Bez kategorii
Like

Czy takie reformowanie oświaty ma sens? Cz.2.

23/04/2012
424 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

A gdyby pozwolić szkołom, żeby wszystkie lekcje odbywały się tak, jak zajęcia pozalekcyjne? Obligatoryjnie!

0


 W moich rozważaniach nad reformowaniem oświaty staram się zwrócić uwagę na te z praktycznych rozwiązań, które pomijane latami, skazują nas na wieczne dysputy o nierealnych projektach.

W poprzednim tekście pisałam o warunku koniecznym dla sukcesu reform, jakim jest zdecydowane zmniejszenie liczby uczniów w klasach. Oczywiście jedyną przeszkodą dla tego warunku, są finanse. Proszę jednak policzyć, jakie koszty ponosiliśmy z powodu wprowadzenia gimnazjów, reformowania programów, rokrocznie nowych podręczników i innych pomocy szkolnych, za które płacili rodzice?

Czy te koszty dały wymierne efekty? Chyba nie. Dodatkowo pogłębiły się problemy, które usiłowano „rozwiązywać”, więc nadal trwają próby wiązania naszej przysłowiowej walizki sznurkiem, bo zamki już dawno nie działają.

Przytoczę w tym miejscu wypowiedź Radosława1 pod poprzednim tekstem, który znakomicie odzwierciedla sens mojego postulatu o redukcję liczby uczniów w klasie:

Ze znanych mi tekstów nikt wcześniej tak wyraźnie nie podał tej ważnej kwestii, jaką jest mniejsza ilość uczniów w klasie. 
Mamy czas, w którym człowieka traktuje się jak jedno ze stada zwierząt do konsumpcji tego, co oferują reklamy. Człowiek ginie w masie. 
Natomiast, co do szkoły, to najczęściej podaje sie racjonalne sposoby napraw sytuacji, jako skupienie się na indywidualnych potrzebach młodego człowieka. Stąd hasełka – zainteresuj ucznia przedmiotem, zauważ jego pozytywne cechy, poświęć mu więcej czasu, doceń jego wysiłek, nie stresuj go, nagradzaj, pokaż mu Internet, dopilnuj, pokaż mu obrazki a potem sprawdź na ile je zrozumiał, itd. itd. 
A jakie warunki do realizacji? Ano takie jak w latach 60-tych plus jeszcze gorzej. Liczebność klas ta sama, czasu mało (wolna sobota, dodatkowe lekcje w-f, doszła religia i powszechnie doszły języki), młodzież wymagająca (niekiedy specjalnej troski) i jak temu nauczyciel ma podołać? 
To tak tytułem dodatku – gdzie Rzym a gdzie Krym.”

Pytanie nasuwa się samo. Po co szafować szczytnymi celami, uzasadnianymi w setkach elaboratów, kiedy nikt nie myśli poważnie o warunkach do ich realizacji? Stracony czas i pieniądze, a przede wszystkim stracone szanse dla kolejnych młodych roczników.

 

Drugim warunkiem, kiedy już liczba uczniów w klasie nie przekroczy 15, (a o minimum należy dyskutować), dla prawdziwej reformy w oświacie, jest moim zdaniem pewne odwrócenie sposobu spotkań klasowych.

W każdej szkole istnieją zajęcia dodatkowe i myślę tu zwłaszcza o tych poza przedmiotowych, choć i przedmiotowe mają ten walor.  Zajęcia rozwijające pasje uczniowskie, jeśli szkołę na nie stać, prowadzi ta sama kadra, która naucza.

Najczęściej robią to pasjonaci dla pasjonatów, bo wierzcie mi, zarobek z tego dla nauczyciela, żaden.

Każdy chyba pamięta takie zajęcia „kółkowe” czy „klubowe”. Czas spędzony tam (czy to w szkole, czy na wycieczce) upływa znacznie szybciej, niż na lekcji. Takie pasje nie kończą się po zakończeniu zajęć, razem z dzwonkiem.  Zanosi się je w głowie do domu, gdzie bez nakazu rodzica śledzi się w Internecie wszystko, co możliwe, na ten temat.  

A gdyby pozwolić szkołom, żeby wszystkie lekcje odbywały się tak, jak zajęcia pozalekcyjne? Obligatoryjnie!. Wszystkie z metod pracy w grupie są tu do zastosowania, na co dzień.

Czy wtedy mogłaby realizować się wizja Andariana? Cytuję:

Po pierwsze więc musimy zmienić dogmat odnośnie celu edukacji. Celem edukacji nie powinno być kształcenie jednostek przydatnych dla społeczeństwa, a zapewnienie jednostkom narzędzi do własnego rozwoju i odnalezienia satysfakcji z faktu swojego istnienia. Kiedy główny cel edukacji postawimy w ten sposób stanie się oczywistym, że edukacja nie powinna sprowadzać się do przekazywania wiedzy. Co więcej, stanie się jasnym, że przekazywanie wiedzy jest zbrodnią przeciwko ludzkości. Kiedy człowiek dostaje wiedzę podaną przez nauczyciela zakłada, że wiedza ta jest pełna. Ponieważ nie istnieje coś takiego jak pełna wiedza, powoduje to zamknięcie ucznia na dalszy rozwój. Jeżeli wiedza ta jest równocześnie źle przekazana, nie tylko jej przyswojenie będzie problematyczne, ale także ma duże szanse zrazić ucznia do samokształcenia.

Tak więc samokształcenie, nastawienie nauki na samorealizację i pobudzanie przez nauczycieli ciekawości świata stanowią fundamenty dla nowego systemu kształcenia. Jak przełożyć to na struktury i system edukacyjny? Jak wdrożyć te rozwiązania w praktyce? Jak równocześnie zagwarantować, że osoba kształcona nie będzie miała rażących braków, uniemożliwiających funkcjonowanie w społeczeństwie? Wreszcie, jak to zrealizować przy użyciu obecnej kadry nauczycielskiej?

O trzecim, niezbędnym warunku dla pozytywnych zmian w oświacie, napiszę następnym razem.

 

 

 

 

 

0

InaMina

"„ojciec, Ty mi nie mów jak mam robic, Ty rób, jak mówisz"

97 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758