Bez kategorii
Like

Ekshumacja rycerzy

04/09/2012
398 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

O “Łączce” powiedział mi kiedyś ściszonym głosem kolega, że tam jest miejsce potajemnych pochówków polskich patriotów zabitych przez ubeków.

0


 

Dziesiątki mosiężnych tabliczek z nazwiskami i pseudonimami polskich żołnierzy na ceglanym murze  przypominały mi “bijące serce” w Muzeum Powstania Warszawskiego z jego okrzykami, modlitwami i cichymi wojennymi piosenkami. O kwaterze “Ł” na wojskowych Powązkach, dzięki prowadzonym na jej obszarze pracom ekshumacyjnym, dowiedziała się niedawno cała Polska. Głośne były zwłaszcza informacje o tym, że odkopane ofiary miały na sobie niemieckie mundury. Dla większego upokorzenia.



Gdy jechałem na uroczyste wywożenie z cmentarza wydobytych szczątków, w autobusie linii 122 nie było wiele osób: harcerz, starszy pan, trzy panie z kwiatami. Kilka innych osób wysiadło na przystanku przy cmentarzu, kupowały białe i czerwone znicze. Gdy szedłem główną aleją, minęła mnie taksówka z dwoma drobnymi staruszkami z biało-czerwonymi opaskami. 



Teren wokół “Łączki” był ogrodzony, świeżo splantowany i zagrabiony. Odrzucono na stos kamienie. W czarnych koszulkach z napisem “Archeolog” i “Medycyna sądowa” stali ci, którzy wcześniej wykopywali ciała z ziemi. Imponowali mi ci młodzi chłopcy i dziewczyny w ciężkich butach, którzy przez kilka tygodni skrupulatnie wydobywali przestrzelone czaszki i kości z ziemi. Cisi bohaterowie ostatnich tygodni.   



Było gorąco, zbliżała się godzina 11.00, strzelały tylko migawki aparatów. Rzędy małych trumien, każda z numerem napisanym odręcznie czarnym flamastrem  2, 47, 53, 84, 105… Czyli kto? Koledzy z Grupy Historycznej Zgrupowania “Radosław”, którzy pomagali przy ekshumacji, opowiadali z przejęciem o otworach w czaszkach – strzałach w tył głowy z bliskiej odległości, o wykrzywionych pozach ofiar, otwartych ustach i o tym, że ktoś miał jedenaście postrzałów po serii z karabinu maszynowego. Wakacyjne korepetycje z lekcji historii zbrodniczego komunizmu. 



– To, co rozpoczęliśmy w lipcu tu, na Powązkach, powinno odbyć się 23 lata temu, ale dziś nie zastanawiamy się, dlaczego te prace odbyły się tak późno. Pamiętamy, że przez te ponad dwadzieścia lat zabrakło wielu najbliższych z tych, którzy tu spoczywają. Ufamy, że już wkrótce uda się nam przywrócić godne miejsce pochówku ofiarom reżimu i należne im tabliczki z imionami i nazwiskami  – mówił łamiącym się głosem sekretarz Rady Ochrony pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert.  Po nim głos zabrał  prezes IPN Łukasz Kamiński: – Możemy spojrzeć na te szczątki jako na szczątki Polskiego Państwa Podziemnego, możemy patrzeć jak na szczątki tego, czym Polska mogłaby być po zakończeniu II wojny światowej –  podkreślił. Nikt nie bił im braw. Rozległy się wtedy, gdy dr Krzysztof Szwagrzyk, historyk IPN, który prowadził prace na “Łączce”, podziękował swoim współpracownikom – wymieniając z imienia i nazwiska członków ekipy archeologów:  – Wiem, że to, co robiliście, wymagało nie tylko wiedzy, ale i wewnętrznej pasji. Podziękował też wolontariuszom, motocyklistom Rajdu Katyńskiego, członkom Grupy Historycznej Zgrupowanie “Radosław” i harcerzom ZHR, którzy pełnili też honorową wartę przy trumnach. 



– Nasza obecność tutaj jest początkiem, a nie końcem odkrywania tajemnic tego miejsca. Nie wiem, czy właśnie pod moimi stopami nie leży mój ojciec, bo w tym mniej więcej miejscu znalazły się ofiary z 1952 roku – powiedział w imieniu rodzin ofiar Witold Mieszkowski, syn spoczywającego tutaj, zamordowanego po brutalnym śledztwie na Mokotowie kontradmirała Stanisława Mieszkowskiego.  Odmówiono modlitwy w obrządku katolickim i prawosławnym. Odczytano też psalm 25. Następnie przeniesiono do karawanów trumienki ze szczątkami 111 ciał. Nieśli je Kunert, Kamiński, Szwagrzyk, żołnierze, motocykliści, kombatant z WiN, historycy, archeolodzy… a z nimi chyba każdy z obecnych. Trumny przewieziono na Cmentarz Północny w Warszawie, gdzie będą oczekiwać na wyniki prac identyfikacyjnych.



– Czuję, że mój tata na pewno będzie miał swoją kosteczkę, którą pochowam razem ze swoją mamunią. Cały czas wierzę, że go odnajdę, że to nastąpi teraz. Mój ojciec nie był żołnierzem, ale rycerzem, a rycerz, choć ginie, to nie umiera – powiedziała po uroczystości Zofia Pilecka-Optułowicz, córka rtm. Witolda Pileckiego, która zostawiła do badań DNA próbkę śliny. Wzruszające było, jak żegnała opuszczające cmentarz karawany. Żegnała ojca? 


Jarosław Wróblewski
Artykuł ukazał się w najnowszym numerze tygodnika "Nasza Polska" Nr 36 (879) z 4 września 2012 r.
Fot. Jarosław Wróblewsk

0

Jacek

Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.

1481 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758