Dobrze byłoby aby minister Arłukowicz poinformował Polaków jak głęboko sięgnął do ich kieszeni i jakie skutki będzie to miało dla ich stanu zdrowia.
1. Głównym celem ustawy refundacyjnej jak mówiła wiosną poprzedniego roku ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz miała być poprawa dostępności pacjentów do refundowanych leków, a także ukrócenie tzw. turystyki lekowej czyli wędrowania po aptekach aby szukać leków sprzedawanych w promocji, z rabatami czy czy różnorodnymi upustami.
Ustawa uchwalona w maju poprzedniego roku (i podpisana w czerwcu przez prezydenta Komorowskiego), miała jednak i cel ukryty przed opinią publiczną, a w szczególności przed ludźmi chorymi, mianowicie znaczące zmniejszenie środków finansowych przeznaczanych corocznie przez NFZ na refundację.
Środki te z roku na rok rosną i w roku 2011 wyniosły już ponad 20% całości wydatków NFZ, dlatego do ustawy wpisano 17% limit wydatków na leki refundowane, którego Fundusz nie będzie mógł przekroczyć.
Głównym instrumentem, który miał ograniczać wydatki na leki refundowane, był swoisty bat finansowy na lekarzy, w postaci zwrotu kwot nienależnej refundacji razem z odsetkami ustalonej przez kontrolerów NFZ.
Kontrole te mogłyby być przeprowadzane w ciągu 5 lat od daty wystawienia recepty, a kontrolowane miało być nie tylko uprawnienie pacjenta do leków refundowanych (a więc czy w momencie wizyty u lekarza był on ubezpieczony, a dokładnie czy miał opłaconą składkę zdrowotną) ale przede wszystkim czy przepisany pacjentowi lek podlega refundacji w danej jednostce chorobowej.
Na skutek nacisku środowiska lekarskiego już na początku tego roku nowelizacją ustawy kontrole lekarzy pod tym względem przez NFZ, zostały wprawdzie zniesione ale ciągle w ustawie znajdują się zapisy nakazujące lekarzowi przepisywanie z refundacją leku tylko w zastosowaniu w stosunku do jednostki chorobowej na którą lek został w Polsce zarejestrowany.
2. Jeszcze do końca nie przebrzmiały echa skandalu związanego z dwoma listami refundacyjnymi w końcu grudnia poprzedniego roku, protestami lekarzy i aptekarzy, które skutkowały realizacją recept na leki z pełną odpłatnością ze strony pacjentów, a już pojawiają się kolejne zagrożenia.
Kolejne grupy chorych przekonują się, że nowa ustawa lekowa, która miała być dla nich ulgą jest coraz większym utrapieniem i żeby dalej się leczyć muszą sięgać znacznie głębiej niż do tej pory do swoich portfeli.
Chodzi głównie o pełną odpłatność pacjentów za leki w sytuacji kiedy leki te są stosowane inaczej, niż to jest zapisane we wskazaniach rejestracyjnych. A zdarza się to w wielu jednostkach chorobowych.
3. Ostatni tydzień przyniósł nowe dramatyczne informacje pokazujące jak nieprzemyślane były rozwiązania ustawowe mające wymusić oszczędności w środkach przeznaczanych na refundację przez NFZ.
Jedna z firm dostarczających leki do chemioterapii na skutek wymuszenia na niej zbyt niskich cen, zdecydowała się wycofać z polskiego rynku o czym informowała resort zdrowia jeszcze w poprzednim roku.
Resort zdrowia na te ostrzeżenia nie reagował, a kiedy w szpitalach onkologicznych zaczęto przerywać już trwające chemioterapie, a pacjentów którzy mieli je rozpoczynać, odsyła się do domów z przysłowiowym kwitkiem i sprawą zainteresowały się media, resort zdrowia jak zwykle w takich przypadkach zorganizował konferencję prasową na której wiceminister Szulc stwierdził, że to oczywiście nie ich wina.
Tyle tylko, że setki chorych ludzi dostają w takiej sytuacji wręcz wyrok śmierci i nie bardzo wiadomo, kiedy ten koszmar się skończy.
4. Ponieważ nowa ustawa refundacyjna funkcjonuje już 3 miesiące, najwyższy czas zbadać jakie są jej skutki dla kieszeni i zdrowia pacjentów.
Na najbliższym posiedzeniu Sejmu zażądamy wprowadzenia informacji na ten temat do porządku obrad Sejmu. Dobrze byłoby aby minister Arłukowicz poinformował Polaków jak głęboko sięgnął do ich kieszeni i jakie skutki będzie to miało dla ich stanu zdrowia.