Bez kategorii
Like

Ludzie i gołębie.

23/05/2011
420 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Dydaktyczna opowiastka o tym, jak ludzie potrafią komplikować najnormalniejsze sprawy i ile to kosztuje. Jednym słowem – konserwatywny liberalizm.

0


Nie było rady – ukochane lipy tak się rozrosły, że trzeba było dokonać radykalnych cięć od strony ścian, żeby dopuścić do domu słońce i powietrze.

Niestety!  Podczas przecinki ukazało się gniazdo gołębia grzywacza / Columba palumbus /, szczęśliwie jednak usytuowane tuż przy pniu lipy, poza linią cięcia. Grzywaczowa w panice opuściła gniazdo, pozostawiając w nim dwie maleńkie, kilkudniowe zaledwie, pierzaste szpetoty, do niczego normalnego nie podobne. Kto widział gołebie pisklę ten wie, że mało jest na świecie szpetniejszych stworzeń. Wszystko co robiły, to wyciągając swoje obrzydliwe łepetynki w stronę pana Stanisława i jego mechanicznej piły, usiłowały jednocześnie już to posykiwać, już to pohukiwać dla odstraszenia – a wszystko rozpaczliwie nieudacznie, jak to wśród żółtodziobów bywa.

Po przecince gałęzie wychodzące poza gniazdo miały około 20 centymetrów, a z piętra domu mieliśmy panoramiczny obraz gniazda odległego od okna o zaledwie dwa metry.

Jako mimowolni sprawcy domniemanego / w niedalekiej przyszłości, jak byliśmy przekonani / nieszczęścia grzywaczowej rodziny, wpadliśmy w intensywną panikę. Intensywna panika polegała na telefonach do zaprzyjaźnionych weterynarzy i na konieczności  stworzenia Ministerstwa Budownictwa – trzeba będzie zdjąć gniazdo opuszczone przez przestraszoną matkę i przenieść je na balkon, oraz wybudować coś na kształt budko – stojaka. Wystąpią oczywiście problemy sanitarno – epidemiologiczne i ktoś będzie musiał podjąć się utworzenia i tego urzędu. Stworzenie Ministerstwa Aprowizacji było oczywiste, a także powołanie Instytutu Wyżywienia. Z literatury bowiem wynikało, że grzywacze karmią młode przez 4 tygodnie rozmaitymi nasionami, bukwią, żołędziami, jagodami i ślimakami – czekały  nas więc dodatkowe wyprawy aprowizacyjne do lasu, poza miasto. Należało się w tym celu zaszczepić przeciwko odkleszczowemu zapaleniu opon mózgowych, gdyż oliwskie lasy obfitują w to wyjątkowo wredne i jadowite bydlę. Naturalnie konieczny był również Instytut Matki i Dziecka – grzywaczowa karmi młode pokarmem przetworzonym i jakby "wyrzygiwanym"; otwiera dziób, młode sięgają jej głęboko do gardła – wola i matka wykonuje wówczas ruchy wyrzucające pokarm. 

Na wszelki wypadek sugerowałam mężowi, że to on z pewnością ma pożądane wole na taki użytek, ale chyba nie był tego pewny. Synek od razu zaznaczył, że wola nie posiada i żeby w zasadzie odczepić się od niego w zakresie bezpośredniego karmienia. Glisty – owszem – może zbierać.

Przyszłość rysowała się w czarnych barwach. Z wakacji oczywiście nici, nie mówiąc o normalnej pracy. I nikt nie mógłby gwarantować, że małe grzywacze przeżyją naszą Opiekę Społeczną. Mimo całego domowego zawirowania, wszelkich kosztów i starań, wszystkie nasze ministerstwa nigdy nie zastąpiłyby małym mamy i taty, czyli tego, co daje normalna rodzina.

Ach, jeszcze! Gdyby jednak przezyły, trzeba by stworzyć Ministerstwo Opieki Socjalnej, Ministerstwo Resocjalizacji i Ministerstwo Lotnictwa – to jasne. Jak bowiem mogłabym nauczyć młode samodzielnego organizowania sobie pożywienia, domostwa, nauczyc – co to kot, nie mówiąc już o nauce latania! A jak zareagują dogi, a zwłaszcza jamniki na dziko – domowe gołębie? Jak znam życie, to co jakiś czas zdybywałabym je z pyskami pełnymi pierza i wzrokiem wojowników. Więc – Ministerstwo zdrowia oraz szpital, a także kryminał dla psów.

Jak rzekłam – różowo to nie wyglądało.

Filozof – pilot pan Stanisław zszedł z drabiny i, łyknąwszy piwko, rzekł: "Dobrze będzie, niech się pani nie martwi. Matka zawsze wróci do małych. Przecież to normalne stworzenia i one od Pana Boga tak mają."

Minęła doba pełna emocji. Za oknem mignął cień dużego ptaka. Po chwili grzywaczowa karmiła wygłodniałe młode na ogolonym gnieździe. A czemu jej nie było? Gołąb grzywacz ma od 2 do 3 lęgów w sezonie i – jak donieśli sąsiedzi – dorosłe grzywacze wiły sobie od kilku dni drugie gniazdo w ich orzechu włoskim, pierwsze dzieci jedynie doglądając i karmiąc z doskoku.

Nasze grzywacze tymczasem pięknie wyrosły i już próbują pierwszych, niezgrabnych przelotów na pobliską śliwę. Matka karmi je jeszcze codziennie. Jedyną sprawą, na którą jako państwo / par excellence w tym wypadku… / przeznaczamy czas – a więc i pieniądze – jest zapewnienie gołębiom, do czasu ich pełnej samodzielności, bezpieczeństwa od dość agresywnych srok – morderczyń. I to wszystko. Reszta toczy się normalnie, a w zamian mamy "cywilizowane" grzywacze, które, nie potrzebując naszej uciążliwej nadgorliwości, a w rzeczy samej kosztownego przeszkadzania – żyją sobie po swojemu, w pełni wolne. Reagują na nasze nawoływania per "Misiu". A wiadomo, że jak ktoś ma na drugie "Misiu", to musi być stworzeniem cywilizowanym:)

0

KOSSOBOR

Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...

232 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758