Bez kategorii
Like

Pociąg osobowy

28/09/2012
401 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Dziadek Łukaszka uparł się koniecznie, żeby jechać na jakiś rocznicowy marsz do Warszawy. Co więcej, okazało się, że nie jedzie sam, lecz w towarzystwie Bojowego Koła Emerytów „Orła Cień”

0


– Jak jedziecie? – dopytywała się babcia Łukaszka. – Bo moje koło emerytów "Breżniew wiecznie żywy" też chce jechać, ale siódmego listopada…
– Jedziemy pociągiem – odparł dziadek Łukaszka. – w tym rozsypującym się kraju koleje jeszcze jako tako działają. Do czego to doszło, żeby się cieszyć z PKP…
Wczesnym rankiem dziadek Łukaszka zgromadził się na dworcu wraz z grupą innych osób, pragnących udać się na marsz. Podjechał pociąg, upewnili się, że to ten i wsiedli. O wyznaczonej godzinie skład ruszył, co Bojowe Koło Emerytów wprawiło w niemałe zdumienie.
– Punktualny prawie jak luxtorpeda przed wojną! – oświadczył któryś.
– Nie chwal dnie przed zachodem słońca – skrzywił się dziadek Łukaszka.
No i wykrakał. Pociąg zatrzymał się podejrzanie wcześnie na jakiejś maleńkiej stacyjne.
– Jesteśmy już w stolicy! – powtarzał konduktor przemierzając korytarze wagonów.
– Panie, co pan, to ma być Warszawa? Ta stacyjka? Tak wcześnie dojechaliśmy? – pytali z niedowierzaniem pasażerowie.
– Oczywiście – kiwał głową z dumą konduktor. – Nasze koleje znów zdały egzamin. Rozwój techniki, dwudziesty pierwszy wiek, Europa, bądźmy dumni…
Ale wkrótce okazało się, że z okien ostatniego wagonu widać tablicę na peronie. Zamiast "Warszawa" widniał na niej napis "Pawełkowice".
Bojowe koło Emeryta oczywiście zaczepiło konduktora jak wracał zarzucając mu kłamstwo.
– Ja? Kłamstwo? – i konduktor zrobił oczy jak kot ze Shreka.
– Przecież mówił pan, że jesteśmy już w Warszawie!
– Za bardzo uwierzyłem otrzymanym informacjom – szepnął z leciutkim smuteczkiem konduktor. – Ale nie miałem powodów, by być wobec nich bardziej podejrzliwy niż zazwyczaj. Niemniej prostuję: jesteśmy, ale nie w Warszawie, tylko na miejscu. A jakie to miejsce nie wiemy w tej chwili, ale jest ono nasze, innego chwilowo nie ma i zamiast jątrzyć powinniśmy się pojednać i cieszyć, że dotarliśmy tu szczęśliwie.
– Nigdy! Hańba! – zakrzyknęło Bojowe Koło Emeryta, a i inni pasażerowie również wyrażali swoje niezadowolenie.
– Idziemy do kierownika pociągu – zadecydował dziadek Łukaszka.
Ale okazało się, że kierownika pociągu nie ma w służbowym przedziale. Co więcej, nie było go w ogóle w pociągu. Ale pasażerowie twierdzili, że na pewno jechał. Usiłował sprzedawać miejscówki pasażerom stojącym na korytarzu. Wreszcie kierownik się znalazł. W jednej z toalet ćwiczył groźne miny przed lustrem.
– Skandal! Hańba! – krzyczeli oburzeni pasażerowie. – Mieliśmy jechać do Warszawy, a stoimy na stacji w Pawełkowicach!
– Zacznę od słowa: przepraszam. Choć nikt nie zwraca uwagi na to, w jakich warunkach pracujemy, że to bydło zwane pasażerami sra, niszczy i śmieci w wagonach. Będę namawiał maszynistę, żeby pojechał dalej – kierownik pociągu położył dłoń na sercu. – Ale niczego nie mogę wam obiecać. W zamian biorę na siebie pełną odpowiedzialność.
– Sami chodźmy do tego maszynisty – rzucił ktoś.
Maszynista siedział w elektrowozie i nie chciał wyjść. Dopiero po długiej namowie zszedł na peron.
– Dlaczego zamiast do Warszawy pojechał pan do Pawełkowic?
Maszynista zamrugał oczami po czym zapytał:
– Państwo chcieli jechać do Warszawy? W takim razie nie rozumiem co tu robicie. Was tu w ogóle nie powinno być!
– Pan żartuje! Pan nas wywiózł gdzieś w pole!
– To wasza wina – maszynista wzruszył ramionami. – Po coście się pchali do Pawełkowic, co? Ja jadę tam, gdzie mi każą. Koniec podróży! Dalej nie jadę.
– Tam idzie konduktor! – zawołał ktoś.
I faktycznie, peronem szedł konduktor, ale już nie w mundurze, tylko w cywilnym ubraniu.
– Tak, to wasza wina – potwierdził konduktor. – Tak żeście sobie zorganizowali podróż! Przecież kolej tylko wozi. To pasażer kupuje bilet, wybiera sobie środek lokomocji, obiera marszrutę i punkt docelowy.
– To ustala kolej – upierał się ktoś z pasażerów.
– Niech pani się nie ośmiesza! – huknął konduktor. – Pociąg jedzie tam, dokąd chcą pasażerowie! Przecież sama nazwa na to wskazuje! Nie jest to pociąg kolejowy, tylko pociąg osobowy!
– Znowu pan kłamie! – wołali ludzie. – Niech pan nam załatwi, żeby ten skład pojechał dalej!
– Niczego nie załatwię.
– Jak to? Przecież jest pan konduktorem!
– No niby jestem, ale teraz akurat jechałem z państwem prywatnie. Do widzenia!
I poszedł. Maszynista również gdzieś zniknął. Pasażerowie stali bezradnie aż ktoś wpadł na pomysł aby poszukać znowu kierownika pociągu. Tym razem znaleźli go w przedziale służbowym. Grał w fifę na komórce.
Pasażerowie zarzucili go pretensjami i pytaniami jak teraz się przedostaną z Pawełkowic do Warszawy.
– O co chodzi?! – zmarszczył się kierownik pociągu. – O co znowu te pretensje? Przecież powiedziałem, że biorę na siebie cała odpowiedzialność, prawda? To o co jeszcze chodzi? Wynocha stąd! Bo Sokistów zawołam!

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758