POLSKA
Like

7 tys. ”sprawiedliwych”, dlaczego tak mało?

28/01/2020
972 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
7 tys. ”sprawiedliwych”, dlaczego tak mało?

Prezydent izraelski Riwlin /chyba po polsku Rywlin/ wyraził w Auschwitz ubolewanie, że tak mało, stanowczo za mało polskich „sprawiedliwych wśród narodów świata”, bo tylko 7 tys. Powstaje pytanie: mało, bo Polacy nie chcieli pomagać Żydom, czy też mało, bo nie wszyscy zostali ujawnieni, lub nie dożyli do stosownej chwili? Nie wiem jakie intencje przyświecały izraelskiemu prezydentowi w chwili wymawiania tych słów, ale jeżeli były one przychylne narodowi polskiemu to powinny być jaśniej wyrażone. Prawdą jest, że wiele rodzin polskich zostało w komplecie zgładzonych przez Niemców za pomoc udzieloną Żydom i nie było nikogo kto mógłby drzewko zasadzić. Chyba jednak jeszcze więcej jest takich, którzy po prostu nie ujawnili swojej działalności w tej mierze, nie wspominam już przynajmniej setek osób zaangażowanych […]

0


Prezydent izraelski Riwlin /chyba po polsku Rywlin/ wyraził w Auschwitz ubolewanie, że tak mało, stanowczo za mało polskich „sprawiedliwych wśród narodów świata”, bo tylko 7 tys.

Powstaje pytanie: mało, bo Polacy nie chcieli pomagać Żydom, czy też mało, bo nie wszyscy zostali ujawnieni, lub nie dożyli do stosownej chwili?

Nie wiem jakie intencje przyświecały izraelskiemu prezydentowi w chwili wymawiania tych słów, ale jeżeli były one przychylne narodowi polskiemu to powinny być jaśniej wyrażone.

Prawdą jest, że wiele rodzin polskich zostało w komplecie zgładzonych przez Niemców za pomoc udzieloną Żydom i nie było nikogo kto mógłby drzewko zasadzić.

Chyba jednak jeszcze więcej jest takich, którzy po prostu nie ujawnili swojej działalności w tej mierze, nie wspominam już przynajmniej setek osób zaangażowanych w akcji „Żegota”, które nigdy nie doczekały się uznania odpowiadającego ich zasłudze.

Nie dotyczy to oczywiście Ireny Sendlerowej, z którą wielokrotnie rozmawiałem na ten temat, a która bez fałszywej skromności powiedziała mi na wspomnienie jej zasług, jeszcze wtedy, kiedy nie była powszechnie znana, że „przecież byłam trybikiem w tej wielkiej organizacji pomocy”, a którą „specjaliści” od fabrykowania historii specjalnie wyizolowali z „Żegoty”, bo im nie odpowiadały zarówno siostry zakonne biorące w tym największy udział i ponoszące największe ryzyko, a także osoba Zofii Kossak – Szczuckiej.

Nie ujawniono także do dziś tysiące chłopów, którzy przechowywali Żydów, ale też i ludzi, którzy uznali za niegodne ubieganie się o jakiekolwiek uznanie dla swego poświęcenia.

Przy omawianiu tej sprawy pozwalam sobie przypomnieć osobę mojej ciotki Stanisławy Przewóskiej, absolwentki uniwersytetu kijowskiego działaczki POW, która po przedostaniu się do Polski wykładała matematykę w gimnazjum Anny Jabłonowskiej w Białymstoku. Wraz z mężem Adamem Przewóskim – przedsiębiorcą, prezesem stowarzyszenia chrześcijańskich kupców i przemysłowców w Białymstoku i aktywnym radnym miasta mieli liczne kontakty towarzyskie w tym również z miejscowymi Żydami. Otóż w czasie wojny na jesieni 1941roku, kiedy Niemcy wyrzucili ciotkę i przy okazji i mnie z bratem z jej domu w Białymstoku zamieszkała w odzyskanej po bolszewickiej grabieży własnej resztówce w Jurowcach pod Białymstokiem.

Był to czas, kiedy organizowaliśmy tam mp. /miejsce postoju/ komendy obwodu ZWZ „Lis 11” – Białystok – powiat. Któregoś dnia przyprowadziła znajomego lekarza Żyda dr Szackiego, który się u nas przechowywał.

Nie ukrywam, że otrzymaliśmy z tego tytułu reprymendę od komendanta obwodu „Szarego” gdyż nie wolno było dodatkowo narażać lokalu i tak wystawionego na duże ryzyko. Obiecał wyszukać mu inne lokum, ale na razie przebywał u nas.

Wbrew zaleceniom żeby nie opuszczał przynajmniej zagrody, udał się do Białegostoku dla załatwienia jakichś spraw i więcej nie powrócił. Usiłowaliśmy uzyskać informacje o nim jednak bez skutku.

Ciotka Stasia zaangażowana w akcje organizacyjne –głównie w łączności, niezależnie od tajnego nauczania, podobnie jak i moja matka, w czasie „Burzy” została ciężko ranna, ale udało się jej wyjść z tego na tyle, że mogła podjąć się pracy nauczycielskiej.

Niemcy zabrali jej dom, a „władza ludowa” resztówkę, mimo że jej areał nie osiągał ustawowej powierzchni. W końcu po przejściu na emeryturę wyrzucono ją nawet z wynajmowanego mieszkania, tak że musiałem ją zabrać do Warszawy i umieścić w kupionym przeze mnie mieszkanku dla mojej matki, gdzie dożyła swoich lat.

Nigdy nie doczekała się oprócz wymienionych szykan, żadnego uznania, a piszę o tym, bo takich są liczne tysiące, a właściwie to już ich nie ma.

Z kolei w 1943 roku w czasie prowadzonej przez nas akcji oczyszczania puszczy knyszyńskiej dla skoncentrowania w niej bazy partyzanckiej mój brat natrafił na ukrywające się Żydówki – matkę z dzieckiem. Widząc ich stan ostatniej nędzy zorganizował im siedlisko i zaopatrywał w żywność. Kiedyś po wojnie owa ocalona Żydówka spotkała moją matkę i zaczęła wypytywać o brata, jak się dowiedziała, że zginął – zareagowała: -o Boże to był święty człowiek.

Myślę, że reakcja tej Żydówki jest znacznie więcej warta niż wszystkie drzewka i inne uznania współczesnych.

Ja zetknąłem się ze sprawą ukrywania Żydów już po ponownym wkroczeniu do Polski Sowietów, a mianowicie, kiedy po ucieczce z obozu i przejściu frontu znalazłem się na białostocczyźnie powierzono mi między innymi funkcję oczyszczania terenu północnej części obwodu białostockiego AK /już „Obywatelskiego”/ z grasujących oddziałów milicji, sowieckich jaczejek trofiejnych i placówek ubeckich. Między innymi w dolinie Biebrzy natrafiłem na posterunek ubecko milicyjny zajmujący się rabunkiem dóbr pozostawionych przez licznie ukrywanych tam Żydów u miejscowej ludności.

Był to teren przez Niemców nie nawiedzany i dogodny do przetrwania.

Oczywiście ten „posterunek” trzeba było zlikwidować, gdyż był on bardzo uciążliwy dla miejscowej ludności, bo nie trudno sobie wyobrazić, że pastwą grabieży padało wszystko, co tylko się nadawało niezależnie od pochodzenia.

Nie sądzę żeby ci ludzie, którzy przechowywali Żydów po takim doświadczeniu przyznawali się do tego i mogli zasadzić drzewka.

A propos „drzewek” – inskrypcja o „sprawiedliwych” brzmi bardzo dziwnie, przecież nie chodzi o żadną sprawiedliwość, ale o miłosierdzie, a w polskich warunkach wyjątkowo jeszcze o praktycznie – heroizm, lub jak kto woli szaleńczą odwagę.

W podanym kontekście brzmi to jakby tych „sprawiedliwych” nie było zbyt wielu, reszta narodów to „niesprawiedliwi”.

Sprawiedliwość w naszym pojęciu nie jest żadną wybitną cnotą jest po prostu obowiązkiem, a to już oznacza coś zupełnie innego.

Chyba jednak w tym sformułowaniu ujawnia się różnica w nakazie religijnym wiary chrześcijańskiej w stosunku do judaizmu.

Ktoś kiedyś napisał, że jeżeli udało się przeżyć 300 tys. Żydów wojnę w Polsce to znaczy, że przynajmniej 300 tys. Polaków było zaangażowanych w ich ratowanie.

Można to potraktować jako pewną przesadę, ale przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy osób z całą pewnością było zaangażowanych, a to jest zawsze wielokrotnie więcej niż wymienione 7 tys. drzewek.

Ponadto drzewko drzewku nie równe, jak można w jednym rzędzie zestawiać ryzyko drobnej kary pieniężnej czy nawet krótkotrwałego aresztu stosowane w większości krajów okupowanych lub kolaborujących z Niemcami z jedynym wyjątkiem wprowadzenia wyłącznie w Polsce kary śmierci dla całej rodziny bez względu na wiek jako represji za pomoc Żydom.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758