Bez kategorii
Like

Scenka rolna

20/10/2012
389 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
no-cover

Hiobowscy jechali samochodem do wielkiego superhipermarketu pod miastem. Nowo wybudowano cudo architektury handlowej stało w szczerym polu okolone hektarami parkingów.

0


– O rany, patrzcie! – zauważyła siostra Łukaszka, kiedy wysiadali z auta na parkingu. – Tam są jacyś ludzie!
Za parkingiem ciągnęły się zaorane pola, lecz w jednym miejscu była jakaś zdziczała, zarośnięta chwastami łąka. Na jej brzegu siedziała grupa ludzi i wpatrywała się nieruchomo w ową nieruchomość.
– Może coś z nimi jest nie tak – stwierdziła czuła na cudzą krzywdę babcia Łukaszka i pofatygowała się do siedzących. Po trzech minutach wróciła kręcąc głową.
– Oni w ogóle nie reagują!
– Trzeba to zobaczyć, może rzeczywiście coś się stało – stwierdzili Hiobowscy i wspólnie pofatygowali się na skraj ugoru.
Grupa ludzi składała się z dwóch osób dorosłych płci odmiennej od siebie oraz gromadki dzieci. Wychudzeni, zaniedbani, brudni, potargani i połatani siedzieli i wpijali łakomie wzrok w kołyszące się na wietrze chwasty.
– Czy coś się stało? Czy państwu w czymś pomóc? Czy państwo nas słyszą? – pytali mama i tata Łukaszka. Nie było reakcji. Dopiero siostrze Łukaszka udało się nawiązać kontakt. Stanęła trzydzieści centymetrów przed siedzącym mężczyzną zasłaniając mu widok, aż ten wreszcie zamrugał oczami i spojrzał na nią.
– Co pan tu robi? – spytała siostra.
– Oczekuję… – wychrypiał mężczyzna.
– Czego? – wtrącił się dziadek Łukaszka.
– Plonów.
– Gdzie???
– Tutaj – i mężczyzna wskazał brodą ugór przed nim.
– Tutaj??? – zdumienie taty Łukaszka nie miało granic.
– No tutaj, bo tutaj jest moje pole.
– Ale… Robił pan coś w ogóle na tym polu?
– Rozmawiałem… Namawiałem… Przeprowadzałem kontrole…
– Zasiał pan w ogóle?
– Kurde, kolejny, który się zna na rolnictwie! – warknął mężczyzna. – Wszystkim innym wyrosło, więc spodziewam się, że i mi coś wyrośnie!
– Jestem głodny! Kiedy będziemy jedli?! – rozpłakało się jedno z dzieci.
– Ćśśśś, cicho… – przytuliła je matka. – Tatuś nam obiecał dużo plonów. Poczekaj jeszcze chwilkę.
– Chodźmy stąd, chodźmy – mama Łukaszka zaczęła ich odciągać w stronę superhipermarketu. – Zostawmy ich.
– A jak oni zimą umrą z głodu na śniegu? – pytał przejęty Łukaszek.
– Na pewno do tego nie dojdzie – uspokajała go mama. – No cóż, nie każdy potrafi gospodarować ziarnem, jak widać na załączonym obrazku i żyjąc ponad stan zje wszystko nie zostawiając sobie nic, co mógłby zasiać na przyszły rok. Na szczęście są wyspecjalizowane instrumenty prawne, które potrafią zająć się takimi patologiami. Zrzekną się tego pola, podpiszą ubezwłasnowolnienie i będą dostawać miskę zupy dziennie.
Kiedy wychodzili z superhipermarketu, rodzina siedząca przy ugorze siedziała nadal tak samo. Stało przy nich jakieś starsze małżeństwo, które coś do nich mówiło.
– Tak, czekam na plony – doleciał do nich zachrypnięty głoś mężczyzny. – Kurde, kolejny, który się zna na rolnictwie! Obiecałem, mojej rodzinie, że będą plony i spodziewam się, że będą! Tylko ja mogę tak obiecać i tak się spodziewać!

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758