Bez kategorii
Like

Dwie twarze Korwin- Mikkego

06/06/2012
653 Wyświetlenia
1 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Janusz Korwin – Mikke opublikował swój testament. Czyżby chciał definitywnie odejść z polityki po wielu latach swoich zasług dla umacniania w Polsce socjalizmu?

0


Kontynuujemy Marsz do Socjalizmu. Jak każdy ustrój niewolniczy jest on gospodarczo niewydajny. I jeśli mamy uniknąć podboju przez islamistów lub skośnookich, to musimy ten z Piekła rodem ustrój odrzucić –w taki sposób zaczyna się artykuł "Mój testament" opublikowany właśnie na portalu nczas.com (strona internetowa Tygodnika Konserwatywno – Liberalnego "Najwyższy Czas!"). Jest to oczywiście prawda, ale w ustach W.Czc. Korwin – Mikkego brzmi to jak kiepski żart. Kto jak kto, ale właśnie kol. Korwin – Mikke ma w umacnianiu socjalizmu w Polsce zasługi szczególne. Gdy więc ogłasza swój testament, który – być może – oznacza zapowiedź odejścia z polityki – w socjalistycznej międzynarodówce musi panować konsternacja. Drugiego takiego sojusznika jak Korwin – Mikke eurosocjaliści długo nie znajdą. I paradoksalnie pewnie to oni zachęcać będą JKM, aby w polityce pozostał jak najdłużej.

Gentleman z niewyparzonym językiem

Janusz Korwin – Mikke nie bez przesady uznawany jest za jedną z najbarwniejszych postaci polskiej sceny politycznej. Ma to oczywiście swoje plusy. Korwin – Mikke – gentleman w muszce, kapeluszu i palcie, afiszujący się iście wersalską galanterią (całowanie w ręce dam, elegancki język), zwolennik dobrego wina i wysokiej klasy rozrywek, sypiący celnymi bon – motami i złotymi myślami, musiał od początku przyciągać uwagę. Co miało strony dobre i złe. Korwin – Mikke apelujący w Sejmie do agentów, aby wstali i wyszli był okej. Korwin – Mikke jeżdżący na słoniu podczas kampanii wyborczej był wesoły, ciekawy i ekstraordynaryjny. Korwin – Mikke strzelający do tarczy ozdobionej wizerunkami polityków był już niesmaczny. Natomiast Korwin – Mikke mówiący o tym, że nie należy czcić Matki Boskiej już nie był okej. Dlatego, że tym jednym zdaniem zupełnie bez sensu zraził do siebie wpływową część kleru i ogromną część wyborców – katolików (w tym choćby mnie). Takich bzdur było zresztą więcej – a to użyciem słowa "sk…syny" wobec sędziów warszawskiego sądu, a to jakiś nonsens wypowiedziany na temat marszałka Piłsudskiego, a to chwalenie stanu wojennego czy generała Jaruzelskiego, w końcu zwrot "jesteście chamami" do dziennikarzy TVP. Wszystko to na punkty poparcia w wyborach przełożyło się właśnie tak, jak było to widać było po każdych kolejnych wyborach. Elektorat jasno mówił, że JKM i jego partia jest "non grata" w polskim parlamencie. I zawsze z tego samego powodu: głupot wygadywanych przez JKM na kolejnych wiecach wyborczych.  Korwin – Mikke jednak wszystkie te sygnały lekceważył z beztroską wodzireja balu kapitańskiego na "Titanicu". Efekty napisało mu życie na tablicach z wynikami wyborczymi. "Świat jest pełen niespełnionych geniuszy" – powiedział kiedyś jeden z filozofów. I miał świętą rację. Czym się różni mędrzec od głupca? – pada pytanie w jednej z powieści. Tym, że głupiec mówi, co myśli, a mędrzec myśli, co mówi. Gdybyśmy to właśnie kryterium przyjęli do oceny polityka, świadectwo wystawione JKM nie byłoby chlubne.

Zenit głupoty

Polityczna głupota gentlemana w muszce osiągnęła apogeum w okresie rządów Donalda Tuska. Tych, którzy widząc nieudolność PiS, oraz katastrofalną (często ocierająćą się o zdradę stanu) politykę PO, zastanawiali się czy nie zaufać innej partii i nieśmiało myśleli o nowej prawicy – JKM szybko odwiódł od tego zamiaru. Najpierw mówił, że Tuska, Komorowskiego i Sikorskiego bardzo lubi. Potem, gdy w 2011 roku pojawiła się w naszych kręgach propozycja wejścia w koalicję z wieloma ugrupowaniami (narodowcami, republikanami i innymi) i stworzenia frontu politycznego – JKM oświadczył, że koalicje go nie interesują. I szansa przepadła wraz z kilkoma sensownymi ludźmi, zaangażowanymi w sprawy polskie, a stojącymi wcześniej przy JKM (J. Wasiukiewicz). Takiego podejścia do zdobywania władzy, dzieje świata jeszcze nie znają.

Dłużnik Jerzego Urbana

Prawda jest taka, że lider Kongresu Nowej Prawicy tylko mówi o zmianach, ale w rzeczywistości niczego zmieniać nie chce. A już najbardziej ustroju, którego tak podobno nienawidzi. Cena jego sławy. Swojej politycznej kariery i popularności Korwin – Mikke wcale nie zawdzięcza ani Stanisławowi Michalkiewiczowi, ani Stefanowi Kisielewskiemu, ani Unii Polityki Realnej. Zawdzięcza ją Jerzemu Urbanowi, którego sympatią i szacunkiem darzy do dziś, czemu zresztą wielokrotnie dawał wyraz w swoich publicznych wystąpieniach (po raz kolejny zrażając do siebie ludzi, dla których naczelny "NIE" to wcielony diabeł). Gdy w 1989 roku padał PRL, ostatni rzecznik rządu (i prezes Radiokomitetu) – Jerzy Urban – na złość "Solidarności" kazał JKM "dawać do telewizji ile wlezie". Tak się też stało – dawano go ile wlezie. To stąd wzięła się chwilowa popularność Korwina, która pozwoliła jego partii wprowadzić później do Sejmu trzech posłów. Wprowadzić zresztą na krótko. Gdyby nie Urban, gdyby nie Okrągły Stół, nie byłoby Korwin – Mikkego polityka i prawdopodobnie publicysty. Tym samym JKM stał się zakładnkiem "Układu okrągłostołowego", który z taką pasją i zaciekłością od lat krytykuje. "Przy Okrągłym Stole zawarto pakt, że żadna prawica nie dojdze w Polsce do władzy" – powtarza jak mantrę, zapominając, że sam jest temu współwinien. A to dlatego, że obrażając ludzi, robi wszystko, by ci – zamiast na niego – głosowali na partie wywodzące się z Okrągłego Stołu. I skutek odnosi zaskakujący. Dlatego też tak często jest zapraszany do telewizji. Wiadomo, że im więcej czasu występuje, tym więcej okazji, by kogoś obrazić, zrazić kolejne rzesze wyborców, które pójdą głosować na PiS, PO czy Palikota. To jednak jest sedno problemu – problemu rozdętego do rozmiarów monstrualnych "ego" Korwina i jego pędu na szkło, chęci brylowania w mediach i skupiania na sobie uwagi – cele ważniejsze niż samo zdobycie włądzy. Polska niech tonie, prawica niech się unicestwia, byle tylko Korwin – Mikke mógł kilka razy na tydzień występować w mediach. W mediach, które tylko czekają na jego kolejne wpadki. Czyż nie jest to obrzydliwa korupcja i zakłamanie godne "klasy politycznej" z Okrągłego Stołu? Ileż to już razy słyszeliśmy z ust Korwin – Mikkego zapewnienia, że po kolejnej politycznej klęsce zrezygnuje i się wycofa? Przegrywał raz za razem, ale wycofać się nie chciał, by nie dać szansy komukolwiek innemu na zjednoczenie antyustrojowego elektoratu i obalenie okrągłostołowego porządku. Dług wobec Jerzego Urbana zobowiązuje.

Dwie twarze

Janusz Korwin – Mikke jako publicysta jest wyrazisty i konsekwentny. Jako polityk – niczym doktor Jekyll i Mr Hyde – ma dwie twarze. Z jednej strony mówi o konieczności obalenia socjalizmu, z drugiej – robi wszystko, by niechętnych do socjalizmu skłócić i obrazić na tyle skutecznie, by partie rządzące Polską nie miały alternatywy.. W 2010 roku, podczas kampanii wyborczej, kandydat na prezydenta – JKM – mówił "W tych wyborach startuje 10 kandydatów, w tym 9 takich, którzy lepiej od was wiedzą jak wydawać wasze pieniądze i jeden taki, który wasze pieniądze chce pozostawić wam". Była to kolejna nieprawda. Korwin – Mikke – nawet gdyby został prezydentem czy premierem – nie zrobiłby nic z tego, co obiecuje. Po pierwsze dlatego, że nie potrafi, po drugie dlatego, że nie ma ludzi, którzy mogliby w tym pomóc. To ostatnie też ma na własne życzenie. Jego ekscesy i werbalne wpadki spowodowały odpływ wielu zdrowo myślących ludzi, którym dobro Polski leży na sercu. Można tu wspomnieć choćby prawicowych publicystów, wcześniej związanych z UPR, dziś zagorzałych krytyków Korwina – Rafała A. Ziemkiewicza i Waldemara Łysiaka. Ten ostatni zresztą kilkanaście lat temu napisał w liście otwartym do JKM: "Samemu będąc w wielu sprawach niereformowalnym, szanuję ludzi niereformowalnych, jednak niereformowalność w głupocie uważam za przypadłość karygodną". Właśnie ta niereformowalność sprawiła, że Janusz Korwin – Mikke przez lata obrażając ludzi i zrażając ich do swoich pomysłów, zrobił wszystko, co mógł, aby jego partia nigdy nie zdobyła władzy, a jego orientacja polityczna nigdy nie była poważnie traktowana. Jerzy Urban wiedział, kim antagonizować "Solidarność". Korwin zdał ten egzamin na szóstkę. Socjaliści, którzy dzięki niemu rządzą, mogą już teraz wydawać państwowe pieniądze na pomniki dla niego. Jeśli więc "Testament Korwina" jest jego pożegnaniem się z polityką, to pożegnanie to zmartwi nie konserwatystów tylko socjalistów.

 

PS. Piszę te słowa z bólem, ale i z sympatią. Z sympatią, bo osobiście lubię Korwina. Zawsze będę miło wspominał wizyty w jego domu, jego gościnność, smaczne ciastka i wyborne wino. I oczywiście ciekawe rozmowy. Zawsze też będę podzielał pomysły gospodarcze forsowane przez Korwina. Jednak opłakanych (dla całej prawicy) skutków jego działalności nie mogę mu wybaczyć.

0

Leszek Szymowski

Niezale

132 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758