Bez kategorii
Like

Bezsensowny spór w edukacji

19/05/2012
483 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Sporu o religię w szkołach oczywiście nie byłoby, gdyby to rodzice zamiast urzędników decydowali o tym czego i gdzie mają się uczyć ich dzieci.

0


Dzisiejszy Nasz Dziennik informuje o minister edukacji, która musi się tłumaczyć z ograniczania w szkole lekcji religii. Zdaniem opozycji z PiS, jest to dyskryminacja i łamanie konkordatu (czyli łamanie prawa) i naruszanie przepisów konstytucji. Katoliccy posłowie PiS podnoszą, że to element walki z chrześcijaństwem i kolejny etap ateizacji społeczeństwa. To wszystko oczywiście prawda, ale całego problemu nie byłoby, gdyby to rodzice – a nie urzędnicy – decydowali o kształceniu swoich dzieci. I każdy mógłby sam zdecydować czy jego dziecko ma się uczyć religii czy nie. Taki system pogodziłby katolików i ateistów, gdyż ci pierwsi mogliby posyłać dzieci na religię, szanując prawo tych drugich, by tego nie czynili. Taki system jednak odebrałby władzę nad uczniem urzędnikowi, co w eurosocjalizmie jest nie do pomyślenia. Problem jest jednak nieco głębszy.

Ostatnie kilkanaście lat to jedna wielka zapaść polskiego systemu edukacji. Poziom polskich szkół obniża się z miesiąca na miesiąc, szkoły stają się teatrem przestępczości, narkomanii, przemocy i … głupoty (obniżony poziom kształcenia pozwala skonczyć studia wyższe tysiącom osób, które nie powinny nawet zdać matury). Ostatnie lata to dramatyczny rozrost armii biurokratów odpowiedzialnych za edukację: kuratorów, wicekuratorów, nadkuratorów, podkuratorów, młodszych i starszych specjalistów, ekspertów, autorów różnych planów itp. Armia tych ludzi przejada monstrualne pieniądze podatników, a przy tym jej działalność jest wyłącznie szkodliwa. Wystarczy wspomnieć choćby o nauczycielach, którzy muszą przeznaczać ogromną ilość czasu na wypełnianie zupełnie niepotrzebnych papierów. Wystarczy wspomnieć o przepisach ograniczających władze nauczycieli i dyrektorów (choćby słynne "wychowanie bezstresowe"). I obraz polskiej edukacji jest taki, a nie inny.

System ten nie służy uczniom, ani ich rodzicom. Służy natomiast urzędnikom – zwłaszcza z ministerstwa edukacji. Ci zaś zainteresowani są braniem łapówek od producentów podręczników. To dlatego właśnie w ostatnich latach tak czesto zmieniają się podręczniki (najpierw dają "w łapę" jedni producenci, potem drudzy). To dlatego też urzędnicy starają się wprowadzić jak najwięcej tytułów jako obowiązkowych. Do podręczników dochodzą więc ćwiczenia, potem kolejne podręczniki i kolejne ćwiczenia (często bezwartościowe). Do tego lektury. Wszystkie te przedmioty dzieci dźwigają w tornistrach ważących kilkanaście kilogramów, psując sobie kręgosłupy. Takie są właśnie skutki głupoty i chciwości armii urzędników. Ważniejszym i gorszym skutkiem skutkiem tego pseudoedukacyjnego horroru jest odmóżdżanie uczniów, wkładanie im do głowy politycznej poprawności i zupełnie zbędnej wiedzy. Kontrolę nad uczniami sprawują w ten sposób urzędnicy, a nie rodzice. Rodzic – patriota – może się więc denerwować gdy dowiaduje się, że ministerstwo chce zlikwidować naukę historii. Ale nie może zrobic nic więcej. Bo rodzic jest tylko rodzicem, a urzednik aż urzędnikiem.

I wzywanie "na dywanik" pani Szumilasowej niczego tu nie zmieni. Zmienić coś może tylko prywatyzacja szkolnictwa i wyrzucenie na zbity pysk całej bandy urzędasów terroryzujących polski system edukacyjny. W systemie prywatnym to rodzic będzie decydował do której szkoły posłać swoje dziecko. Dyrektorzy będą więc zabiegać o uczniów i dobrych nauczycieli, bo inaczej zbankrutują. Rodzice będą się cieszyć, że ich dzieci robią postępy w nauce, a dobrzy nauczyciele będą dobrze zarabiać.

Ktoś może zwrócić uwagę, iż nie każdą polską rodzinę stać na opłacanie szkoły dla dzieci. To jest prawda, dlatego można wprowadzić bony edukacyjne. Niech państwo przyznaje rodzicom bon edukacyjny na każde dziecko. Rodzic może złożyć ten bon w szkole, do której pośle swoje dziecko. Za każdy taki bon, dyrektor szkoły dostanie określoną kwotę pieniędzy. Pieniądze pójdą więc za uczniem. i dyrektor szkoły będzie wiedział, że jeżeli coś spieprzy to rodzic zabierze ten bon i zaniesie do innej szkoły. A wtedy zarobi konkurent. Taki system natychmiast rozwiąże problem braku dyscypliny w szkole, spadającego poziomu nauczania i wiele innych.

Taki system odbierze urzędasom władzę nad dziećmi. Więc urzędasy – zainteresowane braniem łapówek – nigdy się na to nie zgodzą. Skutki tego systemu edukacji będą więc fatalne i dadzą znać o sobie za kilka lat.

 

0

Leszek Szymowski

Niezale

132 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758