Bez kategorii
Like

Pokażcie mnie w telewizji, opowiem wam o Jezusie

15/02/2012
269 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
no-cover

Ponieważ najważniejszym problemem Polaków dzisiaj jest komunikacja, chciałem jeszcze raz napisać o tym co takiego złego i głupiego robi prawica

0


 Ponieważ najważniejszym problemem Polaków dzisiaj jest komunikacja, chciałem jeszcze raz napisać o tym co takiego złego i głupiego robi prawica, że tę komunikację uniemożliwia i stawia się w jednym rzędzie z reżimowymi mediami. Chciałem napisać o pułapkach semantycznych, w które wpadamy, wierząc że to nie pułapki, ale dobre wróżby na sukces. Zacznijmy od opisu tak zwanych prawicowych inicjatyw. Już o tym było, ale będzie jeszcze, z tego choćby powodu, że jestem tu ciągle oskarżany o rozbijanie prawicy. Porozbijajmy ją więc naprawdę, skoro tak bardzo nas o to proszą. Porozbijajmy prawicę serio, skoro są ludzie, którzy wierzą w to, że można to zrobić pisząc bloga w salonie24.

 

Mamy więc oto prawicowy język, bardzo specyficzny, język sięgający po zwroty i słowa z dziedziny wojskowości. Kiedy przemawia prawicowy dziennikarz, wyłączam z tego już prawicowych polityków, a szczególnie Jarosława Kaczyńskiego, który mówi do rzeczy, o ile nie wypowiada się o karze śmierci, tak więc kiedy przemawia prawicowy dziennikarz lub publicysta słyszymy albo warkot bębnów i piszczałki, albo szelest weksli na XIX giełdzie, czasem bicie dzwonów. Poetyka ta nie służy komunikacji z czytelnikiem czy wyborcą, ona służy wprost wyodrębnieniu nijakiego, bezbarwnego i najczęściej jeszcze intelektualnie bezpłodnego publicysty z tłumu innych publicystów. Służy także temu, by publicysta ów, który wziął się nie wiadomo skąd zajął dobrą pozycję i określił się wokół jakiejś ważnej sprawy. Być może nawet wokół sprawy świętej. I tak mamy na prawicy trzy obszary, która możemy nazwać świętymi – świętość życia, świętość władzy i świętość własności. Na każdym z nich siedzą inne ropuchy, które domagają się uwagi, posłuchu i braw właśnie dlatego, że są tu gdzie są. Ja celowo napisałem ropuchy, żeby nikt nie musiał się domyślać i będę tak pisał nadal póki Mazurek publicznie nie przeprosi za „blogerską tłuszczę”.

 

Wokół informacji i emocji emanujących z tych trzech obszarów buduje się komunikację na prawicy. To jest tak jak na koloniach letnich w małej miejscowości, gdzie nie ma basenu. Trzeba się podzielić na drużyny i coś wymyślić, żeby jakoś przetrwać do końca turnusu. Tyle, że prawica ma jeszcze do zagospodarowania coś takiego jak grupy wyborców. Z komunikatów płynących z prawicowych gazet, z twarzy pokazujących się w prawicowych programach telewizyjnych z wypowiedzi internetowych i prawicowych blogów bije szczera troska o to czy ten wyborca, ten tłum, ten motłoch aby na pewno zrozumiał co prawicowy publicysta lub prawicowy profesor chce mu przekazać. Prawica jest głęboko przekonana o tym, że nie zrozumiał, bo miast iść na wybory siedzi w domu. Skoro zaś nie zrozumiał – tylko taki wniosek można z tego wyciągnąć patrząc na frekwencję wyborczą – znaczy przekaz jest zbyt skomplikowany i trzeba go uprościć. I upraszczamy. No bo jak? Jeszcze bardziej go komplikować? Jeszcze bardziej wzbogacać? To już się w ogóle ten motłoch z domu nie ruszy.

 

Pytałem ostatnio pewnego zakonnika o pewnego znanego prawicowego publicystę. -On nie ma poglądów politycznych – odrzekł zakonnik – on się jedynie określa poprzez swój stosunek do ochrony życia poczętego. To jest fantastyczna wiadomość, ponieważ tak się składa, że z wyjątkiem satanistek takich jak Czubaszek i Bakuła oraz ich znajomych, wszyscy określają się w ten właśnie sposób. Kiedy zaś już się określą to mają w ręku nabój o wielkiej mocy do którego można dokręcić syfon w dowolnym kolorze. I tak to leci od jednego programu publicystycznego do drugiego, od jednego składu redakcyjnego żyjącego z dotacji do drugiego – a życie sobie płynie, jak gdyby nigdy nic, w przyrodzie nic nie ginie, to jest zwyczajny pic – jak mówią słowa piosenki.

 

Ja się chciałem tutaj na chwilę zatrzymać z tego powodu, że ostatnio spotkała mnie poważna przykrość ze strony osoby w której pokładałem sporo wiary. Oto okazało się, że ja nie mogę pisać o takich sprawach, bo to są tematy nietykalne. Nie wiem dlaczego akurat ja mam ich nie tykać, a inni mogą, ale i tak nie będę słuchał takich uwag, więc nie ma się co zastanawiać. Pod przedostatnim moim tekstem w NE blogerka circ wrzuciła film, z krótkim wykładem księdza profesora Guza z KUL. Ja, do czego przyznaję się od razu, nigdy w życiu nie wysłuchałem żadnego wykładu z filozofii. Nie licząc podstawowego kursu z historii filozofii na pierwszym roku studiów, który mnie znudził okropnie. To był mój pierwszy raz. Byłem tym co powiedział ksiądz profesor Guz po prostu wstrząśnięty. Mówił on o pewnej myśli Marcina Lutra, która w sposób wyraźny powtarza się u Hegla, Marksa, Heideggera i u neomarksistów. Posłuchajcie sobie tego wykładu, jest krótki i ważny. Otóż z tego co mówi ksiądz profesor wynika wprost, że numery takie jak aborcja i eutanazja to pozwolenie na składanie krwawych ofiar w domowym zaciszu. Ja to mówię wprost – żeby nie było wątpliwości. O to chodzi i o nic innego. „Niosą swoje dzieci skrwawionym ekranom Molocha” – jak napisał poeta. Nie rozumiem więc, dlaczego ci wszyscy, którzy wobec ochrony życia nienarodzonych się określają życiowo, bo nawet nie publicystycznie, także nie powiedzą tego wprost. Nie pojmuję tego. Nie widzą? Nie słyszą? Nie chodzili na wykłady księdza Guza? Dlaczego tam jest tyle bełkotu ciągle? Tego międlenia, tych min, tych zamyśleń, palców włożonych do ust w chwilach zastanowienia, brwi ściągniętych i czół zatroskanych. Dlaczego?

 

Mamy także dyskurs o własności, który obstawiają ludzie z Instytutu Sobieskiego. Instytut ten nazywa się tak wprost przez pomyłkę i przeoczenie, bo słuchając tego co mówi Staniłko i jego koledzy dochodzimy do wniosku, że powinien on nosić nazwę Instytutu Sobiesiaka. Nie będę tu już dziś pisał o liberalizmie i dręczył czytelników. Wracajmy do naszych pułapek semantycznych.

 

Prawica nie może opisywać się słowami, które nie kojarzą się z dynamiką, akcją, porozumieniem i komunikacją. To jest błąd poważny. To jest błąd semantyczny taki sam jak etykieta na butelce, którą dawno temu kupiłem sobie w mieście Biłgoraj. „Napój jabłkowy o smaku dyniowym” – tak tam było napisane. Jeśli Rymkiewicz mówi o obozie patriotycznym zamiast podziału na prawicę i lewicę, nie myśli wcale o komunikacji – tak sądzę – myśli o tym, by ci którzy wkurzyli się na Tuska przeszli do Kaczyńskiego. Jednak oferta, którą im składa jest nędzna i biedna. Oni jej nie kupią, bo słysząc słowa – obóz patriotyczny natychmiast pójdą zagłosować na Palikota. Myślę, że Jarosław Marek Rymkiewicz nie jest temu winien, myślę, że tam są całe sztaby ludzi, a przynajmniej jeden sztab, który opracowuje te chybione i prostackie strategie, strategie obliczone na klęskę.

 

Profesor Zybertowicz nie może, a przynajmniej nie powinien, opowiadać o archipelagach polskości, bo to się kojarzy z bezwładem i samotnością, nie z dynamiką, ruchem i sukcesem. To się kojarzy z beznadzieją klęską, opuszczeniem przez wszystkich i radziecką powieścią „Samotny biały żagiel”, która jest słaba i nie do czytania. To się kojarzy wprost z propagandą. I jeśli wam się panowie wydaje, że konstruujecie dobry przekaz to powinniście się z tego przekonania jak najszybciej wyleczyć. Ludzie na to nie pójdą. Nie obudzicie tych 60 procent, które nie głosuje. Być może nawet nie o to chodzi, być może chodzi o to, by zabrać Tuskowi kilku lemingów. Ale to jest strategia z krótkimi nogami, na pięć minut przed wyborami przygotowana. Kiedy pisałem podobną krytykę jesienią, takie właśnie argumenty słyszałem. Teraz mamy czas i co? Obóz patriotyczny i archipelagi polskości? I co będą te wyspy w archipelagach robić? Dyskutować? O czym? Wymieniać się telefonami? Nie. One będą czekać. Na co? Na sygnał z centrali proszę Państwa. O to chodzi. Nie chodzi o to by obudzić ludzi i im ideę i kraj, nie o to chodzi by zmniejszyć składki ZUS i podatki oraz by rozłożyć te cholerne ZUSY równo na wszystkich łącznie z mundurowymi. Chodzi o to, by mieć swoją sieć, która utrzyma motłoch w posłuchu lub zorganizuje mu jakieś zajęcia w podgrupach. Na przykład wspólne czytanie wierszy Wojciecha Wencla. To jest program prawicy i jej oferta dla obywateli. Głęboko nieprawdziwa i nie trafiająca celu. Jeśli nasza sytuacja jest tak poważna jak się o tym mówi, potrzebne są poważne plany i poważne strategie. Jeśli oczywiście wierzymy w demokrację i traktujemy obywateli serio. Bo może nie wierzymy w demokrację? Może wiemy, że wszystko co ważne jest na zewnątrz i od żadnych wyborów nic już od dawna nie zależy? Może decyzja o tym czy i kiedy zmienić w Polsce władzę nie jest podejmowana w kraju, ale gdzieś hen, hen daleko za jego granicami. Jeśli tak jest – tym gorzej dla prawicy. Ludzie bowiem zrozumieją, że oszukiwał ich Palikot czy Tusk, nie wybaczą to ale spluną za nim. Kiedy okaże się, że kłamią tak zwani „nasi” nie będzie już żadnych powrotów, żadnych resetów i nowych otwarć. Po prostu.

 

Co robić w takim razie, bo na pewno takie pytanie padnie. Przed wszystkim przeprogramować język. Skończyć z obozami, archipelagami i szamaństwem telewizyjnym. Skończyć z określaniem się wobec rudymentów, po to nie dodaje niczego człowiekowi, który się tak określa a bruka jedynie rudymenty. Zacząć od rozmowy o pieniądzach. ZUS wynosi już ponad 1000 złotych dla takich firm jak moja. I nie jest doprawdy łatwo ten tysiąc zarobić. Jeśli już prawica musi używać języka militarnego i morskiego jednocześnie radzę obejrzeć wszystkim film pod tytułem „Piraci z Karaibów” to dobry symbol i dobra metafora. Jeśli chcemy zwyciężyć musimy wedrzeć się na teren przeciwnika i narobić tam tylu szkód ilu zdołamy, a następnie wycofać się w pełnym składzie bez strat i rozpocząć ulepszanie swojego statku. Ludzie, którzy na nim służą muszą wiedzieć, że płyną po zwycięstwo, muszą także wiedzieć, że kapitan, choć małomówny wie dokąd płynie i każde spotkanie z przeciwnikiem kończy się zwycięstwem. I musi wiedzieć także ta załoga, że w tym zwycięstwie ma swój udział. Jeśli ktoś uważa, że te rady są zbyt ogólne, zbyt powierzchowne, niech założy wyspę w archipelagu polskości i poczyta sobie pana Staniłko z Instytutu Sobiesiaka. Tam będzie miał same konkrety.

 

Na koniec jak zwykle chciałem zareklamować swoje książki.

 

Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. No i już od dawna, o czym zapomniałem, znajdują się w księgarni Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie. Cały czas oczywiście są one dostępne na stronie www.coryllus.pl  oraz na stroniehttp://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Od dziś książki – w tym Toyah – dostępne są także w księgarni Ojców Karmelitów w Poznaniu przy ul. Działowej 25. Trzeba wejść do tak zwanej furty i tam jest ta księgarnia. O każdym następnym punkcie dystrybucji będę informował na blogu.

0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758