Padają nazwiska: Jerzy Miller, Edmund Klich, Paweł Graś czy Agnieszka Kublik z "Gazety Wyborczej", oraz nazwy instytucji – chodzi tu głównie o prokuraturę. Wina główna jednak jest po stronie rządu polskiego, który pozwolił "Rosjanom na dosłownie wszystko – pisze redaktor – łącznie z niszczeniem i fałszowaniem dowodów, a także ogłoszeniem na cały świat, że jednym z odpowiedzialnych za katastrofę jest pierwszy polski lotnik".

Marek Pyza zadaje też pytanie: Co działo się w ostatnich sekundach lotu? "Wiadomo, że piloci zdecydowali wtedy o odejściu – pisze autor – że stosowali odpowiednie procedury. Dlaczego nie udało im się wykonać tego manewru? Gdzie dokładnie i dlaczego samolot zaczął rozpadać się w drobny – nomen omen – mak?"

— "Najbardziej prawdopodobną jest próba odejścia w autopilocie, która zawiodła w tej konfiguracji samolotu – uważa pilot mjr Michał Fiszer. – Nastąpił moment dezorientacji i przejście na sterowanie ręczne. Za późno".

— Załoga "dobrze współpracowała, czytała z odpowiednich zegarów i podjęła decyzję o odejściu w automacie zgodnie z procedurą – mówi Krzysztof Zalewski, red. nacz. miesięcznika 'Lotnictwo’. – Słychać, że załoga oczekuje pewnej rutynowej reakcji, która nie następuje".

— Doświadczony pilot Janusz Więckowski nie wierzy w autentyczność nagrania przekazanego przez Rosjan. "Taśma może być zmanipulowana – ocenia fachowiec. – Ten stoicki głos nawigatora do niczego mi nie pasuje. Przecież widząc, że to odejście na drugi krąg nie następuje, piloci nie byliby tak spokojni. (…) W ostatnich sekundach tego lotu, mimo udokumentowanych ruchów wolantem, sterowności nie było. Zarówno przed domniemanym zderzeniem z brzozą, jak i po nim" – twierdzi J. Więckowski.