Bez kategorii
Like

Landing on Tempelhof

14/01/2013
524 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

U nas szwankuje budowa lotniska w Modlinie, u Niemców – w Berlinie. Może to i Schadenfreude, ale warto sobie to uświadamiać, bo to może trochę podleczyć nasze kompleksy.

0


 

Jak zapewne wielu z nas jeszcze pamięta, w latach 1980-tych, po serii ucieczek naszych samolotów i ich lądowaniu w Zachodnim Berlinie takimi słowami jak w tytule tego wpisu rozszyfrowywano żartem skrót Polskich Linii Lotniczych LOT. Nazwę tamtejszego lotniska Tempelhof znał  wtedy chyba każdy Polak. Wcześniej wsławiło się ono szczególnie alianckim mostem powietrznym w latach 1948-49, kiedy lądowały na nim amerykańskie i brytyjskie „rodzynkowe bombowce”. Dziś jest już zamknięte. Berlin Zachodni miał także drugie lotnisko – Tegel, a Berlin Wschodni – stolica bratniej NRD miała lotnisko Schoenefeld. W sumie Berlin od wojny był miastem trzech lotnisk.

Kiedy nazajutrz po Wiedereinigung (ponownym zjednoczeniu) Niemcy przenieśli swoją stolicę z Bonn do Berlina w 1991 roku, prawie natychmiast stanęła przed nimi kwestia, które z tych lotnisk wybrać i rozbudować dla potrzeb zjednoczonego także miasta. Co do samej zasady żadnych wahań w decyzji nie było. Planiści zasiedli za deskami w 1996 roku, spychacze i koparki wjechały na plac budowy w 2006, a samoloty miały zacząć latać w 2011.

Tymczasem mamy już rok 2013, a otwarcie portu lotniczego znów przełożono. Kiedy się o tym rozmawia z Niemcami, trudno im ukryć nerwowy chichot i zażenowanie, bodaj zwłaszcza przed Polakami. Być może dostrzegają w polskim oku iskierkę triumfalnej kpiny i ten znak zapytania: Gibt es aber doch nur die Polnische Wirtschaft? Najnowszy termin otwarcia wyznaczono na 27 października, ale nawet ciężkawi jeśli chodzi o dowcip Niemcy mówią, że to może być tak jak przy drugim małżeństwie: triumf nadziei nad doświadczeniem.

Budynki już stoją na przyległym terenie Brandenburgii, zresztą niedaleko starego lotniska Schoenefeld, ale pociąg, który jeździ tam cztery razy dziennie, nie wozi jeszcze pasażerów tylko przeciąga w podziemnym tunelu powietrze, bo jak powszechnie wiadomo tak się wentyluje wszystkie metra na świecie. Gorzej natomiast, że już wiadomo, iż ambitne plany mocno chybiły.

Pierwotnie lotnisko miało być pomyślane na 45 milionów, ale dziś mówi się tylko o 27 milionach, co jest z grubsza biorąc tą samą przepustowością, jaką mają dwa obecnie funkcjonujące stare lotniska. Kiedy jednak śmierdzącej brzydko sprawie dokładniej przyjrzał się Dieter Faulenbach da Costa, profesjonalny konsultant wynajęty przez opozycję w brandenburskim parlamencie, obliczył  i wycenił on, że po dokończeniu projektu nowe lotnisko obsłuży tylko 17 mln pasażerów rocznie, czyli sporo mniej niż teraz. Kompletnie chybił także kosztorys. Budżet, pierwotnie zaplanowany na 2,4 miliarda euro, obecnie wygląda raczej na co najmniej 5 miliardów. Do tego dochodzą sprawy sądowe, bo pierwsze linie lotnicze, jak Air Berlin, które poniosły koszty w nadziei, że będą już do tej pory latać, wozić pasażerów i tłuc kasę, zamiast tego ponoszą pierwsze straty i wnoszą o odszkodowania. Inne odszkodowania trzeba też wypłacić rodzinom czterech osób, które dotąd zginęły na samej budowie.   

Ostatni poślizg z czerwca 2012 miał swe uzasadnienie w wadliwych systemach przeciwpożarowych, które są wyjątkowo skomplikowane i wciąż nie są dokończone. Ale Faulenbach wymienia wymienia całą listę istotnych braków w planie portu lotniczego. Za mało jest bramek check-in i za mało miejsc parkingowych dla samolotów oczekujących na płycie lotniska. Przynajmniej 100.000 mieszkańców ucierpi wskutek hałasu i będzie się domagać odszkodowań, a mogłoby ich być tylko 30.000, gdyby tylko trochę inaczej wykorzystano jego teren. Itp., itd.

Jako mogło do tego dojść i dlaczego tak się porobiło? Oczywiście już wyrzucono z hukiem wielkie biuro projektowe, oraz firmę nadzoru inżynieryjnego, poleciało także paru podwykonawców. Ale najważniejszym winowajcom włos z głowy jeszcze nie spadł i chyba nie spadnie, bo to politycy. Dwaj główni udziałowcy lotniska to miasto Berlin i land Brandenburgii, a trzecim jest rząd federalny RFN. Oznacza to, że burmistrz Berlina Klaus Wowereit i premier Brandenburgii Matthias Platzek mają dwie najcieplejsze posadki w radzie nadzorczej tej inwestycji. Obaj należą do opozycyjnej SPD i każdy na nich atak jest sprawą polityczną. A obaj powinni beknąć, w szczególności Wowereit, sztandarowy pedał zresztą i patron tęczowych parad w tym mieście, który z lotniska chciał zrobić swój popisowy projekt. Musiałby się tu gęsto tłumaczyć z wywieranych nacisków i sugerowanych wyborów. To się już dawno kwalifikuje na jego dymisję, ale każdy kto się ośmieli ruszyć sprytnego geja z takim umocowaniem wyjdzie na homofoba, co jest tylko o jedno oczko mniej niż zarzut antysemityzmu.

Ralf Kunkel, rzecznik portu lotniczego broni się głupawo twierdząc, że kłopoty lotniska trzeba postrzegać w kontekście innych robót w zakresie stołecznej infrastruktury. Niewątpliwie i to jest prawdą, ale ktoś przecież i tamte inwestycje planuje, ustala harmonogramy, porównuje i zderza je ze sobą. Chyba, że mówiąc kontekst Kunkel ma na myśli to, iż Niemcy – wbrew temu co sądzimy o ich perfekcyjnej organizacyjnej sprawności – są  w gruncie rzeczy także pełne inwestycyjnych niedoróbek, projektowych bubli i poślizgów. Aktualne przykłady? Proszę bardzo: w Stuttgarcie skandalicznie opóźnia się oddanie do użytku wielkiego podziemnego dworca kolejowego. W Hamburgu już drugi rok nie mogą dokończyć nowoczesnej hali koncertowej. Dopiero we wrześniu 2012 oddano do użytku największy w Niemczech port kontenerowy, którego ukończenie odkładano aż pięć razy! Nawet centrala niemieckich służb wywiadowczych BND musiała na razie odłożyć przeprowadzkę z przedmieść Monachium do Berlina, również z powodu opóźnień i poprawek na budowie. Nie dajmy więc sobie wmawiać, że zdarza się to tylko u nas, bośmy jakoby z definicji gorsi. To nieprawda, bo to się zdarza wszystkim. Nie zdarza się w Malawi i Vanuatu, bo tam takich inwestycji nie ma. Jest oczywiste, że skandaliczne poślizgi w budowie autostrad czy niedoróbki lotnisk nie powinny się nam zdarzać i każdy taki przypadek zasługuje na karę i krytykę, ale kiedy krytyka przychodzi z zewnątrz, od obcych, umiejmy ją także odparować podając choćby takie przykłady z Niemiec. Ja sobie je wyławiam, zbieram i tak robię, a jako zawodowy tłumacz czasami podsuwam je naszym negocjatorom w zespole. Wiem z praktyki, że świetnie się tym zamyka gębę niejednemu mądrali.  

 

Bogusław Jeznach

 

Dodatek muzy:

Dla rozluźnienia nastroju proponuję w zimowo-narciarskiej atmosferze posłuchać a jeszcze bardziej pooglądać joldującą po tyrolsku Melanię i jej mamę Annemarie, oraz nocny zjazd z pochodniami w Szwajcarii. Śpiewają i grają Oesch’s die Dritten – szwajcarski zespół bardzo udanej rodziny Oesch, gdzie oprócz śpiewającej ładnej mamy ze śliczną córką, tata Hansueli gra na akordeonie, a wtórują mu synowie Mike i Kevin oraz kuzyn Urs „Misio” Meier. Pod spodem podaję tekst, prościutki jak cała piosenka:  

 

Vom Berg hallt ein Jodler
Die Nacht liegt über’n Tal
Doch sonst ist jetzt Ruhe.
Es rauscht der Wasserfall.
Er klingt aus der Ferne von Liebe und von Glück.
Denn send ich von Herzen die Antwort ihm zurück.

Im Ort strahlen Lichter.
Ja alles geht zur Ruh.
Der Mond und die Sterne ,die geben ihr’s dazu.
Es zieht durch die Stille voll Dank der Jodlerhall.
Man kann ihn dann fühlen,gleich hier und überall.

Ich spür sie noch lange,
die zarte Melodie.
Sie klingt in mir weiter und schenkt mir Harmonie.
Die Zeit um dem Abend die gibt uns soviel Kraft,
das man ohne Mühe den schweren Alltag schafft.

 

0

Bogus

Dzielic sie wiedza, zarazac ciekawoscia.

452 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758