Przekazuje też część danych o wydarzeniach, które nastąpiły na smoleńskim lotnisku. Odnotujmy niektóre:

1.  W restauracji (!!!) 'Dorian Gray’ w Moskwie pyta Tomasz Arabski swego rosyjskiego partnera, czy lotnisko będzie gotowe na przylot delegacji, na co ten odpowiada: "tak". Tłumaczka Justyna Gładyś zeznała, iż Arabski zabronił jej poinformowania ambasadora Jerzego Bahra o treści rozmów z Rosjaninem.

2.  Nota rosyjskiego MSZ z 9 kwietnia 2010 roku nie zawierała zgody na lądowanie polskiego samolotu, tylko na przelot.

3.  Grzegorz Cyganowski, II sekretarz Ambasady Polskiej w Moskwie poinformował półtorej godziny przed planowanym przylotem zastępcę ambasadora Piotra Marciniaka, że tupolew z powodu fatalnej pogody nie wyląduje w Smoleńsku, lecz w Moskwie, Mińsku lub w Witebsku (było więc to ostatnie miejsce na pewno zamknięte?). Marciniak udał się więc na lotnisko Wnukowo w Moskwie, by powitać prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W drodze otrzymał wiadomość, że Tu-154M rozbił się na Siewiernym.

4.  Urzędniczka ambasady Emilia Jasiuk, przebywająca na Siewiernym, zeznała, iż  słyszała huk "przypominający przejście bariery ponaddźwiękowej". Po ośmiu minutach była na miejscu katastrofy(?), gdzie Tomasz Turowski kazał jej sporządzić oficjalną listę ofiar (tempo ekspresowe!).

5.  Ambasador Jerzy Bahr zeznał w prokuraturze, iż "nie widział przedniej części samolotu i nie mówił o tym, czy ktoś mógł przeżyć". Jest to sprzeczne z wypowiedziami ministra Radosława Sikorskiego, który tuż po katastrofie(?) podał do wiadomości, że nikt nie przeżył, a wiedzę tę miał powziąć od Jerzego Bahra.

Czytelnicy, interesujący się bliżej tragedią smoleńską, zwrócą na pewno uwagę na informacje często sprzeczne z wcześniej podanymi faktami oraz na podejrzane lub niezrozumiałe działania osób odpowiedzialnych za przyjęcie polskiej delegacji. Zauważą na przykład, że Emilia Jasiuk – podobnie jak inni dawniej wypowiadający się na ten temat świadkowie – słyszała nietypowe dźwięki, które w żaden sposób nie są podobne do głosów wybuchów czy upadku samolotu. Dziwne też wydają się w tym kontekście wypowiedzi Sikorskiego czy pospieszne działania Turowskiego.

Po 27 miesiącach badań i śledztwa wiemy nadal niewiele o naszej tragedii narodowej. Tak na dobrą sprawę nie znamy nawet miejsca, w którym zginął prezydent RP Lech Kaczyński wraz z delegacją polską udającą się do Katynia.