Bez kategorii
Like

Czemu Kaczyński nie dzieli się z władzą nawet opłatkiem.

13/02/2011
393 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Waaadza w osobie Jaśnie Oświeconego Prezydenta, Wielkiego Łowczego Prywiślinskiej Strany, g(r)afa Bronisława Ruskobudskiego z Komorowskich skarży się żałośnie i śliozy roni smarkając w palce, że ten okropny Jarosław Kaczyński (tu Prezydent zawsze przerwa, by po trzykroć przekląć złowieszczego kurdupla) tak dalece zapiekł się w swej antypaństwowej nienawiści, że nawet się z waaadzą nie chce podzielić tradycyjnym bożonarodzeniowym jajeczkiem, yyy… to znaczy opłatkiem. Mówiąc już nieco poważniej, prócz oczywistych względów natury estetycznej i osobistej, JarKacz odcina się od wszelkich uroczystości państwowych również z czysto politycznego wyrachowania – pokazuje wszem i wobec, że nie zamierza najmniejszym nawet gestem żyrować fatalnej dla Polski polityki obecnych władz, że nie zależy mu na pustych gestach pełnych obłudy i hipokryzji.   W ten sposób utwierdza w […]

0


Waaadza w osobie Jaśnie Oświeconego Prezydenta, Wielkiego Łowczego Prywiślinskiej Strany, g(r)afa Bronisława Ruskobudskiego z Komorowskich skarży się żałośnie i śliozy roni smarkając w palce, że ten okropny Jarosław Kaczyński (tu Prezydent zawsze przerwa, by po trzykroć przekląć złowieszczego kurdupla) tak dalece zapiekł się w swej antypaństwowej nienawiści, że nawet się z waaadzą nie chce podzielić tradycyjnym bożonarodzeniowym jajeczkiem, yyy… to znaczy opłatkiem.

Mówiąc już nieco poważniej, prócz oczywistych względów natury estetycznej i osobistej, JarKacz odcina się od wszelkich uroczystości państwowych również z czysto politycznego wyrachowania – pokazuje wszem i wobec, że nie zamierza najmniejszym nawet gestem żyrować fatalnej dla Polski polityki obecnych władz, że nie zależy mu na pustych gestach pełnych obłudy i hipokryzji.
 
W ten sposób utwierdza w prawicowym elektoracie przekonanie o zasadniczej uczciwości swych intencji, o własnej bezkompromisowości i determinacji w dążeniu do zmiany kierunku, w którym zmierza Polska. Czyni roztropnie, bo im bardziej spadać będą łuski z oczu społeczeństwa, zwłaszcza tej jego części, która dała się uwieść obietnicom tego socjopaty Tuska, im więcej dolegliwości spowodowanych nieudolną polityką rządu zacznie uwierać Polaków na co dzień, tym szybciej społeczeństwo to dostrzeże, jak bardzo nagi jest król i jak bardzo oszukiwani byli przez tych, którzy partycypowali w systemie władzy i tym łacniej zwróci się ku temu, który nie tylko systemu tego nie był udziałowcem, ale który głośno go krytykował i który został przezeń najbardziej pokrzywdzony – i jako człowiek i jako polityk.

Póki co, oczywiście, grupa ta, skrótowo określana pojęciem lemingów, nie dopuszcza jeszcze myśli o zmianie poglądów na temat JarKacza. I takie jaskółki jak Meller czy Kukiz wiosny tu na razie nie czynią. Coponiektóre lemingi oglądają się już, co prawda, (odruchowo) na lewo – ale tam wije się jedynie i syczy Napierniczak, który po zaduszeniu Olejarskiego rozgląda się swym wężowym wzrokiem za kolejnymi ofiarami. Są tacy, którzy do niego przystaną. Ale ci trochę starsi może przypomną sobie Człowieka, Który Baczył Jak Dobrze Skończyć, łysego jowialnego ministranta ostrego jak, k… brzytwa, liska-chytruska – żubrzego przyjaciela i paru innych dżentelmenów o nieposzlakowanej opinii, na klęsce których nastąpiło to pożałowania godne tąpnięcie roku 2005, gdy salon zadrżał w posadach, a niejeden mąż potężny musiał głośno wrzeszczeć, by dodać odwagi swemu sercu, które nie zna strachu.
 
Obecna sytuacja zaczyna coraz bardziej przypominać tę sprzed pięciu czy sześciu lat – wówczas też nad Ojczyzną zawisły czarne chmury, gospodarka też zaczęła rozłazić się w szwach, korupcja szalała, ale państwo działało jednak skuteczniej niż teraz. Dziś okazuje się, że światłe reformy ludzi z sercem po lewej stronie, tak oklakierowane przez różnych zachodnich cmokierów, wyssały z tego państwa resztkę sił witalnych i na naszych oczach zaczyna ono tracić niezbędny rozpęd, jak samolot któremu brakło paliwa. Wkrótce siła nośna się skończy i rozpocznie się etap zwany przez fachowców od latania przeciągnięciem (dziś terminologia lotnicza jest bardzo popularna, więc tuszę, iż każdy chyba wie, o co chodzi).

W obliczu szybko nadciągającej katastrofy, na scenie politycznej nastanie zamęt i pomieszanie – utrata poparcia przez partię rządzącą (albo raczej – partie rządzące!) sprawi, że głosy ulegną rozdrobnieniu, takiemu jakie pamiętamy z końca lat 90. Ale rozdrobnienie to będzie dotyczyło przecież głównie lemingów, lewicowców i lewaków. Część lemingów, wierzę, zawróci z drogi ku urwisku i zagłosuje na PiS (lub całkiem oleje wybory). Reszta wzmocni SLD i różne drobne przystawki – nie na tyle jednak, by otworzyć im drogę do władzy.
 
Większość strony pisowskiej nie ma wątpliwości – trzeba tylko poczekać aż wykruszą się i odpadną ci, którzy przylepili się do nas jak… no, jak błoto do podeszwy. A to nastąpi już przed tegorocznymi wyborami. Różne PJN-y i Ruchy Poparcia Człowieka ze Świńskim Ryjem, mimo intensywnego pompowania medialnego, nie przekroczą progu wyborczego, a jeśli nawet, to tylko po to, by zyskać w Sejmie tyle mandatów, co mniejszość niemiecka.
 
Albo więc znikną jak pierdnięcie w huraganie, albo wtopią się w PO czy SLD, co nie zmieni zasadniczo sytuacji na rynku politycznym. Biorąc pod uwagę fakt, że dołuje także PSL, w którym narasta pęknięcie równie głębokie, co w PO (o ile nie głębsze) po wyborach może okazać się, że w Sejmie liczą się tylko dwie siły – Platforma i PiS. I żadna z nich nie jest w stanie stworzyć stabilnej większości koalicyjnej.
 
Na to właśnie liczy prezes Kaczyński, bo wówczas dopiero nadejdzie czas przewartościowań i kompromisów. Społeczeństwo będzie już dostatecznie otrzeźwione i wyleczone z mamień zaprzyjaźnionych telewizji i michniczeń prasy, by odrzucić dziecinne odruchy ślepej negacji PiSu. Sam PiS, miejmy nadzieję, zdoła do tego czasu uporządkować własne struktury, dogłębnie przesycone łatwymi do manipulowania karierowiczami, agentami układu, leniami i słabeuszami, którzy – jak wspomniałem – przykleili się doń na fali entuzjastycznego rozrostu partii w krótkim okresie sprawowania władzy.
 
Może i dobrze się składa, że PiS nie jest w stanie zgarnąć puli już w tegorocznych wyborach – na reformy w partii najlepszy jest bowiem okres pozostawania w opozycji, właściwie jest to jedyny czas po temu. A bez głębokich reform PiS nie jest w stanie skutecznie przejąć i sprawować władzy – Kaczyński doskonale tę lekcję zrozumiał.
 
Jedną z największych zalet polityka, a zwłaszcza męża stanu, jest umiejętność wyczucia tempa i rytmu wydarzeń, zdolność do wykonywania właściwych posunięć w zgodzie z tym rytmem i tempem. Trzeba mieć swoisty polityczny słuch muzyczny, by nie pomylić kroku, nie zafałszować – a trzeba przy tym jeszcze podejmować WŁAŚCIWE decyzje. Podejmowanie właściwych decyzji, ale bez zwracania uwagi na tę "muzykę" jest równie błędne, co podejmowanie decyzji we właściwym rytmie – ale decyzji błędnych. Trudna to sztuka, niewielu polityków jest w stanie jej sprostać, zwłaszcza, gdy sąsiednie orkiestry złośliwie naszą zagłuszają, mylą rytm, tempo i tonację, gdy podkupują muzyków albo wręcz strzelają do dyrygenta.
 
Oby Kaczyński sztuce tej sprostał i oby pozwolił urosnąć obok siebie młodszym, którzy przejmą po nim batutę.
0

tipsi

milosnik buraczków zasmazanych

34 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758