Bez kategorii
Like

Idzie Polska!

15/11/2012
419 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
no-cover

Hasło skandowane podczas Marszu Niepodległości „To my, to my Polacy!” nie było tylko zwykłym okrzykiem. W pewnym sensie stało się bowiem definicją tego zgromadzenia.

0


 

Narodowcy, konserwatyści, liberałowie, monarchiści, demokraci, republikanie, wolnorynkowy, wielbiciele państwa opiekuńczego, związkowcy, minarchiści, anarchiści, księża, klerycy, świeccy, katolicy, prawosławni, neopoganie, Polacy, Węgrzy, Szwedzi, Norwedzy, Serbowie, kibice różnych dyscyplin sportu, tradycjonaliści, ludzie z miast i wsi, młodzi, starsi i najstarsi – to w wielkim skrócie, bo trudno wymienić wszystkie kategorie, przekrój niedzielnej manifestacji, która szła po ulicach Warszawy w celu Odzyskania Polski.

I właśnie dlatego śmieszą mnie wszelkie oskarżenia ze strony tzw. oświeconej części naszego nieszczęśliwego kraju o ksenofobię i nietolerancję wobec różnorodnych poglądów i grup wysuwane w stosunku do uczestników Marszu Niepodległości. Tym bardziej absurdalne są te dyrdymały, im bliżej przyjrzymy się ludziom je wykrzykującym. Tak więc, zostawmy na chwilę największy Marsz 11 listopada tego roku i przejdźmy do krótkiej analizy pozostałych dwóch imitacji, które odbyły się tego samego dnia.

Jako pierwszą, spróbuję opisać tę zorganizowaną przez Bronisława Komorowskiego, za pieniądze Polaków, która budziła olbrzymie zainteresowanie…wśród mediów, mainstreamu i salonu oraz neofitów pokroju Romana Giertycha. Frekwencję próbowała nadrabiać tutejsza bezpieka. Kotyliony uwydatniały piękno owego zgromadzenia (może raczej pikiety – happeningu). Flag jak na lekarstwo. Z zapałem podobnie.Jedynym chyba pozytywnym akcentem była obecność p. Mariusza Dzierżawskiego, który razem z innymi osobami pokazał organizatorom i ich pupilkom co oznacza aborcja. Zresztą, po co owijać w bawełnę: co oznacza zabójstwo.

Drugi Marsz stał się zbiegowiskiem lewactwa wszelkiej maści, manifestującego przeciwko zbrodniom skrajnej prawicy (tak na marginesie: proponuję zorganizować Marsz przeciwko zbrodniom lewicy i odwiedzić te miejsca gdzie mordowano na rozkaz Hitlera, Stalina i innych pomniejszych zbrodniarzy). Ci ludzie udowodnili tym samym jak bardzo ich myślenie oderwane jest od logiki. Kontakt z rzeczywistością stracili już dawno. W niedzielę nastąpiło wcielenie pogadanki w czyn i tak ruszył kolorowy…no może nie do końca kolorowy pochód miłośników śmierci.

Wreszcie, należy stwierdzić, że najbardziej oczekiwany tego dnia Marsz przyćmił owe imitacje. Wspaniały wiec na Placu Defilad, motywująca mowa Marian Kowalskiego, morze flag i entuzjazmu, pomieszane z niezadowoleniem spowodowanym obecną sytuacją. I tak przez cały Marsz, aż do sceny ustawionej na finiszu drogi. Padło tam wiele ważnych słów – tym razem niezakłóconych przez policję. Przez Warszawę przelała się ta lawa, o której pisał wieszcz.

Była też skorupa, której dobrym rozwiązaniem były bloki prawie nieprzyozdobione w trakcie święta narodowymi barwami,  gmachy rządowe, pałki i gumowe kule. Widok płaczących ludzi, a w szczególności kobiet i dzieci z napuchniętymi oczami utwierdził mnie w przekonaniu, że ten system się boi. I wcale nie tych agresywnych i skorych do bitki – boi się normalności, uczciwości, nieskazitelności i szczerości. Boi się, że środowisko Marszu Niepodległości nie jest marginalną grupką pokrzykującą sobie po ulicach, ale jest pełne zapału, liczne pod względem stowarzyszeń i inicjatyw, a przede wszystkim świadomie istniejącą częścią Narodu i mimo różnic stające razem w wyjątkowych okolicznościach bez żadnych nakazów ze strony rządzących. I to jest niepodległość.

 

0

uosiu

56 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758