Bez kategorii
Like

Papierosy jako lekarstwo

19/11/2011
1266 Wyświetlenia
0 Komentarze
24 minut czytania
no-cover

Palenie tytonu ma wielowieką tradycję. A tu się okazuje, że służy zdrowiu 🙂

0


Nie jestem propagtorem palenia papierosów. Choc sam pale z przyjemnością od wielu lat.

Zastanawiam sie tylko, czemu ten wpis na stronie NE jest wizualnie przedstwiony jak sieczka nakładających się zdań. Może  to przyypadek – błąd serwisu.
 
Wielu uczonych mistrzów – lub psudo-uczonych, zdecydowało o tym, by  na każdej paczce papierosów
było groźne ostrzeżenie o skutkach ich palenia.
 
To trochę tak, jakby na każdym bochenku chleba napisać: jedzenie to największa trucizna. Bo i tak jest.
Jeżeli setki lub tysiące razy będę Ci wmawiał, że kalafior to trucizna i umrzesz na np raka trzustki – to tak sie stanie.
 
Wie o tym wielu ludzi zdających sobie sprawę z potęgi podświadomości. Psychologów, psychoterapeutów lub amatorów studiujących zagadnienia podświadomości.
Polecam w tym temacie krótki i treściwy e-book – Spirala Bogactwa:
 
Każdy fałsz, każde kłamstwo powtórzone setki lub tysiące razy – działa, przekonuje ludzi ale tych mało dociekliwych, tych nie mających jakoby czasu na myślenie.
Sztandarową pozycją w tym temacie jest książka Josepha Murphyego "Potega podświadomości".
Ale to nie jedyna pozycja z tego tematu – tzn pod jak i nad świadomości. Chociaż co do Nadświadomości – to pozycji w literaturze jest dużo mniej, a szkoda, bo temat arcyciekawy.
Wprowadzanie do umysłu palacza informacji o wszelkich chorobach wynikających z palenia papierosów jest zbrodnią dokonaną jakoby w imię "troski o zdrowie".
 
Pomijam fakt ogromnych zysków dla państw pozwalających na sprzedaż tytoniu. Jeśli zabrania się sprzedaży np marihuany (a wiadomo od dawna, że nie dowiedziano ani jednego przypadku choroby z powodu jej palenia, a palący są rzaczej spolegliwi i nie aktyowowani do działąn niezgodnych z prawem – na ten temat sporo w internecie) – to jakim cudem pozwala sie na palenie w Polsce i w innych krajach?
W świetle expose premiera Tuska – widze fałsz i obłudę – lub brak informacji, czyli wiedzy.
A teraz sedno sprawy: Prawdy.
 
1. Bomby nuklearne a rak płuc.
 
Niektóre rządy wiedzą, że ich przeszłe działania są bezpośrednio odpowiedzialne za spowodowanie większości nowotworów płuc i skóry w dzisiejszym świecie, więc posuwają się do ekstremalnych metod, próbując zmniejszyć w ten sposób odpowiedzialność i przerzucić zobowiązania finansowe od siebie, na nieszkodliwy ekologicznie tytoń. Jak dowiemy się z dalszej części raportu, skromny organiczny tytoń nigdy nie zaszkodził nikomu, a w pewien sposób można słusznie przyznać, że zapewnia askakującą ochronę zdrowia.
Nie wszystkie rządy na świecie podzielają ten sam problem.
Japonia i Grecja mają największą liczbę dorosłych palaczy na świecie, ale najniższą liczbę zachorowań na raka płuc. W kontraście do tego, Ameryka, Australia, Rosja, i niektóre grupy wysp na Południowym Pacyfiku mają najniższą liczbę dorosłych palaczy na świecie, ale największą zachorowalność na raka płuc.
To jest trop numer jeden w rozwikłaniu absurdu, ale zakorzenione na zachodzie medyczne kłamstwo, że „palenie powoduje raka płuc.”
Pierwszy europejski kontakt z tytoniem miał miejsce w roku 1492, kiedy Kolumb i kolega podróżnik Rodriguo de Jerez zobaczyli na Kubie palących tubylców. Tego samego dnia, de Jerez zaciągnął się pierwszy raz i stwierdził, że to bardzo relaksujące, tak jak miejscowi zapewniali go, że będzie. Była to ważna okazja, ponieważ Rodriguo de Jerez odkrył to, co Kubańczycy i rdzenni Amerykanie znali od wieków: że palenie cygar i papierosów nie tylko relaksuje, ale także leczy kaszel i inne dolegliwości. Kiedy wrócił do domu, Rodriguo de Jerez dumnie zapalił cygaro na ulicy, i został natychmiast aresztowany i osadzony na trzy lata przez przerażającą hiszpańską inkwizycję. De Jerez tym samym stał się pierwszą ofiarą antynikotynowych lobbystów. 
  
W ciągu niespełna wieku, palenie stało się czynnością dającą wiele radości i akceptowanym w całej Europie zwyczajem społecznym, z kolonii przywożono tysiące ton wyrobów tytoniowych w celu zaspokojenia zwiększonego popytu. Coraz większa liczba pisarzy chwaliła tytoń jako panaceum na bolączki ludzkości. Na początku XX wieku palił niemal co drugi człowiek, ale częstość występowania raka płuca nadal była tak niska, że prawie niemierzalna. Wtedy stało się coś nadzwyczajnego: w dniu 16 lipca 1945 miał miejsce przerażający kataklizm, który ostatecznie spowodował to, że rządy państw zachodnich zniekształciły postrzeganie palenia na zawsze. Jak K. Greisen wspomina:
 
„Kiedy zmniejszyła się intensywność światła, odłożyłem szklankę i spojrzałem prosto w stronę wieży. W tym czasie zauważyłem chmurę dymu otoczoną niebieskim kolorem. Wtedy ktoś krzyknął, że powinniśmy obserwować falę uderzeniową przechodzącą po ziemi. Miała wygląd jasno oświetlonego okręgu, zaraz nad ziemią, powoli rozprzestrzeniającą się w naszym kierunku. Była żółtego koloru.„Trwałość chmury dymu była jedną rzeczą, która mnie zaskoczyła. Po pierwszej szybkiej eksplozji, dolna części chmury zdawała się przybrać stały kształt i zawisła nieruchomo w powietrzu. Tymczasem górna część ciągle się podnosiła, tak że po kilku minutach miała co najmniej pięć kilometrów wysokości. Powoli przyjęła kształt zygzakowaty z powodu zmiennej prędkości wiatru na różnych wysokościach. Dym przebił chmurę przy wejściu w nią, i zdawał się być całkowicie nienaruszony przez chmurę”.
 
 Eksplozja pierwszej bomby nuklearnej (Nowy Meksyk 16 lipca 1945) 
  
 Był to notoryczny „Trinity Test,” pierwsza brudna broń zdetonowana w atmosferze. Kula 6 kg plutonu, skompresowana do super-krytyczności przez wybuchające soczewki, Trinity eksplodowała nad Nowym Meksykiem, z siłą równą około 20.000 ton trotylu. W ciągu kilku sekund, miliardy śmiertelnie radioaktywnych cząsteczek zostały wessane do atmosfery na wysokości 6 mil [9 km], gdzie szybkie strumienie powietrza mogły daleko je roznosić. 
  
 Rząd amerykański wiedział wcześniej o promieniowaniu, zdawał sobie sprawę z jego śmiertelnych skutków dla człowieka, ale wprost nakazał test z kompletnym brakiem poszanowania dla zdrowia i dobrego samopoczucia. Według prawa, było to zawinione rażące niedbalstwo, ale amerykańskiego rządu to nie obchodziło. Prędzej czy później, w taki czy inny sposób, znaleźliby innego winnego za jakiekolwiek długotrwałe skutki poniesione przez Amerykanów i innych obywateli, lokalnych i dalszych. 
  
 Jeśli pojedyncza mikroskopijna cząstka radioaktywna spadnie ci na skórę na plaży, masz raka skóry. Wdychasz pojedynczą cząsteczkę tego samego śmiertelnego błota, i śmierć z powodu raka płuc staje się nieunikniona, chyba że zdarzy ci się, że na szczęście palisz papierosy. Radioaktywna mikroskopijna cząstka zagrzebuje się głęboko w tkankę płucną, całkowicie przytłacza ograniczone rezerwy witaminy B17 w organizmie i powoduje błyskawiczne niekontrolowane rozmnażanie komórek. 

Jak możemy być absolutnie pewni, że radioaktywne cząstki naprawdę powodują raka płuc, za każdym razem kiedy człowiek jest narażony od wewnątrz? Dla prawdziwych naukowców, w przeciwieństwie do medycznych szarlatanów i rządowych propagandystów, to nie jest problem. Aby jakakolwiek teoria została przyjęta naukowo, trzeba najpierw udowodnić, zgodnie z rygorystycznymi wymogami powszechnie uzgodnionymi przez naukowców. Najpierw podejrzany radioaktywny czynnik trzeba odizolować, a następnie użyć w odpowiednio kontrolowanych eksperymentach laboratoryjnych w celu stworzenia wymaganego skutku, tj. raka płuc u ssaków. 
  
W ten sposób naukowcy bezlitośnie poświęcili dziesiątki tysięcy myszy i szczurów na przestrzeni lat, celowo poddawali ich płuca skażeniu radioaktywnemu. Udokumentowane wyniki tych różnych eksperymentów naukowych są identyczne. Każda mysz i szczur posłusznie dostają raka płuc, a następnie każda mysz i szczur umiera.Teoria została zatem przeliczona na fakty naukowe w ściśle kontrolowanych warunkach laboratoryjnych. Podejrzany agent [materiał radioaktywny] spowodował żądany rezultat [rak płuc] na skutek wdychania go przez ssaki. 
 
Całkowitej wielkości ryzyka zachorowania na raka płuc u ludzi w wyniku atmosfery radioaktywnej nie można przecenić. Zanim Rosja, W Brytania i Ameryka zabroniły badań atmosferycznych 5 sierpnia 1963 r., do atmosfery wprowadzono już ponad 4.200 kg plutonu. Ponieważ wiemy, że mniej niż jeden mikrogram [milionowa część grama] wdychanego plutonu powoduje raka płuc u ludzi, dlatego wiemy, że wasz przyjazny rząd wprowadził do atmosfery 4,200,000,000 [4,2 mld] śmiertelnych dawek, a pół życia cząstki radioaktywnej to co najmniej 50,000 lat. Przerażające? Niestety, jest jeszcze gorzej. 

 
Wspomniany powyżej pluton występuje w broni nuklearnej przed detonacją, ale zdecydowanie największą liczbą śmiertelnych radioaktywnych cząstek są te pochodzące z pospolitego brudu czy piasku zassanego z ziemi, i napromieniowane w czasie podróży pionowej kuli ognia. Cząstki te tworzą zdecydowanie największą część „dymu” na każdym zdjęciu atmosferycznego wybuchu jądrowego. W większości przypadków kilka ton materiału zostaje zassane i trwale napromieniowane w tranzycie, ale bądźmy bardzo konserwatywni i powiedzmy, że tylko 1,000 kg materiału powierzchniowego jest zasysane przez każdą atmosferyczną próbę jądrową. 
 
Przed wprowadzeniem zakazu przez Rosję, W Brytanię i USA, łącznie przeprowadzono 711 atmosferycznych prób nuklearnych, tworząc 711,000 kg śmiertelnie niebezpiecznych mikroskopijnych cząsteczek radioaktywnych, do których należy dodać oryginalne 4,200 kg z samej broni, chociaż bardzo konserwatywnie, łącznie 715,200 kg. Istnieje ponad milion dawek śmiertelnych na kilogram, co oznacza, że nasze rządy skaziły nam atmosferę ponad 715,000,000,000 [715 mld] takich dawek, wystarczająco do spowodowania raka płuc lub skóry 117 razy w każdym mężczyźnie, kobiecie i dziecku na ziemi. 
  

Czy palenie jest szkodliwe?

Maj 6, 2011

Beznadziejnie głupie pytanie, prawda? Nikt przy zdrowych zmysłach nie spróbuje przecież upierać się że jest inaczej. Dlaczego? No bo, hm, prawda, naukowcy udowodnili. Jacy naukowcy? No, przecież wszyscy, medycyna twierdzi, prawda, jednoznacznie. Twierdzi? Twierdzi. Od kiedy? Tu proszę państwa zaczyna się robić ciekawie. Medycyna twierdzi tak od niedawna. Przedtem, przez wieki całe, ustami swych najsłynniejszych i najbardziej światłych przedstawicieli twierdziła, że wręcz odwrotnie. Teraz będzie to co najbardziej lubimy, czyli krecia robota.
 
Szamanistyczne praktyki ostatnich 5000 lat, jak również terapeutyczne zastosowanie palonych (przez Scytów i Traków) nasion konopi nie będą nas tu zupełnie interesować. Potraktujemy pobłażliwie Hipokratesa (tak, to ten, na którego przysięgają tegoroczni absolwenci wydziałów lekarskich) – nie wiemy ilu pacjentkom zaszkodził zalecając wdychanie dymu jako panaceum na „schorzenia kobiece“. Co on mógł wiedzieć? Ciekawszy już był Piliniusz Starszy ze swoją wypróbowaną metodą leczenia (również dymem) uporczywego kaszlu. Ale co tam – dawno i nieprawda, zapomniane i wybaczone.
 
Przeskoczmy zatem do czasów nowożytnych, w których (po mrokach średniowiecza) zaczyna rządzić rozum, a uczeni, aby móc zasługiwać na to określenie, muszą – jak się powszechnie uważa – coś umieć. Jest wiek XVI, na scenę wkracza Jean Nicot, co prawda nie lekarz, ale jak najbardziej poważny uczony zwany (też) ojcem francuskiej leksykografii. Jakże niesprawiedliwie. Jego bezsprzecznie największym osiągnięciem było spopularyzowanie „nowej rośliny leczniczej“, a był skuteczniejszym popularyzatorem (tego na czym się nie znał) niż leksykografem (na leksykografii znał się). Nicot był człowiekiem obdarzonym poczuciem misji. Niestrudzenie pisał listy do głów koronowanych, egzotyczna (już niedługo) roślina miała pomagać wszystkim na wszystko. Cierpiącą na uporczywe migreny Katarzynę Medycejską wyleczył nowym zielem o nazwie tabah szybko i skutecznie. Owrzodzony kardynał Franciszek Lotaryński pozbył się dzięki tytoniowi wrzodów. Entuzjazm wyleczonych rodzi wyznawców. Na pierwszego koryfeusza nauk medycznych, który był gotów podeprzeć istniejący entuzjazm własnym autorytetem nie trzeba było długo czekać. Współczesny Nicotowi ojciec hiszpańskiej medycyny Nicolás Monardes odkrywa cudowne właściwości lecznicze tytoniu i zaczyna stosować zielsko (z pewnym powodzeniem i jeszcze głębszym przekonaniem) jako lek z wyboru na „bóle głowy, raka, choroby układu oddechowego, owrzodzenie skóry, choroby kobiece (wpływ Hipokratesa?) jak również – mówiąc kolokwialnie – robale. Są to najważniejsze zastosowania, pełna lista jest dłuższa i obejmuje 36 pozycji. Monardes – jak na uczonego przystało – nie tylko leczył, ale również pisał, a co gorsza napisane potem publikował. Pozostawił po sobie nieznaną liczbę ofiar i znaną liczbę uczonych ksiąg, w których zawarł to co zawarł. Ponieważ siła rażenia wiedzy jest nieporównanie większa, niż siła rażenia zabobonu (m.in. dlatego, że uczeni od siebie odpisują) – tytoń rozpoczął swój zwycięski (ponad) 300-letni pochód jako panaceum na wszelkie schorzenia. Kontynentalny wyczyn Nicota powtarza na Wyspach Brytyjskich Sir Walter Raleigh, również on znajduje swego Monardesa w osobie niejakiego Anthony’ego Chute, który nie bacząc na formalne braki w wykształceniu publikuje dzieło o znamiennym tytule „Tobaco“. Autor ogłasza rewolucję w medycynie, zalecane jest (terapeutyczne i profilaktyczne) palenie cudownego ziela w fajce. Obyczaj palenia upowszechnia się tak szybko (wszyscy chcą być zdrowi), że król Jakub I (Stuart) pisze pamflet i próbuje zakazać. Bezskutecznie, tytoń to już nie tylko nałóg, lecz również duże pieniądze. Również dla korony brytyjskiej ze względu na nałożone podatki.
 
W XVII wieku zaczyna się robić naprawdę dziwnie. Tytoniowi zaczyna się przypisywać cudowne właściwości – ze zdolnością przywracania życia zmarłym włącznie. Kto nie wierzy niech poczyta sobie o cudownym zmartwychwstaniu Anne Green powieszonej w 1650 roku za dzieciobójstwo i przywróconej do życia m.in. przy pomocy dymu tytoniowego. Lekarze zalecają żucie tytoniu (jako środek na m.in. ból zębów), picie nalewek tytoniowych (na wzmocnienie), łykanie pigułek (na imbecylizm i konwulsje) palenie fajki (na schorzenia płuc i oskrzeli). Damom zaleca się regularne używanie tabaki. Mazidła tytoniowe wcierane są w skórę, dym używany do inhalacji. Wiek XVIII przynosi szereg nowych, interesujących terapeutycznych pomysłów. Szczególnie zasłużył się tutaj (naprawdę słynny i szanowany) doktor i prekursor intensywnej terapii o nazwisku Richard Mead. Z jednej strony zasłużył się, z drugiej jednak (prosimy dzieci i osoby wrażliwe o chwilowe odejście od odbiorników) jego pomysły były, hm, do dupy. Dosłownie. Mead, zauważywszy że wtłaczanie dymu do płuc osób nieprzytomnych jest trudne i nieprzyjemne, postanowił znaleźć inną drogę podania życiodajnego specyfiku i przeszedł do historii jako wynalazca aparatu do lewatywy dymem tytoniowym. Doodbytnicze pompowanie dymu do wnętrza (przeważnie nieprzytomnego) pacjenta, było terapią z wyboru przez następne 150 lat w przypadku omdleń i utonięć (a w zasadzie podtopień). To nie są jakieś przesądy, w każdym przyzwoitym podręczniku medycyny znajdował się odpowiedni rozdział. Przeświadczenie o skuteczności metody było tak powszechne, że Royal Human Society (ówczesny brytyjski odpowiednik dzisiejszego WOPRu) uznał je w 1780 roku (na wniosek królewskiego stowarzyszenia medycznego) oficjalnie za ważniejsze od sztucznego oddychania i zainstalował wzdłuż brzegów Tamizy skrzynki z „zestawem do ratowania tonących“. W zestawie, a jakże, znajdował się aparat do lewatywy dymem tytoniowym. Pierwsze, nieśmiałe sugestie dotyczące ewentualnej szkodliwości metody pojawiły się w 1811 (Benjamin Brodie stwierdza niekorzystny wpływ nikotyny na pracę serca) – nie przeszkodziło to jednak jego uczonym kolegom przez cały XIX wiek poszukiwać coraz to nowych terapeutycznych zastosowań podawanego doodbytniczo tytoniowego dymu. Leczono (a jakże, z powodzeniem) zaparcia, przepukliny, anemię ba nawet cholerę.
 W sanatoriach dla (jakże licznych wówczas) chorych na gruźlicę, lekarze zalecali chorym palenie papierosów i staranne zaciąganie się aromatycznym dymem. Chorzy krztusili się, kaszleli, ale nie było litości, czego się zresztą nie robi dla zdrowia, szczególnie gdy lekarz zaleca. Ostatnie doniesienia o korzystnym wpływie dymu tytoniowego na przebieg gruźlicy płuc można znaleźć w pulmonologicznych żurnalach z okresu bezpośrednio poprzedzającego wojnę światową.
 Gdy zatem lekarz próbuje nakłonić nas do porzucenia zgubnego nałogu, warto pamiętać, że przedtem, przez jakieś 300 lat z okładem, jego uczeni koledzy usilnie nas do niego przekonywali.
 —
 
Autor nie zaleca palenia tytoniu w żadnej postaci, ani też nie twierdzi, że palenie jest nieszkodliwe.
 
 
Posted by telemach
 

 

0

Akwedukt

Zyje dosc dlugo i staram sie myslec. W zyciu dzialam na wielu obszarach :-) Fizyka, sztuka inzynierska i logika - to podstawy myslenia racjonalnego. Ale równiez wiem sporo o duchowosci. Bo przed nia przyszlosc.

480 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758