ONA I ON
Like

Baba na rybach i… nie-pokoje (odc. 11)

23/09/2013
1108 Wyświetlenia
1 Komentarze
13 minut czytania
Baba na rybach i… nie-pokoje (odc. 11)

– Muflon! – nastoletni, dziewczęcy głosik przekrzyczał stukot tramwaju, co z kolei wpłynęło na wzmożone zainteresowanie pasażerów ową młodą osóbką i siedzącą obok niej kobietą .

0


balagan

 

 

Jakaś starsza pani pokiwała z dezaprobatą siwą głową – no bo jak to tak siksa jedna, ledwie od ziemi odrosła i matkę traktuje baranami. Pal sześć, że szlachetnymi, ale baran to zawsze jednak jest baran, bez względu na stopień arystokratyczny! Zażywnej pani szybko jednak zrzedła mina, kiedy równie donośny głos Wędkowiec, ona to bowiem była adresatką owego muflona, zakrzyknął z wielkim ukontentowaniem

 

-Nic!

 

– Coś! – ryknęła natychmiast młoda osóbka w odpowiedzi, podnosząc dumnie kształtną główkę i patrząc matce w oczy dodała – Aha! Tu cię mam…Mamuśka! Się ładnie zgrało, poznaj mistrzunia! Hahaha! Nie pobijesz swej potomkini! – tu nastolatka zawiesiła rozemocjonowany głosik i na dokładkę palec wskazujący w powietrzu, który zresztą brzydko wycelowała w matkę.

 

W tramwaju zapadła głucha cisza. Pasażerowie przestali gadać, nawet niektórzy z wielkich emocji gryźli nerwowo paznokcie i z niepokojem przyglądali się Wędkowiec, która właśnie mocno drapała się w głowę i robiła okropnie głupią minę, która to miała być niezbitym dowodem na to, że kobieta bardzo mocno wytęża szare komórki.

 

– ŚMIEĆ!!! – wrzasnęła Wędkowiec, ocierając kropelkę potu z czoła. –  Ufff!. Niewiele brakowało, a nic nie przyszłoby mi do głowy – dodała patrząc z nieskrywanym podziwem na córkę.

 

– Ha, widzisz, po tylu latach grania z tobą w wyrazy jestem po prostu …

 

– Uhm, przyznaję, mistrzuniem. Tylko jakoś mało kiedy, droga córciu przejmujesz się faktem , że non stop upychasz mi wszystkie wyrazy kończące się na literę a. A ja jak kretynka kopię w zasobach pamięci, żeby znaleźć słowa rozpoczynające się na tę szlachetną głoseczkę…

 

– No nie smutaj, mamcia. Kiedyś każdy uczeń przerasta mistrza – wypaliło dwunastoletnie dziecię i zerknęło na matkę z ogromną miłością.

 

– A no tak, jasne – zacukała się Wędkowiec i już nieco bardziej matczynym tonem dodała – A skoro już jesteśmy przy nauce, to co tam w szkole?

 

– Aaa, niee, niic – odrzekła dziewczynka – Zadań nie ma, nie ma nauki, bo dziś mieliśmy sprzątanie świata.

 

– Nie no… – teraz Wędkowiec z wielką dezaprobatą kiwała głową – Nic tylko albo kina zwiedzacie, albo teatry oglądacie, albo po Wawelach się włóczycie. Lekcje opuszczacie, nic was w tych szkołach nie uczą! A potem gimnazja baranimi głowami świecą! Tak! W dodatku wypełnionymi sieczką!
– A co to jest sieczka, mamciu?
– No widzisz! Właśnie, no jak ty możesz wiedzieć co to sieczka, skoro zamiast przyrodę pilnie studiować w klasie, ty świat sprzątasz! Pocięta trawa!
– Rany, nie klnij mamo! – z nieco udawanym przerażeniem wyszeptała dwunastolatka.

 

– Ale gdzie tu widzisz brzydkie wyrażenie?- zdenerwowała się Wędkowiec.

 

– No jak…Pocięta trawa…upchnęłaś zamiast jakiegoś  cholera jasna…- Dziewczynka popatrzyła na matkę usiłując ostatkiem sił zmienić temat i tor rozmowy z rodzicem. Najbardziej nie podobał jej się ów tor – wiódł bowiem do postawienia tezy, że ta dzisiejsza młodzież to jakaś taka niedobra i niedouczona jest.

 

– Sieczka to pocięta trawa i nie klnę! Ale jak mi Bóg miły, jeszcze moment i zacznę! – wysapała Wędkowiec właśnie doprowadzona przez własną córkę do momentu psychicznego zwanego „murem i klatką bez wyjścia- tu dobrze jest walnąć parę razy łbem o beton, bo po tym zabiegu i tak już wszystko rodzicowi obojętnieje”.

 

Wędkowiec jednak nie dała wpuścić się na betonowy mur bez wyjścia i ględzącą nutą głosu jęknęła śpiewnie

 

– Za moich czasóóóów…

Niemalże w tym samym momencie szyki bojowe nastolatki uległy rozproszeniu a ich właścicielka najpierw popatrzyła na rodzicielkę z miną wytrawnego pokerzysty a następnie  ryknęła gromko

 

– Mamusia, wysiadamy!!!  Chodź szybko, bo zaraz zamknie drzwi! – i w jedną rękę chwyciła ciężki plecak, a drugą zacisnęła na przegubie dłoni Wędkowiec i poczęła bardzo sprytnie przeciskać się do wyjścia.

 

– A jednnak…skoończę – ględzącym tonem odezwała się znów Wędkowiec, oczyma wyobraźni widząc piwne źrenice córki biegnące w kierunku najpierw sufitu tramwajowego, a później niebios, bo rzeczywiste  gałki oczne miała teraz na wysokości pleców dwunastolatki. – Dawniej uczyyli czegooś w tych przybytkach wiedzy – mamrotała dość głośnym i jękliwym tonem wprost do łopatek córki – A dziś zamiast sieczki i Konopnickiej i Plastusia, co dają w zamian? Ano śmieci!

 

– Dobra! Poddaję się, mamcia! A Rotę wkuwałam dwa tygodnie temu. Wyluzuj, błagam!  I nie śmieci nam dają, tylko sprzątania świata uczą. To też jest ważne… No wiesz- ekologia! Porządek! Dbanie o to, co jest wokół nas.

 

– A no tak. Oczywiście – Wędkowiec zerknęła badawczo na zarumienione policzki córki. – Myślę zatem, że skoro takich … potrzebnych spraw was uczą, no to od dziś codzienny porządek w pokoju nie będzie jakimś wielkim wyzwaniem… – Tu Wędkowiec zawiesiła głos i z wielkim zainteresowaniem wpatrzyła się w ozdobną klamkę na wejściowych drzwiach do kamienicy, w której mieszkały obie panie.

 

– Mamooo!!!!- Dwunastolatka skoczyła jak oparzona koza – Bez jaj! Ty zawsze musisz wykorzystać przeciwko mnie, to co ci opowiem! Nie bawię się tak!!! – walczyła.

 

– Ależ to jest dla twojego dobra. No…przecież wiedzę uzyskaną w szkole trzeba jakoś ćwiczyć…Prawda? Żeby nie wyszło że jednak w tych szkołach dzisiejszych to same … muflony siedzą. – spokojnym głosem odpowiedziała Wędkowiec, pchnęła ciężkie podwoje i rozpoczęła wspinaczkę na drugie piętro.

 

– Jasne…I pewnie do północy będę sprzątała codziennie ten głupi pokój! – krzyknęła dziewczynka.

 

– Jeśli masz tam aż taki bałagan, to pewnie na tym się skończy.

 

– Do kitu z takim pokojem! – wrzasnęła dziewczynka.

 

– A poza tym…No wiesz, ten pokój  to taki malutki wycinek całego świata. Od tego zaczniesz…Wiesz, trzeba dbać o porządek, ekologicznie myśleć i takie tam – uśmiechnęła się Wękowiec i wpuściła młodą, zacietrzewioną osóbkę do mieszkania.

 

– Słychać was od parteru – przywitał je były małżonek Wędkowiec – Wydzieracie dzioby na temat pokoju, ale same pokojowo nie brzmicie.

 

– A bo to nie o taki światowy pokój idzie, ale o taki z czterema kątami i to zakurzonymi – odparła Wędkowiec i  natychmiast została wkomponowana w ścianę przez rozpędzone dwa, ogromne psy, które właśnie postanowiły przywitać swoją panią. – No więc, czas najbliższy, nasza córka strawi na ich…wybłyszczaniu – dodała, strząsając z siebie cztery potężne łapy, dwa wielkie nosy i opędzając się ręką od dwóch mokrych jęzorów.

 

-Hmmm – zadumał się były mąż Wędkowiec – A wiesz, skoro już przy czystościowych sprawach jesteśmy… To powiem ci, że nie ma to jak rano wytarzać się w kupie. Nareszcie rozumiem naszego Faflona i Klapcię też.

 

Oświadczenie byłego małżonka wbiło Wędkowiec w ścianę nieco głębiej niż powitanie zgotowane przez wspomniane właśnie psy. Z niepokojem wciągnęła nosem okoliczne powietrze , ale nie poczuła żadnego niemiłego zapachu.  Stała tak ze zwieszonymi rękami i nie całkiem mądrym błyskiem w oku i niestety prawdopodobnie wyglądała jak prawdziwy muflon , który właśnie zobaczył zielonego ufoludka.

 

– Co tak niezwykle interesującego na tyłku Faflona przyciągnęło twoją uwagę? – uśmiechnął się szeroko były małżonek , równocześnie kierując uwagę Wędkowiec, że zapatrzyła się ni mniej ni więcej w siedzenie psa- Pierwsze dwie godziny dzisiejszego dnia spędziłem  przetykając sedes. Ktoś zechciał łaskawie zużyć całą rolkę papieru toaletowego na raz i … pójść sobie w najlepsze …

– Na mnie nie licz – przerwała Wędkowiec – Ale wiem chyba czyja to sprawka. Rozruba!

– Już z nim to załatwiłem. Wszystko pod kontrolą. Po szkole uczył się ze mną użytkowania papieru. Egzamin wypadł pomyślnie. Więc powieś torbę i chodźcie na obiad…- wypalił były małżonek i to było dopiero oświadczenie, które zwaliło Wędkowiec z nóg.

 

Usiadła sobie cichutko na krzesełku i usiłowała zebrać wszystkie myśli…

„Obiad…Uczył syna… Nie może być… Przetkał klop… Niecodzienne…O ludzie! Świat się kończy!!! I w ogóle to jakoś ostatnio przez drzwi mnie pierwszą wpuszcza i takie tam inne… A może on chory jest?” – niepokoiła się co raz bardziej.

 

Źródło osobiste doświadczenia autorki.

0

Bez kredek we lbie

Matka-Polka-galopka. Na marginesie - matematyk, księgowa. Staram się nie politykować, nie mam do tego predyspozycji, wolę ... obserwować, wyciągać wnioski, przyglądać się i opisywać. Poczucia humoru nigdy za dużo, nawet sam Pan Bóg je posiada, więc czemu nie człowiek?

20 publikacje
10 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758