Bez kategorii
Like

Historia Gdańska wg Curicke – cz.3

06/02/2011
456 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Tym razem fragment "Der Stadt Danzig : Historische Beschreibung" Reinholda Curicke, opisujący bitwę w okolicach Żarnowca, znaną także jako bitwę pod Świecinem, która miała miejsce w 1462 roku dnia 17 września. Po kilku latach trwającej wojny, gdy nie uzyskiwano przewagi, tak w działaniach wojennych jak i politycznych, ten moment i ta bitwa przeważyła szalę zwycięstwa na stronę polską. Wojskami koronnymi i sprzymierzonymi dowodził Piotr Dunin, zaś wojskami krzyżackimi, Fritz Runeck vel Raveneck.     KSIĘGA III Rozdział IV (fragment), str. 188-190 “O trzynastoletniej lub raczej dwunastoletniej wojnie z Krzyzakami”   (…) W czwartek po Narodzinach Marii, przybył z okolic Braniewa do Gdanska Jonas Schalski wraz ze swoimi ludźmi: 600 opancerzonymi najemnikami, 100 konnymi, jak również 100 pieszymi parobkami. Przeszli pięknie […]

0


Tym razem fragment "Der Stadt Danzig : Historische Beschreibung" Reinholda Curicke, opisujący bitwę w okolicach Żarnowca, znaną także jako bitwę pod Świecinem, która miała miejsce w 1462 roku dnia 17 września. Po kilku latach trwającej wojny, gdy nie uzyskiwano przewagi, tak w działaniach wojennych jak i politycznych, ten moment i ta bitwa przeważyła szalę zwycięstwa na stronę polską. Wojskami koronnymi i sprzymierzonymi dowodził Piotr Dunin, zaś wojskami krzyżackimi, Fritz Runeck vel Raveneck.

 

 

KSIĘGA III

Rozdział IV (fragment), str. 188-190

O trzynastoletniej lub raczej dwunastoletniej wojnie z Krzyzakami”

 

(…) W czwartek po Narodzinach Marii, przybył z okolic Braniewa do Gdanska Jonas Schalski wraz ze swoimi ludźmi: 600 opancerzonymi najemnikami, 100 konnymi, jak również 100 pieszymi parobkami. Przeszli pięknie w szyku przez miasto i rozbili swoje namioty koło Strzyży (jest to mała wieś, odległa pół mili od Gdańska, w kerunku Oliwy), tam pozostali. Do nich dołączyło z Tczewa i z Gdańska 300 konnych i 400 pieszych parobków oraz cztery setki mieszczan z Gdańska, jak również wielu węglarzy z lasów; tak więc razem zebrało się około 2000 ludzi. Stamtąd ruszyli w kierunku Pucka, pustosząc kraj wroga i majątki wokół Starogardu, Lęborka, Bytowa i Pucka. Spalili w tym okręgu wszystkie dwory i wsie bez reszty, aż do morza. Następnie, na dzień Podniesienia Krzyża Św., kiedy od strony Lęborka na milę od Żarnowca (żeński klasztor) przybyli, blisko wsi Świecin zwanej, swoje namioty rozbili i postanowili założyć obóz taborowy; okopali się także rowami i wałami, jak najlepiej potrafili. Następnego piątku, 17 września wyszło z lasu wojsko Zakonu z taborami i uformowało szyk bojowy, otaczajacy jakby półksiężycowym łukiem ludzi króla i gdańszczan. Połamali i powalili też ze wszystkich stron drzewa, aby nikt nie mógł umknąć. Ich wodzami byli: Fritz von Runeck (Raveneck), Kasper Nostitz, Kasper Warensdorff i Fritz von Hohenstein. Była ich siła tysiąca Kurów *), sześciuset lekko konnych, 400 pieszych i 1300 chłopów, nie licząc pozostałej czeladzi, jako do nich tu i ówdzie z Kaszub i Pomorza dołączyła. Kiedy więc ludzie Stanów Pruskich zobaczyli, że nieprzyjaciel obóz taborowy wokół siebie stawia i okopywać się zamierza, wyrwali się i napadli na ich tabory pod wodzą gdańskiego kapitana konnicy Łukaszem zwanego, z 400-ma gdańszczanami i pewną liczbą lekkich konnych. Niebawem też nieprzyjaciele i obie strony z rozmachem natarły na siebie; w końcu jednak Krzyżacy zostali rozdzieleni i rozbici tak, ze musieli się cofać; wojska króla i Stanów Pruskich szły nieustannie w ślad za nimi, bijąc ich z uporem i osiągając całkowite zwycięstwo. Kurowie z obozu nieprzyjaciela z wielkim trudem uchodzili, wielu z nich utknęło wsród drzew przez siebie połamanych, a także powpadało do rowu przez siebie a dla innych wykopanego. Z wojska zakonnego w sumie na polu bitwy pozostało Kurów i konnych ponad 1000 ludzi, a około 700 pieszych, 400 chopów i 70 jeźdźców wzięto do niewoli. Fritz von Runeck (Raveneck), dzielny żołnierz (i wódz krzyżacki) został też zabity wraz z 250 mężami, którzy pod jego chorągwią służyli. Ciało kazali gdańszanie pochować w Żarnowcu. Jego towarzysz Nostitz, przed bitwą złożył ze swoimi podwładnymi przysięgę na walkę aż do śmierci, a jeżeli którykolwiek uczyniłby choć krok do tyłu, miał sie oddać w dozgonną służbę królowi polskiemu jako osobisty sługa – niewolnik. Kiedy jednak do bitwy doszło, był on tym pierwszym, który koniowi swemu dał ostrogę do ucieczki. Z ludzi króla i Stanów Pruskich poległo około 300, a 155 było ciężko rannych, którzy wszyscy później w Gdańsku z odniesionych ran zmarli. Wśród gdańskich pieszych byli dowócy; Hans Meidenburg i Matthias Heine, który także w tej bitwie ciężko ranny został i z ran w końcu zmarł. Złapano też kilku, którzy podjęli ucieczkę do Pucka. Wszyscy inni wrócili wieczorem do swojego obozu. Następnej soboty wcześnie wstali i wyruszyli do Gdańska, zabierając ze sobą 100 wspaniałych wozów z wieloma dobrami, odebranych nieprzyjacielowi. Pozostałe wozy porąbali na części.

 

*) ciekawostka, bowiem zakon Kurów tudzież Braci Dobrzyńskich, przestał istnieć najmniej 100 lat przed bitwą pod Świecinem.

 

 

KSIĘGA III

Rozdział XXXIX (fragment), s. 282-285

 

O morderstwie popełnionym przez Krzyżaków w Gdańsku…

 

Dla złagodzenia konfliktu, jaki powstał pomiędzy Gdańskiem i Zakonem Krzyżackim po klęsce grunwaldzkiej, komtur gdański Heinrich von Plauen zaprosił do siebie na zamek w dniu 6 kwietnia 1411 r.  najważnejsze osobistości miasta. Na spotkanie z konturem do zamku, udali się w dobrej wierze burmistrzowie: Konrad Letzkau (Leczkow) i Arnold Hecht oraz rajca Bartłomiej (Bartelm) Gross – zięć Konrada Letzkau’a. Na moście przyjaźnie ich przywitano i odprowadzono do zamku. Ponieważ jednak szybko po wejściu, bramy za nimi zamknięto i zwodzony most podniesiono, zdziwili się niemało. Wszedłszy do sali, zastali tam komtura z wieloma braćmi zakonnymi. Komtur zaczął ich niezwłocznie wyzywać od łajdaków, łotrów i wiele obraźliwych słów na nich wylał. Wyliczył przy tym, jak często przeciw niemu i Zakonowi działali, za co obecnie odpowiadać będą. Wszystko to odbywało się z tak głośnym wykrzykiwaniem i tumultem, ze jeńcy nie byli w stanie cokolwiek powiedzieć na swoje usprawiedliwienie, a kiedy zgłaszali, że to i owo co uczynili, zgodne z prawem było, wtedy komtur oszalał i bijąc się w pierś wołał: jakie prawo, tu jest wasze prawo, należało z nami iść i posłusznymi być. Kiedy więc Konrad Letzkau spostrzegł, że przemoc bierze górę nad prawem, a usprawiedliwianie się jest bez znaczenia, zwrócił się do Arnolda Hechta i powiedział: widzicie jak się nasze sprawy mają, ale gdybym teraz miał solidny miecz w ręku, chętnie bym się zań na 1000 fl. zasłużył. Posłał tedy komtur po kata z Elbląga, którego trzy dni przedtem sprowadził i polecił mu odprowdzić tych trzech i ściąć. Kat był jednak bardziej umiarkowany od komtura i nie chciał tego uczynić, lecz powiedział, że z jego urzędu nie pozbawia się życia kogoś, kto by uprzednio nie był publiczno-prawnie we właściwym miejscu na karę cielesną czy śmierć skazany. Ponieważ więc kat nie posłuchał komtura, został knutami i batami wychłostany, natomiast owych trzech panów osadzono w różnych celach, a komtur wraz ze swoimi braćmi oddał się całodziennej wesołości. Kiedy tak do północy wspólnie biesiadowali i się spoili, na rozkaz komtura, Konrad letzakau został związany i z zakneblowanymi ustami do biesiadnikow przyprowadzony. Ci niezwłocznie na niego się rzuciwszy, dziesięcioma ranami go uśmiercili i w końcu gardło podcięli. Po nim rozprawili się w równie nikczemny sposób z Arnoldem Hechtem, zadając mu 16, zaś Bartłomiejowi Grossowi 17 pchnięć (broń biała), wykonując tym samym to od czego uprzednio odciął sie kat. Niemniej mord ten zachowali w tajemnicy, tak że ani Rada ani mieszczanie o tym nie wiedzieli, lecz mniemali, że byli przetrzymywani w zamku, a mogli być tylko wtedy zgładzeni, gdyby sam Wielki Mistrz o tym był powiadomiony. Dlatego też do Wielkiego Mistrza w Malborku wysłannicy zostali skierowani, by użalić się na wielce niepokojącą sytuację. Tymczasem zabitego rajcy Bartłomieja Grossa żona Anna, a Konrada Letzkaua córka, codziennie przesyłała do zamku różnego rodzaju posiłki i napoje tudzież słodycze, które służba zamkowa, nie tylko dla jeńców przyjmowała, lecz także niekiedy powiadamiala, co jeńcy najchętniej do jedzenia i picia by pragnęli. W ten sposób mord był ukrywany aż do szóstego dnia ( od Niedzieli Palmowej) do Wielkiej Soboty, a ponieważ nadszedł surowy nakaz, aby komtur jeńców zwolnił, tego samego wieczora zwłoki zostały wyniesione przed zamek, nie bez wielkiego zmartwienia krewnych i rosnącego przerażenia Rady i całego mieszczaństwa. Ciała zabitych zostały przez mieszczan zabrane i z przyjętą tradycją pochowane. Jako że obaj burmistrzowie razem, pod jedną dużą kamienną płytą w parafialnym koście [NPM], przy kaplicy św. Jadwigi, po lewej stronie wysokiego [głównego ] ołtarza [patrząc od ołtarza w kierunku organów] złożeni zostali, na [tej] kamiennej płycie, która od tamtego czasu nie była ruszana, ich herby zostały wyryte z okrężnym napisem, który dzisiaj jeszcze jest dość czytelny: "Tutaj spoczywają pochowani szacowni Panowie Conradus Leczkaw i Arend Hecht, burmistrzowie miasta Gdańska, ktorzy zamarli w poniedziałek, po Niedzieli Palmowej w roku Pańskim 1411".  Na tej strasznej zbrodni się nie skończyło, lecz następnie, w ciągu 14 dni, wdowy i sieroty po zabitych, zostały z domu i ojcowizny wypędzone, a wszelkie ich ruchomie i nieruchome dobra, zostały im zabrane.

 

Zabójstwo Leczkowa i Hechta

Płyta nagrobnao treści:

 hic iacent honorabiles viri / conradus leczekowe et arnoldus heket
p(ro) consules / civitatis danczek qui obieru(n)t fer(ia) sec(unda) p(os)t
festu(m) palr(um) an(n)o d(omi)ni mcccxi orate pro eis

0

Roko

Gdanszczanin, urodzony w Sopocie

31 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758