Bez kategorii
Like

Ja, kłamca!

06/01/2012
406 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Po trochu o wszystkim. Co mnie boli.

0


 Od dziecka miałem opinię kłamcy. Nie dlatego, że kłamałem tylko ponieważ przydarzały mi się rzeczy tak nieprawdopodobne, że aż nie do uwierzenia. I nikt nie wierzył. W końcu poszedłem po rozum do głowy i zacząłem zmyślać. Nie tak jak inni ubarwiając historie. Ja je odbarwiałem. Tak je zmieniałem, aż w końcu były do przełknięcia dla Kowalskiego. Robię tak do dnia dzisiejszego.

   Czasami się tylko zastanawiam jak to jest: ten kto marzy cały czas o przygodach ma nudne życie, a ja z natury domator miałem wyjątkowo burzliwe. Jest takie przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach. Ja bym je rozszerzył: obyś miał ciekawe życie. Wolałbym nudne. Pewien mój kolega cały czas mi opowiadał o swoich "ciekawych" przygodach z życia. Mnie nie dopuszczał do głosu. A jak już dopuścił to traktował, z lekceważeniem to co mówiłem. Po wielu latach znajomości poprosiłem go o pomoc w pracy jaką się wtedy zajmowałem. Gdy skończył i wracał już do domu przyznał:

 – Przez te dwa tygodnie przeżyłem więcej niż przez całe swoje dotychczasowe życie.

   Spróbuję wyliczyć: pracowałem w dużych zakładach włókienniczych, liznąłem szkoły cyrkowej, byłem chyba jedną z nielicznych osób którą wyrzucili wojska (służba zasadnicza), pracowałem w zakładach metalowych, suszarni piasku i w spółdzielni inwalidów. Grałem po weselach i zabawach wiejskich. Otarłem się o profesjonalne studio nagrań. Pisałem piosenki. Podobno dobre. Dziewczyna długo mnie namawiała bym coś zrobił, z tymi swoimi muzycznymi wypocinami. Wreszcie, dla świętego spokoju umieściłem je w sieci, na jakimś portalu promującym młode talenty. Wygrałem kontrakt płytowy. Myślałem, że to żart. Niestety, była to prawda. Pięć dni przed wyjazdem na nagranie płyty dostałem udaru mózgu. Poprosiłem o pomoc kolegów muzyków. Po powrocie ze szpitala o mało nie dostałem następnego udaru: moi koledzy postanowili mnie wygryźć z interesu przypisując sobie tą całą twórczość. Na ich zgubę miałem niezbite dowody, że tak nie jest i przedstawiłem je właścicielowi portalu. Okazał się przyzwoitym człowiekiem. Dał mi wolną rękę: ponieważ materiał na płytę był już gotowy (spore koszty)mogłem albo się dogadać, z kolegami albo się wycofać. Koledzy odzyskali rozum i długo mnie namawiali, ja jednak zrezygnowałem. Byłem przedszkolanką. Też chyba dobrą. W każdym bądź razie dzieci mnie lubiły. Robiłem dość niebezpieczne interesy z Azjatami co pozostawiło w mojej psychice niezatarte ślady: do teraz nie lubię filmów sensacyjnych. I skikam, jak to mówi ze śmiechem moja dziewczyna. Polega to na tym, że odruchowo podskakuję gdy na ekranie niespodziewanie dzieje się komuś krzywda. Nawet na  filmach rysunkowych.

   Mało kto miał możliwość sprawdzenia jak by się zachował w skrajnie niebezpiecznej sytuacji. Ja to wiem. Zawsze podziwiałem pewnych siebie ludzi uważając, że się nie nadaję do zadań wymagających odwagi. Potem nie raz widziałem tych pewniaków jak w konkretnych już sytuacjach w najlepszym bądź razie panikowali i tracili głowę. Nierzadko płakali A ja…ja cóż. Okazało się, że lubię ten dreszczyk niebezpieczeństwa. Nawet jak byłem zdrowy to reakcje miałem na co dzień trochę mułowate. Zauważyłem, że gdy sytuacja staje się niebezpieczna ten cały mój codzienny, wewnętrzny dygot zanika. I lepiej, ostrzej mi się myśli. Doszło do tego, że nie mogłem już żyć bez stałej dawki adrenaliny. Gdy miałem wolne od tego co robiłem (święta itp) to byłem chory. Dosłownie. Wszystko mnie naprawdę bolało. Sherlock Holmes brał, w wolnych od rozwiązywania zagadek chwilach, jakiś mocny narkotyk. Ja brałem środki uspakajające. Nic nie pomagały.

   Gdybym był zdrowy na pewno nie było by mnie w tym miejscu. Nigdy nie miałem ambicji literackich. Zacząłem pisać tego bloga ponieważ nie nawykłem do porażek i uważam, że na to co wyprawiają sądy musi być jakaś reakcja. Gdybym był zdrowy na pewno bym się bronił inaczej. Na szczęście dla niektórych jestem chory więc walczę tym czym mogę. Słowami. Szybko zauważyłem, że sprawy sądowe nikogo nie interesują: w tym sektorze jest od tak dawna tyle nieprawidłowości, ze aż spowszedniały. Postanowiłem więc pisać o rzeczach które dla większości ludzi (na ich szczęście) są kosmosem. Raczej nieznane. Może przy okazji uda mi się przemycić w tekstach coś co dla mnie jest ważne.

   Moja dziewczyna jest ładną kobietą wychowującą niepełnosprawnego syna, Darka. Poświęciła mu 18 lat swojego życia. Dzięki związkowi ze mną na pewno po cichu liczyła na poprawę życia. Poprawiło się. Teraz opiekuje się dwoma kalekami.

  Pracowałem też jako elektryk, pomiarowiec i dozór elektryczny. To i tak nie wszystko czym się zajmowałem. Ostatnio pracowałem w serwisie komputerowym. Chociaż nie jest to mój zawód byłem na tyle dobry, że mnie tam zatrudnili. Dlatego bardzo mnie wkurza jak niektórzy wykonują swój zawód niechlujnie.

   Kiedyś między mną, a Panią sędzią wyniknął dialog:

 – Po co w sądzie pracują w ogóle ludzie jeśli komputer mógłby to zrobić szybciej i lepiej?

   Pani sędzia uśmiechnęła się pobłażliwie:

 – Komputer to tylko bezrozumna maszyna. Czasami są sprawy wymagające pierwiastka ludzkiego – zakończyła filozoficznie.

 – Jak u mnie? – spytałem, z niewinną miną. Cisza.

   Zajmując się komputerami byłem chyba dlatego tak dobry w "te klocki", ponieważ udało mi się wczuć w "myślenie" tych maszyn. Z ludźmi różnie bywa.

   Moja mama mówiła: głupim ludziom żyje się na pewno lepiej. Chociażby, z tego względu, że nie zadają niewygodnych pytań.

 
0

Mefi100

275 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758