Bez kategorii
Like

Medialny slam albo triumf fachowców

23/06/2012
302 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

W tygodniku „Uważam Rze” dwaj dziennikarze ciężkiego kalibru mają na widelcu jednego z największych ubeckich hucpiarzy

0


 Nie biorę często do ręki tygodnika „Uważam Rze”, a kiedy mi się to zdarzy zawsze przeżywam poważny wstrząs. Tak było i tym razem kiedy kupiłem sobie ów periodyk, a potem przeczytałem w nim tekst o ubeku zainstalowanym w największym wydawnictwie podziemia, które funkcjonuje również dziś i nosi nazwę „Rytm”. Tekst ten kończy się słowami autorów, którzy obiecują, ze powrócą do sprawy tego pana, o ile on sam zdecyduje się z nimi porozmawiać i coś na temat swojej roli opowiedzieć. Roli, podkreślmy, dosyć wdzięcznej, bo robienie przez całe lata w bambuko inteligentnych bądź co bądź ludzi, to przecież nie jest byle co. Ja nie będę tego tekstu opisywał ze szczegółami, bo zrobił to już Toyah, ale kiedy go przeczytałem odniosłem wrażenie, że coś mokrego przykleiło mi się do twarzy. Oto dwaj dziennikarze, którzy w dodatku określani są przymiotnikiem „śledczy” piszą na koniec swojego demaskatorskiego tekstu, że podejmą temat jeśli główny bohater się na to zgodzi. I ja nie mogę wyjść z podziwu i stanąć obok niego kiedy to czytam, bo od razu przypomina mi się ten gość z Opola, któremu zarzucono kłamstwo oświęcimskie, a potem zaszczuto bez litości, tak jakby to on tych Żydów w Auschwitz osobiście pozabijał własnymi rękami. I nikt nie dzwonił do niego z GW i nie pytał – proszę pana, czy zgodzi się pan z nami porozmawiać? A on mógłby wtedy odpowiedzieć – pocałujcie mnie w dupę, nie mam nic do powiedzenia. Tak jak to, w słowach oględniejszych, rzekł Gmyzowi i temu drugiemu ubek z wydawnictwa „Rytm”. Pan, któremu zarzucono kłamstwo oświęcimskie nie miał niestety takiej szansy. Umarł w swoim nędznym samochodzie na parkingu przy Tesco. Choć pewnie w latach osiemdziesiątych był zwolennikiem Solidarności i nikomu nie przyszło do głowy by oskarżać go o współpracę z SB.

W tygodniku „Uważam Rze” dwaj dziennikarze ciężkiego kalibru mają na widelcu jednego z największych ubeckich hucpiarzy i jedyne na co ich stać to zadanie pytania: czy pan zgodzi się z nami porozmawiać?

Ja mam w domu jedną chyba książkę wydawnictwa „Rytm”, ale nie wiem nawet co to jest za książka. Pamiętam tylko, że ma ten charakterystyczny znaczek na okładce, nazwę pisaną solidarycą. Wydawnictwo to publikuje rzeczy takie jak na przykład „Droga nadziei” Lecha Wałęsy. Ja takich książek nie czytam i nie zamierzam czytać, ale dla wielu ludzi publikacje te coś znaczą i są ważne, bo ludzie ci wierzą w ten cały karnawał Solidarności i w prawdę, która się wtedy objawiła Polakom. I nie mąci im spokoju fakt, że oficyna „Rytm”, która wydawała „Tygodnik Mazowsze” była ubecką wstawką. Interesujące jest to na ile ludzie, którzy byli wtedy w opozycję zaangażowani i dziś mówią o tym z dumą, zdawali sobie sprawę z tego co się dzieje. Jeśli zaś wiedzieli dlaczego dziś milczą.

Zostawmy to, nie warto się doprawdy angażować w sprawy, którymi zajmują się prawdziwi fachowcy od dziennikarstwa śledczego. Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie co to jest slam. Otóż jest to wyraz krańcowego upadku tego co do niedawna nazywać było można sztuką sceny. I nie chodzi tu tylko o aktorstwo, ale także o estradę, piosenkę i o deklamację. Slam został wymyślony po to, by każdy, nawet ktoś taki, kto się na niczym absolutnie nie zna, niczym się nie interesuje i niczego tak naprawdę nie chce, mógł pogrzać się w świetle reflektorów. Slamerzy to ludzie, którzy występują publicznie i stojąc przy mikrofonie deklamują lub wykrzykują do rytmu jakieś treści, dla nich ważne. W założeniu, jak sądzę, chodziło o to, by każdy ujawnił swoją indywidualną ekspresję i wewnętrzne piękno. Ja mam poważne wątpliwości co do możliwości ujawniania ekspresji ludzi w tym zakresie nieprzeszkolonych. Wiem bowiem, że dla wielu osób zwyczajne skakanie w rytm jest poważnym problemem, wiem także, że wiele z tych osób marzy tylko o tym, by zbierać laury na międzynarodowych konkursach tańców latynoamerykańskich. Wierzą oni także, że może się to udać bez pracy i ćwiczeń, oraz bez zrzucenia kilku kilogramów. Wiedzą także jednak dobrze, bo nie są szaleńcami, że tak naprawdę nic z tego nie będzie. I to do nich skierowana jest oferta określona nazwą „slam”. Slamer bowiem nie musi umieć nic, on ma bowiem pokazać swoje wnętrze i zdać się na ocenę publiczności. Spontaniczność w występach slamerskich jest niezwykle ważna. Publiczność zaś składa się z takich samych jak on ludzi, którzy wierzą, że sukces prawdziwy nie jest dla nich. Próbują więc swoich sił w tych oszukanych i od początku do końca sfingowanych zawodach, by mieć choć jego namiastkę.

I myślę, że wszystko dookoła jest dziś jednym wielkim slamem. Na pewno jest nim tygodnik „Uważam Rze”. Wszystko co nam proponują to slam. Musimy to wreszcie zauważyć. Tego zaś by ów slam nie zmienił się w coś prawdziwego pilnują ludzie związani dawniej z centrami opozycji, którzy wydawali i wydają książki o nadziei, wierze i miłości. Podpisują je zaś, by nie było żadnych wątpliwości jakie są ich intencje, solidarycą.

Slam sięga nie tylko sfery mediów. Wczoraj na moim blogu toczyła się dosyć szczególna dyskusja pomiędzy mną a komentatorem podpisującym się nickiem elear. Jest ów człowiek – tak to wynikało z jego wypowiedzi – historykiem, który specjalizuje się w badaniach nad bronią i wojskowością. Interesuje go zaś szczególnie stulecie XVI i XVII. Z charakterystycznym dla zawodowców mających dostęp do wielu źródeł, życzliwym zainteresowaniem, zaczął mnie ów pan przepytywać z treści mojej najnowszej książki. Książki, która, co tu kryć, napisana została przeciwko takim jak on. Dyskretnie podawał przy tym nazwiska autorów, o których słyszałem pierwszy raz w życiu i sugerował, że bez znajomości tych publikacji, praca moja do niczego się nie nadaje. Ja jednak upierałem się przy swoim i nadal się będę upierał. A czynić to zamierzam z jednego prostego powodu: od 500 lat nikomu z polskich historyków nie przyszło do głowy, że trzeba napisać biografię Albrechta Hohenzollerna. Nie ma takiej książki. Bohater jednego z najważniejszych wydarzeń, najważniejszych triumfów w polskiej historii nie doczekał się biografii. I póki ta książka nie powstanie ja nie przyjmuję do wiadomości żadnej krytyki dotyczącej moich publikacji. Uważam bowiem, że to jest po prostu skandal. W kraju gdzie co roku wypuszcza się na rynek pracy tysiące absolwentów historii nie ma biografii Albrechta Hohenzollerna. A nie ma jej, bo cała historia stulecia XVI została załgana, nawet nie zakłamana, po prostu załgana. I książka ta musiałaby ją wywrócić do góry nogami. Fachowcy od historycznego slamu tego nie chcą. Mój rozmówca napisał mi wczoraj, że woli się zajmować lufami od muszkietów, napisał też, że chciałby jedną z takich luf odtworzyć i wypróbować. I ja to uważam za pewien symbol czasów. Oto naukowiec, badacz, autor jakichś znaczących publikacji, definiuje swoją rolę i misję, opłacaną z naszych, publicznych pieniędzy w taki sposób: chciałbym wypróbować lufę.

Na czym polega istota slamu? Na negacji praktycznej funkcji naszych działań i wysiłków. Jeśli ktoś bowiem ładnie śpiewa to jest to sympatyczne i lubimy tego słuchać. Slamer jednak mówi – nie, nie chodzi o to, by ładnie śpiewać – chodzi o coś więcej, chodzi o to, by człowiek pozbawiony słuchu muzycznego także mógł zaśpiewać i zebrać brawa, a jeśli śpiew mu nie wyjdzie, niech chociaż zrobi jakąś melodeklamację i zbierze te brawa, bo jemu też się one należą. Slamer z tygodnika mówi – czy mogę do pana zadzwonić później? Slamer z wydawnictwa odpowiada – dzwonić możesz frajerze, ale ja mogę nie odebrać. Slamer z uniwersytetu zaś bije na głowę ich wszystkich. On mówi – nie próbujmy nawet mówić prawdy, bo to się na nic nie zda. Wypróbujmy lufę.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić książkę „Baśń jak niedźwiedź” tom II opowiadającą o wspomnianych tu sprawach. Książkę tę można kupić także w księgarni Tarabuk w Warszawie, Browarna 6 i w księgarni „Ukryte Miasto” w Warszawie – Noakowskiego XVI, w bramie. No i oczywiście w sklepie Foto Mag przy metrze Stokłosy. Przypominam także, że dziś o 18.00 w Centrum Kultury w Grodzisku Mazowieckim odbędzie się mój wieczór autorski. We wtorek zaś w Poznaniu odbędzie się wieczór autorski Toyaha i mój – Działowa 25, wzgórze św. Wojciecha. Godzina 19.00. Zapraszam.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758