Nikt już chyba nie pamięta, iż ze swoją pierwszą oficjalną wizytą zagraniczną premier Donald Tusk udał się … na Litwę. Było to ewidentna próba wejścia w obszar aktywności ŚP prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 30 listopada 2007 r. polski premier spotkał się ze swoim litewskim odpowiednikiem, a także prezydentem Adamkusem, marszałkiem Sejmasu i opozycją.  Przez kolejne cztery lata Tusk "skutecznie"  omijał już Wilno (w Niemczech był 10 razy, w Rosji 3, w USA, podobnie jak u pozotałych państ bałyckich – 1). Aż do czasu obecnej kampanii.

Chciałbym także przypomnieć, iż swoją prezydencję nieoficjalną  wizytą na Liwie zainaugurował także prezydent Komorowski.  Politycy ci tym samym dali wyraz znaczeniu, jakie pzynajmniej próbowali nadać stosunkom polsko-litewskim. Nie mogą wykręcać się uwagami, iż mieli ważniejsze sprawy na głowie, ktoś nie dopilnował, bo przecież sami dali wyraźny sygnał, że jest to dla nich priorytetem. Co innego R. Sikorski. Ten polityk sąsiada Polski unikał jak ognia. Powód? Wilno nie poparło jego starań w wyścigu o fotel sekretarza generalnego NATO. Plus dalsze osobiste animozje z A. Ażubalisem. 

Obecny finał wydarzeń doskonale w lutym br. przewidział tygodnik "Veidas". Pisał on m.in.:

"Czujemy, że na jesieni, gdy się rozkręci kampania wyborcza, możemy spodziewać się wszystkiego. Przez Radosława Sikorskiego jeszcze się nacierpimy. Teraz Sikorski jest zajęty Białorusią i walczy z Łukaszenką, ale o swoim braku miłości doLitwy nie zapomniał […]. Nowa ambasador [Loreta Zakarevicziene  jest ambasadorem Litwy w Polsce od października 2010 roku] do tej pory nie uzyskała jeszcze u niego audiencji". 

Biorąc pod uwagę polsko-litewskie ustalenia w Pałandze (na marginesie wybór miejsca spotkani – Pałangi, pięknego uzdrowiska Tyszkiewiczów, jasno wskazuje, jak strona litewska zamierza zamknąć tę sprawę – dziesięć kroków do przodu -dwa do tyłu), warto przypomnieć polsko-białorskie uzgodnienia z Kijowa, także dotyczące polskiej mniejszości.

Cytuję za komunikatem PAP z 25 lutego 2010 r.

Szef MSZ Radosław Sikorski poinformował PAP, że prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka zgodził się na powstanie grupy ekspertów polsko-białoruskich w sprawie sytuacji polskiej mniejszości na Białorusi.

"Prezydent Białorusi zapewnił mnie, że będzie szukał rozwiązań i że może powstać grupa ekspertów, która w rychłymterminie znajdzie rozwiązania satysfakcjonujące dla obu stron – powiedział PAP R. Sikorski".

"Przyjmujemy tę deklarację na tym etapie za dobrą monetę i będziemy czekali na rezultaty" – oświadczył szef MSZ.

Sikorski zaapelował w rozmowie z PAP do sił politycznych i mediów o "niepodgrzewanie atmosfery" w sprawie Białorusi, tak aby eksperci polsko-białoruscy mogli wypracować rozwiązania korzystne dla polskiej mniejszości w tym kraju.

"Apelowałbym do mediów i sił politycznych w Polsce, aby pozwolić ekspertom wykonać tę zakulisową pracę bez podgrzewania atmosfery, bez prowokacji, tak aby za jakiś czas Polacy (na Białorusi-PAP) mogli działać w autonomicznych strukturach, a Polska i Białoruś mogły rozwijać stosunki gospodarcze, kulturalne i polityczne" – powiedział Sikorski. Czy ktoś od roku słyszał o pracach tych ekspertów, bo wynik niestety znamy z telewizji? A może jakieś nazwiska naszych ekspertów, oprócz "pierwszego eksperta" Sikorskiego?

Reasymując – obecny konflikt można było przewidzieć już kilka miesięcy temu, podobnie, jak "drogę rozwązania". Niestety, zaognianie sytuacji polskiej mniejszości na rękę jest obydwu rządom.  W tej sytuacj warto przypomnieć przysłowie: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. NIestety nie są  to litewscy Polacy, lecz Kreml. Możemy być pewni, że gra ta szybko się nie skończy. Z wielką stratą dla litewskich Polaków i całego regionu.

Z każdym miesiącem widzimy kolejne skutki śmierci prezydenta Kaczyńskiego i odejścia na polityczną emeryturę prezydenta Adamkusa. Niestety, tego nie da się już odwrócić ani zastąpić. Zastąpić możemy za to Sikorskiego i Tuska. Od czegoś trzeba zacząć.