Bez kategorii
Like

Paryż – miasto przyćmionych świateł?

21/04/2012
431 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
no-cover

krótkie bieżące tłumaczenie – odbiór chwili.

0


 

Email Steena Jakobsena, głównego ekonomisty Saxo Bank w Danii (za http://globaleconomicanalysis.blogspot.com/2012/04/paris-city-of-dimmed-lights.html)

 

(komentarz tłumacza – cały czas to są marzenia socjalisty że zbiorą się mędrcy i ustanowią 10-letni plan co pozwoli wszystko poprawić – tym niemniej powoli Francuzi się budzą, szkoda że to już jest za późno – ręka już jest w nocniku)

    "Poprosiłem mojego taksówkarza o polityczną opinię na temat mojej podróży do Paryża, a on praktycznie krzyczy z tyłu: "Promissez, promissezz – EET to wszystko tylko promissez".

    On wyraźnie nie ufa nikomu – Sarkozy? "Wszyscy go nienawidzą". Hollande? "On chce wszystkim zabrać co mają” Le Pen? Uśmiecha się "No cóż, mogła by nieźle wypaść w niedzielę." Rzeczywiście mogła by – jeśli Francuzi zdecydują się skorzystać z "darmowych" możliwości pierwszej rundy, która jest okazją do zademonstrowania ich ogólnej nieufności do obecnych francuskich polityków.

    Potem podnosi inną ważną kwestię: jeśli istnieje jedna rzecz gdzie Francuzi są mistrzami świata – to to jest strajkowanie – mają w tym światową klasę!

    To prawda, to jest czas prezydenckich wyborów we Francji – wyborcy pójdą do urn w niedzielę 22 i następnie na  drugę turą 6 maja – i jest poczucie jakby francuscy wyborcy byli gotowi do masowego strajku. Może to może być powtórzeniem 2002 roku, gdy ktoś z tyłu zakłóca ustawioną rozgrywkę między Sarkozy i socjalistą Hollande? Nie jestem tego pewien, ale wyraźnie Paryżanie czują coś w powietrzu, i uwierzcie mi to nie jest tylko wiosenna pogoda.

    Ale mimo francuskiego obrzydzenia ich politykami i ducha protestu w powietrzu, jadłospis z opcjami do głosowania nie jest przekonuwyjący. Więc kto "wygra" wybory prezydenckie prawie na pewno będzie przegranym w walce o przestawienie Francji i Unii Europejskiej na dobry kierunek.

    Żaden z kandydatów nie dba o reformy, żaden z nich nie proponuje zmiany podobnej do tej wprowadzonej przez Thatcher pod koniec 1970 roku i na początku 1980 roku. Nie, Hollande chce być nowym Mitterandem, Sarkozy chce być po prostu prezydentem, obiecywał od 2007 roku ale się nie udało, a Le Pen jest po prostu przeciwko wszystkim. Zmieni? Pas du tout! [Wcale nie! – Mish]

    Hollande wyprzedza Sarkozy’ego o 10-12 procent w oczekiwanym ostaecznym pojedynku 6 maja – ale dwa tygodnie w polityce może być jak dekada w czasie rzeczywistym. Można zdobyć jeszce mnóstwo terytorium, no i będą błędy.

    Konsensus wśród francuskich ekonomistów z którymi rozmawiałem jest taki że będzie gorzej po wyborach – kto wygra musi wykonać woltę w stylu "Grecja / Hiszpania" – zmierz się z własnymi problemami. Francja już dosyć nagrzeszyła pod względem deficytu i wydatków – tak jak żaden inny naród w UE w ciągu ostatnich trzech lat, i teraz przychodzi kolej Francji do prawdziwych poświęceń.

    Idealną platformą dla każdego nowego prezydenta byłoby wykorzystanie pierwszych 100 dni, aby stworzyć wiarygodny dziesięcioletni plan, uzgodniony ze wszystkich istotnych stron – organizacji związkowych, sektoru prywatnego i publicznego, oraz banków.

    Francja, podobnie jak większość Europy, stała się niekonkurencyjna i potrzebuje wykonać długoterminową "wewnętrzną dewaluację" – plan ten nie wymaga cudów ani pokazowych krótkoterminowych zysków, ale to musi być proste, szeroko wspierane przez wszystkich zainteresowanych i wiarygodne. Rynek finansowy jest w stanie zaakceptować każde nieznaczne obietnice reform i chęć omówienia rzeczywistych problemów – jako pozytywny znak uczciwości i dobrych intencji. Ale tak jak wszyscy się przyzwyczaili do nieznaczenia wyborów – tak i Francuzi mogą potraktować najbliższe wybory raczej jako protest zamiast prawdziwej zmiany.”

0

DzNJ

21 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758