Bez kategorii
Like

Anatomia Państwa cz. 1

02/01/2013
475 Wyświetlenia
0 Komentarze
48 minut czytania
no-cover

Państwo okiem anarchisty – zapraszam do zapoznania się z interesującym esejem Murray’a N. Rothbarda.

0


 

Całość tekstu Rothbarda w tłumaczeniu p. Małgorzaty Burneckiej i p. Marcina Sawicza jest dostępna tutaj. Ze swojej strony wprowadziłem w nim jedynie kilka poprawek, i podzieliłem ten dosyć długi tekst na kilka części, które będę tutaj sukcesywnie zamieszczał.

Anatomia państwa, część 1. 

Czym państwo nie jest. 

 
Państwo jest niemal zawsze rozpatrywane jako instytucja usługi społecznej. Niektórzy teoretycy czczą Państwo jako apoteozę społeczeństwa; inni uważają je za przyjazną, aczkolwiek często mało efektywną organizację służącą osiąganiu społecznych celów; jednakże niemal wszyscy uważają je za środek konieczny do osiągnięcia celów ludzkości, środek postrzegany w opozycji do „sektora prywatnego” i często wygrywający z nim wyścig o zasoby. Wraz z powstaniem demokracji, utożsamianie Państwa i społeczeństwa uległo znacznemu wzmocnieniu tak, że w końcu można powszechnie zauważyć emocje wyrażane w sposób zadający gwałt podstawom rozumu i zdrowego rozsądku, w takich stwierdzeniach jak: „my jesteśmy rządem”. Przydatny kolektywny termin „my” umożliwił rozpostarcie ideologicznego kamuflażu na rzeczywistość życia politycznego. Jeśli to „my jesteśmy rządem”, zatem cokolwiek rząd czyni wobec jednostki nie jest jedynie przeciwieństwem aktu tyranii, ale wręcz „dobrowolnością” ze strony jednostki, której ów akt dotyczy. Jeśli rząd zaciąga ogromny dług publiczny, który musiałby zostać spłacony poprzez opodatkowanie jednej grupy z korzyścią dla drugiej, to ów ciężar rzeczywistości zostaje ukryty poprzez stwierdzenie, iż „sami jesteśmy to sobie dłużni”; jeśli rząd powołuje człowieka do wojska lub zamyka go w więzieniu za odmienne poglądy, to w gruncie rzeczy człowiek ten „sam to sobie robi”, zatem nic niestosownego się nie zdarza. Zgodnie z tym rozumowaniem, żadni Żydzi zamordowani przez rząd nazistów zamordowani nie zostali; musieli zamiast tego „popełnić samobójstwo”, gdyż to oni byli rządem (który został demokratycznie wybrany), zatem wszystko, co rząd wobec nich uczynił, było z ich strony dobrowolne. Roztrząsanie tego twierdzenia nie wydaje się być konieczne, a jak na razie wszechogarniająca większość ludzi trzyma się tego złudnego mniemania w większym lub mniejszym stopniu.
 
Dlatego też musimy podkreślić, że „my” nie jesteśmy rządem; rząd nie jest „nami”. Rząd w żadnym ścisłym sensie nie „reprezentuje” większości ludzi. [1] Ale nawet jeśli by tak było, nawet jeśli 70 procent ludzi zdecydowało się zamordować pozostałe 30 procent, nadal byłoby to morderstwo, nie zaś dobrowolne samobójstwo ze strony wymordowanej mniejszości. [2] Żadna organicystyczna metafora, żadna wzięta z powietrza formułka, że „każdy z nas jest częścią drugiego” nie może dać przyzwolenia na ukrycie tak podstawowego faktu.
 
Jeśli zatem Państwo to nie „my”, jeśli to nie „rodzina ludzka” zbierająca się razem, by decydować o wspólnych problemach, jeśli to nie spotkanie loży czy koło gospodyń wiejskich, to w takim razie co? W skrócie, Państwo jest tą organizacją w społeczeństwie, która próbuje utrzymać wyłączność na użycie siły i przemocy na danym terenie; w szczególności zaś jest jedyną organizacją w społeczeństwie, która uzyskuje swoje dochody nie z dobrowolnych datków czy płatności za świadczone usługi, ale na drodze przymusu. Podczas gdy inne jednostki bądź instytucje uzyskują wpływy z produkcji dóbr i usług, poprzez pokojową i dobrowolną sprzedaż owych dóbr i usług innym, Państwo swoje dochody wymusza; posługuje się przy tym groźbą więzienia i bagnetu. [3] Używając siły i przemocy, by pozyskać dochody, Państwo zmierza zazwyczaj do tego, by regulować i wyznaczać wszelkie przejawy aktywności swoich indywidualnych poddanych. Można by przypuszczać, iż zwykła obserwacja wszystkich Państw na przestrzeni wieków i dookoła kuli ziemskiej wystarczyłaby jako dowód dla tego twierdzenia; jednakże opary mitu tak długo unosiły się nad działalnością Państwa, że opracowanie tego tematu jest wprost konieczne.
 
Czym jest państwo.
 
Człowiek przychodzi na świat nagi i potrzebuje użyć swego umysłu, by nauczyć się, jak wykorzystywać dobra dane mu przez naturę, jak przekształcać je (na przykład, inwestując w „kapitał”) w kształty, formy i miejsca, w których zasoby owe mogą być użyte dla zaspokojenia jego potrzeb i pragnień oraz podniesienia standardu życia. Jedynym sposobem, by człowiek mógł tego dokonać, jest wykorzystanie swego umysłu i energii w celu przekształcenia zasobów („produkcja”), a następnie wymiany uzyskanych produktów na dobra wykonane przez innych. Człowiek odkrył, iż na drodze dobrowolnej, wzajemnej wymiany, produktywność, a w końcu i standard życia wszystkich jej uczestników mogą niewiarygodnie wzrosnąć. Jedyny „naturalny” kierunek dla człowieka, by przeżyć i osiągnąć dobrobyt, wiedzie przez wykorzystanie własnego umysłu i energii, by włączyć się w procesy produkcji – wymiany. Człowiek czyni to początkowo poprzez odnalezienie naturalnych zasobów, następnie zaś przekształcanie ich („mieszając swą pracę” z nimi, jak określa to Locke), by uczynić z nich swoją prywatną własność, później zaś wymienić ową własność na dobra uzyskane przez innych podobnym sposobem. Społeczna ścieżka wyznaczona przez wymagania ludzkiej natury jest zatem ścieżką „praw własności” i „wolnego rynku” darowania bądź wymiany owych praw. Podążając tą ścieżką, człowiek nauczył się, jak unikać barbarzyńskich metod walki o rzadkie dobra, w wyniku której A zdobywał zasoby jedynie kosztem B, a zamiast tego zaś skupił się na niewiarygodnym pomnażaniu owych dóbr poprzez pokojowe i dobrowolne procesy produkcji i wymiany.
 
Wielki niemiecki socjolog Franz Oppenheimer wskazał, iż istnieją dwie wzajemnie wykluczające się drogi osiągania dobrobytu; pierwszą z nich, omówioną tu już drogę produkcji i wymiany, nazwał drogą „środków ekonomicznych”. Druga droga jest prostsza pod tym względem, że nie wymaga produktywności; jest to droga zagarnięcia dóbr i usług innych osób poprzez użycie siły i przemocy. Jest to metoda jednostronnej konfiskaty, zagrabienia cudzej własności. Tę metodę Oppenheimer określił jako drogę „politycznych sposobów” prowadzących do dobrobytu. Powinno być oczywiste, że pokojowe wykorzystanie rozumu i energii w produkcji jest „naturalną” ścieżką dla człowieka: sposobem dla niego na przeżycie i gospodarowanie na tej ziemi. Równie oczywiste powinno być to, że wymuszenie i wyzysk stoją w opozycji do prawa naturalnego; są pasożytnicze, gdyż, zamiast pomnażać produkcję, jedynie z niej czerpią i ją uszczuplają. „Sposoby polityczne” wysysają z produkcji dochody, kierując je do pasożytniczej i destruktywnej jednostki lub grupy; owo wysysanie nie tylko uszczupla całą produkcję, ale także obniża motywację producentów do wytwarzania powyżej poziomu zaspokojenia własnych minimalnych potrzeb. Na dłuższą metę rozbójnik niszczy swą egzystencję, redukując lub eliminując źródło własnego utrzymania. To jednak nie wszystko; nawet na krótkim dystansie grabieżca sam sobie szkodzi, występując przeciwko swojej prawdziwej ludzkiej naturze.
 
W tym punkcie możemy już bardziej wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie: czym jest Państwo? Państwo, wedle słów Oppenheimera, jest „organizacją sposobów politycznych”; jest usystematyzowanym procesem grabieży na danym terytorium. [4] Zbrodnia, w najlepszym wypadku, trafia się sporadycznie i jest niepewna; pasożytnictwo jest efemeryczne, a oparte na wymuszeniu, pasożytnicze życie może być skrócone w każdej chwili przez opór wyzyskiwanych. Państwo zaś zapewnia legalny, uporządkowany, usystematyzowany kanał dla grabieży prywatnej własności; umożliwia pewne, bezpieczne i względnie „pokojowe” bytowanie pasożytniczej kasty w społeczeństwie. [5] Jako że produkcja musi poprzedzać grabież, wolny rynek ma zawsze pierwszeństwo przed Państwem. Państwo nigdy nie zostało stworzone na drodze „umowy społecznej”; zawsze rodziło się ze podbojów i wyzysku. Klasyczny paradygmat stanowiło wstrzymanie się na chwilę podbijającego plemienia w swych uświęconych tradycją metodach łupienia i mordowania podbitego plemienia, by uświadomić sobie, iż okres plądrowania byłby znacznie dłuższy i bezpieczniejszy, zaś sama sytuacja ogólnie bardziej przyjemna, gdyby pozwolić członkom podbitego plemienia żyć i produkować, jednocześnie zaś osiedlić się pomiędzy nimi w roli władców wymagających ustalonego rocznego trybutu. Jeden ze sposobów narodzin Państwa może być zilustrowany następująco: na wzgórzach południowej „Rurytanii” bandycka grupa zdobywa fizyczną kontrolę nad terytorium, w końcu zaś herszt bandy ogłasza się „Królem suwerennego i niezależnego rządu Południowej Rurytanii”; i, jeśli tylko on i jego ludzie mają siłę, by choć na chwilę utrzymać te rządy, patrz i drżyj! – nowe Państwo dołączyło do „rodziny narodów” i były przywódca bandytów został przemieniony w prawowitego królewskiego arystokratę.
 
Jak państwo się chroni.
 
Gdy tylko Państwo zostało założone, problemem grupy czy „kasty” rządzącej jest to, jak utrzymać swe rządy. [7] O ile siła stanowi ich modus operandi, o tyle podstawowy i długookresowy problem jest natury ideologicznej. Aby utrzymać się u władzy, każdy rząd (nie tylko „demokratyczny” rząd) musi uzyskać poparcie większości swoich poddanych. Owe poparcie, i to należy podkreślić, wcale nie musi być aktywnym entuzjazmem; równie dobrze może być bierną rezygnacją, jak postawa człowieka wobec nieuniknionych praw natury. Jednakże musi to być wsparcie w znaczeniu pewnego rodzaju akceptacji; w przeciwnym bowiem razie mniejszość rządząca Państwem zostałaby w końcu stłumiona przez czynnie sprzeciwiającą się społeczną większość. Jako że grabież musi być wsparta produkcją, faktem nieuniknionym jest, że klasa konstytuująca Państwo – pełnoetatowa biurokracja (i arystokracja) – musi być raczej mniejszością na danej ziemi, chociaż oczywiście może zdobywać sprzymierzeńców wśród znaczących grup społecznych. Jednakże głównym zadaniem stojącym przez rządzącymi jest zawsze zapewnienie sobie czynnej lub biernej akceptacji ze strony większości obywateli. [8], [9]
 
Oczywiście, jedna z metod zapewniania poparcia polega na wytworzeniu silnego interesu ekonomicznego. Król nie może rządzić sam; musi mieć stosunkowo liczną grupę popleczników, którzy są zadowoleni z posiadania namiastki władzy, na przykład członkowie aparatu Państwowego – pełnoetatowa biurokracja czy uznana arystokracja. [10] Niemniej jednak zapewnia to tylko małą grupę zagorzałych popleczników i nawet podstawowe sposoby zdobywania poparcia – poprzez subwencje czy inne nadawane przywileje – nadal nie wiążą się z uzyskaniem akceptacji większości. Do udzielenia owego podstawowego poparcia większość musi zostać przekonana poprzez ideologiczne zapewnienia, że ich rząd jest dobry, mądry i, koniec końców, nieunikniony, a ponadto z całą pewnością lepszy od każdej możliwej do wyobrażenia alternatywy. Rozpowszechnianie owej ideologii wśród ludzi jest kluczowym społecznym zadaniem „intelektualistów”. Masy ludzi bowiem nie tworzą swoich własnych idei, czy też nie analizują tych idei samodzielnie; podążają jedynie biernie za przyswojonymi ideami, szerzonymi powszechnie przez ciało intelektualistów. Intelektualiści pełnią zatem w społeczeństwie rolę „opiniotwórców”. I tak długo, jak zajmują się kreowaniem dokładnie tej opinii, której Państwo najbardziej potrzebuje, podstawy odwiecznego przymierza między Państwem a intelektualistami stają się jasne.
 
Oczywiste jest to, że Państwo potrzebuje intelektualistów; nie jest jednak tak oczywiste to, dlaczego intelektualiści potrzebują Państwa. Najprościej mówiąc, możemy stwierdzić, że żywot intelektualisty na wolnym rynku nie jest nigdy zbyt pewny. Intelektualista bowiem jest zależny od wartości i wyborów określonych mas ludzi, a niezwykle charakterystyczne dla mas jest to, że raczej nie są specjalnie zainteresowane sprawami intelektualisty. Z drugiej strony, Państwo może zaoferować intelektualistom bezpieczną i stałą przystań w aparacie Państwowym; a stąd stałe dochody i garnitur prestiżu. Intelektualiści zostaną bowiem hojnie wynagrodzeni za funkcję niezwykłej wagi, którą pełnią dla rządzących Państwem – dla grupy, której częścią właśnie się stają. [11]
 
Przymierze pomiędzy Państwem a intelektualistami najbardziej uwidoczniło się w entuzjastycznym pożądaniu profesorów na Uniwersytecie w Berlinie w dziewiętnastym wieku, którego celem było uformowanie „intelektualnego stróża Domu Hohenzollernów”. W dzisiejszych czasach podobnie, pozwolę sobie przytoczyć demaskujący komentarz znamienitego marksistowskiego uczonego, zawierający krytyczne studium profesora Wittfogla dotyczące starożytnego despotyzmu wschodniego, „Cywilizacja, którą profesor Wittfogel tak zacięcie atakuje, potrafiła uczynić z poetów i uczonych – urzędników”. [12] Możemy przytoczyć niezliczone przykłady obecnych postępów „nauk” strategicznych, będących na usługach głównej rządowej broni dysponującej przemocą – wojska. [13] Czcigodną instytucją jest ponadto oficjalny czy też „nadworny” historyk, z oddaniem utrwalający punkt widzenia władcy na jego własne działania oraz na czyny jego przodków. [14]
 
Liczne i różnorodne były argumenty, za pomocą których Państwo i jego intelektualiści zmuszali poddanych do poparcia swoich rządów. Podstawowe idee można zebrać następująco: (a) rządzący Państwem to wielcy i mądrzy ludzie (którzy „rządzą poprzez uświęcone prawo”, są „arystokracją” rodzaju ludzkiego, są „naukowymi ekspertami”), dużo więksi i mądrzejsi niż zacni, ale raczej prości poddani, i (b) władza sprawowana przez konkretny rząd jest nieunikniona, absolutnie konieczna i dużo lepsza niż nieopisane zło, które nastąpiłoby po jego upadku. Unia Kościoła i Państwa była jednym z najstarszych i najbardziej zwycięskich ze wszystkich ideologicznych planów. Władca albo był wyznaczony przez Boga, albo, jak w przypadku rządów absolutnych wielu despotyzmów wschodnich, sam był Bogiem; odtąd każdy sprzeciw wobec jego rządów uznawano za bluźnierstwo. Państwowi duchowni-rzemieślnicy pełnili podstawową intelektualną funkcję pozyskiwania poparcia, a nawet i czci dla rządzących. [15]
 
Kolejnym udanym pomysłem było zakorzenienie w poddanych strachu przed każdym alternatywnym systemem rządów lub nie-rządów. Obecni władcy, jak utrzymywano, zapewniali obywatelom podstawowe usługi, za które ci powinni być jak najbardziej wdzięczni: ochronę przed przygodnymi przestępcami i grabieżcami. Państwo, aby zabezpieczyć swój własny monopol na grabież, naprawdę troszczyło się o to, by prywatne i niesystematyczne przestępstwa były redukowane do minimum; Państwo zawsze było zazdrosne o swoją własność. Szczególnie efektywne okazało się ono być na przełomie ostatnich wieków w zakorzenianiu i utrwalaniu strachu przez innymi władcami Państw. Odkąd przestrzeń lądowa globu została podzielona między poszczególne Państwa, jedną z podstawowych doktryn stała się identyfikacja z terytorium, którym Państwo zarządza. Odkąd większość ludzi skłonnych jest kochać swoją ojczyznę, identyfikacja danej ziemi i ludzi z Państwem sprawiła, że naturalny patriotyzm pracował dla dobra i zysku Państwa. Gdyby „Rurytania” została zaatakowana przez „Walldavię”, pierwszym zadaniem Państwa i jego intelektualistów byłoby przekonanie mieszkańców Rurytanii, że ów atak wymierzony został w nich, nie zaś po prostu w kastę panującą. W ten właśnie sposób wojna między władcami została przekształcona w wojnę między ludami, które przychodzą bronić swych władców w błędnym przekonaniu, że owi władcy bronili ich. Ta koncepcja „nacjonalizmu” zakończyła się powodzeniem w cywilizacjach Zachodu w ostatnich stuleciach; jeszcze nie tak dawno temu masy poddanych uznawały wojny za nieistotne bitwy między różnymi grupami arystokratów.
 
Liczne i subtelne są rodzaje ideologicznej broni, którą Państwo dzierżyło na przestrzeni dziejów. Jedną z doskonalszych broni była tradycja. Im dłużej władza Państwa była w stanie się utrzymać, tym silniejsza stawała się ta broń. Dynastia X czy Państwo Y miały wtedy za sobą rzekome oparcie w stuleciach tradycji. [16] Cześć oddawana przodkom przekształcała się – niezbyt subtelnym sposobem – w kult starożytnych władców. Najpoważniejszym niebezpieczeństwem dla Państwa jest niezależna intelektualna krytyka; nie ma lepszego sposobu, by zdusić ów krytycyzm, od zaatakowania każdego pojedynczego głosu, każdego wzrostu nowych wątpliwości, jako profanicznego gwałtu zadanego mądrości przodków. Kolejną potencjalną ideologiczną siłą jest potępienie indywidualizmu i umocnienie kolektywizmu społecznego.
 
Odkąd bowiem każda władza wymaga akceptacji większości, każde ideologiczne zagrożenie tej władzy może zacząć się tylko od jednej lub kilku niezależnie myślących jednostek. Nowa idea, a tym bardziej nowa krytyczna idea, powstaje jako opinia niewielkiej mniejszości; dlatego Państwo musi zdusić te poglądy w zarodku poprzez ośmieszenie każdej opinii, która odbiega od opinii mas. „Słuchaj tylko swoich braci” czy „dostosuj się do społeczeństwa” stają się ideologiczną bronią do miażdżenia ideologicznych dysydentów. [17] Tym oto sposobem masy poddanych nigdy nie dowiedzą się, że szaty Cesarza nie istnieją. [18] Równie istotne dla Państwa jest uczynić, by jego rządy wydawały się nieuniknione; nawet jeśli jego władza nie jest lubiana, spotka się wtedy z bierną rezygnacją, jak poświadcza istnienie znajomego wyrażenia „śmierć i podatki”. Jednym ze sposobów jest także wywołanie historiograficznego determinizmu, jako przeciwstawnego w stosunku do wolnej woli jednostki. Jeśli Dynastia X nami rządzi, dzieje się tak za sprawą Niepowstrzymanych Praw Historii (albo Boskiej Woli, albo Absolutu, albo Materialnych Sił Produkcji), które tak zawyrokowały, i nic, co uczyniłyby jakieś wątłe i nic nie znaczące jednostki, nie mogłoby zmienić tego nieodwracalnego wyroku. Równie ważne jest dla Państwa, aby wpoić swoim poddanym awersję do jakiejkolwiek „spiskowej teorii dziejów”; ponieważ poszukiwanie „spisku” oznacza poszukiwanie motywów i atrybutów oraz odpowiedzialności za historyczne błędy. Jeśli jednak uznać, że żadna tyrania nałożona na Państwo, czy korupcja, czy też agresywna wojna, nie zostały zapoczątkowane przez rządzących Państwem, lecz przez tajemnicze i ukryte „społeczne siły”, czy przez niedoskonały stan świata, czy, jeśli w jakiś sposób wszyscy byli odpowiedzialni („Wszyscy Jesteśmy Mordercami”, jak głosi jeden slogan), to nie ma sensu by ludzie oburzali się na niesprawiedliwość, czy powstawali przeciwko podobnym błędom. Co więcej, atak na „teorię spisku” sprawi, że poddani staną się bardziej skłonni uwierzyć w argumenty „ogólnego dobrobytu”, które zawsze są wysuwane przez władzę, by usprawiedliwić swoje despotycznye posunięcia. „Teoria spisku” może podważyć cały system poprzez zasianie wśród społeczności zwątpienia w ideologiczną propagandę Państwa.
 
Kolejną dobrą i sprawdzoną metodą na związanie poddanych z wolą Państwa jest wywoływanie poczucia winy. Każdy wzrost w prywatnym dobrobycie może zostać zaatakowany jako „bezwzględna pazerność”, „materializm” czy „wybujałe bogactwo”, osiąganie zysku może być atakowane jako „wyzyskiwanie” i „wykorzystywanie”, wzajemnie korzystne wymiany zadenuncjowane jako „samolubstwo” i dziwnym trafem opatrzone za każdym razem podkreślaną konkluzją, że więcej zasobów powinno być odprowadzanych z prywatnego do „publicznego sektora”. Stymulowane poczucie winy sprawia zresztą, że społeczność jest bardziej skłonna to czynić. Podczas gdy osoby prywatne zwykle ulegają owej „samolubnej pazerności”, brak zaangażowania rządzących Państwem w procesy wymiany ma podkreślić ich oddanie dla wyższych i bardziej nobliwych spraw – pasożytniczej grabieży, najwyrazniej bardziej wzniosłej moralnie i estetycznej w porównaniu do spokojnej i produktywnej pracy.
 
W obecnym, bardziej świeckim wieku, boskie prawo Państwa zostało zastąpione przez odwołanie do nowego boga, Nauki. Rządy Państwa są teraz obwołane ultranaukowymi, opartymi na planowaniu przez ekspertów. Jednakże, mimo iż odwołania do „rozumu” są częstsze niż w poprzednich stuleciach, bynajmniej nie jest to prawdziwy rozum jednostki i przejaw jej wolnej woli; nadal jest to umysł kolektywistyczny i deterministyczny, nadal zakłada holistyczną jedność i stosowaną przez władców manipulację z użyciem przymusu wobec biernych poddanych.
 
Wzrastające użycie naukowego żargonu pozwoliło Państwowym intelektualistom tkać mroczną apologię rządów Państwa, która spotkałaby się jedynie z ośmieszeniem przez społeczności minionego stulecia. Złodziej, który usprawiedliwia swą kradzież mówiąc, że tak naprawdę pomógł swoim ofiarom, powodując poprzez swoje wydatki wzrost na rynku detalicznym, niegdyś znalazłby niewielkie poparcie społeczne; jednak gdy ta teoria ubrana jest w keynesistowskie równania i imponujące odwołania do „efektu mnożnika”, jest niestety bardziej przekonująca. I tak oto zamach na zdrowy rozsądek jest kontynuowany, a każde stulecie dokonuje go na swój własny sposób.
 
Podczas gdy ideologiczne poparcie jest dla Państwa kluczowe, musi ono także nieprzerwanie starać się wywierać na społeczeństwie wrażenie swojej „prawowitości”, by odróżnić swoje działania od posunięć zwykłych bandytów. Nieustanna determinacja zamachów Państwa na zdrowy rozsądek nie jest przypadkowa, jak żywo twierdził Mencken:
 
Przeciętny człowiek, jakiekolwiek byłyby jego błędy, ostatecznie wyraźnie dostrzega, że rząd jest czymś leżącym poza nim i poza większością jego kompanów – że jest oddzielną, niezależną i wrogą siłą, pozostającą tylko częściowo pod jego kontrolą i zdolną uczynić mu wielką krzywdę. Czyż nie jest faktem bez znaczenia, że okraść rząd wszędzie uważane jest za przestępstwo mniejszej wagi niż okraść jednostkę czy nawet przedsiębiorstwo? … To, co się za tym kryje, to moim zdaniem głębokie pokłady fundamentalnego antagonizmu leżące pomiędzy rządem a ludźmi, którymi włada. Rząd jest pojmowany nie jako komitet obywateli wybranych, by nieść na swoich barkach wspólny interes całej populacji, lecz jako oddzielna i autonomiczna korporacja, skupiona głównie na wyzyskiwaniu populacji dla korzyści swoich własnych członków … Gdy prywatny obywatel zostaje okradziony – godny szacunku człowiek jest pozbawiany owoców swojej produkcji i oszczędności; gdy rząd zostaje okradziony, najgorsze, co się zdarza, to to, iż pewne łotry i obiboki mają mniej pieniędzy do zabawy niż mieli wcześniej. Pomysł, że zarobili te pieniądze, nigdy się nie rodzi; większości rozsądnych ludzi wydawałoby się to wręcz absurdalne. [19]
 

 
 
[1] Nie możemy w niniejszym rozdziale rozwinąć różnorodności problemów i złudzeń „demokracji”. Wystarczy jedynie wspomnieć, że prawdziwy przedstawiciel czy „reprezentant” jednostki jest zawsze podrzędny wobec jej żądań, w każdym momencie może zostać zwolniony i nie wolno mu działać wbrew interesom bądź życzeniom jego zwierzchnika. Oczywiste jest zatem, że „reprezentant” w demokracji nigdy nie może spełnić swych funkcji pośrednictwa, jedynych zgodnych z libertariańskim społeczeństwem.
 
[2] Społeczni demokraci często ripostują, że z demokracji – większość wybiera rządzących – logicznie wynika, iż większość musi pozostawić mniejszości określone wolności, gdyż pewnego dnia owa mniejszość może stać się większością. Pomimo innych wad, argument ten w sposób oczywisty nie ma zastosowania w sytuacjach, kiedy mniejszość nie może zostać większością, jak na przykład w sytuacji, gdy mniejszość jest odrębną rasowo czy etnicznie grupą w stosunku do większości.
 
[3] Joseph A. Schumpeter, Capitalism, Socialism, and Democracy (New York: Harper and Bros., 1942), s. 198
 
Tarcia i antagonizmy pomiędzy sferą prywatną i publiczną wezbrały na sile początkowo poprzez fakt, że… Państwo utrzymywało się z dochodu, który produkowany był w sferze prywatnej na prywatne potrzeby, kierowany jednak gdzie indziej przy użyciu politycznej siły. Teoria, która tłumaczy podatki posługując się analogią do składek klubowych czy opłaty za, dajmy na to, wizytę u lekarza, dowodzi jedynie, jak bardzo odległa jest ta gałąź nauk społecznych od naukowych przyzwyczajeń umysłu.
 
Zobacz także: Murray N. Rothbard, The Fallacy of the ‘Public Sector’, New Individualist Review (Summer, 1961): s. 3 i następne.
 
[4] Franz Oppenheimer, The State (New York: Vanguard Press, 1926) s. 24 – 27
 
Istnieją dwa fundamentalnie przeciwstawne sposoby, za pomocą których człowiek, chcąc przetrwać, zmuszony jest zdobywać środki konieczne do zaspokojenia swoich pragnień. Istnieje zatem praca i grabież, własny wysiłek oraz wykorzystywanie wysiłku innych…. W niniejszej dyskusji proponuję określić własną pracę jednostki i równowartość wymiany tej pracy własnej na pracę innych mianem ‘ekonomicznych sposobów’ zaspokajania potrzeb, podczas gdy bezzwrotne i przymusowe zagarnianie pracy innych zwane będzie ‘politycznymi sposobami’ … Państwo jest organizacją korzystającą ze sposobów politycznych. Niemniej jednak żadne Państwo nie powstanie, jeśli sposoby ekonomiczne nie stworzą dostatecznej ilości środków zaspokajania potrzeb, które następnie będą mogły zostać odebrane bądź przejęte drogą wojennej grabieży.
 
[5] Albert Jay Nock napisał ostro, że:
 
Państwo głosi i praktykuje monopol na zbrodnię …  Zakazuje morderstw prywatnych, ale samo organizuje morderstwa na skalę masową. Karze prywatną kradzież, samo jednak bez skrupułów kładzie rękę na wszystkim, czego pragnie, bez względu na to, czy jest to własność obywatela czy obcego.
 
Nock, On Doing the Right Thing and Other Essays (New York:: Harper and Bros., 1929) s. 143, cytowane w: Jack Schwartzman, Albert Jay Nock – A Superfluous Man, Faith and Freedom (December, 1953): 11.
 
[6] Oppenheimer, The State, s. 15:
 
Czymże zatem jest Państwo jako twór socjologiczny? Państwo w samej w swej genezie … jest instytucją społeczną wymuszoną przez grupę zwycięzców na grupie pokonanych, zabezpieczając się zarówno przez wewnętrzną rewoltą, jak i atakami z zewnątrz. Z teleologicznego punktu widzenia, owo dominium nie ma żadnego innego celu, oprócz ekonomicznej eksploatacji pokonanych przez zwycięzców.
 
De Jouvenel zaś napisał: „Państwo jest w swej istocie skutkiem sukcesu osiągniętego przez bandę rozbójników, którzy rozprzestrzenili się na małe, oddzielne społeczności.” Bertrand de Jouvenel, On Power (New York: Viking Press, 1949), s. 100-101.
 
[7] Bardziej rozstrzygające rozróżnienie między „kastą”, czyli grupą obdarzoną przywilejami bądź obciążoną powinnościami przez Państwo, a Marksowską koncepcją „klasy społecznej” znaleźć można w: Ludwig von Mises, Theory and History (New Haven, Conn.: Yale University Press, 1957), s. 112 i następne.
 
[8] Podobna akceptacja nie zakłada oczywiście, iż rządy Państwa stały się „dobrowolne”; gdyby bowiem nawet wsparcie większości było czynne i ochocze, nigdy nie będzie ono jednomyślnie potwierdzone przez każdą jednostkę.
 
[9] Fakt, iż każdy rząd, obojętne jak bardzo „despotyczny” wobec jednostki, musi zapewnić sobie określone poparcie, był głoszony przez tak dociekliwych i bystrych teoretyków polityki, jak Etienne de la Boetie, David Hume oraz Ludwig von Mises. Zatem, porównaj: David Hume, „Of the First Principles of Government”, w: Essays, Literary, Moral and Political (London: Ward, Locke, and Taylor n.d.), s. 23; Etienne de la Boetie, Anti-Dictator (New York: Columbia University Press, 1942), s. 8-9; Ludwig von Mises, Human Action (Auburn, Ala.: Mises Institute, 1998), s. 188 i następne. Inne artykuły dotyczące analizy Państwa przez la Boetie, zobacz: Oscar Jaszi, John D. Lewis, Against the Tyrant (Glencoe, III.: The Free Press, 1957), s. 55-57.
 
[10] La Boetie, Anti-Dictator, s. 43-44.
 
Kiedykolwiek władca obwołuje się dyktatorem … wszyscy ci, którzy są zepsuci przez zżerającą ich ambicję bądź niezwykłą pazerność, zbierają się wokół niego i wspierają go, aby mieć udział w zyskach i zapewnić sobie pozycję drobnych złodziejaszków pod wielkim tyranem.
 
[11] Fakt ten implikuje bezsprzecznie, że wszyscy intelektualiści sprzymierzają się z Państwem. O aspektach przymierza intelektualistów i Państwa, czytaj: Bertrand de Jouvenel, „The Attitude of the Intellectuals to the Market Society”, The Owl (January, 1951), s. 19-27; idem, “The Treatment of Capitalism by Continental Intellectuals” w: F.A. Hayek, wyd., Capitalism and the Historians (Chicago: University of Chicago Press, 1954), s. 93-123; przedrukowane w: George B. de Huszar, The Intellectuals (Glencoe, III: The Free Press, 1960), s. 385-399; i w Schumpeter, Imperialism and Social Classes (New York: Meridian Books, 1975), s. 143-155.
 
[12] Joseph Needham, “Review of Karl A. Wittfogel, Oriental Despotism”, Science and Society (1958): s. 65. Needham pisze także, że “zwycięskim (chińskim) cesarzom służyła przez wszystkie wieki potężna kompania pełnych poświęcenia i bezinteresownych uczonych,”  s. 61. Wittfogel zaznacza, że w doktrynie konfucjańskiej chwała klasy panującej spoczywała na swych dobrze urodzonych urzędnikach – uczonych–biurokratach, przeznaczonych do bycia profesjonalnymi władcami, przewodzącymi masom pospólstwa. Karl A. Wittfogel, Oriental Despotism (New Haven, Conn.: Yale University Press, 1957), s. 320-321 i poprzednie. Argumenty w opozycji z Needhama, zobacz John Lukacs, “Intellectual Class or Intellectual Profession? w de Huszar, The Intellectuals, s. 521-522.
 
[13] Jeanne Ribbs, “The War Plotters”, Liberation (August, 1961): s. 13. “stratedzy nalegają, by ich zawód zasługiwał na “poważanie godne akademickiego odpowiednika wojskowej profesji””. Zobacz także: Marcus Raskin, “The Megadeath Intellectuals”, New York Review of Books (November 14, 1963): s. 6-7.
 
[14] Dlatego też historyk Conyers Read, głównie w swoim przemówieniu, postulował ochronę faktów historycznych na usługach “demokratycznych” i narodowych wartości. Read głosił, że “wojna totalna, zarówno gorąca, jak i zimna, powołuje każdego do broni i wzywa każdego, by odegrał swoją rolę. Historyk nie jest bardziej zwolniony z tego obowiązku niż żadna inna osoba. Read, “The Social Responsibilities of the Historian”, American Historical Review (1951): s. 283 i następne. Krytyka Reada i inne aspekty nadwornej historiografii, zobacz Howard K. Beale, “The Professional Historian: His Theory and Practice”, The Pacific Historical Review (August 1953): s. 227-255. A także porównaj Herbert Butterfield, Official History: Its Pitfalls and Criteria”, History and Human Relations (New York: Macmillan, 1952), s. 182-224; oraz Harry Elmer Barnes, The Court Historians Versus Revisionism (n.d., s. 2 i następne.
 
[15] Porównaj Wittfogel, Oriental Despotism, s. 87-100. Opozycyjna rola religii vis-a-vis Państwa w starożytnych Chinach i Japonii, zobacz Norman Jacobs, The Origin of Modern Capitalism and Eastern Asia (Hong Kong: Hong Kong University Press, 1958), s. 161-194.
 
[16] De Jouvenel, On Power, s. 22:
 
Podstawowym powodem uległości jest fakt, iż stało się ono przyzwyczajeniem danego gatunku … Siła jest dla nas faktem naturalnym. Od najwcześniejszych dni datowanej historii, zawsze przewodniczyła ona ludzkiemu przeznaczeniu … autorytety, które władały [społeczeństwami] w dawnych czasach nie znikały bez zapisania swym następcom w testamencie ich przywilejów ani bez pozostawienia w ludzkich umysłach kumulujących się zapisów. Sukcesja rządów, które na przestrzeni wieków władały tą samą społecznością, może być rozpatrywana jako jeden fundamentalny rząd, który wciąż się rozrasta.
 
[17] O podobnym użyciu religii w Chinach, zobacz Norman Jacobs, passim.
 
[18] H. L. Mencken, A Mencken Chrestomathy (New York: Knopf, 1949), s. 145:
 
Cały [rząd] dostrzega, że w oryginalnej idei zawiera się potencjalna zmiana, a co za tym idzie, i wkraczanie w jego prerogatywy. Najbardziej niebezpiecznym człowiekiem dla każdego rządu jest ten, kto potrafi myśleć sam za siebie, nie zważając na powszechnie dominujące przesądy i tabu. W sposób nieunikniony dochodzi on do wniosku, że rząd, pod którym żyje, jest nieszczery, obłędny i nietolerancyjny, tak więc, jeśli jest romantykiem, próbuje to zmienić. A nawet gdy romantykiem nie jest osobiście, jest bardzo skłonny rozsiać niezadowolenie wśród tych, którzy nimi są.
 
[19] Ibid., s. 146-147.
 

 

0

pmad

Jak zyc w kraju bialych murzynów?

7 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758