Bez kategorii
Like

Piętaszek i polscy obszarnicy na kresach

20/03/2011
361 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Każdy kto czytał oryginalną wersję książki Daniela Dafoe, tę grubą, pod tytułem „Przypadki Robinsona Crusoe”, a nie przeróbkę napisaną przez Stanisława Stampfla, dziadka obecnej żony Tomasza Lisa zorientował się jak bardzo intencje Dafoe rozjechały się z intencjami interpretatorów. Robinson oryginalny to pochwała pracowitości i skrzętności protestanckiej, pean na cześć kulturowej wyższość Anglików nad wszystkimi innymi nacjami bez względu na kolor skóry, to fastrygowany grubymi nićmi moralitet zakłamanego przedstawiciela wielkich korporacji, który otworzył sobie agencję na bezludnej wyspie, a żeby mieć mocniejsze argumenty w konfrontacji z mieszkańcami wysp okolicznych i z szwendającymi się w okolicy Hiszpanami przyczepił sobie krzyż przy wejściu do chaty, a dłoni zaś dzierżył muszkiet. Robinson Dafoe to zapowiedź potęgi imperium morskiego, pierwsza jaskółka zamorskiej ekspansji Brytyjczyków. Nie […]

0


Każdy kto czytał oryginalną wersję książki Daniela Dafoe, tę grubą, pod tytułem „Przypadki Robinsona Crusoe”, a nie przeróbkę napisaną przez Stanisława Stampfla, dziadka obecnej żony Tomasza Lisa zorientował się jak bardzo intencje Dafoe rozjechały się z intencjami interpretatorów. Robinson oryginalny to pochwała pracowitości i skrzętności protestanckiej, pean na cześć kulturowej wyższość Anglików nad wszystkimi innymi nacjami bez względu na kolor skóry, to fastrygowany grubymi nićmi moralitet zakłamanego przedstawiciela wielkich korporacji, który otworzył sobie agencję na bezludnej wyspie, a żeby mieć mocniejsze argumenty w konfrontacji z mieszkańcami wysp okolicznych i z szwendającymi się w okolicy Hiszpanami przyczepił sobie krzyż przy wejściu do chaty, a dłoni zaś dzierżył muszkiet. Robinson Dafoe to zapowiedź potęgi imperium morskiego, pierwsza jaskółka zamorskiej ekspansji Brytyjczyków. Nie dociera to do nas to, bo w tysiącznych powtórzeniach, przeróbkach i ulepszonych wersjach oglądamy coś zgoła innego, coś co Danielowi Dafoe nie mogłoby nawet postać w głowie. Widzimy mianowicie człowieka samotnego i bezradnego, dla którego nie ma ratunku, człowieka, który nadludzkim wysiłkiem usiłuje utrzymać się przy życiu i nie wie nawet czy uda mu się dotrwać do kolejnego poranka. Człowiek ten wzbudza współczucie, śmieszy czasem, a lektura tych przeróbek bywała i bywa nadal inspiracją dla dziecięcych zabaw. Filmy o Robinsonie są zwykle projekcją lęków białego człowieka i wyrazem jego bezradności wobec przyrody i wobec obcych. Robinson Dafoe to cywilizacja triumfująca, jego następcy zaś to cywilizacja w najlepszym razie pełna wątpliwości, jeśli nie przekonana o swojej całkowitej klęsce.

 
Najgorzej jest jednak z Piętaszkiem. Czytając Robinsona, poczytuje to sobie za powód do chwały, cały czas czekałem na to co stanie się z Piętaszkiem, wiedziałem bowiem od początku, że Robinson to tak naprawdę zakłamany bydlak, bez krzty współczucia w sercu, a autor tej książki nie myślał wcale o tym by oddać prawdę psychologiczną, a jedynie pokazać jak silna jest cywilizacja, która go wydała. Nie było mowy o tym by jakiś dziki pojechał do miasta York i mieszkał tam wśród wybranych i szczęśliwych istot, które modlą się co niedziela w kościele i dzielnie oszukują na procentach w dni powszednie. Coś trzeba było z dzikim zrobić. Dyskretna i dramatyczna śmierć była najlepszym i niekłopotliwym rozwiązaniem. Potem już tylko trumna i chlup do morza. Załatwione. Można wracać.
 
Tak właśnie Brytyjczycy widzieli swoje relacje z mieszkańcami krain, do których przybywali i niewyobrażali sobie, że można to jakoś inaczej załatwić. I przez to właśnie dziś mają problem, który każe im wypłacać zasiłki dla całej gromady leni i darmozjadów z Jamajki i okolic.
 
O czym ja chcę wam tu dziś powiedzieć? Do czego zmierzam? To tego, że Robinson nie umywa się nawet do najmarniejszego pamiętnika polskiego ziemianina z XIX wieku. Dlaczego? To proste. Właściciele majątków polskich na kresach musieli rozwiązywać tysiączne problemy dotyczące komunikacji pomiędzy ludźmi kulturowo tak różnymi, że różnice pomiędzy Robinsonem i Piętaszkiem nie są żadnymi różnicami, to są wręcz koledzy z pubu w porównaniu z sytuacją na Kresach. Mieli ci nasi obszarnicy w dodatku jeszcze kłopot w postaci administracji państw okupacyjnych. Życie w tych nieprawdopodobnie zróżnicowanych pod względem kulturowym okolicach było prawdziwym wyzwaniem, tym bardziej że nie było państwa narodowego, które mogłoby – używając do tego dekretów jak Prusacy – domagać się od miejscowej ludności polonizacji. Każdy więc dwór, każdy pałac, każdy zaścianek budował swoją metodę porozumiewania się ze światem, swoją kulturę, swój świat odrębny i skomplikowany. Wszystko to miało charakter rytualny na poły, bo przecież ludzie tam żyli naprawdę, żyli poważnymi sprawami takimi jak sprzedaż lasu, wydanie za mąż córki, powinności wobec dworu i wypłacanie dniówek robotnikom. Nikt nie miał czasu na psychologizowanie i rozterki Robinsonów filmowych. Obcych zaś w tym świecie było co niemiara i byli to ludzie dalece silniej świadomi swojej siły i odrębności niż ten biedny Piętaszek. Byli rosyjscy urzędnicy i oficerowie, rosyjscy lub austriaccy to zależy od okolicy, byli Żydzi rozmaitych stanów i majętności, od żebraków do milionerów, byli chłopi ukraińscy, białoruscy lub litewscy, w najlepszym razie polscy – nie wiadomo którzy gorsi, były panny z zagranicy uczące francuskiego i niemieckiego, a w najbogatszych domach angielskiego, byli nauczyciele fechtunku i kucharze z Włoch, byli także duchowni różnych wyznań. Całe to towarzystwo porozumiewało się ze sobą w najrozmaitszych językach i na najróżniejszych płaszczyznach zachowując przy tym tysiączne, wyglądające dziś na absurdalne formy towarzyskie. Było to konieczne by świat ów funkcjonował, by żył i nie stoczył się w przepaść. I to się rzeczywiście udawało, dopóki nie pojawił się jeszcze jeden element, prosty i agresywny jak komórka nowotworowa – socjaliści. Temat ten zostawmy sobie jednak na inną okazję.
 
Świata tego już nie ma, a książki go opiewające są wyśmiewane, przemilczane lub w najlepszym razie komentowane przez tak zwanych badaczy literatury. To co nam z tego zostało to przeważnie silnie wpojona niechęć do obszarników i ich wstrętnych metod, którymi ujarzmiali biednych chłopów. Nie potrafimy nic o tym powiedzieć nic właściwie, bo życie nasze, w porównaniu z ich życiem, jest proste i prymitywne. Sposoby komunikacji zaś jakie znamy i uprawiamy z zapałem pieprząc przy tym cały czas o dialogu i porozumieniu kultur to coś tak głęboko nieprawdziwego, że aż strach. Kiedy zaś chcemy się rozerwać i poczytać coś prawdziwego oraz wzruszającego, sięgamy po Robinsona, bo nam się zdaje że to kawał literatury, który stawia ważne pytania współczesnemu człowiekowi. Jest to, o czym wielbicieli tej książki zawiadamiam – nie z przykrością wcale, a z zadowoleniem, gówno prawda.
0

coryllus

swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy

510 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758