Bez kategorii
Like

przjaźn polsko – czeska

21/07/2011
509 Wyświetlenia
0 Komentarze
78 minut czytania
no-cover

omawia problem Zaolzia w ramach stosunków polsko – czeskich

0


 

Rudolf Jaworek
NASI CZESCY PRZYJACIELE
 
Hymn Zaolziaków: Płyniesz Olzo (Jan Kubisz)
Płyniesz Olzo po dolinie
płyniesz jak przed laty,
takie same na twym brzegu
kwitną wiosną kwiaty.
A twe wody się w swym biegu
jeszcze nie zmąciły.
Twoje krople lśnią się w słońcu
Jak się dawniej lśniły
Ale ludzie w swoim życiu
zmienili się bardzo,
zwyczajami, wiarą przodków
ledwie że nie gardzą.
I dąb z dębem na twym brzegu
jak szumiał, tak szumi,
lecz wnuk starą mowę dziadów
ledwie że rozumie.
Na twym brzegu dawnym śpiewem
słowik się odzywa,
a dziś śliczne nasze pieśni
ledwie że kto śpiewa
W świętej ziemi chananejskiej
rzeka Jordan płynie,
w jego wodach Izraela
lud brał oczyszczenie.
Więc z modlitwą uklęknąłem
w pokorze przed Panem,
byś się stała, Olzo, takim
i dla nas Jordanem.
Potem kiedyś, gdy po falach
wiosną wiatr zawieje,
wnuk usłyszy w tych fal szumie
swoich przodków dzieje.
I usiądzie na twym brzegu
dumać nad przeszłością
i żyć będzie dla swej ziemi
czynem i miłością
 
 
     Trudno zrozumieć, że tak bliskie sobie narody jak polski i czeski, zamiast dążyć do ścisłej współpracy, a nawet zjednoczenia, wyzwoliły wobec siebie, jeszcze nie tak dawno, wiele niechęci. Początki naszej wspólnej historii były obiecujące. Czechy, jako starsze z dwóch najważniejszych królestw Słowian Zachodnich, odgrywały doniosłą rolę w kulturalnym i politycznym rozwoju naszego kraju w jego początkach.
Norman Davies tak pisze o tamtych czasach: "Czesi,    wcześniej    zjednoczeni     w     obrębie     państwa wielkomorawskiego, nawiązali kontakty z zachodnim chrześcijaństwem i cesarstwem niemieckim co najmniej o wiek wcześniej niż Polanie i spełniali rolę głównego filtra, przez który docierała do Polski wiedza o Zachodzie. To właśnie z Pragi w osobach Dubrawy i Wojciecha, po  raz pierwszy dotarła do Polaków religia chrześcijańska….To czeski język obdarzył ich praktycznie całym słownictwem z zakresu polityki, religii i życia społecznego. Niektórzy historycy podkreślają, że w tym stadium, dziejów Polaków i Czechów w ogóle nie należy uważać za dwa odrębne narody. W pierwszej połowie XI w. istniała realna szansa utworzenia – pod przywódctwem czeskim czy polskim – trwale zjednoczonego państwa Słowian Zachodnich ".
Szkoda, że tak się nie stało. Jakże inaczej potoczyłyby się losy naszych narodów ! Niestety, w tamtych czasach, krewcy nasi przodkowie woleli kłótnie w rodzinie. W 1003 r. Bolesław Chrobry zdobył Pragę i na krótko został wyniesiony na tron czeski. Nad Morawami sprawował władzę aż do r. 1017. W dwadzieścia lat później, król czeski Brzetysław zrewanżował się Polanom i zdobył Kraków , a nawet Gniezno.
     W czasie naszych późniejszych wojen z cesarstwem, królowie czescy często stawali po stronie cesarstwa. Potem doszło w Polsce do rozbicia dzielnicowego. Korzystając z naszego osłabienia i naszych zmagań z Krzyżakami, sąsiedzi z południa ustanowili swoje zwierzchnictwo nad Śląskiem, Wielkopolską, Małopolską, a nawet Mazowszem. W 1300 r Wacław II został ukoronowany na króla Polski i Gniezna. Chociaż nasi historycy z niechęcią analizują tamte czasy, jednak   w   oczach cytowanego Normana Daviesa, była to jedna z nielicznych   okazji zjednoczenia naszych narodów w obliczu silniejszego wroga.
     Historia potoczyła się inaczej. Kontynuując dzieło Łokietka, jego syn Kazimierz Wielki podjął wielkie dzieło zjednoczenia ziem polskich. By tego dokonać był zmuszony pójść na ustępstwa i kompromisy wobec swych aktualnych wrogów. W r. 1335 na spotkaniu z królem węgierskim Karolem Robertem Andegaweńskim i królem czeskim Janem Luksemburskim uzgodniono zrzeczenie się przez Jana Luksemburczyka roszczeń wobec Polski i Mazowsza za cenę 400 tys. srebrnych groszy. W 1339 r. Kazimierz, na mocy traktatu krakowskiego, uznał zwierzchnictwo Czechów nad książętami śląskimi, za wyjątkiem   księstw   cieszyńskiego   i świdnickiego, o które spierano się aż do XV wieku. Tak czy inaczej przekazanie przez Kazimierza zwierzchnictwa nad książętami cieszyńskimi nie zmieniło polskiego charakteru tych ziem. Byli to polscy książęta piastowscy zobowiązani do lenna wobec królów czeskich, lecz kiedy ci ponieśli klęskę w bitwie pod Białą Górą (1620 r.) długo jeszcze tymi ziemiami władali ( wymarli w r. 1653) po czym ich ziemie przeszły w ręce austriackich Habsburgów. a w 1740 r w posiadanie Prus.    
Rzeź czeskiej szlachty w bitwie pod Białą Górą   (1620 ) przesądziła na długie lata o możliwości rozwoju tożsamości i kultury narodowej południowych sąsiadów, jednakże zapoczątkowany przez Husytów ruch umysłowy wydał w tym czasie osobowość   o   ogromnej   sile oddziaływania, Jana Amosa Komenskiego (1592-1670). Opuściwszy Czechy Komensky osiadł w Lesznie i stworzył tam ośrodek naukowy na skalę europejska, który do r. 1824 przetrwał jako ważne centrum oświaty.
     W czasie kiedy Czechy, pozbawione swych ówczesnych   warstw przywódczych, poddawane były procesowi   germanizacji,   a   Polska państwowość chyliła się powoli ku upadkowi, związki miedzy naszymi narodami stawały się nieomal niewidoczne. Jednakże pewne sygnały wzajemnych sympatii spotykamy już w czasie sejmu czteroletniego i w latach następnych.
     Ze strony czeskiej, gdzie pojawiły   się   pierwsze   sygnały odradzania narodowej świadomości, sympatie te były wyrażane ostrożnie, zgodnie z polityką Wiednia (Prażske Noviny pod redakcją Krameriusa ), lecz także bardziej otwarcie przez pewne kręgi budzącej się nowej inteligencji np. poety A. J. Puchmajera.
     W pracy Czechosłowackiej Akademii Nauk pt. "Česi a Polaci v Minulosti" Praha. 1967 r. autorzy tak charakteryzują ów okres: To co działo się w tamtych czasach w Polsce uczyło Czechów politycznego myślenia. Relacja do polskich wydarzeń wyznaczała im miejsce w obozach politycznych współczesnej im Europy.
     Tymczasem w Polsce, wśród ówczesnych elit, pojawia się również żywe zainteresowanie Czechami. W Warszawskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk   biskup   Kossakowski   wygłosił   rozprawę   o   pokrewieństwie słowiańskich języków i o   potrzebie   solidarności   słowiańskiej, zwłaszcza z Czechami. Niemcewicz w swoich pamiętnikach porównywał historię Czech i Polski. Pisząc o klęsce Czech pod Białą Górą dodał, że taki sam los być może czeka i Polskę. Będąc w Pradze zauważa jednak początek wysiłku odnowy narodowej, rezultat wysiłku grupy czeskich patriotów. Z radością notuje, że katedra języka czeskiego ma 20 słuchaczy i że na czeskim teatralnym przedstawieniu, chociaż loże były puste, jednak parter był pełny reagującej żywo publiczności na narodowe akcenty.
     Rodząca się świadomość Czechów i   pierwsze   koncepcje   ich politycznego usytuowania wśród narodów Europy przyjmowały panslawizm, jako kierunek działania. Czeska tożsamość narodowa, zagrożona przez germański żywioł, widziała ratunek w wspólnym działaniu Słowian, wśród których jedynie Rosja przedstawiała liczącą się potęgę. Dlatego od początku polityka czeskich patriotów wysuwała Rosję, jako naturalnego przywódcę, wszystkich słowiańskich narodów.
     Polska, widząca w Rosji swego najgroźniejszego wroga, doznając praktycznej lekcji   despotyzmu   carów,   miała   inne   priorytety, niezrozumiale dla Czechów. Typowym reprezentantem czeskiego stylu myślenia był J. Jungman, który co prawda "kochał" Polaków, lecz uważał, że ich interes powinien być podporządkowany   nadrzędnym interesom słowiańszczyzny, pod przewodnictwem Rosji.
     W czasie powstania listopadowego starsza generacja inteligencji czeskiej, z cytowanym wyżej J. Jungmanem, odnosiła się z rezerwą do zbrojnego wysiłku Polaków. Jednak wśród średniej, a zwłaszcza młodej generacji powstanie miało wielu entuzjastów. Jeden z   czołowych czeskich pisarzy tam tego okresu P. J. Safarik z całym sercem był po stronie powstańców. Świadczy o tym treść jego korespondencji z ówczesnymi luminarzami czeskiego narodowego odrodzenia. Dla ilustracji przytoczę niektóre wyjątki z jego listów   do   Kollara,   znanej osobistości tamtych czasów:
"…Przyznam się Panu, że stale modlę się do Boga, by w jakiś sposób-ex machina, pomógł temu nieszczęśliwemu narodowi. Myśl o tym wypełnia mnie dniem i nocą…Polacy są   słowiańskim   plemieniem rycerskim, którego los wszyscy gorzko powinniśmy opłakiwać…Jeśli Pan sądzi, że pod 6o stopniem szerokości geograficznej ( położenie Piotrogrodu ) może mieć miejsce rozwój słowiaństwa, to z takim sądem nie chcę nawet dyskutować…Ta wielkość, (carat) …jest straszliwą militarną siłą despotyzmu, porównywalnego z despotyzmem babilońskim, egipskim ewentualnie rzymskim…Na północy naród jest niczym…pod 60 stopniem nie powstaną słowiańskie Ateny…"
     O ile średnia generacja czeskiej inteligencji dawała swój wyraz sympatii do Polaków jedynie słownie, lub w swej korespondencji, to młoda, rodząca się inteligencja swoje sympatie wyrażała nie tylko słowem ale i czynem. Wielu młodych przedzierało się przez pilnie strzeżoną granicę, by wziąć udział w powstaniu. Powstało wiele utworów poetycznych, wzruszających swą solidarnością   z   powstańcami.   ( patrz wiersze K.H. Machy, J.J.Langera, M. Klacela, a na Słowacji K.Stura ).
     Po powstaniu ludność Czech i Słowacji pomagała w ukrywaniu się polskich powstańców i ułatwianiu im w przedostawaniu się na Zachód. Mimo represji policji, przyjazne stosunki miedzy ówczesnymi elitami czeskimi, słowackimi, a polskimi przetrwały do czasu Wiosny Ludów i wybuchły w tym czasie z nową siłą obejmując szerokie warstwy naszych społeczności narodowych. Przejawem tej przyjaźni było gorące przyjęcie przez ludność Moraw, zwolnienia polskich więźniów z więzienia z Szpilbergu w Brnie. W imieniu mieszkańców miasta powitał b. więźniów utworem poetyckim F.M. Klacel.
     W tym czasie tak niepomyślnym dla państwowości naszych narodów inteligencja czeska rozczytywała się w utworach naszych wieszczów, były one tłumaczone na język czeski i słowacki i stanowiły inspirację ruchu patriotycznego, zwłaszcza wśród młodych. Stosunki panujące w Monarchii Austro-Węgierskiej sprawiały, że w parlamencie wiedeńskim często dochodziło do współpracy polskich posłów z Galicji z posłami czeskimi. Łączył ich wspólny interes obrony Słowian przed zakusami germanizacyjnymi Niemców. Ta wspólnota politycznych celów znajdywała swe odbicie i na spotkaniach poselskich na Śląsku. J.Kubisz (Pamiętnik Starego Nauczyciela. Cieszyn. 1928 r.) tak wspomina jedno z takich spotkań w w Ropicy przy udziale ks. Otto, Jerzego Cieńciały, Jana Stonawskiego i innych : …Ku końcu zgromadzenia wystąpił młody człowiek, Czech z Moraw. W gorącym wierszu wita bojujący lud śląski, zwie go bratnim narodem, wzywa do zgody i wzajemnego poważania, bo w pielęgnowaniu idei jedności słowiańskiej tylko obrona przeciw wspólnemu wrogowi…Miały miejsce również kontakty polskich i czeskich intelektualistów i to także z innych zaborów Polski. Cytowany autor wspomina spotkania polskiej inteligencji u zwierzchnika kościoła ewangelickiego w Cieszynie ks. Otto, gdzie przychodzili i Czesi, dla których dziewiętnastowieczna polska literatura stanowiła inspirację ich walki o narodową tożsamość . Jednym z nich był Czech o nazwisku Brzobohaty o którym J. Kubisz pisał :…Dr Brzobohaty bardzo mi się podobał. Mówił pięknym językiem, okazywał wielką znajomość literatury, deklamował często ustępy z dzieł naszych najlepszych autorów…Raz deklamował ustęp z Słowackiego „w Szwajcarii”. Czynił to z takim przejęciem, z takim zapałem i takim dostrojeniem do treści utworu uczuciem, żeśmy zachwyceni aż do nieba, burzą oklasków uczcili deklamatora.” Gdyby anioł chciał do ludzi śmiertelnych przemawiać, przemówiłby po polsku” zawołałem w uniesieniu niekłamanym. „ Mowa polska jest najpiękniejszą w świecie”! – odpowiedział: „Ja znów utrzymuję z całą mocą, że czeska mowa jest najpiękniejsza” –A to czemu ? rzekłem. „Bo jest moja mową ojczystą” odpowiedział z zapałem.
Przyskoczyłem do niego, a wstrząsając mu rękę, rzekłem:- Winszuje Panu tego szlachetnego wyznania o najpiękniejszej rzeczy ojczystej. Gdyby tak wszyscy mówili, zniknęliby zdrajcy w narodach, zniknęliby też gwałtownicy, co by innym swój język narzucić chcieli, wszyscy chroniliby w swej piersi ten dar najwspanialszy na ziemi, a każdy naród chciałby tem swoim światłem, niezmąconem żadnym obcym pierwiastkiem, świecić przed drugimi, jak świecą gwiazdy na niebios błękicie…”
     W miarę upływu lat cele polityczne Polaków i Czechów stawały się mniej spójne. Ich dalsze precyzowanie powodowało wiele rozdźwięków wśród przywódców obu narodów. Podczas gdy Czesi zmierzali do jedności Słowian w ramach Monarchii, przy jednoczesnym szukaniu porozumienia z Rosją, Polacy dążyli do łączenia swej wspólnoty narodowej podzielonej wśród trzech zaborców. Dla wielu z nich Rosja stanowiła największe zagrożenie na drodze do odzyskania narodowej niepodległości.
W tym czasie rozbudzenie tożsamości   narodowej   na   Śląsku spowodowało rywalizacje naszych narodów zwłaszcza w dziedzinie oświaty i kultury na tych terenach. Rywalizacja ta w początkowym okresie nie wpływała na ogół stosunków polsko-czeskich. Jeszcze na początku I wojny światowej   T.G.   Masaryk,   późniejszy   pierwszy   prezydent Czechosłowacji, rozważał możliwość, zgodnie z sugestią Anglików, stworzenia z  Polską wspólnego organizmu państwowego. Dalszy bieg wojennych zdarzeń przekreślił te zamierzenia. Jednocześnie sprawa Śląska, która w naszych stosunkach początkowo   miała   charakter drugorzędny, zaczęła coraz silniej wpływać na nasze wzajemne stosunki i to w kierunku wybitnie niekorzystnym dla naszych długofalowych interesów.
Być może, gdyby rozstrzygnięcie sporu pozostawiono przedstawicielom miejscowej ludności można było uniknąć późniejszej wrogości. Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego reprezentująca ludność miejscową, wspólnie z Zemskim Narodnim Vyborem pro Slezsko (Komitet Narodowy Dla Śląska) reprezentujący Czechów, podpisały umowę o podziale zarządzania administracyjnego, w której zgodnie z etnicznym podziałem żyjącej na Śląsku ludności, powiaty Cieszyn i Frysztat przypisano Polsce.(Umowa z 5. listopada 1918r). Niestety politycy w Pradze, jak to politycy, postanowili zrealizować swoje zamysły. 23. stycznia 1919r wojska czechosłowackie rozpoczęły atak na teren Zaolzia, słabo broniony ze względu na zmagania Polski na innych frontach, zwłaszcza na Wschodzie. Okrucieństwa jakich wówczas się dopuszczono na obrońcach Zaolzia (Stonawa), przypominane są do dziś dnia przez tamtejszych mieszkańców.
     Czesi argumentowali   swe   prawa   do   tych   ziem względami historycznymi i ekonomicznymi. Nasi politycy wysuwali argumentację etniczną, zgodną z ogólnymi zasadami o samostanowieniu narodów.
Ponieważ argumentacja historyczna, obok ekonomicznej, stała się podstawą wyznaczenia przez mocarstwa zachodnie granicy pomiędzy Polską a Czechosłowacją po pierwszej wojnie światowej, a i źródłem wieloletniego sporu polityków rządzących naszymi krajami, warto się przy niej nieco zatrzymać. Jan Kubisz w swej pracy (op. cit) pisał: …Twierdzenie jako byśmy byli popolszczonymi Morawianami nie jest chyba ignorancją…ale jest ono bez wątpienia przewrotnością, urągającej wszelkiej słuszności. Przecież historia wie, że ta śląska ziemia nie jest ziemią Przemyślidów, lecz jest ziemią Piastów. Historia wie, że w 15 wieku działał tu od Gnojnika aż po Ostrawicę niejaki Johanes Główka, „preadicator polonorum”, że wtedy Gnojnik nazywał się Gnojnikiem, a nie Hnojnikiem, tak jak nasza Godula Godulą a Barania Baranią. Historia wie, że tutejszy lud ewangelicki już od czasów reformacji ma swoją biblię Gdańską, postylę Reja, Grzegorza, Dambrowskiego i tyle innych polskich książek nabożnych…Otóż gdzież są ci popolszczeni Morawianie, kto ich polszczył, kiedy rząd posługiwał się czeszczyzną w całym kraju, w urzędach i szkołach ?
Również argumentacja gospodarcza, która zadecydowała o decyzji przebiegu granicy polsko – czeskiej na Konferencji Ambasadorów Ententy z 28. 07. 1920 uwzględniała jedynie prywatne interesy koncernu Schneider Creuzot i przemysłowca Larischa, a nie interes naszych narodów. Czechosłowacja otrzymywała bowiem 2/3 przemysłu byłej Monarchii Austro – Węgierskiej a tylko 1/4 jej ludności, co stawiało ją już na początku egzystencji w rzędzie najbogatszych krajów Europy. Polska, zrujnowana przez wojnę należała do najbiedniejszych. Jak więc można było temu biednemu krajowi odbierać skrawek ziemi, który mógł polepszyć nieco jego tragiczną sytuację gospodarczą, zwłaszcza, że w tym samym czasie, przy wytyczaniu jego innych granic podkreślano aspekt etniczny ?!
Niedojrzałość, brak dalekowzrocznej wizji ówczesnych polityków wywołał takie zaostrzenie konfliktów i niechęci, że ich ślady spotykamy po dzień dzisiejszy w wzajemnych stosunkach ludności naszych narodów.
     Polska, broniąca po tamtej wojnie, cywilizację europejską przed jej sowietyzacją, boleśnie odczuła zagarniecie siłą, przez wojska czeskie, etnicznie polskich terenów Śląska, a następnie zablokowanie dostaw broni z Zachodu, dla broniących się wojsk polskich przed Bolszewikami. Nie mogę zrozumieć jak ówczesny prezydent Czechosłowacji, wielki mąż stanu, z którym liczyli się wielcy tego świata, T.G. Masaryk, ostrzegając w swych dziełach przed bolszewizmem, mógł zgodzić się na atak czeskich wojsk tych, którzy bronili Europę przed morderczym systemem. Politycy europejscy dopiero dziś zdają sobie sprawę ile zawdzięczają Polsce przez to, że zatrzymała u swych wschodnich granic nawałę bolszewicką. Przemysłowcy Schneider, Creuzot, Larisch i setki innych byliby zniknęli z mapy Europy, straciliby swe majątki, a wielu z nich doświadczyłoby cierpień jakich doświadczył nasz naród, „na nieludzkiej ziemi”.
Nie mogli pogodzić się z tą krzyczącą niesprawiedliwością nasi ówcześni przywódcy. I.J. Paderewski podpisując dokument przesłał jednocześnie na ręce przewodniczącego Rady Najwyższej Milleranda notę protestacyjną którą zakończył następującymi słowami:…”decyzja powzięta przez Konferencję Ambasadorów, wykopała pomiędzy dwoma narodami przepaść, której nic wypełnić nie zdoła…Z nieprzezwyciężonym bólem położę mój podpis pod dokumentem, który nam odbiera tak godną, tak cenną i tak nam drogą część naszego narodu. Atoli zanim to uczynię, chcę Panu oświadczyć Panie Prezydencie, że jakkolwiek rząd polski szczerze pragnie wykonać całkowicie i lojalnie powzięte przez się zobowiązania, to nigdy mu się nie uda przekonać narodu polskiego, że sprawiedliwości stało się zadość. Świadomość narodowa silniejsza jest i trwalsza niż rządy…”
     Brutalna polityka czechizacji ludności polskiej na Zaolziu w okresie międzywojennym, przyjazne stosunki Czech z Moskwą, stanowiącej stałe zagrożenie dla Polski sprawiły, że okres międzywojenny wywarł negatywny wpływ na nasze stosunki międzyrządowe, ale i na wzajemne sympatie naszych narodowych zbiorowości. O czasach tych pisze Zaolzianin J. Kubisz (op. cit) :…Rząd wprawdzie wyraża uczucia wyrozumiałości dla naszych dążeń, ale cóż nam z tych platonicznych słów, skoro szowinistyczne jednostki w republice sztyletem mierzą w nasz byt narodowy…Czechizacja, wynaradawianie naszego ludu polskiego, rozlewa się szeroką falą po naszej nieszczęsnej ziemi; zalewa całe nasze społeczne życie, zalewa szkoły, kościół, czyli intelekt duszy, zalewa instytucje i urządzenia gospodarcze, czyli materialne sprawy życia. Jesteśmy rzeczywiście sierotami i krzyczymy o ratunek…szerzy się na polu narodowym demoralizacja wśród naszego ludu i jak dżuma czyni spustoszenia w jego szeregach. Napędza się dzieci do czeskich szkół, a rodzicom brak hartu ducha, by się temu oprzeć, tym więcej, że szkoła czeska ma niby ich dzieciom zapewnić chleb, posady, życie…”
Przypominam sobie z lat młodości te różne szykany, które spotykały ojca. Pracował w hucie trzynieckiej jako elektryk i mimo swej fachowości awans był przed nim zamknięty (na brygadiera lub majstra). W czasie kryzysu, na początku lat trzydziestych należał do pierwszych, którzy otrzymali zwolnienie z pracy. Ojcowie kolegów, których posłano do czeskiej szkoły, dostawali mieszkania w nowym budownictwie, gdzie ubikacja i woda znajdowały się w domu, zaś moja rodzina mieszkała w prymitywnych szeregowcach „Na Folwarku” gdzie po wodę chodziło się na sąsiednią ulicę, ubikacja była wspólna dla ok. 10 rodzin, w szopie na podwórku itp. „luksusy”.
Po ukończeniu polskiej szkoły młodzież stawała wobec dalszych trudności co do możliwości otrzymania pracy i dalszego zawodowego rozwoju. Liczne tego typu drobne szykany rodziły antypatię do pojawiających się w Trzyńcu Czechów, którzy obsadzali wszelkie urzędy i kierownicze stanowiska w hucie. Z kolei opór stawiany przez Polaków i ich organizacji wobec intensywnej czechizacji powodował niechęć zamieszkałych tu nielicznych i przybyłych Czechów. Narosłe wzajemne antypatie      zostały pogłębione przez zajęcie przez polskie wojsko, w r. 1938 Zaolzia. I chociaż dla tamtejszej polskiej ludności, po latach szykan, był to akt sprawiedliwości dziejowej, czas w jakim wydarzenia te miały miejsce ( po Monachium) sprawił, że niechęć Czechów do naszego narodu została pogłębiona.
     Próby usprawiedliwienia tego kroku   względami   politycznymi, wojskowo- strategicznymi i humanitarnymi nie zmienią faktu, że był to czyn niemoralny, niegodny polityki naszego wielkiego narodu,   a politycznie krótkowzroczny.
     Być może w tamtym czasie, politycy polscy nie posiadając obecnych doświadczeń, przewidywali inny rozwój wypadków. ( J. Wiechowski w pracy pt.: Spór o Zaolzie, pisze: …" sprawa Zaolzia miała dla Polski znaczenie szersze – dalece wykraczające poza dążenie do naprawienia upokarzającej decyzji mocarstw Ententy z 28 lipca 1920 r. Ultimatum z 30 września 1938 r nie było bowiem jedynie formą protestu wobec Monachium, lecz rezultatem niezwykle trzeźwej, chłodnej oceny realiów, kształtujących się od kilku lat w Europie.
Polskie żądania uregulowania sprawy Zaolzia jednocześnie i na równi z kwestią Niemców sudeckich miały bowiem ten jeden, niebagatelny aspekt – niemiecki. Od początku kryzysu sudeckiego nie było właściwie jasne, czy sytuacja nie rozwinie się – w obliczu biernej postawy mocarstw zachodnich i samej Czechosłowacji – w   kierunku   bezpośredniego rozciągnięcia protektoratu niemieckiego nad całymi Czechami lub nawet ich zaanektowaniu przez Rzeszę. Wówczas zaś uregulowanie sprawy ludności polskiej na Zaolziu musiałoby leżeć już w wyłącznej gestii Berlina, który zyskiwałby tym samym wyjątkowo dogodny pretekst do powiązania tej kwestii z wysunięciem żądań w sprawie " korytarza " pomorskiego i Wolnego Miasta Gdańska. Wbrew pozorom, pierwsze symptomy takiej ewentualności zaczynały się pojawiać w rozmowach dyplomatów polskich z przywódcami III Rzeszy, podczas kryzysu sudeckiego i strona polska nie mogła tego lekceważyć. "
Ostatnio pojawiają się dokumenty, rzucające inne światło na ówczesne wydarzenia. W Publikacji z 23. 01. 04 pt. „Zaolzie” Alicja Sęk pisze:… W dniu 22.09. 1938, a więc na cały tydzień przed Monachium, Benesz pisał do Mościckiego… Przedkładam w imieniu Państwa Czechosłowackiego…propozycję wyrównania problemu ludności polskiej w Czechosłowacji. Pragnąłbym ułożyć tę sprawę na płaszczyźnie zasady rektyfikacji granic…Mościcki w odpowiedzi do Benesza z 27. 09. 1938 (dwa dni przed Monachium) pisał…Również ja jestem zdania że wysuwa się na pierwszy plan decyzja w sprawie kwestii terytorialnych, które w ciągu niemal 20 lat uniemożliwiały polepszenie atmosfery między naszymi krajami…zaś czechosłowacki minister spraw zagranicznych Krofta do polskiego ambasadora Papee 30 09. 1938 pisał:…Rząd Czechosłowacki chciałby podkreślić, że chodzi tu o akt dobrej woli wynikający z jego własnej inicjatywy i własnej decyzji… Tak więc widzimy, że nasi przywódcy przedwojenni zdając sobie sprawę z wspólnego niebezpieczeństwa dążyli do wymazania terytorialnych sporów. Sprawy jednak potoczyły się następnie tak szybko, że strona polska postanowiła wziąć je, jak to się mówi „ w swoje ręce”.
     Rządowa euforia, spowodowana zajęciem Zaolzia, wkrótce przygasła, po wejściu Niemców do Czech i powstaniu państwa Słowackiego. Chociaż ówczesny polski rząd robił wszystko, by przedstawić zachodzące zmiany za płdn. granicą jako swój sukces (wspólna granica z Węgrami ), jednak w społeczeństwie nie brak było głosów pełnych troski nad skutkami rządowej polityki. Nawet wywodzący się z kręgów przychylnych rządowi poseł gen. L. Żeligowski przedłożył w sejmie interpelację, w której wskazywał, że "dwa bratnie słowiańskie narody, czeski i słowacki, utraciły w sposób tragiczny swa niezależność. Sytuacja polityczna państwa polskiego   stała   się   niebezpieczna".   Wizja stworzenia wspólnego bloku Polski, Słowacji i Węgier, omawiana z niektórymi politykami z Bratysławy okazała się nierealna, zwłaszcza po podpisaniu umowy niemiecko-słowackiej (23. 03. 1939 ). Na tle niechęci miedzy Czechami, a Polakami w tamtych dniach, szacunek budzą gesty przyjazne, jak ułatwianie przez Polaków ucieczki Czechom z okupowanej ojczyzny. Jeszcze większy podziw budzą inicjatywy czeskich patriotów oferujących pomoc zagrożonej przez Hitlera Polsce. Na uwagę zasługuje zwłaszcza inicjatywa płk. Morawca, który z ramienia Czechosłowackiego Sztabu Generalnego zaoferował Polsce wykorzystanie całej czeskiej sieci   wywiadowczej,   silnie rozbudowanej w Niemczech. Niestety, inicjatywa ta nie została  przez polskie koła wojskowe w pełni wykorzystana. Wspomnieć również należy o powstaniu w Polsce, za zgodą szefa polskiego sztabu generalnego, gen. Stachewicza, czeskiej jednostki wojskowej, pod dowódctwem gen. L. Prchaly, a prowadzonej faktycznie przez ppłk. L. Svobode. Szybki przebieg działań wojennych sprawił, że jednostka ta miała jedynie znaczenie symboliczne.
     W czasie wojny rodziły się przyjaźnie wśród wojskowych naszych narodów, szczególnie pilotów, którzy wspólnie walczyli w  Bitwie o Anglię. W tym czasie nastąpiło znaczne   zbliżenie   politycznych przywódców naszych narodów.   Rodziła   się   idea   federacji   lub konfederacji naszych państw w powojennej Europie. Wejście do koalicji antyhitlerowskiej Sowietów i ich zróżnicowany stosunek do rządu polskiego i rządu czechosłowackiego sprawił, że powojenną Środkową Europę zorganizowano zgodnie z interesami wschodniego mocarstwa.
     Smutnebyły losy Polonii Zaolziańskiej w czasie wojny. Ludność tamtejsza, mająca odwagę przyznać się do narodowości polskiej, poddana była niewyobrażalnym cierpieniom, dotykających nieomal każdej rodziny. (egzekucje, obozy koncentracyjne, przymusowe prace, szykany na co dzień ).     Znaczna część tubylczej ludności, o niskim stopniu świadomości narodowej, bojąc się represji ze strony okupanta, przyjęła tzw. "volkslistę" a swoją przynależność do rasy "panów" starała się udokumentować szykanując swoich sąsiadów, mających odwagę przyznać się do polskości. Donosicielstwo na nich było sposobem udowadniania swej nowo nabytej niemieckości.
Według czeskiego autora M. Boraka już w pierwszych dniach okupacji miejscowa ludność była wywożona do obozu koncentracyjnego dla Polaków i Żydów w Skrochowicach w powiecie opawskim, a stąd do obozów koncentracyjnych Dachau, Mathausen i innych. Pisze on dalej: …Akcja tzw. nadzwyczajnej pacyfikacji „AB” wiosną 1940 r. była skierowana na likwidację polskiej inteligencji, co na Śląsku Cieszyńskim oznaczało masowy wywóz ok. 1500 osób do obozów koncentracyjnych. Na dzisiejszym terytorium Czechosłowacji w Beneszowie Dolnym, Boguminie, Frysztacie, Piotrowicach były specjalne obozy internowania Polaków, którzy musieli swe domostwa i majątek oddać niemieckim przesiedleńcom z Bukowiny i Besarabii.(To byli „wypędzeni” pani Stainbach !) Przez cały okres okupacji niemieckiej odbywały się publiczne i w większości masowe egzekucje więzionych działaczy ruchu oporu jak np. w Cieszynie, Mostach k. Jabłonkowa, Nawsiu, Oldrzychowicach, Suchej Górnej czy Pietwaldzie. Do wyjątków też nie należały akty masowego mordowania miejscowej ludności podczas obław urządzanych przez gestapo, o czym świadczy przypadek „śląskich Lidic” Żywocice gdzie 6. sierpnia 1944 r. rozstrzelano 36 obywateli z gminy i jej okolic. W podobnych akcjach likwidacyjnych w innych miejscach Śląska Ćieszyńskiego zginęło więcej niż 100 obywateli. Największe straty jednak spowodowały niemieckie więzienia i obozy koncentracyjne. Do najbardziej budzących grozę miejsc należało więzienie cieszyńskiego gestapo, więzienia policyjne w Mysłowicach i obóz koncentracyjny w pobliskim Oświęcimiu…Ogólne straty spowodowane przez okupację niemiecką stanowią ponad 2000 przeważnie polskich obywateli, 2000 zamordowanych cieszyńskich Żydów i prawie 2000 miejscowych obywateli, którzy byli zmuszani do wstąpienia do armii niemieckiej i którzy zginęli na frontach II wojny światowej…
Włączenie obszaru Zaolzia do III Rzeszy pod nazwą "Olzagebit" zraziło do Niemców tę część Czechów, która marzyła o odwecie na Polakach za 1938 r. osłabiając ich chęć porachunku z Polakami. Stosunkowo niezłe warunki życia w „czeskim protektoracie” w porównaniu z gehenną Polaków żyjących za pobliską granicą rodziły u Czechów współczucie. Jednocześnie zaczęła rodzić się współpraca pomiędzy niektórymi ugrupowaniami obu narodów walczącymi w podziemiu z okupantem.
     Po wojnie, jedynie miejscowi Polacy jako ci, co tyle wycierpieli, a także mimo terroru walczyli intensywnie z okupantem, mieli moralne prawo do objęcia rządów na tym terytorium. Tak też się stało. Zorganizowali oni polską administrację i polską policję. Na niedługo. Stalin zdecydował, by Zaolzie znalazło się w granicach Czechosłowacji. Byli "volksdeutsche" w obawie przed karą za ich postawę w czasie okupacji, masowo weszli w szeregi czeskiej partii komunistycznej. Tamtejsi Polacy jeszcze raz zasmakowali cynizmu historii. Oto niedawni wrogowie, po przegranej wojnie, stanęli wkrótce u władzy (1948r). Posiadłszy ją, nie omieszkali, chociaż już teraz w zawualowanej formie, okazywać niechęć i nieżyczliwe działania w stosunku do tych, którzy przez swą odważną postawę w czasie   wojny,   wyzwolili   w   nich   kompleks nieuczciwości i zdrady.
     " Mówimy partia- myślimy Lenin i tak od początku panowania komunizmu co innego mówimy a co innego myślimy ". Powiedzenie to z tamtych czasów było odbiciem realnej rzeczywistości. Za parawanem słów o internacjonalizmie i prawach narodowości, prowadzono brutalną walkę wynaradawiania i niszczenia poszczególnych narodowych mniejszości.
     Znane są próby likwidacji całych narodów, przez likwidację ich inteligencji, wysiedlanie i rozproszenie wśród innych ludów. Stosując naukowe metody w tej dziedzinie, również czeska partia komunistyczna, przy milczącej zgodzie jej warszawskiej siostry, osiągnęła po wojnie na Zaolziu to, co nie udało się Habsburgom przez wieki panowania na tych terenach i intensywnej ich czechizacji w okresie międzywojennym. Oto niektóre z tych metod :
     – obsadzanie stanowisk kierowniczych w polskich organizacjach i instytucjach przez byłych " volksdojczów ", którzy po wojnie, już jako komuniści, posługujący się językiem polskim, wyzbyci wszelkiego patriotyzmu, wykazywali nadgorliwość w wypełnianiu poleceń partyjnej góry, miedzy innymi tych, które neutralizowały wszelkie aspiracje narodowe tutejszych Polaków;
     – rozbudowanie,   ponad   granice   ekologicznie   dopuszczalne, miejscowego ciężkiego przemysłu i kopalnictwa. Do pracy w   tym przemyśle ściągnięto ludność z Czech, ze Słowacji a także rożne mniejszości jak np. komunistów greckich, Cyganów, Wietnamczyków i innych, budując dla nowo przybyłych tanie mieszkania. W ten sposób zmieniono proporcje zamieszkałej tu autochtonicznej   ludności   w stosunku do ludności napływowej, na korzyść tej ostatniej ;
     -sprowadzanie do pracy na stanowiska kierownicze w rozbudowującym się przemyśle i administracji terenowej   czeskiej   inteligencji, ograniczając możliwości zatrudnienia na tych terenach   tubylczej inteligencji polskiej, zwłaszcza tej, która kończyła studia w Polsce;
przeniesienie ośrodka administracji lokalnej ( powiatowej) z Czeskiego Cieszyna, gdzie w urzędach można było porozumiewać się po polsku, do Frydku, gdzie w urzędach panował jedynie język czeski i Polacy chcąc załatwić najdrobniejszą sprawę, musieli tym językiem się posługiwać.
Podobnym celom służyło włączanie gmin wiejskich w obszar administracyjny miast np. Lesznej, Kojkowic, Łyżbic, Oldrzychowic do Trzyńca itp.
     Propaganda miejscowa podkreślała różnice w stopie   życiowej robotników zatrudnionych w tamtejszym ciężkim przemyśle z sytuacją, na raczej biednych, terenach przygranicznych Polski.( I tak np. podczas kiedy w Trzyńcu, w tamtych latach, młody   robotnik   otrzymywał mieszkanie o dobrym standardzie w przeciągu kilku miesięcy, w Polsce czekał na nie kilkanaście lub kilkadziesiąt lat ).
     Niezależnie   od   realizacji   pewnych   strategicznych    celów czechizacji terenów przygranicznych, przybyła na te tereny ludność czeska, a także miejscowa przyznająca się do narodowości czeskiej, wykazywała wiele jednostkowych inicjatyw, wspomagających generalne tendencje komunistów. Przy wydawaniu dowodów   osobistych    (tzw. osobnich prukazu ), urzędnicy wpisywali w nie nazwiska według pisowni czeskiej ( np. Heczko jako Hečko , Wierny jako Věrny itp. Z praktyką taką spotkałem się nawet zamawiając pomnik na grób mego ojca, gdzie zamiast nazwiska Jaworek, podanego na piśmie, na pomniku pojawiło się nazwisko : Javurek i tylko stanowczość mojej rodziny   skłoniła miejscowego kamieniarza do zmiany nazwiska na pierwotne ).
     W wyniku czechizacji terenów Zaolzia na przestrzeni ostatniego wieku ludność przyznająca się do narodowości polskiej zmalała z 80,6% w r 1880 do 11,8% w r. 1991 ( Stanisław Zahradnik: Struktura Narodowościowa Zaolzia   Na   Podstawie   Spisów Ludności 1880-1991. Trzyniec 1991 ).
     Polacy, żeby uniknąć pełnego wynarodowienia, a nawet przymusowego opuszczenia tych terenów, wchodzili do szeregów partii komunistycznej. Jednakże wszelkie ich próby ratowania narodowych tradycji ( tzw. platforma Cieślara ) były duszone w zarodku. Najmniejsze działania w tym kierunku były interpretowane przez propagandę jako rewizjonizm i odchylenie nacjonalistyczne. Komuniści podejmujący te próby byli napiętnowani i prześladowani.
Współudział Polski w inwazji na Czechosłowacje w 1968 r. mimo pozorów,   nie  pogłębił   istniejących   między   naszymi   narodami antagonizmów. Przeciwnie. Od tamtego czasu obserwuje się coraz większe zrozumienie wzajemnych interesów. Pojawiły się bardziej ożywione kontakty rożnych grup zawodowych. Pewna liberalizacja   kontaktów osobistych, zwłaszcza dzięki szerszej wymianie turystycznej, zrodziła szereg indywidualnych przyjaźni. Stało się tak dlatego, że :
1)   naród czeski zdawał sobie sprawę, że inwazja miała miejsce na rozkaz Moskwy i że decyzje rządów jej państw satelickich są   sprzeczne z wolą narodów tych państw;
2)         wojsko polskie dawało wyraz swej życzliwości do miejscowej ludności i swym zachowaniem zaskarbiło sobie pewien rodzaj sympatii;
3)    Polacy, żyjący w Czechach, opowiedzieli się za reformami Dubčeka, a ich przywódcy, podobnie jak szereg patriotów czeskich, zostali surowo ukarani; 
Mniejszość polska, identyfikując się   z   celami narodowymi i cywilizacyjnymi większości czeskiej, zyskała jej zaufanie, a wspólna niedola zbliżyła do siebie te dotąd wzajemnie nieufne zbiorowości.
     Pierwszy raz, od dziesiątków lat, naród czeski zrozumiał, że jego polityka, oparta o przyjaźń z Sowietami, legła w gruzach. Po latach doświadczeń dojrzał niebezpieczeństwa dla swej kultury, a przede wszystkim gospodarki, płynące z hegemonii wschodniego sąsiada. Jego doświadczenia przyczyniły się do zrozumienia wieloletniego oporu Polaków, wobec płynącego ze wschodu zagrożenia dla europejskiej cywilizacji.
     Od tamtych czasów datuje się zrozumienie wspólnoty interesów obu narodów. Czesi, po krótkiej odwilży, tkwiąc nadal   w   systemie stalinowskim, z zaciekawieniem i sympatią obserwowali liberalizację życia w Polsce. Polskie środki masowego przekazu były powszechnie czytane, słuchane i oglądane. Porównania naszych ograniczonych swobód z reżimem, który w tym czasie zapanował w Czechosłowacji, dawały czeskiej inteligencji impuls do poszukiwań własnych dróg, w kierunku liberalizacji życia i ochłapów wolności. Wieloletnia antypatia naszych narodów zaczęła zanikać i przeradzać się w życzliwość, z chwilą powstania w Polsce " Solidarności ". Na wagonach czeskich pociągów widniały napisy : "Wałęsa Lech proč nejsi Čech ", ( Wałęsa Lech dlaczego nie jesteś Czechem ). Odezwa Solidarności do ujarzmionych narodów Europy Wschodniej w 1981 r, dalsze nasze losy, usunęły w znacznym stopniu wzajemne uprzedzenia.
     Obalenie przez Polaków znienawidzonego przez narody   Europy Środkowej i Wschodniej komunizmu, we   wschodnim   jego   wydaniu, przywrócił Czechom nadzieje na powrót do europejskiej cywilizacji.
Sympatia do Polski stała się w Czechach powszechna. Kiedy zaś okazało się, że ryzyko jakie nasz naród podjął, nie spowodowało katastrofy, że NRD poszła za polskim przykładem, Czesi podjęli swą tzw. " aksamitną" rewolucję.
     Tak więc od czasu 1968 r., czyli   inwazji   wojsk   układu warszawskiego na Czechosłowację, następuje w psychice naszych narodów, przyspieszone usuwanie wzajemnych urazów. Jednocześnie rodzi się rozumienie wspólnych interesów, które po rozpadzie ZSSR przybrały na znaczeniu.
     W zmieniającej się Europie, braku stabilizacji gospodarczej na olbrzymim rynku wschodnim, pojawieniu się na Zachodzie olbrzymiego organizmu politycznego, gospodarczego, technicznego i organizacyjnego, ścisła współpraca miedzy naszymi narodami stała się koniecznością. Jej przejawem w formie kontaktów oficjalnych stały się spotkania tzw. grupy Wyszehradzkiej. Jednocześnie w Warszawie w r. 1992 zarejestrowano organizację pozarządową o nazwie : „Towarzystwo Polska – Czechy – Słowacja „ które przez kilka lat, do r. (2002r), prowadziło aktywną działalność, zrzeszając przedstawicieli inteligencji polskiej. W spotkaniach Towarzystwa uczestniczyło zawsze kilkadziesiąt osób, korzystając z bezpłatnie użyczanej mu sali w Centrum Czeskim lub Instytucie Słowackim w Warszawie. W tematyce spotkań, obok przybliżenia słuchaczom i dyskutantom problematyki historycznej, ekonomicznej i kulturalnej naszych południowych sąsiadów (referaty o powstaniu republiki Czechosłowackiej, o jej pierwszym prezydencie, o historii czechosłowackiego kina) podejmowano również tematykę zagrożeń naszych krajów wobec zmian systemowych i politycznych zachodzących w Europie i na świecie. Z wyróżniających się tematów dyskutowanych w Towarzystwie należałoby wspomnieć problematykę potrzeby opracowania tzw. „trzeciej drogi” rozwoju społeczno – gospodarczego, która eliminowałaby błędy socjalizmu i współczesnej postaci liberalizmu wyławiając z obu systemów to co dobre i rozwojowe. Propagatorem tych idei w Towarzystwie był prof. Aleksander Legatowicz. Z kolei ekolog Lesław Michnowski prezentował konieczność wzbogacenia rachunku ekonomicznego o koszty społeczne i wynikające z niszczenia przyrody. Prof. Andrzej Stasiak zainicjował dyskusję o przestrzennych aspektach rozwoju w warunkach kapitalizmu. Obok wspomnianych naukowców spotkania Towarzystwa zaszczycili prof. Włodzimierz Bojarski, zwolennik ścisłej współpracy państw środkowo – europejskich jako alternatywy związku z Unią Europejską, prof. prof. Aleksander Krzymiński, Eugeniusz Tabaczyński – specjaliści handlu zagranicznego, prof. Zdzisław Sadowski, twórca teorii przejścia z systemu gospodarki centralnie sterowanej do gospodarki rynkowej (wypaczonej następnie w sposób karykaturalny przez Balcerowicza i jego otoczenie), dyr. Napoleon Zabiełło – finansista, prof. Andrzej Owsiński, prezes CHDSP, historycy dr Andrzej Szcześniak, dr Jan Engelgard, Senator Piotr Andrzejewski i wielu innych naukowców, publicystów, polityków i przedstawicieli świata kultury. Ze strony południowych sąsiadów w tych spotkaniach brali udział niektórzy pracownicy ich ambasad i placówek kulturalnych. Kilkakrotnie zaszczycił je ambasador Czeskiej Republiki Karel Stindl i radca kulturalny ambasady Klara Burianova. Towarzystwo funkcjonowało dzięki pomocy kolejnych dyrektorów Centrum Czeskiego ( dyrektorzy Irena Krasnicka, a następnie Zbyszek Ostreka, zaś w Instytucie Słowackim dyrektorzy Budzinak, a następnie Phdr Helena Jacosova). 
Członkowie Towarzystwa nawiązując bliski kontakt z Centrum Czeskim i Instytutem Słowackim uczestniczyli w licznych imprezach organizowanych przez te ośrodki pogłębiając i tą drogą znajomość kultury naszych sąsiadów. W 2002 r. dzięki ich pomocy organizacyjnej i aprowizacji (wino, kawa, piwo) odbyło się w Sali Czeskiego Centrum spotkanie jubileuszowe w którym, jako jego wieloletni prezes przedstawiłem skróconą historię działalności Towarzystwa, a o pożyteczności naszych działań wypowiedzieli się wspomniani dyrektorzy. Dziś (2009r) wielu członków Towarzystwa spotyka się w Klubie Inteligencji Polskiej Przy Społecznej Fundacji Pamięci Narodu Polskiego, który w swych działaniach nawiązuje do tradycji Towarzystwa, czego wyrazem ostatnio było przytoczenie jego stanowiska w czeskiej prasie (Fragmenty), a także złożenie w czeskiej ambasadzie pisemnego oświadczenia popierającego stanowisko prezydenta Czech V. Klausa dotyczące Traktatu Lizbońskiego. 
Jeszcze jako prezes Towarzystwa Polsko – Czesko – Słowackiego, będąc wraz z redaktorem J. Engelgardem, na zaproszenie czeskiego towarzystwa „Verni zustanem” w Pradze, zaskoczyła nas serdeczność z jaką zostaliśmy przyjęci. W dyskusji, jaka się wywiązała byliśmy zgodni, że w nowej sytuacji jaka zarysowuje się w Europie współpraca Czechów i Polaków ma pierwszorzędne znaczenie, zwłaszcza wobec rodzących się w Niemczech głosów relatywizacji najnowszej historii i roszczeń wobec naszych narodów. Dawne nasze spory bledną wobec ogromu nowego zagrożenia, a stąd trzeba robić wszystko, by łagodzić i usuwać wszelkie nieporozumienia między naszymi narodami.
Mniejszość polska na Zaolziu, może pozwolić nam lepiej rozumieć płdn. sąsiada, przybliżyć jego kulturę, ułatwić tworzenie powiązań gospodarczych. Podobnie mniejszość czeska w Polsce może pomagać w nawiązywaniu współpracy miedzy naszymi narodami.
Tym tendencjom nie sprzyjają działania skierowane przeciwko interesom Polaków zamieszkałych na Zaolziu jak szkodliwa publikacja Długajczyka pt.:"Tajny front", finansowana, o wstydzie, przez polskie MEN, lub obrzydliwa antypolska impreza patronowana przez Urbana w dniu 2. X. 1995 r. w Czeskim Cieszynie.
Tego typu akcje płynące z Polski wyrządziły dla polskości tamtejszej ludności więcej szkód, aniżeli wieloletnia polityka wynaradawiania Polaków przez miejscowych szowinistów czeskich.
     Wielu z nas, urodzonych na Zaolziu, losy ostatniej   wojny rozrzuciły po świecie. Często odwiedzamy ten uroczy zakątek ziemi. Dawne animozje narodowościowe coraz rzadziej odsłaniają swe obrzydliwe oblicze ( jak np. spór w sprawie tablicy pamiątkowej poświęconej Polakom z Zaolzia poległym w Katyniu i pod Monte Cassino w r. 1994; trudności w przekazaniu   instytucjom   polskim   na   Zaolziu   ich znacjonalizowanego majątku;   ograniczenia   nakładane   na   polskie szkolnictwo ).
W młodości kończyliśmy różne szkoły: polską, czeską lub niemiecką. Obecnie nasze rodziny są wymieszane. Córka brata wyszła za Czecha, jej córki z kolei wyszły za mąż jedna za Słowaka, druga za Czecha. Jeden z kuzynów osiedlił się w Niemczech.
     Kiedy czasem spotykamy się wszyscy w rodzinnym Trzyńcu nie czujemy do siebie obcości. Starym zwyczajem idziemy w beskidzkie góry, na Jaworowy, Ostry, Kozubową, czasem na Stożek lub Czantoryję. Znamy słowa piosenek czeskich, polskich i słowackich, nucimy je maszerując przez gronie. Kiedy jednak wieczorem zasiądzie przy stole cała rodzina, a czasem i przyjaciele z lat młodości, jedna pieśń znana jest wszystkim, pieśń będąca hymnem naszych ojców, napisana przez Jana Kubisza. Jest nią "Plyniesz Olzo". Zawsze, kiedy w tym śpiewaniu dochodzimy do trzeciej i czwartej zwrotki, coś ściska mnie za gardło:
     Ale ludzie w swoim życiu zmienili się bardzo,
     Zwyczajami, wiarą przodków ledwie, że nie gardzą.
          I dąb z dębem na twym brzegu jak szumiał tak szumi,
          Lecz wnuk starą mowę dziadów ledwie, że rozumie…
 
0

redi

doc.dr Rudolf Jaworek,ekonomista,emeryt.Autor wielu publikacji gospodarczo - spolecznych i wierszy satyrycznych.

172 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758