Bez kategorii
Like

Praca i „miejsca pracy” – odpowiedź socjalistom

17/09/2012
506 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Mój wpis o kretyńskim pomyśle socjalistów związanym z podniesienim płacy minimalnej, ściągnął na mnie falę krytyki frakcji socjalistów. Niżej więc kilka słów o pracy, co mam nadzieję socjaliści – obrońcy „ludzi pracy” – wezmą pod uwagę.

0


Zdrowo funkcjonująca gospodarka opiera się właśnie na ludzkiej pracy. Każdy obywatel kraju robi to, co umie najlepiej, z pożytkiem dla innych i pobiera za to wynagordzenie. Kierowca jeździ, pilot lata, szewc szyje buty. Każdy bardzo się stara, bo wie, że jeśli swoją robotę wykonywać będzie źle to zostanie wyrzucony na zbity pysk. I każdy też za swoją pracę otrzymuje wynagrodzenie. Gospodarka wolnorynkowa to nie tylko walka o klienta. To także walka pracodawców o najlepszych pracowników i walka pracowników o najlepszą pracę. Pracownik chce zarabiać jak najwięcej. Jeśli więc jest niezadowolony ze swojej pensji, rozgląda się za inną pracą. Podobnie właściciel firmy: jeśli nie zapłaci odpowiednio pracownikowi, musi liczyć się z tym, że trzeba będzie poszukać innego. A to angażuje czas. Dlatego w normalnych krajach i pracodawcy i pracobiorcy starają się żyć ze sobą w dobrych relacjach i wzajemnie się nie oszukiwać.

W zdrowo funkcjonującej gospodarce wolnorynkowej pracy jest w bród. Każdy, kto chce pracować, pracę sobie znajduje. Potem chce się rozwijać, zarabiać więcej, zajmować coraz bardziej eksponowane stanowiska, cieszyć się większym prestiżem, więc pracę zmienia, szuka nowej, budując swoją ścieżkę kariery. W normalnej, zdrowo funkcjonującej gospodarce wolnorynkowej bez pracy (a więc i bez płacy) są lenie, nieroby, rozmaici lichwiarze, cwaniacy, głupcy. Trafiają oni do rynztoka. Spełniają oni jednak bardzo ważną rolę społeczną. Są dla innych negatywnym, odstraszającym przykładem. Każdy, kto na nich patrzy wie jak skończy jeśli nie będzie się uczył, jesli nie będzie uczciwie pracował. Taki przykład działa bardzo motywująco.

Praca w normalnym systemie polega nie tylko na wykonywaniu swojego zawodu, ale także – a może przede wszystkim – na robieniu czegoś sensownego i produktywnego. Czegoś, co tworzy produkt krajowy, co służy innym, co przyczynia się do poprawy dobrobytu. Szewc szyje buty, w których jego klienci mogą wygodnie chodzić. Mechanik naprawia samochody po to, aby jego klienci mogli bezpieczniej jeździć. Nauczyciel kształci młodzież, aby ta później miała jak najlepszy start w dorosłe życie. Każdy robi coś PO COŚ, a nie dla samego robienia. W efekcie też każdego stać na życie na odpowiednim poziomie. Tam, gdzie obowiązuje gospodarka rynkowa, ceny są niskie, a zarobki wysokie. Dlatego pracujący mężczyzna jest w stanie sam utrzymać żonę i kilkoro dzieci i jeszcze trochę zaoszczędzić.

Socjaliści – wbrew temu, co sami twierdzą, nie szanują pracy tylko "miejsca pracy". A "miejsca pracy" to posadki, etaty, składki ubezpieczeniowe (obowiązkowe rzecz jasna), prawa pracownicze i centralne sterowanie wszystkim. "Miejsca pracy" charakteryzują się tym, że niekoniecznie służyć muszą czemuś konstruktywnemu, natomiast są celem samym w sobie. W socjaliźmie człowiek nie ma pracować. Ma mieć "miejsce pracy". O "miejscach pracy" słyszymy zawsze, gdy ktokolwiek zdroworozsądkowy chce wprowadzić sensowne zmiany gospodarcze. Socjaliści mówią wówczas, że będzie to oznaczało likwidację "miejsc pracy". Najgłośniej wrzeszczą, gdy mówi się o ograniczeniu biurokracji. Biurokracja w Polsce to prawie milion "miejsc pracy" w ogromnej części bezsensownych i szkodliwych, utrudniających rozwój pozostałym trzydziestu milionom. Z punktu widzenia zdrowego rozsądku należałoby większość tych urzędników zwolnić, czyli pozbawić ich "miejsc pracy" opłacanych z naszych pieniędzy i zlikwidować jakieś 95 – 98 procent wymyślonych przez nich przepisów. Wówczas opadną łańcuchy tłamszące ludzką przedsiębiorczość, przyjadą miliardy dolarów inwestycji, a ludzie chcący pracować i rozwijać swoje firmy, będą mogli zająć się swoimi sprawami. Powstanie wówczas gigantyczne zapotrzebowanie na pracę ukierunkowaną na rzeczy sensowne i powiększanie produktu krajowego. Jednak na to socjaliści nigdy się nie zgodzą. Komu bowiem będą obiecywać etaty i ciepłe posadki w gospodarce wolnorynkowej?

W walce o "miejsca pracy" socjaliści posuwają się zresztą dalej. Wprowadzają miliony kretyńskich przepisów, które wymuszają zatrudnienie armii urzędników, zakup niepotrzebnych rzeczy i wykonanie niepotrzebnych czynności. To wszystko producenci muszą zrekompensować sobie w cenie. Rosną więc ceny. Rosną ceny wszystkiego. Wówczas pracujący mężczyzna nie jest już w stanie samodzielnie utrzymać rodziny. Trzeba więc stworzyć "miejsce pracy" dla jego żony. To oczywiście odbija się negatywnie na rodzinie, więc socjaliści – ku swej uciesze – tworzą "miejsca pracy" dla opiekunek domowych. Potem dla urzędników od kontroli tych opiekunek, potem dla urzędników od kontroli tych, co kontrolują. I tak nawarstwiają się problemy.

Gdyby nie socjalistyczne myślenie o toposie "miejsca pracy", ten milion urzędników – dziś bezproduktywnie utrudniających nam życie – miałby pracę w prywatnym biznesie i zajmowałby się czymś sensownym. Z pożytkiem dla kraju i narodu. Tak pożytku z nich nie ma żadnego (są szkody), ale za to jest milion "miejsc pracy". Pytam się więc głośno wszystkich publikujących na NE socjalistów. Ile pracy zabraliście Polakom, tworząc bezsensowne "miejsca pracy"? Dwa miliony ludzi już wyjechało do Anglii i Irlandii za pracą. A nie za "miejsami pracy". Mało wam?

0

Leszek Szymowski

Niezale

132 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758