Kryminalne zagadki – kryminalne kłamstwa

Gdyby szczegóły smoleńskiego „śledztwa” były zapisywane nie na kartach historii, lecz na stronach sensacyjnej powieści, czytelnicy już dawno rzuciliby książkę do kosza.

Gdyby szczegóły smoleńskiego "śledztwa" były zapisywane nie na kartach historii, lecz na stronach sensacyjnej powieści, czytelnicy już dawno rzuciliby książkę do kosza. 

Fabuła plącze się i potyka o coraz bardziej niezręczne kłamstwa, przeinaczone fakty i nielogiczny tok rozumowania. Obserwujący uważnie tę nieprawdopodobną manipulację stulecia, co chwilę łapią jej autorów za rękę. Mimo to, prowadzona przez rządy "pojednanych narodów" akcja, zamiast zakończyć się spektakularnymi aresztowaniami, toczy się dalej, złoczyńcy "idą w zaparte", a uczestnicy dramatu udają, że nic się nie stało i nie zostało zdemaskowane.

Kolejny, koronny dowód tego seryjnego mataczenia znaleziony został w "kultowym" dokumencie propagandy "zwykłego wypadku lotniczego" autorstwa komisji MAK. Ta wpadka w oczywisty sposób obnażająca bądź kłamstwo, albo też przerażającą prawdę została precyzyjnie zdemaskowana na konferencji prasowej Antoniego Macierewicza. 

Nie jest bowiem możliwe, by schodzący do lądowania samolot, w ciągu 0.4 sekundy przeleciał 142 metry, do momentu katastrofy. Albo dokument jest sfałszowany, albo wynika z niego, że w powietrzu nastąpił wybuch.

Pytanie, czy te ewidentne fakty zmienią postępowanie polskiego premiera i jego prokuratorów (wykonujących tylko polecenia, a nie prowadzących śledztwo – jak słusznie podejrzewa minister Macierewicz) należy do pytań przygnębiająco retorycznych. Można tylko się zastanawiać, kiedy czytelnicy i widzowie tych niezręcznie preparowanych przez władze i media bredni przestaną dać wodzić się za nos.