Pozostaje do wyjaśnienia

Na wstępie chciałbym zwrócić uwagę, że ani MAK ani komisja Ministra Millera nie wyjaśniły trzech bardzo istotnych dla tego wydarzenia faktów.

  1. Po upadku, na przewróconym do góry kołami tupolewie, na oponach podwozia głównego, były widoczne ślady błota chociaż samolot miał upaść lecąc odwrócony bez kontaktu kół ze smoleńskim gruntem. 

    Dlaczego?

    (Dwa fragmenty fotografii pokazałem zwrócone kołami do ziemi.)

  2. Samolot prowadzony od 10 kilometra przed progiem pasa „na kursie i po ścieżce” kilometr przed progiem znalazł się 60 metrów z boku osi ścieżki. Według raportu MAK dokładność radaru, z którego korzystali naprowadzający samolot kontrolerzy w pomiarze odchylenia od kursu wynosi pół stopnia. 1000 metrów od pasa przelicza się to na ok. +9 metrów.

    Dlaczego?

  3. MAK w przypisie 50. do swojego raportu stwierdza, że prowadzący samolot smoleńscy kontrolerzy systematycznie oszukiwali załogę tupolewa podając jej odległość do progu pasa 500-600 metrów większą niż była w rzeczywistości. Według analizy danych z oblotu 15.04.10 dokładność wskaźnika radarów w pomiarze odległości była około -90..-150m. W przypisie [50] do finalnego raportu MAK stwierdził: „Obliczenia wykazały, że informacje kontrolera dla załogi o odległości do pasa ( 8, 6, 4, 3 i 2 km) podawane były z wyprzedzeniem średnio o 500 metrów. Oblot kontrolny (rozdział 1.16.6) wykazał, że błąd zobrazowania znacznika samolotu na PRL wg odległości wynosił minus 90-150 metrów (znacznik był bliżej progu pasa WPP 26, niż samolot znajdował się w rzeczywistości).” .

    Dlaczego?

Zobligowany w pewien sposób zarówno przez blogerów komentujących mój tekst o raporcie Komisji ministra Millera jak również po wybuchowym wczorajszym tekście Rafała Ziemkiewicza wstawię teraz zaplanowany na trzy odcinki końcowy (mam nadzieję) ciąg podsumowujący moje wypowiedzi dotyczące katastrofy smoleńskiej.

Celem tego cyklu jest podanie w trzeciej części hipotezy bezpośredniego powodu katastrofy z którego wynikną wyjaśnienia wykazanych powyżej faktów. Dowodząc tę hipotezę oprę się na prawach mechaniki lotu i o informacje zarejestrowane w czarnych skrzynkach tupolewa i opublikowane w dostępnych materiałach 

Planuję przedstawić trzy części, które zamierzam opublikować w trzy kolejne soboty.

  1. O wirtualnym eksperymencie profesora Biniendy

  2. Uwagi do wyposażenia Tu-154M we wspomagany komputerem system nawigacji

  3. Prawdopodobny powód upadku Tu-154M 10.kwietnia 2010 w Smoleńsku

I. O wirtualnym eksperymencie profesora Biniendy

Od momentu opublikowania nie kryłem pewnych zastrzeżeń jakie miałem do zaprezentowanego we wrześniu na medialnej konferencji eksperymentu wirtualnego profesora Biniendy. Przypominam, że profesor Binienda zaprezentował wyniki symulacji zderzenia skrzydła tupolewa ze smoleńską brzozą. W wyniku przeprowadzonych w USA na superkomputerze uniwersytetu Akron obliczeniach metodą elementu skończonego stwierdzono tam, że skrzydło tupolewa w kontakcie ze słynną brzozą smoleńska powinno ściąć drzewo samo ulegając niewielkim stosunkowo wgnieceniom. Jako inżynier – obliczeniowiec zawsze byłem pod presją konieczności weryfikowania obliczeń teoretycznych na badanym obiekcie fizycznym. Jest to szczególnie konieczne po pierwszych obliczeniach zadanego problemu.

Niezależnie od publikowania tych uwag na blogach i w druku wysłałem je również profesorowi Biniendzie.

Autor wirtualnego doświadczenia tak mi, jeszcze we wrześniu ub. roku, odpowiedział:

Drogi Panie Wiktorze,

Serdecznie dziękuję za poprawki mojego języka polskiego. Czasami brakuje mi słów lub je nieprawidłowo stosuje. Mam nadzieję, że to nie przeszkodziło w przekazie myśli. Zgadzam się z Pana wieloma uwagami i cenie sobie Pana opinie. Wydaje mi się, że zgadzamy się, że jeśli jest chociaż jedna wątpliwość w tak ważnej sprawie jak ta 

katastrofa, to Polska powinna wziąć prawdziwych ekspertów, nie politycznych, którzy na poziomie światowych standardów przeanalizują wszystko analitycznie, numerycznie, i gdzie trzeba eksperymentalnie. Ponieważ badania tej katastrofy nie były przeprowadzone rygorystycznie, dokładnie, mamy 40 millionów opinii i bałagan. Komu na tym zależało? Jeszcze raz dziękuję za pomoc,

Dr. Wiesław K. Binienda, F. ASCE.

Editor-in-Chief Journal of Aerospace Engineering, ASCE

Professor and Chair,

Civil Engineering Department

The University of Akron

Akron, OH 44325

Odpowiedź prof. Biniendy sprawiła mi satysfakcję. W miarę pojawiania się informacji o smoleńskiej katastrofie napisałem sporo tekstów na jej temat wskazując na niedopowiedziane kwestie. Dotychczas nie otrzymałem tak wyczerpującej odpowiedzi, w dodatku w tak zwięzłej i prostej formie. Prawda jest zwykle prosta – a kłamstwo skomplikowane. Ponieważ istnieją wątpliwości dotyczące tej katastrofy, to nie można przestać ich wskazywania aż do bezspornego wyjaśnienia każdej z nich. To jest również celem niniejszego tekstu.

Wątpliwości w hipotezie przedstawionej przez prof. Biniendę budzi pozostałość złamanego konaru smoleńskiej brzozy. Przełamanie jej nie jest podobne do cięcia maczetą jakby sugerowała wykonana na uniwersytecie w Akron animacja tego wirtualnego eksperymentu. Jestem skłonny przypuścić, że smoleńska brzoza mogła zostać złamana bez kontaktu ze skrzydłem przez podmuch i zawirowania spowodowane przez wielką objętość szybko przelatującego blisko niej samolotu i strumieniami z dysz pracujących jego silników.

Hipotezę profesora Biniendy da się zweryfikować. Nie potrzeba dla tego dokonywać skomplikowanego eksperymentu z udziałem fragmentu samolotu i smoleńskiej brzozy. Szkoda, że ani MAK ani komisja ministra Millera nie opublikowały danych z oglądu szczątków skrzydła samolotu w miejscu hipotetycznego kontaktu z brzozą a na brzozie mikrośladów jej kontaktu ze skrzydłem samolotu. Zwykle przy badaniu katastrof lotniczych takie analizy wykonuje się rutynowo metodami kryminalistycznymi. Relacja z tych badań pozwoliłaby na bezsprzeczne potwierdzenie lub obalenie tezy, że uderzenie skrzydła samolotu w brzozę, pod którą prezydenci Rosji i Polski składali wieńce w rocznicę katastrofy, rozpoczęła dezintegrację samolotu i spowodowała zmianę kierunku jego lotu. Dlaczego komisje badające katastrofę badaniem miejsc hipotetycznego kontaktu samolotu z brzozą jeszcze się nie zajęły?

Chociaż nie jest to kluczowym zagadnieniem dla znalezienia przyczyn katastrofy, to brak ten wykazuje, że badając katastrofę nie dokonano jeszcze wszystkich analiz koniecznych dla pełności materiału dowodowego. Mam nadzieję, że między innymi aby to zrobić pojechała do Smoleńska niedawna wyprawa polskich prokuratorów.