chyba w rejonie Garwolina, bo ja mieszkam w Dęblinie i na weekendy jeżdżę do Dęblina, w tygodniu czy jak potrzeba to mieszkam w Warszawie, także nie ma jakiegoś problemu tutaj dojazdu, szybkości na miejsce wypadku czy coś. W połowie drogi dostałem telefon od pana Aleksieja Morozowa, to jest obecnie przewodniczący Komisji Federacji Rosyjskiej, zastępca pani Anodiny – szefowej Mieżnonarodnej Awiacionnej Komisji… Komitetu, to znaczy Międzynarodowego Komitetu Lotniczego. (…) On zadzwonił i powiadomił mnie, że jest katastrofa w Smoleńsku i traktuje to, jako telefoniczne powiadomienie, natomiast formalne będzie później."

www.bibula.com/

 

W tym momencie już musimy uznać obu panów, Macieja Laska i jego szefa Edmunda Klicha, za kompletnych nieudaczników, udających fachowców zatrudnionych przez polski rząd w bardzo ważnej komisji i pracujących dla państwa polskiego! Bo i skoro obaj – w tym sam szef komisji – o katastrofie dowiedzieli się z mediów lub w inny przypadkowy sposób, to oznacza, że i w samej komisji i w ministerstwie nikt nie wiedział, jak należy postępować w takich sytuacjach. Jeśli nie wiedzieli tego w obliczu tak ogromnej tragedii, to co dopiero powiedzieć, gdy wydarzały się "zwykłe" wypadki. No chyba że … tu wyjątkowo obowiązywały "specjalne" instrukcje i wytyczne!

Na podstawie słów Macieja Laska:

"Bo wykład mimo wszystko musiał się odbyć. Był to najtrudniejszy wykład w moim życiu. Kilkudziesięciu instruktorów, niektórzy z doświadczeniem i wojskowym, i cywilnym, z kamiennymi twarzami, a w tle wciąż napływające informacje."

można również zadać pytanie:

Dlaczego osoba tak niekompetentna jak on, była wyznaczana – przecież nie za darmo – do szkolenia poważnych ludzi, "instruktorów, niektórzy z doświadczeniem i wojskowym, i cywilnym"???

 

      Sprawa nieistniejących procedur w PKBWL, jakkolwiek bardzo ważna, schodzi jednak na dalszy plan jeśli przyjrzymy się wypowiedziom członków tej komisji, świadczącym jednoznacznie nie tylko o braku wiedzy, o niekompetencji, ale głównie o skłonnościach do kłamstw, mataczenia, manipulacji … Zresztą! Ostatnio w mediach ośmieszyli się nie tylko członkowie komisji, jak choćby prof. Marek Żylicz, ale także dyrektor Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, Roman Jóźwik. Takich osób, wspieranych przez przedstawicieli rządu i Partii rządzącej a broniących wersji ruskich kagiebistów generał Anodiny, przewalają się od rana do wieczora przez reżimowe media, całe tabuny … tylko że nie sposób "zająć się" wszystkimi "Przekazami Dnia"!

Co do szefa komisji a później akredytowanego, to część jego kłamstw została opisana tutaj:

normalny.nowyekran.pl/post/59959,edmund-klich-napisal-ksiazke-osobiscie-moja-wersja-wydarzen-jest-blizsza-prawdy

Natomiast kłamstwa i manipulacje opinią publiczną doktora Macieja Laska, znaleźć można w różnych jego wypowiedziach medialnych a teraz także w Gazecie Wyborczej:

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

"Jakie hipotezy przyjęliście na początku?

– Niesprawność samolotu, niesprawność systemów naprowadzających lotniska, niewłaściwe paliwo, błąd załogi, eksplozja… Hipotez było co najmniej kilkanaście

A zamach?

– Badaliśmy, czy miała miejsce eksplozja materiałów, które nie miały prawa znaleźć się na pokładzie samolotu. Dopiero stwierdzenie takiego faktu stanowi podstawę do podjęcia działania przez inne, wyspecjalizowane służby. To zadanie dla prokuratury. My mamy przeprowadzić badanie techniczne, stwierdzić, czy przyczyny leżą w działaniu załogi, w niesprawności sprzętu, czy w czynniku niezależnym od sprzętu i załogi, np. wybuchu.

Jak szybko hipoteza wybuchu została odrzucona?

– W ciągu kilku miesięcy od początku pracykomisji Jerzego Millera. Jednym z dowodów była ekspertyza Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, w której nie stwierdzono żadnych śladów materiałów wybuchowych. Kolejnym dowodem była analiza czarnych skrzynek z kokpitu. Gdy otrzymaliśmy kopie ich zapisu, przesłuchaliśmy je, ale jednocześnie przekazaliśmy do ABW i policyjnego Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego, żeby zrobić dwie ekspertyzy.

Miały potwierdzić, że w materiał nikt nie ingerował?
– Oczywiście. I potwierdziły, że nikt nie ingerował."

"Jakich dowodów szukali?
– Musi być dowód na falę ciśnieniową, na duży skok ciśnienia. Ten dowód przeprowadza się w kilku etapach. Najpierw oglądamy szczątki. W przypadku tupolewa nie znaleźliśmy niczego, choćby przy tym sławetnym przecięciu skrzydła, co wskazywałoby na wybuch. Ewidentnie wszystko było pogięte…"

"Badaliście zapisy tych czarnych skrzynek, które monitorują różne systemy samolotu.
– Dokumentację i zapisy czarnych skrzynek. Wszystkie zapisy parametrów lotu wskazują, że do zderzenia z brzozą samolot był w stu procentach sprawny.

Wróćmy do hipotezy wybuchu. Gdyby, załóżmy, nastąpił w kadłubie, wzrost ciśnienia powinna była zarejestrować czarna skrzynka, która rejestruje m.in. nadciśnienie wewnątrz samolotu z częstotliwością 4 Hz. Żaden rejestrator (a były dwa od siebie niezależne) nie zanotował problemów z hermetyzacją kadłuba. Do samego końca system działa prawidłowo, a ciśnienie w kabinie w ostatnich minutach lotu jest równe ciśnieniu zewnętrznemu."

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

         Pomijając fakt, że strona rosyjska a za nią strona polska, od pierwszych dni ogłosiła, że główną przyczyną katastrofy mógł być błąd załogi i nieznajomość języka rosyjskiego a samolot do uderzenia w ziemię (brzozę) był całkowicie sprawny, to jednocześnie wykluczono również obecność materiałów wybuchowych i teorię zamachu. Jak widać, te fakty, jednoznacznie dowodząc, że kompletnie nie zna się on na tych sprawach a do tego praktycznie nie rozumie o czym mówi nie przeszkadzają doktorowi Maciejowi Laskowi wygadywać powyższych bzdur. On nawet nie wie, że po to by spowodować katastrofę samolotu wystarczy bardzo mały ładunek, umieszczony poza częścią pasażerską, który wybuchając nie tylko nie wywoła "fali ciśnieniowej, dużego skoku ciśnienia" a tym samym "pęknięcia błony bębenkowej ucha", ale i nie spowoduje "zarejestrowania nadciśnienia wewnątrz samolotu" przez odpowiednie przyrządy. Z kolei, skoro Wojskowy Instytut Chemii i Radiometrii po wielomiesięcznych badaniach wykluczył obecność materiałów wybuchowych, to skąd teraz nagle się wzięły próbki z miejsca katastrofy, z samolotu, z rzeczy pasażerów, ciał i ubrań … Przecież chyba ci "żołnierze latali tym Tupolewem do Afganistanu" przed a nie po katastrofie a i "ciężkie boje o Smoleńsk" podobno były i również nie po 10 kwietnia 2010 lecz kilkadziesiąt lat wcześniej – pomijam boje o prawdę smoleńską, które są faktem i są o wiele cięższe! Może w jeszcze jakiś inny sposób pan Maciej Lasek wykaże swoje zdolności paranormalne, skoro nie ogladając wszystkich części samolotu, zachowanych urządzeń i innych przedmiotów, ON jasnowidz Maciej Lasek wie, że nie miały odkształceń charakterystycznych dla wybuchu, skoro "badał" jedną (powtórzę: jedną!) parasolkę, jedną książkę i jeden banknot??? A gdzie to wszystko, co ruscy kagiebiści schowali w hangarach natychmiast w dniu tragedii i NIGDY nie pozwolili zbliżać się nawet na odległość wzrokową Polakom?

A oto dalsze wypowiedzi doktora Macieja Laska, o których można powiedzieć, że praktycznie co zdanie to kłamstwo:

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

"PiS powtarza, że bez oryginałów nie mamy pewności, czy taśma nie została sfałszowana. We wtorek powiedział to Jarosław Kaczyński, odnosząc się do zeznań chorążego Remigiusza Musia z załogi jaka-40, który lądował przed tupolewem. Muś twierdził, że rosyjscy kontrolerzy kazali załodze i jaka, i tupolewa, i rosyjskiego iła-76 zejść na pułap 50 m. A zgodnie z procedurą mogła tylko do 100 m.

– Wyjaśnijmy te 50 m. Będzie bolało.

Załoga samolotu Jak z dziennikarzami na pokładzie złamała podstawowe zasady obowiązujące przy lądowaniu, czyli zeszła poniżej dopuszczalnej wysokości. Więcej: wylądowała bez zgody kontrolerów. Ba, dostała komendę "uchodi na wtoroj krug" [odejdź na drugi krąg, czyli przerwij lądowanie]. A co by było, gdyby odmowa zgody na lądowanie wynikała z przeszkody na pasie, np. zepsutego samochodu?"

"Nasza komisja dysponowała zapisami rejestratora dźwięku jaka-40. To prosty magnetofon, który zapisuje tylko korespondencję radiową, czyli to, co przychodzi do załogi, i to, co załoga odpowiada. Ma bardzo długi zapis, dzięki temu mogliśmy go odsłuchać po powrocie samolotu. Był odczytany tylko w Polsce.

Komisja miała kopie zapisu rejestratora dźwięku z jaka, z tupolewa i z wieży. W dodatku sami zgrywaliśmy zapis z magnetofonu rejestrującego głosy na wieży. Rosjanie nie bardzo chcieli, ale się dogadaliśmy na miejscu. Koledzy z wojska zgrali to na swój magnetofon i w Polsce przeprowadzaliśmy analizy."

"Pada komenda: "uchodi na wtoroj krug"?

– Tak. A wcześniej pada komenda "posadka dopołnitielna" – nieznana większości pilotów wojskowych, z którymi rozmawialiśmy. Oznacza "kontynuuj podejście, ale zgody na lądowanie jeszcze nie masz". Lądowanie jaka i słaba znajomość języka rosyjskiego przez jego załogę wprowadziły dodatkowe zdenerwowanie na wieży. Kontrolerzy nie mogli wykluczyć, że załoga tupolewa również nie zdoła prawidłowo prowadzić korespondencji po rosyjsku.

Po wylądowaniu jaka pada z wieży: "mołodcy" ("zuchy"). Kontrolerzy są zdziwieni, że udało im się wylądować.

– Potem wydali załodze komendę "rulaj priamo" – "kołuj prosto". Ale samolot skręca w prawo, bo "priamo" z "prawo" się załodze pomyliło. Jeżeli ktoś nie zna rosyjskiego, to łatwo o taki błąd."

"- Ił nie dostał zgody na lądowanie i zszedł poniżej minimalnej wysokości decyzji. Dwukrotnie spróbował wylądować, według świadków niewiele brakowało, żeby się rozbił. To wywołało bardzo duży stres na wieży, padały niecenzuralne słowa. W końcu pilot iła, który znał lotnisko w Smoleńsku, stwierdził, że nie da rady, i odleciał do Moskwy.

Poza zeznaniami Musia i pierwszego pilota por. Artura Wosztyla nie ma żadnego dowodu, że załoga jaka dostała komendę o zejściu na 50 m?

– Nie ma. A przesłuchaliśmy całą załogę jaka. Nie będę mówił, co zeznała, to jest objęte tajemnicą. Nie ma też dowodu na manipulację danymi, bo trzy magnetofony – z jaka, z tupolewa i z wieży – potwierdzają to samo."

"Kolejna hipoteza: niewłaściwe działanie załogi.

– To najtrudniejsze do stwierdzenia. Dlaczego zeszła poniżej bezpiecznej wysokości? Dlaczego maszyna zniżała się za szybko? Dlaczego załoga nie reagowała na komendy systemu TAWS "terrain ahead" ("ziemia przed tobą") i "pull up" ("natychmiast do góry")? To ten moment, kiedy maksymalnie dodajesz gazu i ściągasz wolant na siebie."

"Kolejny ekspert zespołu Macierewicza, Gregory Szuladziński z Australii, twierdzi: "Przyczyną katastrofy były wybuchy dwóch do pięciu kilogramów dynamitu".

– Nie ma żadnych dowodów na eksplozję. Żadnych. Teorii wybuchu zaprzecza też sekcja zwłok ministra Wassermanna [przeprowadzona po ekshumacji w 2011 r.]. Nie wykazała pęknięcia błony bębenkowej ucha (to oczywiście informacja z mediów, bo nie miałem dostępu do wyników tych badań), a musiałoby do tego dojść podczas eksplozji."

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

             Prostowanie tych kłamliwych wypowiedzi doktora Macieja Laska zajęłoby zbyt dużo czasu i miejsca, dlatego w wielkim skrócie powiem, że:

Wystarczy poznać stenogramy – nawet te w wersji MAK-u- by wiedzieć ponad wszelką wątpliwość, w których miejscach doktor Maciel Lasek kłamał a w których "tylko" konfabulował.

Ogólnie mówiąc:

Maciej Lasek (także prokuratorzy wojskowi m.in. z generałem  Krzysztofem Parulskim oraz Dowództwo Wojsk Lotniczych m.in. z generałem Lechem Majewskim) kłamie twierdząc, że załoga Jaka-40 złamała podstawowe zasady obowiązujące przy lądowaniu, czyli zeszła poniżej dopuszczalnej wysokości", gdyż:

Nie da się wylądować na wysokości ponad stu metrów nad pasem startowym! A więc lądując, trzeba zejść na pas, czyli na wysokość 0 metrów!!!

Maciej Lasek kłamie i konfabuluje twierdząc, że załoga Jaka-40 nie potrafiła porozumiewać się z wieżą w języku rosyjskim! To właśnie piloci Jaka-40 pierwsi zauważyli, że kontrolerzy nie potrafią posługiwać się językiem angielskim więc płynnie przeszli na porozumiewanie się za pomocą języka rosyjskiego!

O tym że Maciej Lasek bezmyślnie rzuca oszczerstwa, wmawiając nieznajomość języka rosyjskiego polskim pilotom, świadczy choćby fakt, że i owszem, ruscy kontrolerzy podali o 9:18:01 "załodze komendę "rulaj priamo" – "kołuj prosto" …", ale już o godzinie 9:10:59 polski pilot powiedział do wieży: "… razrieszicie zachod na priamo …" czyli jako pierwszy użył tego słowa!!! Czyżby pan Maciej Lasek chciał wmówić, że piloci używali słów, których nie rozumieli???

Maciej Lasek kłamie, że JAK-40 wylądował bez zgody kontrolerów – zgoda kontrolerów była do samego końca, łącznie z lądowaniem!

Maciej Lasek kłamie i konfabuluje, twierdząc, że załoga Jaka-40 dostała komendę "uchodi na wtoroj krug" [odejdź na drugi krąg, czyli przerwij lądowanie] – Kontrolerzy rzeczywiście użyli tej formułki, ale już po wylądowaniu Jaka-40 i tylko rozmawiając pomiędzy sobą!

Przykład podany przez Macieja Laska:

"A co by było, gdyby odmowa zgody na lądowanie wynikała z przeszkody na pasie, np. zepsutego samochodu?"

dowodzi jednoznacznie, że nie tylko nie ma on pojęcia o czym mówi, ale że kieruje się wprost złą wolą!

Może w takim razie niech pan doktor Maciej Lasek odpowie na pytanie:

A co by było, gdyby po pasie biegała pijana banda ruskich skretyniałych żołnierzy?

I niech pan Maciej Lasek odpowie: Dlaczego właśnie o to zapytałem?

No i zanim – mam nadzieję – pan doktor Maciej Lasek wraz z innymi podobnymi kłamcami wyląduje w miejscu odpowiednim dla takich osób, to niech jeszcze odpowie na pytanie:

Dlaczego ani komisja MAK, ani Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, ani polscy (przecież nie ruscy!) pokuratorzy, przez 30 miesięcy nie podjęli nawet próby odpowiedzi na pytania:

Dlaczego samolot TU-154M 101 zszedł poniżej bezpiecznej wysokości?

Dlaczego maszyna zniżała się za szybko?

Dlaczego załoga nie zareagowała?

 

Link do zdjęcia wprowadzającego:

static.polskieradio.pl/files/5f563eaf-c92d-4b75-bdd5-671537beaa8d.file

0

1normalnyczlowiek

Nie musisz komentować. Wystarczy, że przeczytasz ... i za to Ci również dziękuję.

351 publikacje
9 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758