Mam nieodparte wrażenie, że zaangażowanie strony rządowej, aby uzasadnić tezę o jakichkolwiek naciskach na pilotów w trakcie tragicznego lotu z 10 kwietnia 2010 roku jest naprawdę zadziwiające.

Ostatnio jest coraz lepiej a równocześnie coraz bardziej nieudolnie. Najpierw anonimowy chorąży BOR zeznaje redaktorom bodajże z "GW", że słyszał jak Błasik kłócił się z Protasiukiem. Donosi o tym anonimowy (a jakże) oficer BOR który słyszał relację, których szczegółów poprzedni anonimowy chorąży BOR niestety nie umieścił w swoich zeznaniach w prokuraturze. Dowodem na to jest niemy film z kamery przemysłowej, który dotarł do redakcji TVN24 (sam autor reportażu przyznał mi osobiście, że właściwie to widać cyt. "jajo").

Potem szef MON Bogdan Klich po dwóch latach każe kpt. Pietruczukowi spisać notatkę z lotu do Tbilisi z 2006 r. Notatka ta – bez daty – ląduję w "GW", gdzie gazeta opisuję ją w artykule. W rozmowie z TV Trwam sam Czuchnowski przyznaję, że nie miał pojęcia że notatka została sporządzona całkiem niedawno (to tłumaczy czemu wcześniej nie mogła się odnaleść).

Tak się składa, że BOR jest strukturą osadzoną w MSWiA, której szefem jest Jerzy Miller, szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, mianowany na to stanowisko w miejsce Edmunda Klicha, dzięki temu, że zmieniono w trypie nadzywczajnym rozporządzenie szefa MON. Ktoś pamięta jak tłumaczono tą nominację – otóż, tym że płk E. Klich to … cywil i słabo dogaduję się z wojskowymi członkami komisji.

Jest ekspertem z doświadczeniem wojskowym, byłym pułkownikiem, ale od wielu lat cywilem – mówił o nim premier.

W jego miejsce powołano więc innego cywila – Jerzego Millera, który ma sprawować nadzór merytoryczny, pracując bezpośrednio pod nadzorem szefa rządu – mówił Tusk 28.04.2010 r. Ot – meandry rządowej logiki.

***

Sprawa może mieć też drugie dno. Tusk w swoim słynnym komentarzu do raportu MAK powiedział, że jest on rzetelny, ale niekompletny. Przypominam, że rzekoma presję wywieraną na załogę Komitet Międzypaństwowy uznał, za BEZPOŚREDNIĄ przyczynę katastrofy. Nie "okoliczność sprzyjającą", nie "przyczynę pośrednią" – ale właśnie PRZYCZYNĘ BEZPOŚREDNIĄ.

Jednocześnie premier przyznał, że całego raportu nie czytał – ale jedynie zdał się na swoich urzędników, którzy dostarczyli mu jakieś resume.

Prokurator Generalny Andrzej Seremet stwierdził zaś 10 marca , że na żadne naciski nie ma dowodów.

Jeśli więc okaże się, że przyczyna BEZPOŚREDNIA sformułowana przez MAK jest całkowicie NIEPRAWDZIWA, to w jakim świetle stawia to Premiera i szefa KBWLLP, którzy solidarnie zapewniali, że raport jest rzetelny choć niekompletny (pomijam fakt, że kompletność to jedna z cech rzetelności)?

Chyba raczej nieciekawym. Przy okazji pokaże (jeszcze raz) opini publicznej co warta jest "praca" jaką wykonali ludzie z Moskwy, którym premier tak bezgranicznie zaufał.

Lepiej więc, aby jakiekolwiek naciski się odnalazły. W tym celu warto znaleść naciąganych świadków, nieznane nagrania, nieodkryte notatki – obojętnie czy w MSWiA, MON czy z pomocą ABW. A że robi się to w sposób taki jak w jaki działa ten gabinet – czyli kompletnie po amatorsku, robiąc nawet głupków z zaprzyjaźnionych dziennikarzy?

Czy ktoś się temu jeszcze dziwi?