WIEDZA
Like

Scenariusz inwazji na Ukrainę

12/04/2014
1488 Wyświetlenia
9 Komentarze
20 minut czytania
Scenariusz inwazji na Ukrainę

Rosyjskie wojska osiągnęłyby swoje cele na Ukrainie w 3–5 dni – twierdzi gen. Philip Breedlove, dowódca sił NATO w Europie. Dysproporcja sił jest ogromna, a na korzyść agresora przemawia wszystko, poza jednym – czasem. Różne czynniki uwzględnia analiza ośrodka Stratfor, kreśląca możliwy scenariusz wojenny.

0


Antoni Rybczyński
Rosyjskie wojska osiągnęłyby swoje cele na Ukrainie w 3–5 dni – twierdzi gen. Philip Breedlove, dowódca sił NATO w Europie. Dysproporcja sił jest ogromna, a na korzyść agresora przemawia wszystko, poza jednym – czasem. Różne czynniki uwzględnia analiza ośrodka Stratfor, kreśląca możliwy scenariusz wojenny

„Nadzwyczajne militarne, ekonomiczne i polityczne koszty takiej akcji czynią ją mało prawdopodobną. Ukraina jest w zupełnie odmiennym położeniu niż Gruzja, ostatni kraj, na który Rosja dokonała inwazji” – zastrzega Stratfor. Ale tak samo nielogiczna wydawała się aneksja Krymu. I to ona zresztą zmusza Moskwę do kolejnego kroku. Półwysep łączy z Rosją przeprawa promowa w Kerczu. Zapowiadana budowa mostu, podwodnego tunelu czy elektrowni na Krymie to przyszłość. W połączeniu z koniecznością bieżącego zaopatrywania dwóch milionów ludzi w niemal wszystko – od prądu poczynając, na wodzie i żywności kończąc – oznacza to w ciągu najbliższych pięciu lat wydatek rzędu kilkudziesięciu miliardów dolarów. Rosja musi mieć lądowe połączenie z Krymem – czyli musi zapanować nad południowym wschodem Ukrainy. Stąd dyplomatyczna ofensywa Moskwy ws. „federalizacji” sąsiada (de facto przekształcenia części terytorium ukraińskiego w rosyjski protektorat). Jeśli Kijów nie ulegnie naciskom, Rosja musi zaatakować. I musi być to wojna błyskawiczna – przesunięcie linii frontu możliwie szybko i bez strat, zanim Ukraina zmobilizuje wystarczające siły i zanim Zachód byłby w stanie skutecznie zareagować. Dr Mark Galeotti (New York University), jeden z największych znawców polityki bezpieczeństwa Rosji, wskazuje, że celem minimum dla Kremla będzie zajęcie wschodnich i południowo-wschodnich obwodów Ukrainy. Wariant drugi to dodatkowo marsz przez południową Ukrainę aż po Odessę, połączenie się z Naddniestrzem, odepchnięcie Ukrainy od morza (większe ryzyko militarne – odsłonięta na kontruderzenie z północy długa prawa flanka). Wreszcie wariant maksymalistyczny, ale też najmniej prawdopodobny, czyli zajęcie całej Ukrainy.

„Order of battle”
Jak przypomina Stratfor, według stanu na styczeń 2013 r., w siłach zbrojnych Rosji służyło 766 tys. oficerów i żołnierzy. Z czego ok. 400 tys. w Zachodnim i Południowym Okręgach Wojskowych graniczących z Ukrainą. Z tych 400 tys. z baz wyszło i/lub zostało zaangażowanych w różne ćwiczenia ok. 80 tys. żołnierzy. I to oni mieliby zaatakować Ukrainę. Do tego należy dodać 22 tys. na Krymie oraz zgrupowanie w Naddniestrzu (1,5 tys. Rosjan plus kilkanaście tysięcy dobrze uzbrojonych i wyszkolonych „żołnierzy” separatystycznego regionu). W ewentualnej inwazji uczestniczyłyby głównie jednostki 20. Armii ze sztabem w Woroneżu oraz elementy 49. i 58. Armii z Kaukazu Północnego. Do tego dochodzą łatwe do szybkiego przerzutu jednostki specnazu GRU i wojsk powietrzno-desantowych (ok. 10 tys.). Łatwo można też przerzucić żołnierzy z zablokowanego Krymu – powietrzem lub morzem (w czasie aneksji Krymu pojawiały się informacje o grupach zwiadu rosyjskiego lądujących na wybrzeżu w rejonie Odessy i Chersonia). Większość wojsk skoncentrowano nad granicą z Ukrainą w rejonie Rostowa (kierunek natarcia: Łuhańsk, Donieck i Mariupol), Kurska i Biełgorodu (kierunek natarcia: Sumy i Charków). Niedawno pojawiły się informacje o koncentracji także na położonym najbardziej na północ odcinku granicy – w obwodzie briańskim (kierunek natarcia: Czernihów i ewentualnie Kijów). Według źródeł amerykańskich i natowskich cytowanych przez Stratfor, wzdłuż głównych dróg wiodących ku granicy skoncentrowano ok. 30 tys. żołnierzy w stanie gotowości bojowej (kilka dni później gen. Breedlove mówił o 40 tys.). Ale najbardziej niepokoi rozbudowa ich zaplecza logistycznego, bo to najmocniej wskazuje na realne przygotowania do inwazji. Już wcześniej, podczas ćwiczeń w Południowym Okręgu Wojskowym, uwagę zachodnich wywiadów zwróciło testowanie jednostek zaopatrzenia i logistyki, odpowiedzialnych za zaopatrzenie prących szybko naprzód wojsk.
Potencjał obronny Ukrainy wygląda w porównaniu z Rosjanami blado, i to pod każdym względem: liczebności, wyposażenia, wyszkolenia, stanu gotowości, rozmieszczenia, sytuacji geostrategicznej. Całe siły zbrojne Ukrainy to góra 130–140 tys. ludzi. Zdaniem Stratfora tylko 6–10 tys. z nich przedstawia siłę bojową na najwyższym poziomie. Według think-tanku, do walki gotowy jest personel mniej niż 20 proc. czołgów, wozów bojowych i ledwie 10 proc. załóg samolotów. Pomijając już, że tylko 15 proc. lotnictwa jest „na chodzie”. Niewiele lepiej jest ze stanem sprzętu na lądzie. „Na niekorzyść Ukrainy przemawia rozmieszczenie jej sił – większość ma stałe bazy po zachodniej stronie Dniepru. Jedyne duże jednostki na lewobrzeżnej Ukrainie to 1. Brygada Pancerna (na północy), 79. Brygada Szturmowo-Desantowa (w pobliżu Krymu), 92. i 93. Brygady Zmechanizowane (na wschodzie) oraz elitarna 25. Powietrzno-Desantowa koło Nowomoskowska” – pisze Stratfor. Siły ukraińskie są na niższym poziomie gotowości bojowej niż rosyjskie i na dodatek są faktycznie otoczone. Gdy na wschodzie stoją główne siły wroga, za plecami, na zachodzie, jest Naddniestrze. Na lewej flance (północ) jest Białoruś, ściśle związana militarnie z Rosją, udostępniająca jej swoje terytorium. Na prawej flance jest Krym i morze, na którym absolutnie panuje Flota Czarnomorska.
„Jak w każdej militarnej kampanii, bardzo ważna jest geografia” – podkreśla w analizie Stratfor. Generalnie Ukraina jest płaska jak stół – 90 proc. to równiny, gdzieniegdzie poprzecinane płytkimi dolinami rzecznymi, z rzadko występującymi, niewielkimi wzgórzami. To idealne pole dla pancernej bitwy. Tymczasem Ukraina ma z Rosją aż 1,9 tys. km lądowej granicy, która nie napotyka żadnych naturalnych przeszkód. Pierwszą taką przeszkodą – i to bardzo trudną do sforsowania – jest Dniepr. Potężna, szeroka rzeka, pełna ogromnych, sztucznych zbiorników wodnych, dzieli kraj na część północno-zachodnią i południowo-wschodnią. Dolinę Dniepru charakteryzuje bardzo rozwinięta sieć jarów i wąwozów, przechodzących w system dopływów. Kraj na wschodnim brzegu Dniepru to głównie stepy (południe) i mieszana strefa stepu i lasów liściastych (centrum i północ). To pozwala na łatwą obserwację wszelkich ruchów wojsk. Ale też niemal uniemożliwia schronienie się przed atakiem lotnictwa. To daje ogromną przewagę tej stronie, która zapanuje w powietrzu.

Maskirowka i Blitzkrieg
Pierwsza faza inwazji już trwa. Rosyjscy agenci i specnaz infiltrują nie tylko wschodnią, ale i zachodnią Ukrainę, tworząc siatki lokalnych kolaborantów i agentury oraz aktywizując i rozwijając te powstałe już wcześniej. Także z udziałem oficerów SBU. Jak pisze zaś Stratfor, amerykański wojskowy wywiad ma powody podejrzewać, że Rosja już przerzuciła na wschodnią i południową Ukrainę grupy bojowe 45. Pułku Specnazu GRU. Ich zadaniem jest obserwacja ruchów lokalnych sił ukraińskich, koordynacja i wsparcie antyrządowych sił wśród ludności rosyjskiej (jak na Krymie) oraz przygotowanie aktów sabotażu, gdy ruszy lądowa ofensywa. Jej początek poprzedziłby bezpośrednio zmasowany atak elektroniczny, hakerski i fizyczny (ataki agentów i komandosów na ważne obiekty) w celu sparaliżowania ukraińskich struktur dowodzenia, kontroli i łączności. Chodzi o wywołanie maksymalnego chaosu w krytycznych pierwszych godzinach inwazji. Jak zwraca uwagę Galeotti, to nie przypadek, że Rosjanie wysłali niedawno na Białoruś swój odpowiednik AWACS-a, czyli samolot rozpoznawczo-wywiadowczy Beriew A-50. Z białoruskiej przestrzeni powietrznej może on szpiegować całe terytorium Ukrainy. Na południu tymczasem, w pobliżu Odessy, pojawił się naszpikowany elektroniką i radarami okręt CCB-201 „Priazowje”.
Rosyjskie wojska mogą rozpocząć regularne działania bojowe 12 godzin od otrzymania rozkazu z Kremla – twierdzi gen. Breedlove. „Biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu, infrastrukturę i bliskość kluczowych celów na wschodniej Ukrainie, rosyjska ofensywa polegałaby na punktowych, szybkich uderzeniach sił pancernych i zmotoryzowanej piechoty na tym bardzo długim froncie” – pisze Stratfor. Z rejonów koncentracji Rosjanie mogą szybko poruszać się w głąb Ukrainy, wzdłuż licznych, łączących oba kraje dróg. Główne siły poprzedzać będą jednostki rozpoznania, identyfikujące wrogie cele. Ciężka artyleria dalekiego zasięgu i lotnictwo mają niszczyć wskazane cele i umocnione punkty obrony. Duże ośrodki miejskie będą w pierwszej fazie ofensywy otaczane i omijane. To właśnie zabezpieczenie pozostających na tyłach miast i ochrona wydłużających się z każdą godziną linii zaopatrzenia mogą stanowić największy problem dla Rosjan. Choć słabe ukraińskie siły powietrzne nadal są zagrożeniem dla atakujących. Muszą więc być szybko zneutralizowane, zwłaszcza jeśli Rosjanie przeprowadzać będą duże operacje desantowe – w celu zabezpieczenia kluczowych elementów infrastruktury przed nadejściem sił lądowych. „Choć trudno ocenić przedział czasowy, rosyjskie lotnictwo mogłoby zdobyć panowanie w powietrzu w 24–48 godzin. To wymagałoby skoordynowanej operacji zniszczenia strategicznej obrony powietrznej i instalacji radarowych Ukrainy oraz uderzenia w bazy ukraińskich Su-27 i MiG-29” – czytamy w analizie Stratforu.
Atakując na wschodzie, jednocześnie Rosjanie staraliby się sparaliżować siły przeciwnika na zachodzie kraju. Celem zmasowanego uderzenia lotnictwa, artylerii i sił rakietowych byłyby więc nie tylko ukraińskie zgrupowania wojskowe, ale też drogi, mosty, tory kolejowe na zapleczu sił wroga. Do tego dodać należy dywersyjne akcje rosyjskich sił na Białorusi i w Naddniestrzu – dla odwrócenia uwagi (tzw. maskirowka).
Jednocześnie zajęte zostałyby lotniska w takich miastach, jak Donieck czy Dniepropietrowsk – pisze Galeotti. To zadanie specnazu GRU i lokalnych sojuszników (np. funkcjonariuszy rozwiązanego Berkutu). Na zajętych lotniskach wylądowałyby dziesiątki samolotów transportowych z desantem, osłanianych przez lotnictwo. Spadochroniarze mieliby za zadanie szybko pokonać opór w zajmowanych miastach. Na rolę wojsk powietrzno-desantowych (WDW) wskazuje też analityk Paweł Felgenhauer. Jak napisał w artykule w „Foreign Policy”, podczas prowadzonych od kilku tygodni ćwiczń, lekko uzbrojeni spadochroniarze szkolą się w zajmowaniu „wrogich lotnisk i portów lotniczych jako przyczółków do dalszego natarcia”. 19 marca dowództwo WDW potwierdziło początek serii ćwiczeń z użyciem amunicji ostrej z udziałem 5000 ludzi w ośmiu administracyjnych jednostkach kraju (w siedmiu przypadkach w europejskiej części Rosji). Mają trwać 45–60 dni.
Celem Rosjan byłoby szybkie dotarcie sił pancernych do uchwyconych przez desant przyczółków, zanim ciężkie siły ukraińskie złamią opór spadochroniarzy. Stratfor nie wyklucza uderzenia w kierunku Kijowa – choć celem nie byłoby zajmowanie stolicy, lecz związanie dużych sił ukraińskich na północy kraju, aby łatwiej zdobyć teren na południu i zmiażdżyć odcięte jednostki wroga. Biorąc pod uwagę dystans, ukształtowanie terenu i różnicę sił, Rosjanie zapewne szybko zajęliby Charków i Łuhańsk, nawet gdyby potem utrzymywał się lokalny opór w tych miastach. Donieck i Mariupol nad Morzem Azowskim padłyby niewiele później. „Jest mało prawdopodobne, żeby Rosja chciała zająć Odessę już w pierwszej fazie ofensywy, ale Flota Czarnomorska zablokowałaby port, wyłączając siły morskie Ukrainy z gry” – dodaje Stratfor.

Krytyczny najbliższy miesiąc
Pierwszą poważną geograficzną przeszkodą dla ofensywy byłby Dniepr – czyli jakieś 200–300 km od granicy. To też najbardziej oczywista i jedyna realna linia ukraińskiej obrony. „Niektóre z dużych dopływów Dniepru na północnym wschodzie też mogłoby służyć za linię obrony, jeśli Rosjanie nie zdecydowaliby się na uderzenie w stronę Kijowa” – wskazuje Stratfor. Zanim agresor osiągnąłby rzekę, Ukraińcy mieliby czas na zniszczenie kluczowych mostów. Uwzględniając panowanie Rosji w powietrzu, siły ukraińskie na zachodnim brzegu Dniepru byłyby jednak narażone na potężne uderzenia lotnictwa i poniosłyby duże straty. To wyklucza możliwość kontrofensywy. Z kolei Rosjanie panowaliby już nad rosyjskojęzycznymi obszarami Ukrainy. Ewentualne przejście Dniepru na południu i marsz ku Naddniestrzu oznaczałyby rozciągnięcie linii komunikacyjnych i wystawienie się na uderzenie ukraińskie w prawą flankę. Wówczas to, co jest słabością Ukraińców, będzie słabością Rosjan. Czyli stepy – teren doskonały do atakowania, trudny zaś do obrony. Gdyby Moskwa chciała jednak iść dalej, na zachodnią Ukrainę, konieczna byłaby przerwa w celu konsolidacji pozycji, zniszczenia ośrodków oporu na tyłach ofensywy, uzupełnienia strat i wzmocnienia zaplecza logistycznego oraz przygotowania się do przeprawy.
Podsumowując, Rosjanie są zdolni do szybkiego zajęcia znaczącej części wschodniej Ukrainy. Ale to jednak nie Krym. Muszą się liczyć z oporem znacznych sił ukraińskich oraz z wrogością większości ludności. W otwartym starciu wojska ukraińskie są bez szans, zapewne więc unikałyby tego, próbując tylko opóźniać marsz najeźdźców, a potem walcząc na tyłach. Te nieduże, rozproszone oddziały wojska i Gwardii Narodowej mogą być dla Rosjan poważnym problemem, jeśli skutecznie będą niszczyć drogi, koleje, mosty, przerywać linie zaopatrzenia. Działania partyzantki ułatwiałaby postawa większości ludności. Niewielu tam – nawet wśród prorosyjskich mieszkańców – takich separatystów jak na Krymie. A wojskowa inwazja wzmocni antyrosyjskie nastroje. Dlatego tuż za regularnymi siłami postępować będą wojska wewnętrzne MSW Rosji – pisze na swoim blogu Galeotti. Mają spacyfikować opór i zapewnić spokój na tyłach. Tym bardziej że o ile w miastach wschodniej Ukrainy dominują Rosjanie i zrusyfikowani Ukraińcy (choć nie zawsze to oznacza chęć przejścia pod władzę Moskwy), o tyle na prowincji, we wsiach, dominuje ludność ukraińska.
Jeśli Putin zdecyduje się zaatakować, musi to zrobić najdalej do końca maja – przekonuje Felgenhauer (przewidział wojnę Rosji z Gruzją w 2008 r.).
1 kwietnia ruszył wiosenny pobór w rosyjskim wojsku. Co oznacza, że ok. 130 tys. ludzi powołanych rok temu musi powoli robić miejsce nowym rekrutom. Czyli z każdym dniem w jednostkach będzie rósł odsetek żołnierzy, którzy mają za sobą tylko półroczne przeszkolenie (jesienny pobór) i odsetek nowicjuszy. To obniża gotowość bojową. Co prawda, szkolonych przez rok żołnierzy można jeszcze przetrzymać w wojsku przez pewien czas, ale nie za długo. Bo zacznie spadać morale. Przez kilka najbliższych tygodni siły rosyjskie osiągną więc szczyt swoich możliwości bojowych: liczebnie i pod względem wyszkolenia. Ale potem, po zakończeniu wymiany poborowych, armia Rosji gotowa będzie do wojny dopiero w sierpniu–wrześniu. Druga sprawa to wybory prezydenckie na Ukrainie 25 maja. Po nich władza w Kijowie zyska w pełni demokratyczną legitymację, wytrącając Moskwie z ręki ważny oręż – twierdzenie, że z „puczystami” nie można rozmawiać. Oba te czynniki powodują, że tzw. okno możliwości dla wojny będzie otwarte od połowy kwietnia do końca maja.

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758