Bez kategorii
Like

Stryjek to nie rodzina…

08/06/2012
560 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Obywatel niech siedzi przed telewizorem a nie zajmuje się jakimiś badaniami na własną rękę i za własne fundusze.

0


 

W 2007 roku – po dwóch latach zajmowania się historią rodziny – wciąż cieszyła mnie każda nowa metryka odnaleziona w archiwach, parafiach, bądź USC. Dane w niej zawarte często przynosiły rozwiązanie jakiejś zagadki, ale częściej wyznaczały kierunek dalszych poszukiwań. Drzewko powoli rosło, segregatory pęczniały.
 
Jakoś na jesieni trafiłam do warszawskiego USC z pismem informującym mnie, że mogę tu odebrać akt zgonu siostry mojego dziadka nadesłany z właściwego urzędu w jednym z miast wielkopolskich zgodnie z wytycznymi MAiSW. Na miejscu po wylegitymowaniu mnie okazało się, że nie wydadzą mi odpisu  tego aktu, bo nie mieszczę się w katalogu osób wymienionych w ustawie.
 
Zgodnie z tym przepisem do otrzymania odpisów aktów stanu cywilnego uprawnieni są:
1/ osoba, której akt dotyczy,
2/ wstępni, zstępni, rodzeństwo, małżonek, przedstawiciel ustawowy,
3/ sąd i inne organy państwowe,
4/ inne osoby, które wykażą w tym interes prawny
5/ pełnomocnik  wymienionych osób w punkcie 1 i 2.
 
Poszłam do naczelnika z prośbą o wydanie tego odpisu, bo wiedziałam, że taka możliwość istnieje. Powołałam się na fakt, iż zbieram materiały do książki o rzemieślniczej rodzinie z Wielkopolski a takich opracowań jest mało. Nie zgodził się, bo to była moja prywatna inicjatywa, nie poparta przez żadną instytucję, czy organizację.
Dla ustawodawcy  siostra dziadka to nie rodzina. Stryjek, czyli brat ojca to też nie jest rodzina. Pół biedy, gdy siostra dziadka albo stryjek mieli dzieci, gdyż można je ewentualnie poprosić o pełnomocnictwo, gorzej  gdy zmarli bezpotomnie.
 
Wyszłam z urzędu wstrząśnięta prostotą zawartej w przepisach definicji rodziny. Od razu też przypomniała mi się piosenka Jana Pietrzaka
A pan mi mówi, panie kontrolerze,
Dym z papierosa puszczając beztrosko
Że, niestety do tych nie należę,
Którzy powinni zajmować się Polską…
 
Czyżby deja vu?
Szłam i dumałam. Jestem pełnoletnia, mam pełną zdolność do czynności prawnych, studia skończyłam, pracę magisterską napisałam, tytuł otrzymałam a tu tak wygląda jakby ktoś mnie jednak ubezwłasnowolnił i mówił, co mogę a czego nie mogę robić.  Prosto można jechać  – na boki już nie. To przecież było. Podobno odeszło. Jednak, gdy poczytałam wypowiedzi na forach genealogiczne okazało się, że mój przypadek nie jest odosobniony.
 
Jednocześnie w tym samym czasie z niemieckiego urzędu stanu cywilnego otrzymałam scan aktu zgonu męża siostry dziadka, więc osoby o pokrewieństwie ze mną raczej mocno iluzorycznym. Wystarczało, że wysłałam fragment drzewa pokazujący powiązania między mną a tym krewnym, przelałam 8 EUR i scan przychodził pocztą mailową. Problemów nie było.
 
Ustawa o aktach stanu cywilnego pochodzi z 1986 roku. Trzy lata później nastąpiła niby transformacja ustrojowa, ale jakoś ani do 2007, ani do dnia dzisiejszego posłom nie przyszło do głowy by ją zmodyfikować pod kątem ułatwienia pracy genealogom amatorom  poprzez chociażby umożliwienie wydawania osobom zainteresowanym  kserokopii nie mających mocy dokumentu urzędowego, rozszerzając jednocześnie krąg osób do tego uprawnionych poprzez  modyfikację art. 25 ustawy, według którego kierownik może udostępnić księgi stanu cywilnego upoważnionym przedstawicielom organów państwowych oraz instytucji naukowych w celu przeglądania.
 
Czy takiego zawężenia praw obywtatelskich dokonano celowo, czy tak jakoś wyszło?
Uważam, że celowo.
Obywatel ma być poddanym a nie suwerenem.
 
Urzędy stanu cywilnego są tak stare jak cywilizacja. Każdy władca chciał wiedzieć,  ilu będzie mieć rekrutów a ilu podatników. Wyznaczał do tego celu urzędników, którzy prowadzili stosowne księgi. Gromadzili dane, przechowywali je zabezpieczając przed zniszczeniem, sporządzali dla władcy raporty i statystyki. Każdy mógł zajrzeć do akt. Jeśli ktoś wykorzystał taki akt niezgodnie z obowiązującym prawem wówczas wkraczały sądy powszechne.
 
Socjalizm podniósł rolę urzędnika ze zwykłego rejestratora na decydenta i wprowadził prewencję zamiast odpowiedzialności za swoje czyny.  
 
Transformacja nic nie zmieniła. Dalej dla urzędnika wiarygodniejszym partnerem jest przedstawiciel organów państwowych lub instytucji naukowych a nie cywil nawet, gdy jego wiedza wykracza daleko ponad standard.
 
Jednocześnie ten styl działania przenosi się na inne instytucje użyteczności publicznej, jak chociażby na IPN.
Aby uzyskać informację o osobie osadzonej w niemieckim  obozie pracy podczas II wojny światowej należy być najbliższą rodziną w rozumieniu art. 115 § 11 Kodeksu karnego (małżonek, wstępny, zstępny, rodzeństwo, powinowaty w tej samej linii lub stopniu, osoba pozostająca w stosunku przysposobienia oraz jej małżonek, a także osoba pozostająca we wspólnym pożyciu). Jednocześnie wnioskodawca jest zobowiązany do przedłożenia dowodu potwierdzającego zgon osoby, w imieniu której występuje (odpis aktu zgonu, postanowienie sądu o uznaniu za zmarłego lub o stwierdzeniu zgonu) i dowodów potwierdzających stopień powinowactwa lub pokrewieństwa pomiędzy wnioskodawcą i osobą zmarłą (odpowiednie odpisy aktów stanu cywilnego).
Natomiast w przypadku poszukiwania dokumentów potwierdzających  deportację do pracy przymusowej w Międzynarodowym Biurze Poszukiwań w Arlosen w Niemczech wystarczy podać stopień pokrewieństwa.
 
1/
 
Jest różnica w podejściu?
 
Posłowie oczywiście poprzez odpowiednią modyfikację ustaw mogliby zmienić tę sytuację, ale wówczas tracą elektorat urzędników a tym samym narzędzie do dyscyplinowania obywateli.
 
 
 
 
 
 
 
1/ http://www.udskior.gov.pl/Formularze,10.html#content
 
.
 
 
 
0

Ewa Rembikowska

Spojrzenie na wspólczesnosc przez pryzmat historii mojej wielkopolskiej rodziny.

127 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758